- Urodziłem się i wychowałem na cmentarzu Nowofarnym w Bydgoszczy - wspomina Andrzej Grodzki. - Mieszkaliśmy z babcią, ona na piętrze, my na parterze. Gdy żyła, byłem jeszcze zbyt małym chłopcem, by opowiadała mi o powstaniu wielkopolskim. Miałam 10 lat, kiedy babcia zmarła.
Andrzej Grodzki jest wnukiem Apolonii i Andrzeja Sikorskich. Jego dziadek, po którym dostał imię, od 1918 roku do śmierci wiosną 1939 roku był zarządcą Cmentarza Nowofarnego. O tym, jak dziadkowie i ich starsze dzieci wspierały walczących Polaków w czasie powstania wielkopolskiego, wnuk dowiadywał się później, z rozmów przy wigilijnym stole, ze wspomnień podczas rodzinnych spotkań. Szczęśliwie, po latach, powstańcze działania swoich rodziców i starszego rodzeństwa opisała Helena Mirecka, jedna z najmłodszych córek Apolonii i Andrzeja. Helena to mama Andrzeja Grodzkiego.
Bydgoszcz nie była objęta powstaniem wielkopolskim 1918-1919 roku, ale walki - niejednokrotnie ciężkie i zawzięte - toczyły się u jej opłotków: w Rynarzewie, Zamościu, Murowańcu, Brzozie, na nadnoteckich łąkach.
Po zdobyciu przez powstańców Poznania, Bydgoszcz była na wschodnich ziemiach zaboru pruskiego największym ośrodkiem niemieckiej władzy, miastem obsadzonym przez silny garnizon. Działał Grenzschutz, zajadle atakujący Polaków. Do Bydgoszczy Niemcy zwozili rannych, jeńców i internowanych.
W mieście potajemnie wspomagano powstańców, a niemały udział mają w tym kobiety. Aktywne i zaangażowane w patriotyczną działalność pod zaborem, tym bardziej nie zostały bierne, gdy zaczęły się walki o Polskę.
Przez kilka dziesięcioleci pamięć o udziale kobiet w powstaniu wielkopolskim 1918-1919 miała głównie lokalny wymiar. Dopiero ostatnich kilkanaście lat przyniosło zmiany. Badacze bardziej całościowo zaczęli oceniać znaczenie "powstańców w spódnicy" dla walczących. Kobietom w powstaniu wielkopolskim 1918-1919 poświęciła książkę m.in. Anna Barłóg-Mitmańska, należne paniom zasługi oddaje Tomasz Szeszycki ("Zapomniani zwycięzcy"). W Bydgoszczy głębiej sprawę bada Anna Nadolska z Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego.
Jak na ówczesne warunki i pozycję wyznaczoną kobietom w społeczeństwie, insurgentek nie było mało. Instytut Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza przy okazji wystawy na 100-lecie powstania wielkopolskiego oszacował, że zaangażowanych w powstanie było około 650 pań. Od zwykłych wiejskich kobiet poczynając, na ziemiankach kończąc.
Początkowo to kobiety organizowały punkty sanitarne i zapewniały pomoc w nich, zajmowały się dożywianiem jeńców. Prowadziły kuchnie polowe, skupowały broń od Niemców, werbowały ochotników i przerzucały do powstańczych oddziałów.
Były łączniczkami, zwiadowczyniami, przenosiły broń, informacje, przekazywały listy.
Głównie kobiety zajmowały się przerabianiem zdobycznych niemieckich mundurów na polskie, szyły biało-czerwone kokardy, rozety.
Gdy w 1999 roku Małgorzata Hojka opracowała biogramy bydgoskich powstańców ("Wierni Macierzy. Bydgoszczanie w Powstaniu Wielkopolskim 1918/19"), ustaliła 79 osób. Wśród nich jest 7 kobiet. To taka bydgoska grupa najaktywniejszych, najbardziej znana: Wincentyna Teskowa, siostry Ziółkowskie: Apolonia i Aniela, Stefania Tuchołkowa, Apolonia Sikorska i jej najstarsze córki: Apolonia i Jadwiga.
Teskowa, Tuchołkowa i Apolonia Ziółkowska działały w zakonspirowanej komórce przy Polskiej Radzie Ludowej na miasto Bydgoszcz i przedmieścia, która werbowała ochotników do powstania i organizowała ich przemyt do walczących. Młodych mężczyzn przeprowadzano przez pola, przewożono wozami załadowanymi stertą siana czy innymi towarami.
Działo się to m.in., w okolicy Łochowa, Murowańca, Ślesina, często z pomocą okolicznych mieszkańców, którzy także narażali życie, by pomóc powstańcom.
Wincentyna Teskowa (1888-1957), żona Jana Teski, założyciela i wydawcy "Dziennika Bydgoskiego" oraz Stefania Tuchołkowa (1874-1924), literatka współpracowały w "Dzienniku", gdy w 1914 r. Jan prosto z aresztu został wcielony do pruskiego wojska. Wincentynę wybrano do utworzonej w listopadzie 1918 roku Polskiej Rady Ludowej na miasto Bydgoszcz i przedmieścia. Nota bene, nie była w niej jedyną kobietą. Społecznie działała w czasie zaborów, była jedną z założycielek żeńskiego gniazda Sokoła, czyli Sokolic, jak wtedy mówiono. Nie dziwi, że aktywnie włączyła się w konspiracyjne działania wspierające powstańców.
Mogła liczyć, m.in. na Stefanię Tuchołkową, która uczestniczyła w przerzucaniu ochotników przez linię frontu. Literatka i dziennikarka pomagała też w organizowaniu opieki lekarskiej nad wziętymi do niewoli powstańcami.
Sekcją żywnościową oddziału Czerwonego Krzyża w Bydgoszczy kierowała Aniela Ziółkowska (1880-1970), po mężu Jankowska. To kolejna zaangażowana w powstanie bydgoszczanka. Dzięki sprawowanej funkcji ona i inne ochotniczki zaopiekowały się ponad 300 rannymi powstańcami, wziętymi do niewoli przez Grenzschutz. Obdartych, bosych i zmaltretowanych Niemcy przywieźli w mroźny styczniowy dzień na początku 1919 r.
Aniela z innymi ochotniczkami dostarczała jeńcom żywność, potajemnie wysyłała ich listy. Z pomocą kwatermistrza Szymańskiego kilka razy udało się wydostać z niewoli jeńców, skazanych za zdradę stanu. Aniela opiekowała się więźniami także później, gdy zostali wysłani do obozów w Altdamm (dziś Szczecin Dąbie) i Gollnow (Goleniów).
Za swoje działania Aniela Jankowska została odznaczona Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. I nie jest jedyną tak uhonorowaną kobietą.
Siostra Anieli, Apolonia, ta która werbowała ochotników do powstania, organizowała też zbiórki pieniężne na pomoc internowanym.
Patriotyczna działalność sióstr Ziółkowskich nie wzięła się znikąd. Już w czasie zaboru obie wspierały polskie stowarzyszenia, uczyły potajemnie polskie dzieci. Po wybuchu wojny światowej zebrały wagon odzieży dla Polaków wysiedlonych z Galicji do obozu pod czeską Pragę i tam go wysłały.
Rodzinny grobowiec Ziółkowskich znajduje się na bydgoskim cmentarzu Starofarnym. Tylko o jednej spoczywającej tam osobie jest konkretna informacja - o Apolonii. Na marmurowej tabliczce jej poświęconej jeszcze w czerwcu było zdjęcie. Dziś nie ma po nim śladu.
Powstańcem wielkopolskim została też uznana Apolonia Sikorska (1875-1951), żona Andrzeja Sikorskiego (1873-1939), zarządcy cmentarza Nowofarnego w Bydgoszczy. Powstańcom pomagali nie tylko dorośli, czyli Andrzej z Apolonią, ale także ich starsze dzieci, córki: Apolonia (1897-1953) i Jadwiga (1899-1942) oraz syn Feliks.
Apolonia ze swoim bratem Feliksem skupowali broń od Niemców, przechowywali ją w pustych grobowcach przygotowanych przez ojca. Potem przemycali do walczących oddziałów. W domu zarządcy na kilka tygodni schronienie znalazło też kilku jeńców i internowanych Polaków. Feliks przeprowadził ich później przez linię demarkacyjną, sam też wstąpił do powstańczych oddziałów w Biedrusku.
Nie kto inny, jak Apolonia Sikorska, żona Andrzeja podjęła się latem 1919 roku trudnej misji. W lazarecie zmarł młody powstaniec, ciężko ranny w walkach pod Murowańcem. Nie znano jego imienia ani nazwiska. Zrodziła się myśl, by jego ciało wydostać od Niemców i godnie pochować. Pomysł karkołomny i - jak sądzono - mało realny, znając nastawienie Grenzschutzu do miejscowych Polaków.
Sikorska przygotowała paczki żywnościowe dla chorych żołnierzy niemieckich, największą - dla komendanta lazaretu. Wydano jej zwłoki powstańca. Mimo starań nie udało się zidentyfikować poległego. Jako nieznany został pochowany na cmentarzu Nowofarnym, a jego pogrzeb był wielką, patriotyczną manifestacją Polaków. Sześć lat później szczątki przeniesiono na ul. Bernardyńską, gdzie urządzono grób-pomnik Nieznanego Powstańca Wielkopolskiego.
Apolonia Sikorska została później odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi.
Do tych znanych bydgoskich działaczek, Małgorzata Grosman, autorka książki "Bydgoszcz jest kobietą" (właśnie ukazało się wydanie II, poszerzone), dopisała inne panie. Przeszukując rozmaite źródła, przeczesując internet, odnalazła biogramy szerzej do tej pory nieznanych kobiet, wspierających powstanie lub biorących w nim udział. Nie działały w Bydgoszczy, ale albo tu się urodziły, albo tu zamieszkały.
To Ewa Gierczyńska, Halina Hedinger, Józefa Krzyżaniak-Młynarska, Kazimiera Paprzycka, Monika Stręk i Bronisława Zeidler.
Za swe dokonania Ewa Gierczyńska (z domu Ziemska) została mianowana podporucznikiem. Urodziła się w 1894 w Bydgoszczy, powstańcami opiekowała się jako sanitariuszka w szpitalu powstańczym przy ul. Różanej w Poznaniu. Uhonorowano ją Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. Zmarła w 1990 r. w Poznaniu.
Także w Poznaniu działała urodzona w Bydgoszczy Halina Hedinger (lub Hediunger) z d. Kurzyńska (ur. 1895 r.). Żona lekarza Mieczysława Hedingera (Hediungera) była wolontariuszką w Kuchni Poznań Ognisko.
Jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża wspierała powstańców Kazimiera Paprzycka (ur. 1889 r. w Bydgoszczy). W powstaniu brała udział przy oswobadzaniu Rogoźna, pełniła służbę na dworcu kolejowym. Ona także jest na liście odznaczonych Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym.
Z bronią w ręku jako ochotniczka walczyła Józefa Krzyżaniak-Młynarska (1883-1973) lub Młynarczykowa - są dwie wersje jej nazwiska, ale data i miejsce urodzenia oraz imiona rodziców wskazują, że chodzi o tę samą osobę.
Do powstania zgłosiła się 29 grudnia 1918 r., walczyła o Strzelno i Kruszwicę, później w Inowrocławiu o dworzec i salinę (zakład produkujący sól przez odparowywanie solanki). Uruchomiła punkt opatrunkowy. Po zdobyciu Inowrocławia brała udział w walkach o Rynarzewo i Paterek. Do końca walk pozostała w czynnej służbie jako sanitariuszka. Była podporucznikiem mianowanym, pochowana jest na cmentarzu Nowofarnym w Bydgoszczy.
Monika Stręk (1897-1982) urodzona w Bydgoszczy pomagała w powstańczej kuchni. Powstańcem w Kompanii Mogileńskiej był jej mąż Franciszek, odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym.
Łączniczką o pseudonimie Bronka była Bronisława Zeidler (po mężu Kaja) urodzona w Ujściu (1896-1991). Przekazywała informacje między Radą Ludową w Ujściu, a oddziałami w okolicach Chodzieży, ale często przekraczała granicę, by dostrzec z informacjami do Bydgoszczy. Dokumenty, rozkazy, krótką broń ukrywała w gorsecie. Szczęśliwie, udawało jej się zwieść patrole Grenzschutzu.
Zmarła w Bydgoszczy i tu była pochowana, ale w 2013 r. ciało ekshumowano do Piły.
Jeśli powstańców wspierały kobiety z miasta, które nie było objęte działaniami powstańczymi, to tym bardziej angażowały się mieszkanki wsi i miasteczek, w których toczyły się walki. Szczególnie zasłużyły się mieszkanki zaciekle atakowanego przez Niemców Rynarzewa, leżącego tak blisko Bydgoszczy. Są bohaterkami lokalnej społeczności.
Choćby Helena Vollmüler (1897-1990, zamężna Dębiec), urodzona w Rynarzewie. 1 stycznia 1919 r. zgłosiła się do oddziału w Samoklęskach. Walczyła na froncie w okolicach Rynarzewa i Szubina, była zwiadowcą i łączniczką. Nazwisko pomagało jej przekraczać linię frontu i docierać do Bydgoszczy. Dostarczała informacje o ruchach Grenzschutzu, ostrzegała powstańców, przenosiła żywność. Odznaczona m.in. Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
W Rynarzewie urodziła się także Jadwiga Ligarzewska-Kinecka (1900-1964). Do powstania włączyła się na początku stycznia 1919 r., gdy Grenzschutz internował wszystkich mężczyzn w Rynarzewie i wywiózł ich do obozu w Altdamm. Wśród nich było 3 braci Jadwigi. Z Zofią Krygerówną (po mężu Korzucką) obsługiwały urząd pocztowy, kierowały kopaniem rowów strzeleckich.
Klara Słowińską (1907-1999) mając zaledwie 12 lat została łączniczką i gońcem Kompanii Łabiszyńskiej. Urodziła się we Władysławowie koło Rynarzewa. Przenosiła meldunki podczas walk powstańczych, nierzadko działo się to wzdłuż linii ognia. Ranna podczas ostrzału, została inwalidką.
W przeprowadzaniu ochotników do powstania pomagała także Katarzyna Hetzig z Murowańca. Została wdową zaraz na początku wojny, miała 7 małych dzieci. Nie wahała się, kiedy trzeba było pomóc.
Kiedy za kilka dni będziemy obchodzić 103. już rocznicę wybuchu powstania wielkopolskiego, warto przypomnieć wkład kobiet. Choć rzadko walczyły na pierwszej linii frontu, z bronią w ręku, to powstańcy wielkopolscy wiele im zawdzięczają.