Ohydny mord na ulicy Ceglanej

Ulica Cegielniana przed wojną to były prawdziwe peryferia
Ulica Cegielniana przed wojną to były prawdziwe peryferia Jolanta Młodecka
W środę, 23 marca 1938 roku "Express Kujawski" rozpoczął relację z procesu trzech mężczyzn, oskarżonych o zamordowanie dwóch kobiet

W Wydziale Zamiejscowym Sądu Okręgowego we Włocławku rozpoczęła się rozprawa przeciwko Władysławowi Puzdrakiewiczowi, Józefowi Strzeleckiemu i Janowi Dudnikowi, oskarżonym o popełnienie ohydnego mordu przy ul. Ceglanej na osobach Agnieszki Mision i Walerii Kuźmierek.

Do sprawy powołano 70 świadków. Rozprawie przewodniczy p.wiceprezes Paczoski. Oskarża p. wicekurator Błęcki. Oskarżonych bronią pp. adwokaci: Mamik, Malczewski i Aktabowska.

Kazał mi sprawdzić, kto jest w sklepie

Pierwszy zeznaje Jan Dudnilc Młody chłopiec ogarnięty niepohamowaną żądzą posiadania gotówki, został całkowicie opanowany przez wytrawnych w swym zbrodniczym fachu kompanów, mających już za sobą odsiadkę w więzieniach za rozmaite przestępstwa. Dudnik przyznaje się do winy.

Drżącym głosem mówi, że w czasie zbrodni stał na czatach. Nie wie, jak przebiegał sam napad. Ale w trakcie zeznań miał wiele do powiedzenia. Opisał szczegółowo przygotowania do mordu, o przeprowadzonym wywiadzie i o ucieczce. Unikał tylko jednego - samego opisu mordu dwóch bezbronnych kobiet.

I kto wie, czy to dziecko zasiadające na ławie oskarżonych nie było obecne przy fakcie zabójstwa - zastanawia się sprawozdawca sądowy "Expressu Kujawskiego".

- Na pół godziny przed zbrodnią - zeznaje Dudnik - zawołał mnie Puzdrakiewicz, który był razem ze Strzeleckim. Kiedy przyszedłem powiedział, że ma ważny inte
res. A kiedy zapytałem jaki, powiedział, że chce okraść dwie kobiety. Mają dużo pieniędzy. A że chciałem mieć pieniądze, więc zgodziłem się pójść z nimi.

Przyniosłem siekierę. Drugą miał pod marynarką

Strzelecki kazał iść na wywiad. Poszedłem do sklepiku, kupiłem papierosy i cukierki, a potem zapytałem, gdzie jest ta druga. Powiedziała mi, że na podwórku, uwiązuje psa. I to im powiedziałem. Jeszcze kazali zobaczyć, którędy najlepiej uciekać. I zaraz Puzdrakiewicz kazał przynieść z domu siekierę. Pobiegłem i przyniosłem. Wziął Puzdrakiewicz. Miał już jedną pod marynarką.

Stał na czatach, oni poszli do mieszkania. Nic nie było słychać, tylko odgłos upadku. Zaraz po tym, po kilku minutach, uciekli.

Zbrodnię wkrótce odkryto. Podniósł się krzyk. - Nie chciałem w to uwierzyć, bo oni mówili, że tylko nastraszą - zeznaje dalej Dudnik. - Poszedłem i ja zobaczyć... Przestraszyłem się i... poszedłem na ryby.

Siekierę zaniósł na policję, bo obiecywali 100 złotych nagrody. - Przy badaniu wysypałem się, bo tak jeden zaczął prędko mówić, że ja to poprawiłem. I stąd wszystko wyszło.

Na pytanie sędziego, dlaczego nie mówił wspólnikom o tym, że w domu była mała dziewczynka, odrzekł, że zapomniał. Wciąż myślał o 3000 złotych, o swojej doli i co za to sobie kupi. Wierzył, że mu należną część dadzą.

Na zakończenie swych zeznań pewnym głosem oświadcza, że gdyby wiedział, że będzie zbrodnia, nie poszedłby po siekierę, a ostrzegł kobiety w sklepiku.
Następnie zeznawał Władysław Puzdrakiewicz, dobrze obeznany z ławą oskarżonych, czerwonawy na twarzy, stale świdrujący żywo biegającymi oczami komplet sędziowski, od czasu do czasu rzuca pogardliwe spojrzenie na swego wychowanka Dudnika.

Do winy absolutnie się nie przyznaje. Z Dudnikiem nie ma nic wspólnego, bo to dziecko. Śmiało i pewnie opowiada zmyślone historyjki, stwarzając dla siebie alibi w krytycznym dniu. W pewnym momencie Dudnik mówi do Puzdrakiewicza - Przyznaj się pan, będzie lepiej.

Co na procesie mówili świadkowie

Koledzy Dudnika, chłopcy w wieku 14,15 lat mówią, że był zapalczywy, porywczy, skory do bitki. Grywali z nim często w karty. Zawsze oszukiwał. Gdy przegrywał, to płakał. Czasami chwytał toporek i walił w drzwi. Jednemu z grających owinął głowę ręcznikiem i groził, że z nich wszystkich krew będzie tryskać.

Świadek Gadomski widział, jak szukał toporka, bo policja obiecała nagrodę. Świadek Kosmecki zeznał, że znajomy jego Krajewski, stojąc w tłumie przy domu widział Puzdrakiewicza z jakimś czarnym, który biegł z górki do młyna. W pewnej chwili usłyszał, jak ten czarny powiedział: - Niepotrzebnie tylko się namęczyliśmy!

Zeznają policjanci Po przybyciu na miejsce zbrodni znaleziono 1/4 kilograma kiełbasy i chleb. Zbrodni dokonano podczas kupna. Drzwi prowadzące do sieni miały ślady krwi. Jedna ofiara była przy ladzie, druga przy drzwiach.

Strzeleckiego aresztowano dopiero po miesiąca Ukrywał się. Starał się uciec z kraju. Za dostarczenie paszportu obiecał zabić kierownika policji śledczej i innych. Rodzina Puzdrakiewicza chciała otruć Dudnika, by nie kapował.

Dudnik zmienia zeznania

W trzecim dniu procesu sensacyjne zeznania składa Dudnik. - Nie byłem na czatach. Byłem w mieszkaniu, gdzie miała miejsce zbrodnia. Kiedy staliśmy przy drzwiach frontowych od ulicy, w pewnej chwili uchyliły się drzwi, jakby ktoś chciał wyjrzeć. Po chwili wszedł Puzdrakiewicz i od razu uderzył toporkiem Misionową w głowę.

Upadła przy drzwiach na ziemie bez jęku. Za nim wszedłem ja Potknąłem się o zamordowaną. Za mną wszedł Strzelecki Zamknął drzwi na klucz.
Po tym Puzdrakiewicz ze słowami: - Teraz się pobawimy - wszedł przez kuchnię do sklepu, gdzie za ladą stała Kuźmierkowa. Pogadali ze sobą. Strzelecki zadał cios toporkiem w głowę. Gdy krzyknęła, uderzenie powtórzył dwa, trzy razy.

Następnie Puzdrakiewicz leżącą na ziemi dobił. - Ja miałem wejść od pokoiku i zabrać pieniądze, jednak przeraziłem się tym mordem i pierwszy uciekłem. Za mną oni. Strzelecki dał mi toporek, bym go schował. Schowałem w stajence. Nic nie zabraliśmy.

Prokurator żąda dla zbrodniarzy kary śmierci

W czwartym dniu procesu głos zabrał prokurator Błęcld W mocnej mowie, popartej argumentami i dowodami, z całą stanowczością stwierdza, że zbrodni przy ul. Ceglanej dokonali Puzdrakiewicz i Strzelecki, przy współudziale chłopca Dudnika. Przypadek tylko sprawił, że zbrodnia została wykryta. Opowiadanie oskarżonych, że zajęci byli pijakiem w tym czasie, kiedy zbrodnia miała miejsce, jest zwykłym wykrętem oskarżonych. W konkluzji swych wywodów żąda dla oskarżonych kary śmierci.

Obrońcy wnoszą o uniewinnienie swych klientów, wychodzą bowiem z założenia, że morderstwa dokonał tylko Dudnik ze swymi koleżkami, których dotychczas nie ujawnił.

W ostatnim słowie oskarżeni Puzdrakiewicz i Strzelecki proszą o ułaskawienie. Jedynie Dudnik mówi wiele i bez sensu, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje...

28 marca 1938 r. o godz. 12 sąd wydał wyrok. Wszystkich trzech sprawców skazano na karę śmierci. Nie wiemy, czy wyrok został wykonany. Jeśli sprawa przeciągnęła się o kilka miesięcy, mogli uratować głowy. Bo nieco ponad rok później wybuchła wojna.

Jolanta Młodecka
NASZA HISTORIA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia