Przeszłość przyszłości. Stalinowski 17 stycznia

Maciej Korkuć, naczelnik w Instytucie Pamięci Narodowej - Oddział w Krakowie
Adam Wojnar/Polska Press
„Uczucie zdumienia, wściekłości i żalu” – takie emocje towarzyszyły oficerowi AK, powstańcowi warszawskiemu, Janowi Krokowi-Paszkowskiemu, kiedy w styczniu 1945 roku oglądał defiladę Armii Czerwonej i „berlingowców”. Stał w gromadzie widzów pod lufami karabinów NKWD.

78 lat temu, 17 stycznia 1945 r., jednostki sowieckie i „berlingowcy” wkroczyli do wypalonych ruin Warszawy. Wcześniej Moskwa pozwoliła Niemcom na zduszenie Powstania i na wielomiesięczne wypalanie stolicy. Po swojej stronie frontu Sowieci aresztowali, mordowali albo wywozili do łagrów dziesiątki tysięcy żołnierzy AK.

Teraz w ruinach stolicy w pierwszym rzędzie zadbali o materiał propagandowy: zorganizowali defiladę przed „dygnitarzami” stalinowskiego Rządu Tymczasowego z Bolesławem Bierutem i Edwardem Osóbką na czele. Krok-Paszkowski wspominał: „Na placu stały teraz trzy samochody, dwa opancerzone i jeden osobowy. Z samochodów opancerzonych wyskoczyło kilkunastu żołnierzy. Lufy ich pistoletów maszynowych skierowały się w kierunku [polskiego] tłumu. Otoczyli samochód osobowy, z którego wyszło kilka osób w ciemnych, cywilnych płaszczach i futrzanych czapkach na głowie. Cywile weszli na trybunę, orkiestra zaczęła grać «Warszawiankę», od strony Wisły ruszyła defilada. Patrzyłem na to widowisko z uczuciem zdumienia, wściekłości i żalu. Oto wkracza do Warszawy zwycięska armia – o pół roku za późno. Defiluje przed ludźmi, których nikt nie zna i którzy stoją z ponurymi twarzami na tle gruzów i w otoczeniu sowieckiej eskorty. Żołnierze w polskich mundurach i sowieckich hełmach i polowych rogatywkach z orzełkami o dziwnym kształcie nieśli przewieszone przez piersi sowieckie pepesze i sowieckie erkaemy, tupiąc po chłopsku nogami, machając na sowiecką modłę rękami w bok do brzucha”. Chciał wracać do domu ale uzbrojony NKWD-ysta szybko dał mu do zrozumienia, że to zły pomysł. Musiał zostać do końca.

Moskwa i PRL narzucali celebrowanie 17 stycznia jako wielkiego święta. W ostatnich dekadach różne środowiska polityczne wciąż podtrzymywały te stalinowskie obyczaje, składając kwiaty pod obiektami propagandowymi ku czci Związku Sowieckiego i jego armii, która przyniosła Polsce kilkadziesiąt nowych lat zniewolenia.

Niektórzy robią to do dzisiaj w Warszawie i – odpowiednio pod innymi datami – w innych miastach. Putin może być z nich dumny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
17 stycznia, 17:04, Ehh:

Gdyby wkroczyli te pol roku wcześniej, to by jeszcze na nich bylo,że rozwalili Warszawę a jeszcze mieli przyłączyć Wrocław do Polski ,zdobyć Berlin i jeszcze szybko przerzucić wojsko ,żeby dobić Japonie w Operacji Kwantunskiej,także wybaczcie, że nie bylo wszystko zorganizowane tip-top,tak jakby to dziś IPN zorganizował z wielką pompą, oparta na dekadach,,badań " no i ze nie byli tak elegancko wyperfumowani ,odziani jak dzisiejsze aparatczyki,które wojny od 3 pokoleń dzięki tym Ruskim na tej ziemi nie widziały .Na szczęście w Londynie byla wielka parada zwycięzców,tylko chyba tam tez nie wszystko bylo tak jakby dziś tego IPN oczekiwał...:(

Dużo można by dopisać. Ograniczę się do potwierdzenia, że na londyńską paradę zwycięstwa NIE WPUSZCZONO ANI JEDNEGO POLSKIEGO ŻOŁNIERZA.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Celownik od niemieckiego czołgu Panzer II trafił do poznańskiego muzeum

Celownik od niemieckiego czołgu Panzer II trafił do poznańskiego muzeum

Nie żyje polski historyk. Był porwany przez Hamas

Nie żyje polski historyk. Był porwany przez Hamas

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia