Jego historię próbują rekonstruować kolega Jonnego z partyzantki, mec. Waldemar Gałuszko ps. "Szatan", i Jűrgen Pagel, niemiecki historyk. Do dziś ten urodzony w małej miejscowości Busüm nad Morzem Północnym Niemiec pozostaje zagadką.
Był więźniem niemieckiego Konzentrationslager Sachsenhausen. Pewnego razu pojawił się tu SS-Obersturmbannfürer Rudolf Höss (komendant Auschwitz do 1943 r.) i osobiście wybrał 30 więźniów kryminalistów. 20 maja 1940 r. przetransportowano ich do KL Auschwitz jeszcze przed otwarciem obozu śmierci. Jednym z nich był Jonny Lecheniech. Dostał nr obozowy 19.
Jürgen Pagel, niemiecki historyk, i mecenas Waldemar Gałuszko, partyzant AK o pseudonimie "Szatan", kolega Jonnego. Spotkali się w "Głosie Szczecińskim". Chcą wspólnie napisać książkę o Lechenichu. Pagel natknął się na to nazwisko, grzebiąc w aktach obozu Auschwitz. Gałuszko wspominał o nim w jednej ze swoich książek opisującą okres partyzantki.
- Dotarłem do rodziny Jonnego, ale nabrała wody w usta i nie chce nic mówić o swoim krewnym - opowiada o swoich poszukiwaniach Jürgen Pagel. - Tak, jakby się wstydzili tego, co Jonny robił w czasie wojny. Z drugiej strony domyślam się, że nie do końca wiedzieli, kim tak naprawdę był. Wiedziała o nim bardzo dużo jego kobieta, ale gdy trafiłem na jej ślad w Monachium, nie żyła już od dwóch lat.
Skrót historii życia nie jest przekonujący: kryminalista, więzień dwóch obozów koncentracyjnych, a później partyzant batalionu "Las" 74 pp AK, walczący pod rozkazami podporucznika Józefa Kaszy-Kowalskiego ps. "Alma". Teraz obaj panowie szukają luk w historii Konnego, a tych jest wiele.
Jeden z kolegów z partyzantki Waldemara Gałuszki "Szatana" i Jonnego Stanisław Janowski pseudonim "Topór II" opowiadał, jak Jonny uciekł z Oświęcimia. Współpracował wówczas z Pileckim.
Rotmistrz w swoim wstrząsającym raporcie o Oświęcimiu tak wspomina Jonnego:
- "Jonny", który jako kapo komanda Landwirtschaftu początkowo nie przeszkadzał, a potem nawet ułatwiał nam porozumiewanie się ze światem przez kontakt z organizacją na zewnątrz przy współudziale panny Zofii S. (Stare Stawy), z konieczności musiał trochę więcej się domyślać (chodziło o tajną organizację w obozie - MR). Nie zdradził nas, a od chwili, gdy za dowiedzione mu przez władze lagru "przeoczenie" w podkarmianiu więźniów przez ludność cywilną (podrzucanie chleba) - coś więcej nie przyszło władzom do głowy - wziął porcję kijów na stołku, stał się całkowitym naszym przyjacielem.
Według słów "Topora II" komando rolne Jonnego obsługiwało oborę, skąd uzyskane mleko przemycał do obozu. Podczas jednego z wyjść poza obóz przy pomocy wciągniętych do konspiracji Żydów przygotował sobie kryjówkę. Gdy więźniowie i strażnicy kończyli pracę, ukrył się w niej, a później ruszył ku granicy Generalnego Gubernatorstwa. Tuż przed natknął się na jadącego rowerem oficera straży granicznej. Ten na widok jego ubioru od razu wyciągnął pistolet. Jonny jednak spokojnie zagadał go po niemiecku.
Oficer zawahał się i to był jego błąd. Jonny obezwładnił Niemca i nieprzytomnego wrzucił do rowu. Przebrany w jego mundur pojechał prosto na szlaban strażnicy. Tu wymienił z wartą hitlerowskie pozdrowienie i pojechał dalej. Jürgen Pagel twierdzi, że Jonny nie uciekł sam. Zrobił to 10 października 1942 r. wraz z polskimi więźniami, Kazimierzem Nowakowskim (nr obozowy 23048) i Fryderykiem Klyttą (nr 637), z którymi pracował w Karnej Kompanii. Więcej szczegółów nie zna.
Jonny po wojnie został oficerem polskiego II Korpusu na Zachodzie. Prawdopodobnie był też szpiegiem angielskiego wywiadu Secret Intelligence Service lub amerykańskiego Office of Strategic Services.
- To człowiek legenda, zwany Białym Kapitanem, którego przeszłość okryta była tajemnicą nawet dla nas, jego kumpli - wspomina mec. Gałuszko. - Wśród partyzantów uchodził za zestrzelonego pilota angielskiego lub autralijskiego. Obawiał się, i nie bez racji, przyznać, że jest Niemcem. W czasie wojny, w trudnych warunkach konspiracji, narodowość mogła budzić brak zaufania. Życie ludzkie w ponurych czasach wojny niewiele kosztowało. Nie było czasu na dywagowanie o winie. Wątpliwości często rozstrzygano strzałem w głowę. Dlatego wolał być dla innych Anglikiem lub Australijczykiem.
Po zakończeniu wojny Jonny brylował wśród arystokracji krakowskiej. Był mężczyzną na widok którego kobiety traciły głowy. Wysoki, bardzo dobrze zbudowany, wysportowany, z grzywą jasnych włosów, o wesołym usposobieniu. Koledzy, którzy go w tym czasie spotkali, wspominali, że lubił ubierać się w angielski battle -dress.
Kolega z oddziału "Szatana", Longin Hoffman "Sawa", spotkał Jonnego w lutym 1945 r. w Częstochowie. Ich oddział został wcześniej rozformowany, jako że obszar ich działania zajęły już wojska sowieckie.
Jonny szedł w towarzystwie Nowozelandczyka zestrzelonego nad Niemcami. Obaj podobno czekali na transport do Anglii. Jonny trochę zwlekał z wyjazdem ze względu na Irkę Majewską, jego dziewczynę, która mieszkała w Częstochowie. Był w niej bezprzytomnie zakochany. W marcu wyjechali z Nowozelandczykiem do Krakowa, skąd mieli dolecieć podstawionym samolotem do Wielkiej Brytanii.
W maju "Sawa" ponownie natknął się na Jonnego. Tym razem w Sosnowcu. Stali przy amerykańskich ciężarówkach. Podczas rozmowy wyszło na jaw, że z tym legalnym wyjazdem, o którym wcześniej mówili, była bujda. Tak naprawdę, to na podkrakowskim lotnisku ukradli Rosjanom samolot, którym polecieli do Paryża. Stamtąd Jonny wrócił do Polski, bo zlecono mu "jakieś" sprawy do załatwienia.
W partyzantce Jonny często rozmawiał na uboczu ze swoim dowódcą, "Almem". Jak wspomina "Szatan", mówili po niemiecku. Na początku wydawało mu się to nawet dziwne i podejrzane. Dopiero później Jonny mu to wyjaśnił. Przed wojną "Alm" studiował na Politechnice Gdańskiej i był współpracownikiem polskiego wywiadu. Jako Ślązak i syn powstańca śląskiego, został wcielony do Wehrmachtu. Walczył na froncie wschodnim, gdzie został ranny. Uciekł do partyzantki, gdy przebywał w szpitalu w Częstochowie.
Jonny często znikał z oddziału. "Szatan" wyjaśnia to: - Otrzymywał od "Alma" indywidualne zadania do wykonania. W pewnym jednak momencie, już pod koniec wojny, zaczęto szukać niemieckiej wtyczki w oddziale. Podejrzenie padło na Jonnego, który "zbyt dobrze" znał niemiecki. O mały włos, a zakończyłoby się to rozstrzelaniem. Dopiero interwencja dowództwa wyższego szczebla zapobiegła pomyłce.
Jak wspominają inni koledzy "Szatana" z oddziału, Jonny wyróżniał się w walce z żandarmerią i SS-manami. Był wyjątkowo odważny. Przykładem akcja w pow. radomszczańskim przeciwko żandarmom, którzy spalili żywcem kilku chłopów zamkniętych w stodole. Jonny przebrany w mundur niemiecki wpadł wściekły do budynku, gdzie żandarmi odpoczywali. Wrzasnął: Hande hoch!, co wywołało śmiech. Niemcy myśleli, że to ich kamrat z innego oddziału.
W Pilczycy partyzanci chcieli odbić swojego rannego kolegę, "Zycha". Zrobili zasadzkę pod Komornikami na oddział SS. - Widziałem, jak Jonny biegł za jakimś Niemcem - wspominał tę walkę jeden z partyzantów. - Nie zdążył wymienić magazynka. Odrzucił nieprzydatny pistolet maszynowy i dalej biegł. Gdy dogonił esesmana, rzucił się na niego. Ten zdążył się jednak odwrócić i przestrzelić Jonnemu rękę. Mimo bólu Jonny udusił go gołymi dłońmi.
- Jonny był człowiekiem o skomplikowanej osobowości, ale z charakterem - ocenia po latach swojego przyjaciela mec. Waldemar Gałuszko. - Skoro był Niemcem, to musiał mieć dużo wewnętrznej siły, aby przeciwstawić się nazistowskiej ideologii, która zniewoliła umysł niemal wszystkich jego rodaków. Z pewnością na jego postawę miało też wpływ to, co sam przeżył w obozach koncentracyjnych i czego był świadkiem.
Niemiec przeciwko Niemcom? Warto tu raz jeszcze odwołać się do raportu o Auschwitz rotmistrza Pileckiego, opisującego "życie" w obozie i co widział na co dzień Jonny: - Palitzsch strzelił najpierw w ojca rodziny i zabił go na oczach żony i dwojga dzieci. Po chwili zabił małą dziewczynkę, trzymającą się kurczowo ręki bladej matki. Później wyrwał matce malutkie dziecko, które nieszczęśliwa kobieta tuliła mocno do piersi. Chwycił za nogi - rozbił główkę o ścianę. Wreszcie zabił matkę półprzytomną z bólu.
Niemiec przeciwko Niemcom? Inny fragment wspomnień Pileckiego:
- Był tam Żyd, nazywany powszechnie: Dusiciel. Miał on przydzielonych co dzień kilku lub kilkunastu Żydów do skończenia. Zależało to od większego lub mniejszego stanu całej SK. Co pół godziny, czasem częściej lub też rzadziej, w zależności od natłoku w kolejce do śmierci, Dusiciel upatrzonej ofierze kazał się położyć na wznak na ziemi, potem trzonek od łopaty kładł na gardle leżącego, wskakiwał nogami na drążek i naciskał całym swym ciężarem ciała. Drążek przygniatał gardło - Dusiciel się bujał, przenosząc ciężar to na lewą, to znowu na prawą stronę.
Skończyła się wojna. Mecenas Waldemar Gałuszko i Jürgen Pagel zdobyli już szczątkowe informacje na temat powojennych losów Jonnego. Nadal jednak jest w nich wiele luk. Jonny ożenił się po wojnie z Polką, koleżanką z partyzantki. Przez jakiś czas mieszkali w Wielkiej Brytanii. Z jakiś powodów później Jonny wyjechał sam do Niemiec. Zamieszkał w Hamburgu, gdzie znajduje się jego grób. W Niemczech związał się z kobietą, z którą żył do końca swoich dni, ale nigdy się z nią nie ożenił.
- Charakterystyczne jest to, że nigdy nie stanął na żadnym procesie jako świadek zbrodni w Auschwitz - podkreśla Jürgen Pagel. - Jego kolega obozowy z pierwszej trzydziestki zabranej z Konzentrationslager Sachsenhausen, też "przestępca", Otto Küsel z numerem obozowym 2, wspominany przez więźniów, jako wspaniały człowiek, który uratował życie wielu osobom, był świadkiem na procesach przeciwko mordercom. A Jonny nigdy. Wie pan, w Niemczech pobyt w obozie niemieckim w czasie wojny nie jest powodem do dumy. A Jonny do tego walczył czynnie przeciwko faszystowskim Niemcom.
MAREK RUDNICKI, Głos Dziennik Pomorza