Tajemnica zabójstwa dwojga studentów w Górach Stołowych. Nadal nie wiadomo, dlaczego zginęli

Dorota Kowalska
archiwum rodzinne
O historii zabójstwa studentów w Górach Stołowych powstały dziesiątki artykułów, książki, filmy, są im poświęcone podcasty. To była egzekucja. Ania i Robert zginęli od strzałów w głowę. Brutalne, wydaje się, bardzo osobiste, emocjonalne zabójstwo. Dzisiaj rozwiązaniem tej zagadki zajmują się śledczy z Archiwum X. Mija 27 lat od tajemniczej zbrodni.

Młodzi, ciekawi świata, 17 sierpnia 1997 roku ruszyli na szlak z Dusznik do Karłowa w Górach Stołowych. 22-letnia Anna Krembowska i 25-letni Robert Odżoga, studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu, w Karlowie mieli się spotkać z uczestnikami letniego, naukowego obozu.

Prof. Anna Karczewska i prof. Cezary Kabała byli opiekunami koła, któremu przewodniczyła Ania. I organizatorami, od strony merytorycznej, obozu, na który miała dotrzeć wraz ze swoim chłopakiem.

- To był pierwszy rocznik ochrony środowiska, byłam jego opiekunem. Ania na pierwsze wrażenie była bardzo spokojna, ale szybko okazało się, że dosłownie nosi ją od pomysłów. Zawsze uśmiechnięta, bardzo lubiana, konsekwentna. Niezwykła dziewczyna. Kiedy postawiła sobie cel, to realizowała go do końca –- opowiadała prof. Anna Karczewska w rozmowie z Katarzyną Kaczorowską z tygodnika „Polityka”.

Dr Mirosław Kaczałek Roberta Odżgę mniej zapamiętał z samych studiów – nie miał z nim zbyt wielu zajęć – ale za to zapamiętał wyjątkowo inteligentnego chłopaka z obozu naukowego w Kletnie, gdzie w 1997 roku badali przemieszczenia masywu Jaskini Niedźwiedziej.

- Miał poukładane w głowie, rozmawialiśmy więc o różnych sprawach. W naszej brydżowej czwórce byli też drugi opiekun koła, nieżyjący już dr Krzysiek Mąkolski, i jakiś student, którego imienia nie pamiętam. Graliśmy, dyskutowaliśmy, pewnie spożywaliśmy napoje w rodzaju piwa, jedliśmy dobre rzeczy ugotowane przez studentów – wspominał w rozmowie z Katarzyną Kaczorowską dr Mirosław Kaczałek.

archiwum rodzinne

Anna, przed wyjściem w góry zadzwoniła jeszcze do rodziców, byli z Robertem gotowi do wędrówki, wybrali niebieski szlak. Cieszyła się. Mijały godziny, a młodzi ludzie nie dawali znaku życia. Rodzice zadzwonili na policję. Na szlak ruszyli ratownicy z wałbrzysko-kłodzkiego GOPR-u, wzięli ze sobą psy.

Dalsza część materiału pod wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziesięć dni później, 27 sierpnia, przy szczycie Narożnik w Parku Narodowym Gór Stołowych, znaleźli dwa ciała. Zwłoki były częściowo obnażone. Być może sprawca napastował ofiary, być może chodziło o szybszy rozkład zwłok i zatarcie śladów, nie wiadomo. Robert zginął od dwóch strzałów w tył głowy, Anna - od strzału między oczy. Padł, kiedy leżała na ziemi. Napaść seksualna? Raczej egzekucja. Ale Ania i Robert należeli do najlepszych studentów. Nie mieli wrogów. Nie utrzymywali też kontaktów z przestępcami.

- Pierwszy strzał padł od tyłu, kula weszła w prawą część potylicy, a wyszła nad okiem. Było słychać strzał i głośny, przeraźliwy krzyk kobiety, bo świadek, który znajduje się około 100 metrów od miejsca zbrodni, mówi nawet wręcz o ryku przerażenia. On w pierwszej chwili pomyślał, że to jakieś zwierzę ryczy – opowiadał Janusz Bartkiewicz, wówczas naczelnik Wydziału Kryminalnego w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu Rafałowi Zalewskiemu z „Interwencji.”

Jak tłumaczył, Anna po pierwszym strzale zaczęła uciekać. Po chwili przewróciła się jednak. Sprawca dogonił ją, zaciągnął w ustronne miejsce i zabił.

Jak ustaliła policja, Ania i Robert zginęli w dniu, w którym ruszyli na szlak, czyli 17 sierpnia, tuż po godz. 16.00. Kilometr od miejsca znalezienia zwłok leżały plecaki zamordowanych.

Śledztwo prowadzili funkcjonariusze grupy operacyjno-śledczej z Komendy Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu, nadali jej kryptonim „Narożnik”. Zakładali kilka hipotez: mogło chodzić o rabunek, o porachunki z handlarzami amfetaminą, a może zawód miłosny pchnął kogoś do tak ohydnej zbrodni. Szybko ustalono, że młodzi ludzie zginęli od strzału z czechosłowackiego pistoletu CZ, kaliber 9 mm. Z miejsca zbrodni zniknął pamiętnik Anny, aparat, oraz zegarek dziewczyny.

Już w pierwszych dniach śledztwa przesłuchano ponad stu świadków. Co mówili? Jeden zrobił zdjęcie mężczyźnie, który wychodził z lasu przy szlaku tuż po odgłosie wystrzałów. Ale film był prześwietlony. Nie pomógł w śledztwie.

Małżeństwo lekarzy z Oleśnicy, ale nie tylko ono, 16 sierpnia widziało Annę i Roberta w towarzystwie mężczyzny w koszuli w kratę, z wojskowym plecakiem. Jego rysopis pokazali nawet realizatorzy programu „997”. Jednak nigdy nie ustalono, kim był tajemniczy, wysoki blondyn. Cała trójka wydawała się zżyta. Jednak następnego dnia w góry ruszyła tylko Ania z Robertem. Niektórzy twierdzą, że to najważniejszy trop w tej historii. Mężczyzna nigdy nie zgłosił się na policję, a musiał słyszeć o zabójstwie studentów, nigdy nie złożył zeznań. Może doszło do jakiejś kłótni? Może podkochiwał się w Ani? Z miejsca zbrodni zniknęły głównie jej rzeczy.

Śledczy słyszeli też o bezdomnym, który miał się ukrywać wówczas w górach, kręcił się po okolicy, żebrał o jedzenie. Na widok mundurowych uciekł do lasu.

Brali też pod uwagę, że studenci mogli być byli świadkami jakiegoś neonazistowskiego obrządku. W sierpniu 1997 roku w Dusznikach-Zdroju pojawili się neonaziści z całej Europy, urządzali w górach obozy survivalowe. To była 10. rocznica samobójstwa Rudolfa Hessa, ich idola. Ludzie widzieli na szlaku młodych ludzi ubranych w charakterystyczne militarne spodnie i kurtki.

O zbrodnię podejrzewano też Krystiana Z. oraz Cezarego D., seryjnego mordercę o pseudonimie Skorpion. Jednak każdy z tych tropów okazał się ślepy, w każdym razie, jak to się mówi fachowo, nie miał potwierdzenia w zebranych dowodach.

Śledztwo umorzono po roku. Ale sprawa nie dawała spokoju podinspektorowi Januszowi Bartkiewiczowi, który ją prowadził. Wrócił do niej w 2000 roku. Kiedy przeszedł na emeryturę założył blog, opowiada na nim o historii Anny i Roberta, chce, aby poznało ją jak najwięcej osób.

Bartkiewicz w rozmowie dla podcastu „Kryminatorium” w 2019 roku, mówił tak: „W sprawie przewinęły się trzy interesujące osoby, mężczyźni wówczas w wieku od 25 do 35 lat, którzy po zbrodni wyjechali w różne zakątki Europy, dopiero po latach wrócili do kraju. Jeden z nich był nawet świadkiem w sprawie i naprowadził policjantów na trop, jak się później okazało, błędny. Obecnie zastanawiać się można, czy aby nie było to celowe działanie, aby odciągnąć podejrzenia od siebie i swojego krewnego?” — zastanawiał się oficer.

Bartkiewicz owego krewnego nazywa „brutalnym alfą”, osobnikiem niebezpiecznym, czerpiącym przyjemność z maltretowania zwierząt, podporządkowujący sobie grupę. Więc mogło być tak, że studenci spotkali na szlaku „brutalnego alfę” z kolegami. Ci włóczyli się bez celu, trochę znudzeni, trochę rozdrażnieni, może Anna zrobiła im zdjęcie, co ich rozwścieczyło, a może po prostu postanowili zabić. Zbrodnie bez żadnego motywy nie są przecież rzadkością, zdarzają się na całym świecie. Tyle tylko, że śledczy sprawdzili teorię zabójstwa dokonanego przez więcej niż jednego sprawcę, bez logicznego motywu - nie potwierdziła się.

W 2009 roku sprawą zajął się Wydział Spraw Niewykrytych, policyjne Archiwum X. Jedenaście lat później wrócono do akt sprawy.

Policjanci wpadli na trop grupy handlującej narkotykami, namierzyli miejsce, w którym produkowano narkotyki. W skrytce w oborze ukryta była gotowa linia do wytwarzania marihuany. Zabezpieczono 6 kilogramów narkotyku i około 30 tys. zł w gotówce. A także broń długą i krótką, łącznie 39 sztuk. Do aresztu trafiło dwóch mężczyzn – 64 latek i 30 latek.

Wtedy też pojawiły się informacje, że w czasie tego przeszukania znaleziono pistolet, z którego zastrzelono Annę i Roberta. Prokuratura nie potwierdziła jednak tych rewelacji.

W 2022 roku wyszła sprawa morderstwa małżeństwa w Kudowie-Zdroju. Za zabójstwem stała córka ofiar, Julianna S., jej przyjaciółka Karolina, do aresztu trafił także ich znajomy Dariusz Z. Policja miała znaleźć u niego aparat Anny i zdjęcia ofiar zrobione już po morderstwie. Dariusza Z. przypominał też mężczyznę w kraciastej koszuli z portretu pamięciowego sporządzonego w 1997 roku, w każdym razie w młodości był wysokim blondynem.

Prokuratura Okręgowa w Świdnicy nie potwierdziła jednak tych infiormacji.

- Na razie nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby w sposób procesowy, że można łączyć tego mężczyznę z innymi niewyjaśnionymi zdarzeniami - zaznaczył Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Dariusz Z. wyszedł z aresztu za kaucją.

Śledztwo prowadzone w sprawie zbrodni w Kudowie przejęła jednak Prokuratura Krajowa, która od lat usiłuje wyjaśnić tajemnicę zabójstwa studentów na Narożniku.

„Dla dobra prowadzonego postępowania nie ujawniamy i nie komentujemy prowadzonych czynności" – brzmi komunikat biura policyjnego Archiwum X.

Na jednej ze skał szczytu Narożnik wisi tablica pamiątkowa ufundowana i wmurowana przez władze uczelni: „W tym miejscu w dniu 17 VIII 1997 r. zostali zamordowani studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu ś.p. Anna Kembrowska i Robert Odżga. Pracownicy i studenci.” Rodziny ofiar w miejscach znalezienia ciał ustawiły dwa drewniane krzyże i kapliczkę z drewna: „Byli młodzi, wrażliwi, pełni radości życia zginęli od kul zabójcy na turystycznym szlaku w górach, które tak ukochali. Pokój ich duszy.”

Zbutwiały, zniszczyły się. Więc na szczycie Narożnik ustawiono nową, stalową kapliczkę poświęconą pamięci ofiar. Czy kiedyś poznamy tajemnicę ich śmierci? Czy śledczy zatrzymają zabójcę Ani i Roberta?

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia