Od poczty do pocztówki. Poznańska korespondencja ze światem

Krzysztof Smura
archiwum Biblioteki UAM
Najstarszy budynek pocztowy? XVIII wiek. Najstarsza pocztówka? Prawdopodobnie koniec XIX wieku. Poczta w Poznaniu była zawsze. Zmieniała się tylko forma.

Autorstwo słowa pocztówka przypisuje się Henrykowi Sienkiewiczowi, który wygrał konkurs na nazwę niewielkiego kartonika z otwartą korespondencją. Do dziś wysłano miliardy pocztówek na całym świecie, a najdroższa z nich kosztowała ponoć 700 tysięcy dolarów. Słowo poczta było dla pocztówki pierwowzorem, więc od niego zacznijmy.

Budynki pocztowe zawsze należały do najważniejszych w stolicy Wielkopolski. Prawdopodobnie najstarszy odnotowany na planie Poznania pochodzi z XVIII wieku. Wyglądem przypomina starą chałupę. Kryty strzechą z niewielkimi oknami został umieszczony w narożniku wielkiej mapy miasta z 1747 roku. Budynek w niczym nie przypomina swych następców z XIX i XX wieku.

Poczta na dzień dobry

Pierwsza poczta, a w zasadzie zajazd pocztowy, o którym wiemy nieco więcej, został wybudowany przy obecnej ulicy Wrocławskiej w pobliżu Bramy, którą wyjeżdżało się na trakt prowadzący do Berlina. Poczta funkcjonowała na terenie wybudowanego w latach następnych Hotelu Saskiego. Piętrowy budynek, postawiony z funduszy Józefa Malczewskiego, dysponował dodatkowo sporymi stajniami. Tu zatrzymywały się na popas dyliżanse pocztowe zmierzające z Berlina do Warszawy. Stąd przez kilka tygodni bytności Napoleona w Poznaniu kurierzy cesarscy dostarczali pocztę jego generałom. Tu prawdopodobnie wymieniał konie car Aleksander w drodze do Moskwy. Działo się, oj działo.

Miejsce, które jest już trudno zidentyfikować, a przecież znane. To narożnik Alei Marcinkowskiego i ulicy 23 Lutego. Połowa XIX wieku. Tu była pierwsza
Miejsce, które jest już trudno zidentyfikować, a przecież znane. To narożnik Alei Marcinkowskiego i ulicy 23 Lutego. Połowa XIX wieku. Tu była pierwsza poczta. archiwum Biblioteki UAM

Chyba najbardziej znanym budynkiem pocztowym miasta jest gmach usadowiony przy ulicy 23 Lutego. Patrząc na jego bryłę, trudno uwierzyć, że historia funkcjonowania poczty w tym miejscu sięga XVIII wieku. Stary gmach poczty powstawał kilka lat i ostatecznie jego budowa została zakończona w 1797 roku. Z tego miejsca przez lata kurierzy ruszali w kierunku Paryża, Petersburga i Berlina. Stąd również wyjeżdżały bryczki osobowe. Tak zwana fahrpocztą jechało się do Berlina 44 godziny, a schnellpocztą 26 godzin.

Marceli Motty, autor „Przechadzek po mieście”, tak wspominał swą podróż do Berlina:

„W bryce siedziało sześć osób, prócz pocztyliona na pokrytym koźle i konduktora przy nim - zwykle wysłużonego podoficera, który na stacjach sprawy pocztowe załatwiał. Pierwszy konduktor, z którym jechałem - niejaki Nowacki, figurka niska i czerwona - bardzo uważał sobie, niestety, za obowiązek na każdej stacji zalewać robaka, tak iż do Berlina przyjeżdżał wyleczony ze wszystkich bólów żołądka...”.

Tramwaj z przesyłkami

Stary budynek zniknął z powierzchni ziemi w latach 80. XIX wieku. Na jego miejsce wybudowano nowy, bardziej funkcjonalny i przystosowany do rozwijających się usług. Z ciekawostek wart odnotowania jest fakt, iż w początkach funkcjonowania tramwaju elektrycznego ów pojazd wjeżdżał na teren placówki, dowożąc przesyłki. W gmachu przy 23 Lutego zamontowano również pierwszą centralę telefoniczną. Stąd pierwsze „halo” popłynęło w miasto. Obecny budynek został postawiony już po wojnie, gdyż z poprzednika niewiele zostało.

Ulica Święty Marcin z 1916 roku. Po prawej widoczna zabudowa, która po zniszczeniach wojennych zniknęła z krajobrazu miasta.
Ulica Święty Marcin z 1916 roku. Po prawej widoczna zabudowa, która po zniszczeniach wojennych zniknęła z krajobrazu miasta. archiwum własne

Do czasu pierwszej pocztówki, poczta zajmowała się przewożeniem ludzi, paczek i wszelakiego dobra. Pod koniec lat 60. w kufrach dyliżansów na całym świecie pojawił się jednak nowy gość.

Jak z powyższego wynika, zanim zdanie „W pierwszych słowach mego listu...” zastąpiło „Cześć. Czuję się świetnie. Pogoda wspaniała...”, upłynęło sporo wody w Warcie. „Wodolejstwo” zastąpiła zwięzła forma dopiero pod koniec XIX wieku wraz z pojawieniem się karty pocztowej. Jej ukazanie się zaintrygowało wszystkich.

Od zera do milionera

Droga pocztówki do Wielkopolski nie była łatwa ani szybka. Do produktu podchodzono ostrożnie, gdyż nie spełniał warunków korespondencji tajnych i mógł naruszać dobra osobiste. Przełamanie w świadomości odbiorców nastąpiło w czasie wielkiej wojny francusko-pruskiej. Głód informacji w obu krajach o żołnierzach walczących na froncie był olbrzymi. Prostą kartkę, na której jedną stronę zawierał znaczek i adres, a drugą korespondencja, wymyślili Austriacy. Pod koniec lat 60. XIX stulecia ruszył przemysł i od razu okazał się przemysłem trafionym. Przez pierwsze trzy miesiące wysłano w Austrii 3 miliony pocztówek. Dalej było jeszcze lepiej.

W czasie trwania wojny francusko-pruskiej żołnierze chętnie korzystali z udogodnienia, jakie dawała kartka i wysłali ich ponad 10 milionów. Dodać należy, że nie było na niej ozdobników czy obrazków.

Poznański ratusz, czyli ikona pocztówkowego raju.
Poznański ratusz, czyli ikona pocztówkowego raju. archiwum własne

Kilka lat później w obiegu pojawiła się karta pocztowa z obrazkiem, ale na jej oficjalne zatwierdzenie trzeba było czekać do połowy lat 90.

Historia najstarszej poznańskiej pocztówki sięga 1896 roku. Do dziś nie udało się bowiem odnaleźć egzemplarza, którego datowanie byłoby starsze niż 11 grudnia 1896 roku. Taką datę bowiem nosi prezentowana kartka przedstawiająca ratusz, Bibliotekę Raczyńskich i budynek poczty. Jak wynika z zawartych na niej adnotacji, została ona wyprodukowana nie w Poznaniu, a w Monachium.

W początkowym okresie korespondencja na kartce z obrazkiem była niezwykle krótka. Najwyżej kilka, kilkanaście słów. Resztę miejsca zajmował bowiem widoczek, a druga strona kartki była nie do ruszenia. Tam było miejsce co najwyżej na adnotacje urzędowe. Ta sytuacja uległa zmianie w 1904 roku. Wtedy to, decyzją Światowego Związku Poczt, podzielono rewers na dwie równie części. Zyskano trochę więcej miejsca, ale do zadowolenia brakowało bardzo wiele.

Pocztówka dla każdego

Tego widoku autorowi żal najbardziej. Okolice ulicy Mostowej z istniejącym jeszcze mostem Chwaliszewskim.
Tego widoku autorowi żal najbardziej. Okolice ulicy Mostowej z istniejącym jeszcze mostem Chwaliszewskim. archiwum własne

Pocztówkę chciał mieć każdy. Od wielkich miast po małe wioski. Od wielkich ośrodków sanatoryjnych po ówczesne oberże. I każdy mógł sobie na nią pozwolić. Zalew pocztówek, jaki nastąpił na przełomie wieków, był powodzią niespotykaną w dziejach. Poznań nie odstawał od reszty. Pierwsze pocztówki z widokami miasta pochodziły jednak z Monachium, Magdeburga czy Wrocławia. Chwilę później z kopyta ruszyli i inni, a takie poznańskie firmy jak Rose, Michaelis&Kantorowicz czy Kostrzewski produkowały ich do wyboru, do koloru. Największy był jednak Isidor Themal.

Urodzony w Poznaniu i pochodzący z rodziny żydowskiej przedsiębiorca założył fabrykę pocztówek przy ulicy Wielkiej. Był niedościgniony. Jego pocztówki uchodziły za cudo edytorskie, a wydawał ich mnóstwo. Szybko też się dorobił, o czym może świadczyć zakup kamienicy na narożniku św. Marcina i Gwarnej oraz uruchomienie w niej hotelu Rezidenz.

By sprzedać pocztówkę, posługiwano się najnowszymi zdobyczami techniki. Klient nasz pan, więc w sprzedaży przed I wojną światową pojawiły się między innymi pocztówki świecące, kolorowe czy wręcz fotomontaże. To był chyba najpiękniejszy okres w dziejach pocztówki z Poznania. Czas I wojny światowej nie sprzyjał jakości, a później… Później zaczęła się liczyć masa, która dominowała nad jakością. Pocztówek było coraz więcej, a ich jakość nigdy nie wróciła do stanu sprzed lat. Kasa nasz pan.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia