To był impuls. Budowa poczty w zamojskiej dzielnicy Nowa Osada rozpoczęła się w 1835 r. Wykonawstwo powierzono Pejsakowi Cukierowi pochodzącemu z Turobina, bajecznie bogatemu kupcowi, szynkarzowi i przedsiębiorcy budowlanemu. W ten sposób powstał pierwszy murowany, dwukondygnacyjny gmach w tej części zamojskich przedmieść.
Stacja pocztowa była częścią ważnego systemu, nie tylko dla utworzonego w 1815 Królestwa Polskiego (był to niewielki kraj rolniczy o obszarze 128 500 km kw.), ale także potężnego, dominującego imperium carów.
Poczty piesze i wozowe
Nawet dzisiaj trudno tego budynku nie zauważyć. W oczy nadal rzucają się cztery szykowne półkolumny na wysokich cokołach, a nad nimi tympanon - charakterystyczny detal architektoniczny nawiązujący do klasycznej architektury. W zamojskiej stacji pocztowej pracowało podobno aż dziesięć osób, a w pobliskiej stajni stały konie dyliżansowe czekające na korespondencję i podróżnych. Urząd założono zresztą przy ważnej ulicy, która w XIX wieku miała specjalny status „traktu pocztowego”, łączącego Warszawę z Lwowem, a dalej m.in. z Kamieńcem Podolskim.
Stacja musiała przestrzegać odpowiednich warunków. Każda tego typu placówka pełniła nie tylko funkcję urzędu, „dworca dyliżansowego”, ale także zajazdu. Ówczesne przepisy mówiły o tym, że podróżni powinni mieć możliwość wygodnego spędzania tam czasu. Każdy z nich powinien dostać także czystą, w zimie dobrze ogrzaną, izbę z łóżkiem, pościelą i „światłem” oraz dostęp do solidnego stołu i stołków.
Dzięki takim stacjom podróże stały się łatwiejsze. W pierwszych latach Królestwa Polskiego istniało na jego terenie 25 pocztamtów (znajdowały się tam biura zarządu) i 153 stacje pocztowe. W sumie funkcjonowało zatem 178 placówek pocztowych, głównie w ważniejszych miastach oraz miejscowościach przygranicznych. To się zmieniało. W 1866 r. było już w Królestwie Polskim 345 placówek pocztowych oraz 6280 wiorst (jedna wiorsta jest równa 1076 m) traktów pocztowych. Przesyłki transportowano na kilka sposobów. Były to np. „poczty piesze”, które działały na bocznych traktach. Dostarczano nimi m.in. gazety i prywatne listy. Istniały również „poczty wozowe”. To nimi jeździli podróżni. Za ich pomocą przesyłano towary kupieckie.
Można było do takiego przemieszczania się wybrać różne pojazdy: lekką karetę, dyliżans, omnibus (chodzi o pojazd wieloosobowy, przeważnie kryty dachem) oraz zwykłe wozy konne. Transport odbywał się regularnie, w określone dni tygodnia. Podróż nie musiała być przyjemna. Ówczesne pojazdy konne często grzęzły w błocie, w rowach i wybojach łamały się ich osie, a podróżni często lądowali w rowach. Znosili to zwykle ze stoickim spokojem. W dyliżansach ludzie bywali zresztą upychani niemal jak sardynki w puszkach.
Peruka w czterech częściach świata
Aleksander Fredro w sztuce „Dyliżans” (była grana po raz pierwszy we Lwowie w 1827 r.) użył obrazowego sformułowania. Stwierdził, iż pojazd, w którym mieli podróżować jego bohaterowie, był „pełny jak jajko”. Kto nim jechał? „Jakaś Pani, nie wiem jak się zowie, bo nie warto się dopytywać — ani młoda, ani ładna, ani przyjemna (…), drugi Pan Filonek, ucieszny człowiek (…)” — czytamy w „Dyliżansie”. „Panna Eugenja. Cacko! Pieścidełko (…), Gruby Maciuś, synek tutejszego obywatela Pana Nuli (…), jakiś Pan Orgon, zupełnie nieznajomy (…), doktor Fulgencyusz, najstarożytniejsza peruka w czterech częściach świata (…). I po co wyrusza! Po ładną młodą żonkę”.
Można było także zamówić „ekstrapocztę”. Była uruchomiana na specjalne żądanie i dostosowana nawet do wyrafinowanych potrzeb komunikacyjnych. Za taką usługę pobierano jednak sowitą opłatę. Z jaką prędkością się przemieszczano?
„Szybkość różnych rodzajów poczt była dokładnie określona” — czytamy w wydanej w 1958 r. obszernej, okolicznościowej publikacji pt. „400 lat Poczty Polskiej”. „Tak więc: bieg kuriera konnego w dobrych warunkach jazdy wynosić miał pół godziny, a gdy droga błotnista — trzy kwadranse na milę (mila polska wynosiła 7 wiorst, czyli 7146 m); bieg kuriera jadącego wózkiem pocztowym — trzy kwadranse (na milę), bieg sztafety — trzy kwadranse; bieg ekstrapoczty w sprawach publicznych — trzy kwadranse, w interesie prywatnym — godzinę”.
Chętnie podróżowano także prywatnymi, przeróżnymi pojazdami. Dlatego zakłady produkujące powozy i bryczki dobrze prosperowały. Tak było także w przypadku fabryki braci Kabasów w Zamościu (stolarki uczył się tam Jan Nowak, dziadek autora tekstu). Był to podobno jeden z najbardziej znanych zakładów tego typu w kraju. Funkcjonował on w latach 1896-1935 przy ulicy Partyzantów. Produkowano w nim m.in. wolanty, biedki, fajetony, amerykany, dwókółki, kaczobryki, linikji i patelnie. Kupowali je nie tylko Polacy. Ich odbiorcami byli także m.in. mieszkańcy Rosji i Litwy.
Zachowały się zdjęcia tych pięknych, bardzo ciekawych pojazdów (przechowuje je Archiwum Państwowe w Zamościu). Robią wrażenie. Jednak niektóre z nich na wygodne nie wyglądają...
- „Polowanie na antyki”. Lublinianie tłumnie ruszyli na giełdę staroci [ZDJĘCIA]
- II Rodzinny Piknik Rowerowy. Zobacz naszą fotorelację
- Za nami weekend z Festiwalem Kultury Rodzinnej w Lublinie [FOTORELACJA]
- Nad Zalewem Zemborzyckim odbyły się Regaty Świętojańskie
- Za nami pierwszy dzień Nałęczowskiego Festiwalu Otwartych Ogrodów. Zobacz zdjęcia!
- Trwa 56. Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych [ZDJĘCIA]