Kampania wrześniowa i tragedia polskiego żołnierza na początku II wojny światowej są, wydawałoby się, jednym z najbardziej rozpoznanych i wdrukowanych w świadomość rodaków historycznych momentów XX wieku. O Wrześniu 1939 roku uczyliśmy się w szkołach, opowiadali o nim dziadkowie, powstało też wiele filmów prezentujących wojenną batalię. W pokoleniu dzisiejszych 40-50-latków niemal każdy w czasach szkolnych musiał (a może i chciał) zobaczyć takie filmy, jak „Hubal” (w końcu nie najgorszy), „Westerplatte”, „Ptaki ptakom”, „Gdziekolwiek jesteś, panie prezydencie”, „Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni”, „Wolne miasto”, serial „Polskie drogi”, a także nader kontrowersyjną „Lotną” Andrzeja Wajdy ze słynną sceną szarży ułańskiej z szablami i lancami na niemieckie czołgi.
Wiedzieliśmy, że polski żołnierz walczył dzielnie, dłużej, niż przewidywano, ale poniósł ogromne straty i przegrał w obliczu przeważającej siły wroga oraz na skutek arogancji przedwojennego polskiego rządu, który zapewniał, że się nie damy, nie oddamy ani guzika i nie przygotował się do wojny. O tym, że drugi wróg wbił się w nasze plecy mówiono ciszej i tylko na nieoficjalnych spotkaniach. Temat wydawał się zamknięty, przetrawiony, i z roku na rok coraz mniej interesujący - zdecydowanie woleliśmy z czterema pancernymi dojechać na „Rudym” do Berlina. Tymczasem, jak to z historią bywa, coraz częściej poznajemy nowe fakty związane z tym okresem, zmienia się też narracja o Wrześniu - jak inaczej o nim opowiadać pokazał nam m.in. skandynawski zespół metalowy Sabaton nagrywając silną pieśń o bitwie o Wiznę w 1939 roku (zatytułowaną „40:1”).
Także w tym numerze „Naszej Historii” rozmawiamy z łódzkim historykiem, który rozwiewa kilka mitów związanych z Wrześniem i pokazuje jego inne oblicze. Dziś w analizie i publicystyce historycznej idzie się nawet jeszcze dalej i pojawiają się głosy, że polski Wrzesień 1939 roku wcale nie był koniecznością, a nasi politycy mogli ostatnie miesiące przed wybuchem wojny rozegrać inaczej - nie szokuje opinia, że należało dogadać się z Hitlerem. Poznajemy szczegóły związane z chaosem i błędami polskiego dowództwa już po wkroczeniu niemieckiej armii do Polski, pogłębione atakiem Związku Radzieckiego ze wschodu. Pojawiają się liczne mniej i bardziej ciekawe rozważania alternatywne (w czym wydatnie pomogła głośna książka prof. Grzegorza Górskiego „Wrzesień 1939. Nowe spojrzenie”) mające wykazać, że we wrześniu 1939 roku nie musiała wybuchnąć wojna światowa, albo nie musiała ona zacząć się od Polski. Wyjaśnia się nam, że również sama kampania wrześniowa mogła się potoczyć inaczej i wcale nie musiała zakończyć się taką klęską - choć druzgocąca militarna przewaga Wehrmachtu jako czołowa przyczyna zwycięstwa nazistowskich wojsk pozostaje bezdyskusyjna (sam Hitler miał powiedzieć po kampanii, że „gdyby Polska miała broń przeciwpancerną, zwycięski pochód nie byłby możliwy”).
Polski Wrzesień nie jest więc tematem zamkniętym, czymś, co możemy „odłożyć na półkę”. Powinniśmy jednak ciągle przyglądać się sytuacji polityczno-militarnej Polski i Europy w tamtym czasie, odważnie analizować podjęte wówczas decyzje, poznawać emocje, ale i przyczyny sojuszniczej obojętności. Dla Polaków Wrzesień 1939 roku był końcem znanego im świata, był to też pierwszy etap największego i najbardziej krwawego konfliktu w dziejach ludzkości. Tymczasem każdy znany świat kiedyś może się skończyć, a ludzie są zdolni zorganizować sobie jeszcze bardziej krwawe „igrzyska”. Nie uspokajajmy się tym, że wiemy, tylko poznawajmy ciągle na nowo. Wszystko po to, by we wrześniu każdego roku z rzeczy uciążliwych rozpoczynała się tylko szkoła...
Dariusz Pawłowski, kierownik Działu Kultury "Dziennika Łódzkiego"
mail: d.pawlowski@dziennik.lodz.pl