Piotr Świątkowski, badacz losów Celegrata i autor, razem z Jarosławem Burchardtem, książki „Szpieg, który wiedział za mało. Tajemnice kontrwywiadu PRL”, tak wyjaśnia tło tej tajemniczej historii: „Do 1945 r. Indochiny były kolonią francuską. Koniec II wojny światowej ośmielił wietnamskich komunistów. Ho Chi Minh proklamował Demokratyczną Republikę Wietnamu. Pobici przez Niemców w 1940 r. Francuzi postanowili pokazać światu siłę swojego oręża. Partyzanci okazali się silniejsi. Francja przegrywała wojnę w dżungli. Aby podzielić Indochiny i zadbać o pokój, w 1954 r. w Genewie światowe mocarstwa zwołały konferencję pokojową. Jej postanowień miała pilnować Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli”. To ważne, bowiem w skład komisji weszli przedstawiciele Indii, Kanady i Polski.
Lądowanie w Sajgonie
Dla rządu PRL udział w MKNiK był wielkim politycznym wyróżnieniem, ale również sporym problemem natury - nazwijmy to - logistycznej. Trzeba było bowiem znaleźć podoficerów i oficerów, którzy znali język angielski. W tym czasie, w marcu 1974 r., podoficer z wielkopolskiego Leszna Zenon Calegrat trafił do tzw. jednostki szkoleniowej 2000 w Warszawie. Była to jednostka wywiadu wojskowego. Połowa wytypowanych do służby żołnierzy nie przeszła badań lekarskich. Ci, którzy przeszli, ćwiczyli alfabet Morse’a i pisanie na dalekopisie. Uczyli się angielskiego. O możliwości napotkania przedstawicieli obcego wywiadu nie padło nawet słowo. Ostrzegano natomiast przed prostytucją i chorobami wenerycznymi.
„Żołnierze wzywani do jednostki 2000 w latach sześćdziesiątych myśleli, że będą służyć w Warszawie” - mówił w 2015 r. Przemysław Benken z Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim”. „Ci ludzie w życiu nie widzieli własnej stolicy, a mieli lecieć do Azji. Członków komisji było potrzeba tak wielu, że przymykano oko na nieznajomość języka angielskiego. O wojnie wiedzieli tyle, ile napisała »Trybuna Ludu«. Szkolenie przypominało raczej samokształcenie. Rozdawano broszury. W latach siedemdziesiątych było już lepiej ze szkoleniami. Polskie dowództwo nabierało doświadczenia”.
Ponownie oddajmy głos Świątkowskiemu: „W czerwcu 1974 r. Zenon Celegrat wylądował w Sajgonie. Koledzy ze zmiany, która miała wracać do Polski, opowiadali, gdzie są »barachoły«, na których można kupić mydło i powidło, oraz przy którym fryzjerze jest dobry »salon masażu«. Przestrzegali, żeby nie dać się oszukać i nie zapłacić więcej za masaż niż dwa tysiące piastrów. Po pracy można było iść na zakupy. Co kilka tygodni Polacy na misji dostawali kartki na wódkę, papierosy, piwo i wino sprzedawane w bazie”.
Piękna panna Tuoi Toui
Jak wyglądało życie żołnierzy w egzotycznym kraju? Handlowali alkoholem z Wietnamczykami, grali w ping-ponga, a wieczorem szli do baru, gdzie czekały na nich wietnamskie tancerki. Tu zaczyna się historia Celegrata.
Oto co mówi wspomniany już Jarosław Burchardt: „Thiu była ładna, miała 28 lat i wpatrywała się w Celegrata jak w obrazek. Była agentką wywiadu południowowietnamskiego, ale wszystko wskazuje na to, że naprawdę się zakochała. Znajomość zamieniła się w ognisty romans. Panna Tuoi Toui zaproponowała wspólne wynajmowanie pokoju. Tani nie był, ale zaradny Celegrat wziął go do spółki z kolegą Filipiakiem. Warszawiak też miał »swoją Wietnamkę«. Radiotelegrafista spotykał się z kochanką dwa razy w tygodniu. Rozmawiali o Wietnamie, Polsce i ogólnie o świecie. Po angielsku. Cieszyli się sobą. Tuoi Thi Toui zwierzyła się, że ojciec jej dziecka, Amerykanin, obiecywał małżeństwo i uciekł. Polak rewanżował się opowieścią o żonie Mirosławie i służbie wojskowej. Podał kochance adres domowy”.
W tym momencie do akcji wkroczyła CIA. Wydaje się, że Amerykanie wiedzieli o Zenonie Celegracie już prawie wszystko, werbunek zaś przypominał sceny z filmów akcji. Agenci CIA przystąpili do werbunku na początku marca 1975 r. w popularnym w Sajgonie barze Da Nang. Burchardt, po rozmowie z Celegratem, odtworzył najbardziej prawdopodobną scenerię tamtych wydarzeń: „Wysoki mężczyzna w okularach postawił Celegratowi kolejkę i wyciągnął intymne zdjęcia. Zagroził, że wyśle je do żony Mirosławy i do dowódcy pułku. Żona w fartuchu nakłada ziemniaki, dzieci bawią się pod trzepakiem, a tu ktoś podrzuca na wycieraczkę twoje zdjęcia z piękną, młodą dziewczyną. Zdrada małżeńska była nie do pomyślenia. Rozwody tym bardziej”.
„Słabo nas pilnowali - potwierdził w rozmowie ze Świątkowskim pułkownik Janusz Doroszkiewicz, który służył w Wietnamie od czerwca 1962 r. do kwietnia 1963 r. - Centrala pisała, że trzeba zachować socjalistyczną czujność, przypominali o świętach państwowych. Osłona kontrwywiadowcza była fikcją. Po powrocie do Polski Celegrat odbierał informacje od CIA na małym radiu kupionym w Wietnamie. Sporządzał tajnopisy i wysyłał je do Stanów Zjednoczonych z poczty w Poznaniu albo Warszawie. Poczta w Lesznie była niebezpieczna. List za granicę mógł zostać przechwycony przez SB. Z większych miast takich listów wychodziły setki”.
Ile armat miało LWP?
Jaka była skala działalności Celegrata? Donosił o liczbie armat i żołnierzy w jednostce, o sprzęcie. W marcu 1978 r. wypożyczył z tajnej kancelarii VII i VIII tom instrukcji zatytułowanej „Opis”. Rozkładał kartki na taborecie w magazynie części zamiennych sprzętu łączności i fotografował. Z miniaturowego aparatu zwisała nitka z igłą, odmierzając prawidłową odległość. „W lipcu 1977 r. - pisze Świątkowski - Celegrat był pomocnikiem oficera dyżurnego. Gdy chorąży Zdzisław Woźniak w południe wyszedł na obiad, agent wyciągnął ze skrzynki metalowej dwie tabele szyfrowe - »Wisła« i G843. Po pieniądze jeździł do Warszawy. CIA zostawiała swoim agentom skrytki imitujące kamienie w różnych częściach miasta. Wmawiał żonie, że jedzie do stolicy po pieniądze, które pożyczył koledze jeszcze w Wietnamie albo po części do radia”. „Był zapalonym radioamatorem - potwierdza Burchardt - Amerykanie naciskali, by przysyłał ważniejsze informacje. Interesowały ich jednostki radzieckie w Wielkopolsce. A on nie wiedział. Nie miał dostępu do tajnych informacji. Nie wytrzymał napięcia. Zaczął pić, pożyczać kolegom dolary, kupować kolorowe alkohole. CIA ostrzegała, by rozważnie wydawał pieniądze”.
Z akt odnalezionych w poznańskim oddziale IPN wynika, że „Zenon Celegrat zostawiał w wyznaczonych miejscach w Polsce filmy wykonane aparatem fotograficznym. (...) Celegrat nie przekazywał tak cennych informacji jak Ryszard Kukliński, ale dzięki jego pracy Amerykanie wiedzieli, jak działa polski system obrony przeciwlotniczej”. Między innymi przekazał Amerykanom mikrofilmy z informacjami dotyczącymi 69. Leszczyńskiego Pułku Artylerii Przeciwlotniczej.
W 2015 r. w wywiadzie dla RMF Burchardt dodał, że Celegrat zajmował się innymi zadaniami. „To widać po poleceniach, które otrzymywał. Np. jedź gdzieś w Polskę, jak masz delegację, i sprawdź, czy w tym konkretnym miejscu (czyli wywiad już wie, że coś jest) znajduje się obiekt sowiecki, który nas interesuje. Czyli, ty w mundurze podoficera polskiego wojska możesz tak zaplanować trasę, żeby obok tego obiektu przejechać. Bądź też trafiasz do jednostki, która współpracuje z wojskiem sowieckim. I tutaj wywiad amerykański daje mu możliwości sprawdzenia tych informacji”.
I tak trafił na przykład do jednostki w Skwierzynie, podobnej do jednostki, w której Zenon Celegrat służył. Ta miała na swoim wyposażeniu mobilne zestawy rakiet przeciwlotniczych i dlatego Celegrat mógł dalej podać informację, że są to rakiety skrzydlate w wersji Krug lub Kub, które na wyposażeniu tego pułku mogły wtedy być.
Jako sierżant sztabowy i szef warsztatu łączności miał dostęp do podzespołów, które pracowały w urządzeniach nawiązujących łączność bądź też elementach rozpoznawczych typu stacje radiolokacyjne. Z tego pułapu mógł wiedzieć, jakie są nowinki, np. wymiana sprzętu, kody łączności, kubki rozpoznania, które umieszczano się w urządzeniach „swój-obcy” stacji radiolokacyjnej. To są ważne informacje dla przeciwnika, który mógł w pierwszych sekundach wojny zneutralizować system łączności.
Aresztowanie w Warszawie
„Wielkopolski Kukliński”, bo pod takim pseudonimem funkcjonuje wśród historyków, wpadł 8 kwietnia 1978 r. Tego dnia około godziny 20 Celegrat podniósł kamień-skrytkę przy ul. Orkana w Warszawie. Wtedy zatrzymała go SB. Miał przy sobie plan Warszawy z 1970 r. i zapisany do cna kalendarzyk na 1978 r. wydany przez „Żołnierza Polskiego”. Kapitanowie Henryk Przystań i Jerzy Garlej skrupulatnie odnotowali w protokole, że w kalendarzyku były cztery znaczki pocztowe na listy przesyłane pocztą lotniczą.
Z dokumentów IPN wynika ponadto, że zatrzymany miał przy sobie notatnik „w okładkach koloru stalowego”, rozkład jazdy pociągów między Warszawą a Lesznem, „Ilustrowany Kurier Polski” z datą 8-9 kwietnia, „Życie Warszawy” (z tą samą datą), papier pergaminowy, baryłki czekoladowe z likierem Wedla, cztery czekolady nadziewane w torebce papierowej, „dwie butelki coca-cola z zawartością”, ołówek Atos, no i „bryłę przypominającą kamień”. Były jeszcze długopis, scyzoryk, foliówka, rękawiczki, kreda szkolna, kluczyki do małego Fiata, prawo jazdy, legitymacja Państwowej Inspekcji Radiowej poświadczająca posiadanie uprawnień radiotelegrafisty. Była też wizytówka o następującej treści „Dr Jerzy Świątkowski, Member of the International Commission of Control and Supervision - Polish Delegation - VIET-NAM”. Na odwrocie zapisany był adres teściowej. Mieszkała w Warszawie przy ul. Kaukaskiej.
Spisywanie protokołu przeszukania rozpoczęło się po dwudziestej drugiej 8 kwietnia, a zakończyło w nocy o pierwszej trzydzieści. Równocześnie przesłuchiwano zatrzymanego. Zeznania spisywali Jerzy Garlej z Biura Śledczego MSW i Adam Janas, również z MSW. Z protokołu wynika, że Zenon Celegrat miał pochodzenie robotnicze, maturę i ukończoną szkołę podoficerską radiolokacji w Koszalinie. Żona Mirosława nie pracowała, a czternastoletni syn chorował. Stopień wojskowy zatrzymanego? Sierżant sztabowy. Nosił więc na otoku czapki literę V kierowaną kątem w dół. V opierało się o białą poziomą linię.
Papiery z ówczesnego MSW wspominają ponadto, że zatrzymany był odznaczony dwoma medalami Ludowej Republiki Wietnamu. Był również członkiem egzekutywy Podstawowej Organizacji Partyjnej.
Więzienie i Michnik
W 1979 r., po udokumentowaniu szpiegostwa na rzecz USA przez SB, Zenon Celegrat został skazany na 25 lat więzienia. Poszedł na pełną współpracę. Opowiedział wszystko o metodach pracy amerykańskiego wywiadu. O jego pobycie za kratami mało wiemy.
Mirosława Celegrat tak wspominała tamten okres w rozmowie z Piotrem Świątkowskim: „Byłam w szoku. Zostałam sama z chorym synem. Szukałam pracy, ale to nie było takie łatwe. Nikt mi nie pomógł finansowo. W 1984 r. mąż, będąc już w więzieniu, wystąpił o rozwód. Znalazł sobie w więzieniu kobietę. Jest z nią związany do dzisiaj. Ja z nim normalnie rozmawiam. Przyjaźnimy się”.
W więzieniu w Warszawie Celegrat siedział w jednej celi z Adamem Michnikiem. Panowie nie przepadali za sobą. Celegrat pisał do władz więziennych, że opozycjonista żartuje z rządu, mówi, że „beton chwyci Polaków mocno za mordę”, i nie pierze skarpet. Doszło nawet do bójki między nimi.
Zachowały się dokumenty więzienne. „Do Obywatela Prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. W. Kubali - pisał Michnik. - Dnia 6.III.1983 r. ok. godz. 7.30 rano zostałem uderzony ciosem pięści w głowę przez ob. Celegrata Zenona, z którym - we dwójkę - przebywałem we wspólnej celi (nr 21, odd. III, paw. III) od dnia 7 II br. Uderzenie w głowę poprzedzone zostało krótką sprzeczką werbalną, która niczym nie uzasadniała takiego postępowania. Po otrzymaniu ciosu nacisnąłem na dzwonek alarmowy wzywający funkcjonariusza służby więziennej. Po otworzeniu drzwi opuściłem celę, chcąc uniknąć bójki. Poinformowałem ob. oddziałowego, że zostałem uderzony i kategorycznie odmówiłem powrotu do celi. Ob. Oddziałowy wysłuchał mojej prośby i zamknął mnie w osobnym pomieszczeniu”.
Celegrat ripostował: „Niemalże po każdym przeczytaniu »Trybuny Ludu« drwił sobie z wypowiedzi przedstawicieli rządu. Nie było dnia, ażebym nie słyszał, że jeszcze nigdy nie czytał tak spanikowanych wypowiedzi »Jaruzela«, że jedyna jego siła to wojsko, że na najbliższym Plenum KC zaatakuje go »konserwa«, nazywał to jeszcze »betonem«, że ten »beton« chce Polaków mocno złapać za mordę, że będzie coraz gorzej, bo ten system nie nadaje się w naszym kraju i tylko poprzez jego zmianę można myśleć o polepszeniu sytuacji, że ludzie wyjdą na ulicę, że poleje się krew… Tego nie mogłem słuchać, a już całkowicie wyprowadzał mnie z równowagi, kiedy wychwalał zachodnią demokrację, kiedy przypisywał ZSRR zorganizowanie spisku na papieża bułgarskimi rękami i wyśmiewał się z zamieszczanych artykułów, w których władze bułgarskie stają w obronie swego obywatela”.
27 grudnia 1989 r. były agent CIA wyszedł z więzienia na mocy amnestii. Mieszka do dziś w Polsce - otoczony powszechnym szacunkiem w swej miejscowości.