Gdy płomień Powstania Wielkopolskiego rozpalał się w regionie, Pomorze też chciało zrzucić więzy niewoli. Ale tam garnizony niemieckie wspierane przez osadników były zbyt silne i dławiły wszystkie działania niepodległościowe w zarodku. Działały organizacje niepodległościowe, komitety Organizacji Wojskowej Pomorza, gromadzono broń, ale Niemcy byli zbyt silni i zbyt czujni.
"Do zbrojnego jednak powstania sił nie starczyło" - pisał major Paweł Błaszkowski w 1929 roku. - "Odsetek ludności niemieckiej na Pomorzu jest zbyt wielki, ponadto Niemcy ostrzeżeni powstaniem wielkopolskim rzucają na Pomorze liczne oddziały wojskowe, tzw.Grenzschutz, gnębiący bezlitośnie Polaków i hamujący wszelki ruch wolnościowy. Prześladowanie i więzienia zniweczyły wszelką myśl o zbrojnem wystąpieniu na Pomorzu".
Co więcej, tuż przed wybuchem Powstania Wielkopolskiego Niemcy zadbali o to, by wzmocnić się na Pomorzu, mogli więc nawet pozwolić sobie na lokalne ustępstwa w Wielkopolsce. Już 25 grudnia 1918 roku, niemiecka komenda Ober Ostu zawarła porozumienie z polskim Sztabem Generalnym, że Niemcy zaaprobują zajęcie przez Polaków Wilna, w zamian za ułatwienie ewakuacji własnych wojsk koleją, na linii Toruń - Bydgoszcz - Nakło - Piła, co dało im możliwość silnego nasycenia wojskiem Pomorza. Po wybuchu walk w Poznaniu, nie dopuścili do powtórki na północy.
Pomorzanie sami nie mogąc pokonać zaborcy, zwrócili się do Wielkopolan o… rozszerzenie Powstania Wielkopolskiego na Pomorze! Na razie starali się przekradać przez niemieckie linie i zgłaszać do jednostek wojsk wielkopolskich. Przez front przechodzili ochotnicy, w części niewyszkoleni jeszcze rekruci, a w części doświadczeni żołnierze byłej armii pruskiej, niejednokrotnie koledzy z jednego frontowego oddziału dzisiejszych powstańców wielkopolskich i ich niemieckich przeciwników: "nocą wśród licznych trudów i niebezpieczeństw przez linję demarkacyjną do Inowrocławia, albo też grupami odstawia się ich przez Brodnicę do Rypina".
onadto Pomorzanie nie mogąc zorganizować się na tyle, żeby wystąpić zbrojnie, skontaktowali się z Naczelną Radą Ludową w Poznaniu i tu skierowali swoje wysiłki: wykupywali za własne pieniądze lub przysyłane z Poznania broń i ekwipunek od niemieckich żołnierzy, wysyłali je do Kongresówki i Wielkopolski.
Jednak docelowo potrzeba było silniejszego, bardziej zorganizowanego działania. Dlatego w Poznaniu zapadła ważna decyzja: w poniemieckich koszarach na Jeżycach, w których jeszcze nie opadł kurz wzniecony przez buty legendarnego 6. Pułku Grenadierów, pokonanego i zmuszonego do opuszczenia miasta, miano… sformować Dywizję Pomorską, która przygotowana w Poznaniu do walki, miałaby uderzyć na Pomorze.
Zamysł był realny - napływ pomorskich ochotników do Poznania był tak wielki, że zaczęto formować z nich odrębne jednostki. Pierwszą z nich była sformowana w Inowrocławiu "Pierwsza Kompanja Zachodnio-Pruska", która 27 maja 1919 roku wyruszyła na front polsko-niemiecki, i która weszła w skład 5. Pułku Wielkopolskiego.
Trzy dni później Dowództwo Główne w Poznaniu decyduje o sformowaniu z pomorskich ochotników Toruńskiego Pułku Strzelców - początkowo jednostka korzystała z bazy administracyjnej wspomnianego 5. Pułku, i dołączono do niej batalion czarnkowski, zaprawiony już w bojach Powstania Wielkopolskiego (m.in. pod Rynarzewem czy Ujściem), dowodzony przez kapitana Meissnera, w którym już wcześniej służyli Pomorzanie. Dowódcą pułku został kapitan Władysław Koczorowski.
Wieść o utworzeniu tej jednostki rozeszła się szybko i wobec dużego napływu mieszkańców Pomorza, już 7 sierpnia 1919 roku Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego wydało rozkaz nr 2536/III, kierowany do Dowództwa Sił Zbrojnych w byłym zaborze pruskim, a mówiący o utworzeniu dywizji, przeznaczonej do zajęcia Pomorza. Stała się nią formowana właśnie 4. Dywizja Strzelców Wielkopolskich, przemianowana 16 sierpnia na Dywizję Strzelców Pomorskich. Następnego dnia zostaje utworzony 2. Pułk Piechoty - czyli Grudziądzki Pułk Strzelców pod byłym dowódcą 8. Pułku Strzelców Wielkopolskich porucznikiem Ludwikiem Bociańskim, początkowo formowany w Inowrocławiu, a od 24 września - w Poznaniu. Wreszcie 7 października 1919 roku dowództwo dywizji wydaje rozkaz nr 30 - o utworzeniu Starogardzkiego Pułku Strzelców, w Pakości pod dowództwem kapitana Stefana Meissnera i Kaszubskiego Pułku Strzelców w Poznaniu pod porucznikiem Leonem Kowalskim.
Do tego ostatniego pułku kierowano ochotników z powiatów puckiego, wejherowskiego, kartuskiego, kościerskiego i człuchowskiego. Chętnych do służby nie brakowało i - jak dziesięć lat później będzie można przeczytać na schodzących z taśm drukarni Wiktora Kulerskiego w Grudziądzu kartach historii 16. Dywizji - "powstaje kompanja za kompanją, bataljon za batalionem. Żołnierzy napływa pod dostatkiem, brak jednak umundurowania, uzbrojenia i wyekwipowania dla nich. Dowódcy na wszystkich szczeblach pracują bez wytchnienia i wykazują dużo zmysłu organizacyjnego. Czego zabraknie w magazynach zdobytych na Niemcach, kupuje się za specjalnie na ten cel zgromadzone lub prywatne fundusze. Część żołnierzy przynosi ze sobą własne mundury i obuwie lub kupione po drodze od łaknącego pieniędzy Grenzschutzu. Toteż spotyka się mundury różnego koloru i kroju, ale jednolita jest rogatywka z błyszczącym na niej białym orzełkiem".
Cztery pułki Dywizji nosiły wielkopolskie mundury - oryginalne poniemieckie z przeróbkami kołnierzy, kieszeni i mankietów lub szyte według nowych wzorów, z charakterystycznym systemem oznaczeń stopni, wielkopolską rogatywką czy wysokim kołnierzem. Jednak wobec niedostatku takich mundurów pojawiały się dość egzotyczne jak na wielkopolskie warunki stroje, w rodzaju mundurów amerykańskich z demobilu (co nastąpiło już po opuszczeniu Poznania i przejściu do garnizonów pomorskich).
W przeciwieństwie do innych poznańskich pułków, noszących na kołnierzach cyfry pułkowe, jednostki pomorskie nosiły w ich miejsce swoje symbole - np. pułk kaszubski przyjął sobie za znak gryfa pomorskiego (noszonego na połówkach kołnierzyka plecami do siebie i krawędzi kurtki z guzikami, a przodem do lewej i prawej strony munduru).
Warto podkreślić, że z "poznańsko-pomorską" dywizją związany jest pewien bardzo ważny epizod polityczny. Oto marszałek Józef Piłsudski nie pała miłością do Poznania i nie jest tu specjalnie mile widziany; obie strony muszą jednak dojść do porozumienia na polu wojskowym - dlatego... z wojsk wielkopolskich - właśnie z pomorskiej dywizji - zostaje wyznaczony pułk kaszubski, wkrótce potem nazwany 66. Pułkiem Piechoty, jako... swoisty prezent dla marszałka!
21 października delegacja złożona m.in. z żołnierzy Dywizji, wyjeżdża do Józefa Piłsudskiego i powierza mu honorowe szefostwo pułku. Józef Piłsudski wzruszony przyjmuje pułk jako swoją osobistą jednostkę. I już 27 października 1919 roku przybywa do Poznania, gdzie przed zamkiem cesarskim odbiera defiladę 66. i całej Dywizji.
Pomorskiej Dywizji nie dane było jednak w walce odebrać Pomorza. W dniu 17 stycznia 1920 roku pułki opuściły Poznań i w ciągu najbliższych dni zajęły Pomorze, wcielone do Polski na mocy traktatu wersalskiego. Jedyne walki z żołnierzami Grenzschutzu, dość niewielkie zresztą, stoczono pod Gniewkowem, Wygodą i Brannem.