Wschodnioniemiecki gensek był tego dnia w doskonałym humorze. Wszystko wskazywało na to, że dobiegła końca rewolucja „Solidarności”, która przez kilkanaście miesięcy podkopywała system komunistyczny w PRL i promieniowała na inne kraje bloku wschodniego. Po myśli Honeckera przebiegał też pobyt w NRD kanclerza RFN Helmuta Schmidta. Mimo doniesień o czołgach, które wyjechały na ulice polskich miast, zachodni polityk nie przerwał wizyty za Żelazną Kurtyną, a nawet zapewniał, że „to, co dotychczas się wydarzyło, […] zupełnie nie musi mieć wpływu” na relacje dwóch państw niemieckich.
Także w kolejnych dniach władze NRD miały powody do zadowolenia. Wschodnioniemiecki wywiad wojskowy informował, że operacja wprowadzenia w PRL stanu wojennego przebiega „planowo, spokojnie, bez większych incydentów”. Oceniano, że ekipa gen. Wojciecha Jaruzelskiego ma sytuację pod kontrolą. Optymistyczny ton meldunków tylko na krótko zmąciły doniesienia o masakrze górników z kopalni „Wujek”.
W telefonicznej rozmowie z 16 grudnia Honecker zapewniał Jaruzelskiego o „braterskiej solidarności”. Zaoferował pomoc dwojakiego rodzaju. Z jednej strony miały to być dostawy sprzętu dla resortów siłowych, niezbędnego „w przypadku walk ulicznych”. Już miesiąc wcześniej delegacja MSW PRL rozmawiała we wschodnim Berlinie o zakupie granatów z gazem łzawiącym, pałek gumowych czy transporterów opancerzonych. Teraz – w dniu krwawej pacyfikacji „Wujka” – minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak domówił w NRD jeszcze 200 tys. granatów gazowych. Z drugiej strony Honecker oferował pomoc humanitarną. Zapowiedział transporty żywności, odzieży i zabawek. Chodziło o doraźne poprawienie sytuacji zaopatrzeniowej w PRL i kupienie w ten sposób przez reżim spokoju społecznego.
W drugiej połowie grudnia i na początku kolejnego roku do Polski docierały liczne dary zza Odry: od mleka w proszku, przez podpaski higieniczne, aż po papierosy. Początkowo prasa wschodnioniemiecka obszernie informowała o tej akcji. Z czasem w NRD miały się pojawić obawy, że zbyt długie udzielanie PRL wsparcia może się negatywnie odbić na zaopatrzeniu własnego rynku. Zapewne także dlatego kampanię pomocy humanitarnej – o wartości szacowanej ostatecznie na ponad 300 mln marek – stopniowo wyciszono.
Gospodarka PRL wymagała nieustannej kroplówki. Berlin był jednak skłonny tylko do ograniczonego wsparcia. 11 stycznia 1982 r. Honecker tłumaczył urzędnikowi z ambasady PRL: „Znacie naszą sytuację gospodarczą i nasze trudności”.
Media NRD, które w okresie rewolucji „Solidarności” portretowały Polskę jako kraj chaosu, po 13 grudnia zmieniły ton komentarzy na pozytywny. W wewnętrznych raportach władz wschodnioniemieckich już na przełomie lat 1981/1982 pojawiły się jednak oznaki zniecierpliwienia. Ambasada NRD w Warszawie określiła wprowadzenie stanu wojennego w PRL jako zaledwie „pierwszy cios w kontrrewolucję”. Twierdzono, że wyroki zapadające wobec przeciwników reżimu są zbyt niskie. Wobec Solidarności zajmowano nieprzejednaną postawę. Szczeciński konsul generalny NRD Herbert Schlage miał uważać, że „ten związek powinien być dawno rozwiązany”, i mówić, „że jakby to od niego zależało, to […] rozstrzelałby to od razu pod ścianą”.
Także Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD oczekiwało od Jaruzelskiego dalej idących działań „przeciwko wrogowi”. Goszczący w Warszawie w połowie marca 1982 r. szef resortu Erich Mielke przestrzegał przed zbyt szybkim zniesieniem stanu wojennego, zwolnieniem internowanych i reaktywowaniem Solidarności.
Niezależny ruch związkowy, choć zdelegalizowany, w oczach władz NRD również w kolejnych miesiącach pozostawał groźny. „Kontrrewolucję udało się odepchnąć, nie jest ona jednak jeszcze pokonana” – podsumowywał w maju 1983 r. oficer wschodnioniemieckiej bezpieki rezydujący w Szczecinie. „Słowo »komunista« dla wielu ludzi jest wciąż zniewagą. Nieufność wobec partii nie jest jeszcze usunięta” – oceniał ten sam funkcjonariusz. Nadzieje władz NRD, że się to zmieni, nie spełniły się także po zniesieniu w Polsce stanu wojennego.