19 listopada 1952 r. produkująca trotyl Wytwórnia Chemiczna nr 9 w Bydgoszczy wstrząsnął potężny wybuch, który słyszano w promieniu kilkunastu kilometrów. W wyniku katastrofy zniszczeniu uległy 132 budynki, a po wytwórni pozostał krater o średnicy 80 m. W promieniu około 10 km w setkach domów potłukły się szyby.
Na nocnej zmianie pracowni poszedł do kolegi, żeby spytać o godzinę. W tym momencie zauważył, że w jednym ze zbiorników odrzucona została aluminiowa pokrywa. Z wnętrza wydobył się słup ognia. Wybuchł pożar, wszystko działo się błyskawicznie.
Strażacy nie mieli szans
Pracownicy rzucili się do ucieczki, by wydostać się z płonącego budynku. Zaalarmowana zakładowa straż pożarna przybyła na miejsce po kilku minutach. Dowódca straży zdążył krzyknąć tylko "Z wozu!", po czym nastąpiła eksplozja. Grupa strażaków znajdujących się po stronie budynku nie miała żadnych szans na przeżycie, ogromny podmuch ognia częściowo zwęglił ich ciała. Część sztabu od pewnej śmierci ochronił wóz strażacki.
Zobacz wideo: Duże zmiany w strefie płatnego parkowania w Bydgoszczy
W jednej chwili na terenie zakładu zapadła ciemność. Ludzie, którym udało się przeżyć wybuch, na kilka minut stracili przytomność i leżeli bezwładnie, rzuceni w różne miejsca. Części budynków znajdowano nawet kilka kilometrów od epicentrum. Siła eksplozji połamała kilkaset drzew i powyrywała je z korzeniami.
Czy to amerykańska bomba?
Ranni pracownicy twierdzili wtedy, że amerykański samolot zrzucił bombę na bydgoskie zakłady chemiczne. Późniejsze dochodzenie wykazało, że w budynku nr 186 w momencie wybuchu znajdowało się ponad 85 t materiałów wybuchowych! Straty wyceniono na 23 mln zł.
Opinie specjalistów i zachowane dokumenty wskazywały wyraźnie na błędy techniczne w budowie obiektów, niewykwalifikowana kadrę oraz nieprawidłowości w produkcji. Co ciekawe, w momencie wybuchu w "Zachemie" pracowały 42 osoby, z których tylko 16 było przeszkolonych! Dalsze dochodzenie ustaliło, że kierownikiem zmiany był dwudziestodwulatek bez żadnego wykształcenia technicznego, natomiast obowiązki starszego aparatowego pełnił dwudziestoczterolatek, który ukończył cztery klasy szkoły podstawowej.
Kadra zakładu oskarżona
Na ławie oskarżonych zasiedli: naczelny dyrektor, naczelny inżynier, kierownik wydziału kadr oraz kierownik trzeciej zmiany. W lutym 1953 r. Wojskowy Sąd Rejonowy uznał wszystkich za odpowiedzialnych za zaniedbania w fabryce i skazał na kary od półtora do trzech lat więzienia.