Relikty pogańskich wierzeń pod powłoką chrześcijaństwa

Krzysztof Jachimowicz
Misja św. Wojciecha z 997 r. jest uznawana jest za początek chrystianizacji Pomorza Gdańskiego
Misja św. Wojciecha z 997 r. jest uznawana jest za początek chrystianizacji Pomorza Gdańskiego
Na terenie dawnego Państwa Zakonnego, w tym również w Gdańsku, można znaleźć liczne ślady wierzeń przedchrześcijańskich. Wystarczy uważnie się rozejrzeć.
Współczesna skandynawska kopia wikińskiej ozdoby w formie koła słonecznego.
Współczesna skandynawska kopia wikińskiej ozdoby w formie koła słonecznego. Marek Adamkowicz

Większość z nas zapewne żyje w świętym przekonaniu, że rodzimowierstwo, zwane też pogaństwem, to daleka przeszłość czasów zielonych puszcz ewentualnie alternatywny margines życia religijnego współczesnych Europejczyków.

Okazuje się jednak, że przedchrześcijańskie motywy są obecne w życiu nas samych oraz naszego miasta niemal na każdym kroku. Aktualnie wierzenia nie odgrywają tak ważnej roli w naszej codzienności jak dawniej, gdy tak zwane myślenie magiczne wyznaczało i determinowało większość działań.

Bardzo ciekawym obszarem do obserwacji pogańskich reliktów jest teren dawnego Państwa Zakonnego, przestrzeń mieszania się przez wieki różnych etnosów i kultur. O ile chrystianizacja Pomorza Gdańskiego miała miejsce już w X w., to niejako „tuż za miedzą” przez kilka następnych stuleci rozciągały się tereny nieschrystianizowane. Biskup Pragi św. Adalbert - Wojciech przybywszy do Gdańska nie tylko nakazał ściąć święty dąb, ale także ochrzcił wielu mieszkańców „urbs Gydanzycz”, jak napisano w jego biografii spod pióra Jana Kanapariusza, zakonnika z Monte Cassino. Jedna z tradycji głosi, że święty miał ponieść śmierć z ręki pogan w pobliskiej osadzie nazwanej od jego imienia Świętym Wojciechem, inna przypisuje to wydarzenie sambijskiemu Tenkitten. Faktem jest, że nawet chrystianizacja Gdańska nie była aktem gruntownym, a Krzyżacy, którzy w późniejszym okresie podbili ziemie pogańskich Prusów i którzy następnie zbrojnie zajęli sąsiednie Pomorze Gdańskie, nie przywiązywali - jak się wydaje - zbyt wielkiej wagi do wprowadzenia chrześcijaństwa wśród swoich nowych poddanych. Zresztą w samej Polsce dawne wierzenia były tak silne, że w 1038 r. wybuchł w Wielkopolsce bunt przeciw chrześcijaństwu, który dał początek tzw. buntowi Miecława (1041-1047). Nie inaczej musiało być też w Prusach.

Zaproszony przez księcia Konrada Mazowieckiego w 1226 r. Zakon Szpitala Domu Niemieckiego w Jerozolimie rozpoczął na wielką skalę chrystianizację, a przede wszystkim podbój pogańskich Bałtów. Wcześniejsze akcje ewangelizacyjne prowadzone przez samego Konrada, a także Henryka Brodatego oraz Mściwoja I pozostawały praktycznie bezskuteczne. W jakim stopniu przyczynami licznych (niektóre źródła piszą o około 30) buntów i powstań pruskich przeciw Krzyżakom była niechęć do nowej wiary, a w jakim reakcja na ucisk jest osobną kwestią. Jednak, pomimo całej średniowiecznej surowości, mnichom-rycerzom wystarczało w zupełności ochrzczenie podbitych Prusów i zobowiązanie ich, by z każdej wsi w niedzielnej mszy brało udział przynajmniej dwóch jej mieszkańców. Resztę spraw wiary pozostawiali oni swojemu własnemu biegowi. Nie może więc dziwić, że mnóstwo wcześniejszych wierzeń i obrzędów przetrwało w Prusach w stanie niemal nienaruszonym nawet do XVII w., a wiele jeszcze znacznie później. Przyjęcie luteranizmu przez Albrechta Hohenzollerna i sekularyzacja Państwa Zakonnego nie przyniosły rewolucji w tej sprawie. Ludność Państwa Zakonnego nie stawszy się w pełni katolicka została odgórnie w 1525 r. nawrócona na luteranizm. Stąd też wynikała wyjątkowa wręcz różnorodność obrzędów religijnych na Mazurach, ale także Pomorzu Gdańskim, a więc w Prusach Książęcych oraz Królewskich, a nawet na Warmii, mimo iż Prusy Królewskie w późniejszym czasie i z większymi trudnościami stały się protestanckie, Warmia zaś pozostała przy katolicyzmie.

Współczesna skandynawska kopia wikińskiej ozdoby, po lewej od środka między dwoma ptakami (orły? kruki?) widoczny Irminsul.
Współczesna skandynawska kopia wikińskiej ozdoby, po lewej od środka między dwoma ptakami (orły? kruki?) widoczny Irminsul. Marek Adamkowicz

Sama ludność tych terenów była różnorodnego pochodzenia. Obok Prusów i Jaćwingów jeszcze przed przybyciem Krzyżaków wielu badaczy dopatruje się dość licznego osadnictwa skandynawskiego. Byli osadnicy z różnych krajów niemieckich, była rdzenna ludność słowiańska w zachodniej części Państwa Zakonnego, byli też osadnicy z Mazowsza i Kurpiów - w południowo-wschodniej części obszaru. To wszystko wpłynęło na różnorodność obyczajów oraz wielorakość śladów i reliktów wierzeń pogańskich. Obok słowiańskich mamy wierzenia pruskie i germańskie będące przez wieki niejako podskórnym nurtem interesującego nas obszaru.

Ciekawym tropem jest też pobożność samych braci zakonnych. Było to rycerstwo wychowane w ówczesnym etosie. Większość z nich, zanim przywdziała szaty Zakonu, skłaniając się ku temu z najróżniejszych powodów, żyła wcześniej zgodnie z modelem zachodnioeuropejskiego rycerstwa, co czyni zasadnicza różnicę w samej pobożności pomiędzy zakonami pracy i modlitwy a zakonami rycerskimi. Przykładem takiej biografii może być Heinrich von Plauen (1370-1429), szlachcic z Turyngii, który po utracie ukochanej wstąpił po 1390 r. do zakonu, a w 1410 r., po śmierci Urlicha von Jungingena na polach Grunwaldu, został wybrany wielkim mistrzem. Poziom chrystianizacji niemieckiego rycerstwa okresu jesieni średniowiecza wymagałby specjalnych badań, ale oczywiste jest, chociażby w samym etosie arturiańskim będącym mitem założycielskim rycerstwa europejskiego, a nawet jednym z filarów Europy, mieszanie się elementów chrześcijańskich z pogańskimi: rzymskimi, celtyckimi i germańskimi.

Krzyż z bocznej kaplicy gdańskiego kościoła św. Jana jest ze wszech miar wyjątkowy. Jego forma jednoznacznie wskazuje, że mamy do czynienia z Irmins
Krzyż z bocznej kaplicy gdańskiego kościoła św. Jana jest ze wszech miar wyjątkowy. Jego forma jednoznacznie wskazuje, że mamy do czynienia z Irminsulem. Krzysztof Jachimowicz

Po rycerzach zakonu mamy interesujące w tej kwestii ślady materialne. Jedną z bocznych kaplic gdańskiego kościoła św. Jana zdobi niezwykły w swej wymowie krucyfiks. Stanowi on wręcz symboliczne i syntetyczne połączenie chrześcijaństwa z pogaństwem. O ile gotycka figura Chrystusa nie budzi żadnego zdziwienia, o tyle samo drzewo Krzyża jest zielonym drzewem świata, świętym, mitycznym jesionem zwanym Irminsul lub Ygddrasil.

Drzewo to w mitologii Germanów sięgało swymi korzeniami świata umarłych, pień jego przenikał przez krainę ludzi - Mitgard, a korona sięgała krainy bogów - Asgardu. Ów mityczny jesion był obok młota Thora i „koła słonecznego” jednym z głównych symboli pogańskich Sasów, Waregów i wikingów. Wykonane z różnych materiałów Irminsule były także miejscem modłów i składania ofiar. Jego umiejscowienie w chrześcijańskiej świątyni jako przedmiotu kultu, i to w bezpośredniej bliskości nieistniejącego dziś zamku gdańskich komturów, jest czymś bez wątpienia niezwykłym. Podobne wyobrażenia świętego drzewa w kościołach znane są na przykład z Pawii (Włochy) z tamtejszego kościoła św. Piotra oraz z Hammersleben w Dolnej Saksonii, jednak we wspomnianych przypadkach mamy do czynienia z kapitelami kolumn, a więc elementami architektonicznymi, nie zaś z przedmiotem religijnej adoracji, jak w Gdańsku. Ponadto wspomniane wyobrażenia są o wiele starsze od gdańskiego i nie znajdowały się także w bezpośredniej bliskości klasztoru zakonu sprawującego władzę nad całą okolicą, a takim był gdański zamek.

Krzyż z bocznej kaplicy kościoła św. Jana jest ze wszech miar wyjątkowy. Jego forma jednoznacznie wskazuje, że mamy do czynienia z Irminsulem. Czy chodziło tutaj o zakamuflowanie pogańskich rytuałów, czy o „na wszelki wypadek” zapewnienie sobie przychylności bogów Walhalli może na zawsze pozostać tajemnicą. Podobnie jak rola mnichów-rycerzy w całej sprawie, którzy przecież będąc ludźmi na owe czasy wykształconymi musieli o wszystkim wiedzieć.

Główne wejście do bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Nad portalem dwa oculusy w formie koła słonecznego.
Główne wejście do bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Nad portalem dwa oculusy w formie koła słonecznego. Marek Adamkowicz

Innym ciekawym śladem nie do końca chrześcijańskiego średniowiecza są dwa niewielkie oculusy umieszczone symetrycznie nad głównym portalem bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Wycięty w wapieniu filigranowy maswerk tych niewielkich świetlików jest jednak dość dziwny w swoim kształcie. Nie jest to krzyż chrześcijański, ale o wiele starsza forma krzyża symbolizująca wśród ludów północnych Słońce zwana krzyżem, a właściwie kołem słonecznym (Julrad albo Sonnenrad), jedna z form swastyki. Dziś symbole te przywodzą na myśl najgorszy okres w dziejach Europy, ale w czasach, gdy bazylika powstawała, były to po prostu jedne z wielu pogańskich znaków naszej części świata, co wcale nie usprawiedliwiało wówczas umieszczenia ich jako dekoracji największego ceglanego kościoła Gdańska. Także w tym przypadku mamy do czynienia z wciąż żywymi pozostałościami przedchrześcijańskich elementów i zapewne wierzeń w ówczesnym Państwie Zakonnym.

Formą koła słonecznego jest także mający północny rodowód wieniec adwentowy. W tym przypadku mamy do czynienia z jednym z licznych zapożyczeń symboliki przedchrześcijańskiej, jakich dzieje Kościoła są pełne. O ile większość takich przypadków miała miejsce w okresie wczesnochrześcijańskim i była celowym zabiegiem mającym uatrakcyjnić tę religię w oczach nowych oraz przyszłych wyznawców odnajdujących w niej znajome elementy i zwyczaje, o tyle część z nich przetrwała niejako niezależnie od chrześcijaństwa. Przykładem takiej tradycji jest „dwunastnica”, święto wywodzące się zapewne jeszcze z pierwotnej religii indoeuropejskiej, gdyż odnajdujemy jego echo zarówno w tradycji słowiańskiej, jak i germańskiej oraz celtyckiej. Wraz z przesileniem zimowym rozpoczynał się okres 12 „świętych nocy”, kiedy odprawiane rytuały miały przynieść pomyślność w nadchodzących 12 miesiącach nowego roku, a zdarzenia mające miejsce w tych dniach stanowiły zapowiedź zdarzeń w każdym z kolejnych miesięcy. Na ziemiach polskich echo tej tradycji utrzymało się do XX w., podobnie zresztą jak w krajach sąsiednich. Na przykład niemiecka nazwa Bożego Narodzenia to Weihnachten, co znaczy dosłownie „święte noce”, nie zaś „święta noc”. Postać związana z tym okresem, czyli święty Mikołaj, niezwykle popularna zarówno w krajach protestanckich, jak i katolickich (niekiedy „Mikołaj” ma barwę niebieską - taki, jaki jest popularny w protestanckiej Szwecji) oraz - co ciekawe - w prawosławnej Rosji i nazywany też Dziadkiem Mrozem, może być echem skandynawskich, a ściślej szwedzkich wpływów na Rusi w okresie wczesnego średniowiecza - czasu zbrojnych wypraw oraz osadnictwa wikingów ze Szwecji, czyli Waregów, jest bardzo ciekawą tradycją. Całość towarzyszących postaci biskupa Smyrny atrybutów jest bez wątpienia pogańska. Natomiast z „dzikich łowów” Wotana (na Północy zwanego Odynem), przemierzającego zimowe niebo wraz ze swoim orszakiem na latających koniach, kolejne pokolenia uczyniły sanie ciągnięte przez równie w magiczny sposób latające renifery.

Krzysztof Jachimowicz - adiunkt w Dworze Artusa, oddziale Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
Krzysztof Jachimowicz - adiunkt w Dworze Artusa, oddziale Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Marek Adamkowicz

Są to bez wątpienia piękne i bardzo trwałe tradycje wskazujące na wspólne korzenie wszystkich narodów Europy, ale warto siadając do świątecznego stołu zastanowić się przede wszystkim nad prawdziwą istotą tego czasu, nad narodzinami Zbawiciela.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia