Stefan Michnik urodził się w 1929 r. w Drohobyczu. Jego rodzicami byli: Helena Michnik, działaczka komunistyczna, oraz Samuel Rosenbusch – członek Komunistycznej Partii Polski, rozstrzelany w ZSRR w 1937 r. Stefan podpisywał się nazwiskiem matki, podobnie zresztą jak jego młodszy przyrodni brat Adam Michnik, którego ojcem był Ozjasz Szechter - członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.
Generał „Nil” pomógł
– To smutne, że przynajmniej symbolicznie Stefan Michnik nie został osądzony. Przecież tutaj nie chodzi o zemstę, ale o elementarną sprawiedliwość – a tej sprawiedliwości nie ma. Dla rodzin ofiar sędziego Michnika to bardzo ważne – mówi Michał Cieślak z Lublina, syn skazanego przez Michnika na śmierć Huberta Cieślaka. – O tym, że ten, który zasiadał w ławie sędziowskiej i żądał kary śmierci nazywał się Stefan Michnik, mój ojciec dowiedział się dopiero w latach 90. po tym, jak udał się do IPN-u. Na szczęście Bierut zamienił tacie karę śmierci na więzienie. Co ciekawe, ojciec siedział w celi z generałem Fieldorfem „Nilem”, który namówił go, by starał się o ułaskawienie i pomógł mu taką prośbę napisać, choć sam o łaskę Bieruta nie prosił. „Nilowi” najwyraźniej leżał na sercu los młodego pokolenia – mój ojciec miał przecież nieco ponad 20 lat. I tak tato odsiedział łącznie 7 lat w różnych więzieniach, poznając innych słynnych więźniów, m.in. Tadeusza Płużańskiego, bliskiego współpracownika rtm. Witolda Pileckiego – to wiem z opowieści ojca. – Mój mąż dowiedział się o tym, że sądził go sędzia Stefan Michnik w latach 90. – potwierdza Irena Cieślak, wdowa po zamordowanym Hubercie Cieślaku - Było wystarczająco dużo czasu, aby Michnik przeprosił swoje ofiary, chociażby w mediach. Nic takiego się nie stało. Mój mąż starał się nie wspominać tego ciężkiego czasu, w więzieniu, gdy groziła mu kara śmierci – kontynuuje Irena Cieślak. – Ale potem cały czas nosił to w sobie. Skontaktował się z innymi, którym zamieniono kary śmierci na więzienie, spotykał się z „kaesiakami”. Widocznie tego potrzebował – oni się wzajemnie rozumieli – podkreśla. – Chodzi o to, żeby prawda wyszła na jaw, żeby była powszechnie znana i żeby sprawiedliwości stało się zadość. Tacy sędziowie jak Stefan Michnik powinni być napiętnowani. Za co Pana ojciec został aresztowany? – pytam Michała Cieślaka, syna. – Za przynależność do tajnej, antykomunistycznej organizacji „Kraj” w związku z udanym zamachem na komunistycznego propagandystę Stefana Martykę. Ojciec nie uczestniczył w zamachu, ale jego brat Ryszard Cieślak był w grupie pięciu zamachowców – i ta piątka młodych ludzi została skazana na śmierć – akurat nie przez Stefana Michnika, i wyrok wykonano.
„Bez reszty oddany”
Stefan Michnik wybrał w powojennej Polsce karierę sędziowską – najpierw wstąpił do PPR, potem został słuchaczem Oficerskiej Szkoły Prawniczej im. T. Duracza w Jeleniej Górze. Podczas tych przyspieszonych kursów przysposabiających do zawodu wykazał się donoszeniem na kolegów – jako dobrowolny tajny informator kontrwywiadu ps. „Kazimierczak” – za swoje „usługi” pobierał pieniądze. Na awans Michnika na stopień porucznika wpłynęła opinia płk. Mieczysława Widaja: „Jest bez reszty oddany władzy ludowej i sprawie budownictwa socjalistycznego oraz wykazuje entuzjastyczny stosunek do Związku Radzieckiego”. To „oddanie” będzie procentowało w przyszłości – zostanie dopuszczony do poważnych procesów politycznych, również orzekania w sprawie, w której oskarżała „słynna” prokurator Helena Wolińska (Fajga Mindla Danielak). Wkrótce po rozpoczęciu pracy w Wojskowym Sądzie Rejonowym (WSR) w Warszawie, w marcu 1951 r., skazał na dożywocie Stanisława Bronarskiego (żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego). A był to dopiero początek kariery komunistycznego oprawcy, który… bardzo chciał się wykazać. Stefan Michnik podpisał się pod 30 wyrokami śmierci. W 1952 r., po awansie na porucznika, zaczął przewodniczyć składom sędziowskim. Jego ofiarami byli żołnierze AK, NSZ, WiN i inni „wrogowie władzy ludowej”. To sędzia Michnik skazał na śmierć mjr. Zefiryna Machallę. Machalla, który jako oficer walczył we wrześniu 1939 r. z Niemcami, potem wywieziony do sowieckich łagrów cudem przeżył i zaciągnął się do armii Andersa. Z PSZ na Zachodzie postanowił wrócić do Polski w 1947 r., w której (nawet zniewolonej) nadal chciał pracować w Sztabie Generalnym. Ale to nie wszystkie „zasługi” sędziego, który… nigdy nie ukończył studiów prawniczych. W tym samym 1952 r. Michnik orzekł wyrok śmierci dla mjr. Karola Sęka, oficera NZW. W kolejnym roku osobiście uczestniczył w egzekucji mjr. Andrzeja Rudolfa Czaykowskiego – jednego z ostatnich emisariuszy Rządu RP na Uchodźstwie, który powrócił z Wielkiej Brytanii w 1949 r. Do dziś nie odnaleziono jego szczątków.
Ziemia obiecana
W stołecznym WSR Michnik przestał pracować w listopadzie 1953 r., obejmując stanowisko kierownika gabinetu Katedry Nauk Wojskowo-Prawniczych Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie. Bezskutecznie próbował ukończyć studia prawnicze – po czterech latach nauki zaliczył tylko I stopień. W 1956 r. zdążył jeszcze awansować na kapitana po to, by… odejść z wojska. Zbiegło się to z raportem „komisji Mazura” powołanej do zbadania przypadków łamania prawa w wojskowych organach ścigania i wymiaru sprawiedliwości, która wymieniła Michnika jako jednego z obciążonych, nie wnioskując jednak o jego ukaranie. Stefan Michnik objął ciepłą posadkę redaktora w wydawnictwie MON. I pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie nadszedł 1968 r. Wtedy, na fali sprowokowanej przez komunistów nagonki antysemickiej, został zwolniony z pracy i wyrzucony z partii. W 1969 r. wyjechał do Szwecji, która stała się wówczas drugą ojczyzną dla ponad 2500 obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Jak się wkrótce okazało, Szwecja okazało się dla Michnika prawdziwą „ziemią obiecaną”. Najpierw dostał obywatelstwo, co oznaczało też ochronę prawną. Będąc bezpiecznym, nawiązał współpracę z Radiem Wolna Europa i paryską „Kulturą” (artykuły publikował jako „Karol Szwedowicz”). W kolejnych latach pracował jako bibliotekarz na uniwersytecie w Uppsali.
„Służba krajowi”
Większość prób rozliczenia zbrodniarzy komunistycznych po 1989 r. zakończyła się niepowodzeniem, również ściganie Michnika. Polskie władze kilkukrotnie domagały się od Szwecji jego ekstradycji. Szwedzkie sądy odmawiały, chroniąc swojego obywatela i przywołując przedawnienie zarzucanych mu czynów. Stefan Michnik poczuł się w Szwecji na tyle bezpiecznie, że udzielał nawet wywiadów szwedzkim mediom. W 1999 r. gazecie „Dagens Nyheter” swoją rolę sędziego w procesach politycznych lat 50. podsumował stwierdzeniem: „Sądziłem, że służyłem swojemu krajowi”. Niestety, szwedzka gazeta nie pokusiła się o wysłanie do Polski korespondenta, który bez większego trudu dotarłby do rodzin ofiar Stefana Michnika. Np. – tak jak ja – do rodziny Huberta Cieślaka. Najpierw w prywatnej willi, potem w żydowskim domu opieki w Goeteborgu zapewne czuł się komfortowo, choć przedstawiciele szwedzkiej Polonii co rusz przypominali mu o jego „służbie krajowi”, podczas demonstracji domagając się ukarania zbrodniarza. I w zasadzie tylko oni osobiście „niepokoili” Michnika. Oficjalną korespondencję sygnowaną przez władze RP ignorował, ignorując w ten sposób Państwo Polskie. Interesował się jednak sytuacją kraju, któremu miał „służyć”, krytykując rządy prawicy i wyrażając poparcie dla Komitetu Obrony Demokracji. Dopiero w 2017 r. za Stefanem Michnikiem Polska wysłała list gończy, a w listopadzie 2018 r. wydała Europejski Nakaz Aresztowania. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie argumentował, że „podejrzany ewidentnie wykorzystuje fakt zamieszkiwania poza granicami kraju do utrudniania prowadzonego przeciwko niemu śledztwa, skutkiem czego konieczne jest zastosowanie wobec niego tegoż izolacyjnego środka”. Niedługo potem IPN postawił Michnikowi 93 zarzuty. Teoretycznie za zbrodnie komunistyczne, które były jednocześnie zbrodniami przeciwko ludzkości, groziła mu kara dożywotniego więzienia. Odmowę wydania Michnika przez szwedzki sąd wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk podsumował słowami: „Stefan Michnik to zbrodniarz. Wydawał wyroki śmierci na żołnierzy wyklętych. Prawo międzynarodowe mówi, że zbrodnie przeciwko ludzkości się nie przedawniają”.
Oscarowa Wanda Gruz
Stalinowski sędzia, nawet będąc u schyłku życia, nigdy nie przeprosił swoich ofiar i ich rodzin, nie wspomniał nawet, że czegokolwiek w życiu żałuje. Co ciekawe, jeden z portali pisząc o śmierci Stefana Michnika początkowo opatrzył tę informację tytułem: „Smutna wiadomość”, dopiero po szybkiej i ostrej reakcji internautów tytuł ten zdjęto. Inne wnioski nasuwają się same. Brak ekstradycji i osądzenia Stefana Michnika (tak jak innych zbrodniarzy) to policzek dla pokrzywdzonych i powagi Państwa Polskiego. Przypomina się sprawa prokurator Heleny Wolińskiej, także odpowiedzialnej za zbrodnie sądowe, której najsłynniejszą ofiarą był wspomniany generał Emil Fieldorf „Nil”. Nie wydana przez Wielką Brytanię, stała się inspiracją dla Pawła Pawlikowskiego w oscarowej „Idzie”. Filmowa Wanda Gruz, targana wyrzutami sumienia, popełnia samobójstwo. W rzeczywistości Helena Wolińska zmarła w spokoju w Oxfordzie w 2008 r. Znana była z tego, że do swoich ofiar odnosiła się wulgarnie i z pogardą. Nie wzruszały jej łzy żon i dzieci polskich wojskowych, których skazywała na śmierć. Wolińska była widziana ze łzami w oczach tylko raz – w 1953 r., gdy zmarł jej główny przełożony – szef wszystkich komunistycznych zbrodniarzy, Józef Stalin. Nie ma żadnej relacji, aby Fajga Mindla Danielak kiedykolwiek żałowała swojej roli w stalinowskim systemie bezprawia. Co więcej, MON do 2006 r. wypłacał jej wojskową emeryturę (sic!), którą odebrał dopiero prezydent Lech Kaczyński (jak i odznaczenia wojskowe). I jeszcze jeden fakt – tak dla przypomnienia – większość ofiar czerwonych bestii nie ma dzisiaj nawet własnego grobu.
Nie żyje Kris Kristofferson
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?