W pierwszych dniach stycznia 1919 roku Poznań był już w polskich rękach. Ale nie cały - niemieccy żołnierze zajmowali jeszcze jeden strategiczny punkt, stację lotniczą w Ławicy...
Otwarto ją przed wybuchem I wojny światowej, 26 sierpnia 1913 roku, jako bazę dla trzydziestu samolotów, które wówczas miały pełnić role łącznikowe, rozpoznawcze i ewentualnie lekkich bombowców. Z czasem pełniło rolę składnicy sprzętu, ośrodka remontowego i szkolnego, a już po zdobyciu przez powstańców, dzięki zgromadzonym zapasom materiałów lotniczych i samolotów w samej bazie i w hali Zeppelinów na Winiarach, Ławica miała swój udział w największej zdobyczy wojennej dla polskiego wojska, wartej – jak się ocenia – 200 milionów marek. Stała się podstawą wyposażenia całych ówczesnych polskich sił lotniczych, a także – jak pisał 5 stycznia 1929 roku pułkownik pilot Sergiusz Abżółtowski, dowódca 3 Pułku Lotniczego – „kolebką eskadr wielkopolskich, jednych z najbardziej walecznych, które zdobyły największe uznanie nie tylko dowódców, lecz współtowarzyszy broni – żołnierzy walczących na ziemi”.
Trudne zadanie Pniewskiego
Gdy w końcu 1918 roku rewolucyjne wrzenie ogarniało cesarską armię niemiecką, członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej wprowadzili na jej teren sierżanta pilota Wiktora Pniewskiego, który w połowie sierpnia 1918 roku służąc w lotnictwie niemieckim na froncie zachodnim, został ranny, trafił do szpitala i w październiku tegoż roku został skierowany, jak wspominał, do „stacji lotniczej Flieger Ersatz Abteilung nr 4 w Ławicy pod Poznaniem”. Tu miał pracować nad utworzeniem przyszłego lotnictwa powstańczego. Pierwsze jego zadanie było trudne: po wybuchu rewolucji władzę w armii przejmowały rady żołnierskie, do których starali się dostawać Polacy, by mieć na nie wpływ; na Ławicy jednak powstała rada utworzona wyłącznie z podoficerów niemieckich, która wobec ryzyka opanowania Poznania przez przyszłych powstańców, postanowiła zawczasu ewakuować samoloty na niemieckie lotnisko we Frankfurcie nad Odrą. Pniewski w porozumieniu z innymi żołnierzami – Polakami – zwołał 12 listopada wiec 1918 roku wiec żołnierski i przez półtorej godziny tłumaczył, że „czas traktowania Polaków za podrzędnych obywateli minął bezpowrotnie”. Skutecznie – „wybrano nową radę żołnierską, w skład której weszli w połowie Niemcy i Polacy. Z członków Polaków weszli: Gruszkiewicz, Skoczyński, Jazy, Ciesielski i ja”.
Pierwszą rzeczą jaką nowa rada zrobiła, był rozkaz zabraniający wysyłania jakiegokolwiek materiału lotniczego do Frankfurtu. W ten sposób uratowano samoloty, choć nie zdołano zapobiec wywożeniu sprzętu łącznościowego, którego Niemcy ewakuowali z Ławicy dwa wagony. Jednocześnie Polacy pracowali nad organizowaniem członków przyszłego lotnictwa powstańczego. Przed wybuchem powstania, jak zapewniał Pniewski, „lista werbunkowa żołnierzy lotników P.O.Wiaków notowała już 5 pilotów, 2 obserwatorów, 32 mechaników oraz kilkudziesięciu ludzi obsługi technicznej”.
Najbliższe dni po wybuchu Powstania Wielkopolskiego lotnisko pozostawało w niemieckich rękach, obsadzone przez lotników, niedobitki z poznańskiego garnizonu i przez saperów. Mogło utrzymywać łączność z Niemcami, podawać informacje o sytuacji w Poznaniu i wzywać pomoc, nie mówiąc o wykorzystaniu, bądź nawet zniszczeniu samolotów, by nie wpadły one w polskie ręce. Trzeba było więc szybko je zająć, dlatego powstańcy 4 stycznia postanowili zająć Ławicę siłą, jeśli jej komendant nie podda jej po wezwaniu do kapitulacji. Następnego dnia Niemcy odmówili poddania, dopuszczając jedynie ewentualnie honorową, a nie bezwarunkową kapitulację. Zagrozili, że będą bronić się na lotnisku i że wysadzą niedaleki Fort VII z zapasami bomb lotniczych. „A więc będziemy się bili – powiadamy. Czekamy na was – odpowiada przewodniczący rady żołnierskiej por. Fischer”…
Chcą wysadzać, trzeba atakować!
Nie było na co czekać. Powstańcy wyznaczyli na atak najbliższą noc z 5 na 6 stycznia a ich koledzy z szeregów niemieckiej załogi (tu wspomniane są nazwiska Kazimierza Reichelta i Ludwika Kapeli) informowali, że Niemcy faktycznie chcą się bronić i szykują obiekty do wysadzenia. W pierwszej więc kolejności Polacy przecięli kabel elektryczny łączący Ławicę z fortem i wysłali do tego ostatniego oddział żołnierzy, by go opanowali. A tymczasem pod lotnisko podchodził improwizowany oddział powstańców pod dowództwem podporucznika Andrzeja Kopy, komendanta Straży Ludowej powiatu poznańskiego. Pod jego rozkazami były trzy kompanie piechoty, dwie armaty z obsadą artylerzystów, pluton strzelców konnych i kilka karabinów maszynowych.
- „Wojsko wymaszerowało z koszar o godzinie 2-giej w nocy, idąc drogą obok strzelnic wojskowych, w kierunku wsi Ławica. Szpicę miała 2 kompania pod dowództwem Brycha, który osobiście szedł na czele. Artyleria i sztab maszerowały w środku kolumny marszowej. Kawaleria posuwała się tymczasem inną drogą celem zabezpieczenia od północy” – pisał Tadeusz Fenrych w Roczniku Związku Weteranów Powstań Narodowych RP 1914/1919 w 1935 roku.
Na miejscu okazało się, że Niemcy mają w zasięgu ognia z broni maszynowej sporą część otwartej przestrzeni lotniska. Około godziny czwartej Polacy zajęli już pozycje do ataku (porucznik Kopa przydzielił kompaniom kierunki natarcia, by z dwóch stron, od południa i północy, na umówiony sygnał uderzyły jednocześnie; armaty stanęły na tzw. Wzgórzu Berlińskim, około 800 metrów od stacji, przy nich stanął sztab Kopy z sześcioma kawalerzystami jako gońcami, a dalej – reszta strzelców konnych) i kwadrans później Kopa wysłał konnych parlamentariuszy z ponownym wezwaniem kapitulacji: Niemcy jednak otworzyli do nich ogień, płosząc konia pod jednym z nich – kawalerzysta został wzięty do niewoli. Gdy po dziesięciu minutach danych obrońcom do namysłu nie było żadnych oznak, że strona niemiecka chce się poddać, rozpoczęło się natarcie.
Rozstrzelać parlamentariusza
Niemcy wystrzelili rakiety sygnalizacyjne, oświetlając teren, co jednocześnie pozwoliło polskim artylerzystom ustawienie armat, tak że jedną skierowano w stronę wieży stacji, a drugą w stronę kwater lotników, tak, by unikać ostrzału stojących na lotnisku samolotów. Jednocześnie żołnierze niemieccy zabrali schwytanego parlamentariusza przed oblicze komendanta, oberleutnanta Fischera, „który w ogromnem uniesieniu oświadczył mu, że go każe rozstrzelać”. Ponieważ Niemcy już zaczęli strzelać w ślad za strzelcami konnymi, w tym momencie Kopa wydał rozkaz otwarcia ognia, czemu początkowo sprzeciwiał się Nieżychowski, domagając się zapewnienia bezpiecznego powrotu swoim ludziom.
„Skutek był dobry, gdyż na kilka sekund ogień niemiecki przycichł. Jeden z kanonierów wystrzelił jeszcze raz bez rozkazu w stronę budynków”. Jak się okazało, dwa pociski trafiły blisko oficerów, a obecny tam wzięty do niewoli strzelec konny zapewnił, że Polacy mają ciężką artylerię – moździerze kalibru 150 mm - co w sumie spowodowało, że Fischer postanowił poddać stację. „Natychmiast rozległy się w całych koszarach trąbki sygnałowe. Trębacze trąbili jak na sądzie ostatecznym „das Ganze halt” (stój). Jeszcze przed końcem walki uspokoił Nieżychowski dwoma strzałami na odległość 600 mtr dwa niemieckie karabiny maszynowe, poczem wróciła artyleria do swych koszar przy ul. Solnej. Zwycięska piechota wkraczała, idąc półkolem na lotnisko. Niemcy bez broni stanęli uszykowani w szeregach”.
Fenrych wspominał, że podporucznik Paluch zapobiegł wówczas samosądowi na komendancie Fischerze, którego po tym incydencie „odstawiono automobilem do Nacz. Rady Ludowej, która po odebraniu słowa honoru umieściła go w Rzymskim Hotelu”.
„Po polskiej stronie był jeden zabity i trzech rannych, po niemieckiej stronie poległ jeden oficer, jeden szeregowiec, kilku ludzi było rannych”. W polskie ręce dostały się zapasy żywności, uzbrojenia, a przede wszystkim samoloty, co pozwoliło już 7 stycznia wykonać pierwsze loty nad Poznaniem w wykonaniu polskich lotników.
Dom Pierwszej Wielkopolskiej Eskadry
Samoloty niemieckie, nadlatujące z Frankfurtu w dniu 7 stycznia, bombardowały stację, co spowodowało, że Polacy uprzedzili, że przy następnej „wizycie” umieszczą w barakach na lotnisku internowanych niemieckich lotników. Dowódcą stacji został pilot Wiktor Pniewski, który zdał je, gdy 12 lutego 1919 roku objął dowództwo pierwszej sformowanej jednostki lotniczej – „1-ej Wielkopolskiej Eskadry Lotniczej”. 11 lutego na Ławicy stacjonowało 105 podoficerów i 639 szeregowych, do tego zaledwie 21 pilotów i tylko jeden obserwator.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: wydawca@glos.com
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?