Ruszyłem teraz, jesienią, na południe Europy. Przejechałem samochodem kawał drogi, aż trafiłem do pewnego kraju i pomyślałem, że Pan Bóg musi bardzo kochać jego mieszkańców. Bo dał im wszystko co najlepsze: góry na północy, morze na południu, ciepłe zimy, dużo słońca przez cały rok. Ale zaraz zacząłem się zastanawiać, jak mieszkańcy tego kraju tak olbrzymią szansę, którą dostali od Opatrzności, wykorzystali. W zakamarkach pamięci starałem się odszukać nazwiska znanych mieszkańców, imperium ani specjalnie ważnym ośrodkiem w historii Europy, kultury, nauki też nigdy nie byli. Po prostu ludzie zamieszkujący ten kraj żyją dobrym, spokojnym życiem od tysiącleci. Dziś są niepodległym państwem, ale w przeszłości przez ich terytorium przetaczały się inne potęgi.
Moja podróż skłoniła mnie do refleksji, że my, Polacy, zawsze musieliśmy bardziej się starać. Bo historia zawsze od nas więcej wymagała. Pomijam, że nie żyjemy na południu Europy, a geograficznie wiele rzeczy stoi u nas na głowie: morze mamy na północy, a góry na południu. Daleki jestem od podejmowania jakichś wątków mesjanistycznych, ale może to właśnie przez trudne czasy, w jakich przyszło nam żyć, doczekaliśmy się tylu świetnych Polaków. W polityce, kulturze, nauce. Bo często musieli więcej, bardziej, mocniej, bo często mieli znacznie więcej do udowodnienia czy trudności do przełamania.
To listopadowe wydanie „Naszej Historii” poświęcone jest jednemu z nich - Józefowi Piłsudskiemu. Uznajemy go za najważniejszego twórcę naszej niepodległości, ale przedstawiamy też inaczej. Zapraszamy do spaceru z Marszałkiem, ale takim, który zszedł z cokołu pomnika. Ma on swoje wady, grzeszki na sumieniu, jest człowiekiem z krwi i kości. Takim z łobuzerskim urokiem, który uciera uszy pięknoduchom. Jak wtedy, gdy do członków rządu Ignacego Daszyńskiego, tuż po powrocie z Magdeburga w 1918 r., powiedział twardo: „Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić!”.
Wiem dobrze, że uproszczeniem jest sprowadzanie Święta Niepodległości w wolnej Polsce do postaci Józefa Piłsudskiego, który sam ma wystarczająco szerokie plecy, żeby przysłonić innych bohaterów swoich czasów: Dmowskiego, Korfantego, Paderewskiego, Daszyńskiego, Moraczewskiego czy Witosa. Albo generałów Dowbora-Muśnickiego i Hallera. Ale nam chodzi o to, że o bohaterach procesu odzyskiwania niepodległości i budowania państwa możemy dużo jeszcze powiedzieć, tak zwyczajnie, po ludzku. Że popełniali oni błędy, mieli słabości, ale byli postaciami wielkimi, takimi, które zdały egzamin przed czasami, w jakich przyszło im żyć. Właśnie dlatego, żeby nie traktować nikogo jak kukły, przez co nasi wielcy przodkowie tracą cechy żywych postaci historycznych.
I wracam do mojej podróży po Europie. Otóż jadę po starych europejskich autostradach i myślę sobie, jakie to niezwykłe, że one co najwyżej teraz są w standardzie naszych dróg szybkiego ruchu. Że jest ileś dziedzin, w których odbieramy premię za to, że byliśmy przez lata tak bardzo zacofani. Że wreszcie, tak jak od naszych przodków historia wymagała znacznie więcej, jedni byli w stanie spełnić te oczekiwania, inni nie, tak dziś Polacy mają tak wiele cech, dzięki którym wciąż chce nam się bardziej.
Ale najważniejsza jest niepodległość. Jaka to duma, radość, szczęście, że jesteśmy wolnym krajem i wolnym narodem. Nawet jeśli to najważniejsze narodowe święto przypada w szarym listopadzie, a nie upalnym lipcu, to mamy milion powodów, żeby się z tego cieszyć. Nawet jeśli nie we wszystkim Polska odpowiada naszym marzeniom, to jesteśmy z niej bardzo dumni.
Paweł Siennicki, redaktor naczelny
Twitter: @pawelsiennicki