41 lat temu zakończyła się sprawa zbrodni połanieckiej – wydarzenia sprzed lat zaszokowały całą Polskę

Paweł Kurczonek
Opracowanie:
Ofiary zbrodni połanieckiej zginęły od ciosów kluczem do kół autobusowych.
Ofiary zbrodni połanieckiej zginęły od ciosów kluczem do kół autobusowych. Pixabay
23 listopada 1982 roku wykonano karę śmierci wobec Jana Sojdy i Józefa Adasia. Tym samym zakończyła się sprawa wydarzeń, które zaszokowały całą Polskę. Zbrodnia połaniecka, do której doszło w Boże Narodzenie w 1976 roku, była jedną z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u.

Spis treści

Zbrodnia połaniecka – początki

18-letnia Krystyna Łukaszek (z domu Kalita) będąca w piątym miesiącu ciąży, 12-letni Mieczysław Kalita (brat Krystyny) oraz jej 25-letni mąż Stanisław Łukaszek – to ofiary jednej z najgłośniejszych zbrodni w peerelowskiej Polsce. 23 listopada wykonano karę śmierci na mordercach Janie Sojdzie i Józefie Adasiu.

Motywem wstrząsającej zbrodni była zemsta, a Sojda i Adaś działali w poczuciu bezkarności. Byli przekonani, że z racji swojego stanu majątkowego i specyfiki środowiska, nie poniosą odpowiedzialności za swoje czyny. Do morderstwa doszło na szosie z Połańca do pobliskiej wsi Zrębin (wówczas województwo tarnobrzeskim, obecnie – świętokrzyskie) w nocy z nocy z 24 na 25 grudnia 1976 r. Przyczyn należy szukać blisko 30 lat wcześniej.

Początków wzajemnej niechęci między rodzinami sprawców i ofiar są wydarzenia, do których doszło krótko po II wojnie światowej. W 1948 roku 20-letni Jan Sojda został zatrzymany za gwałt na pasterce krów i skazany na 8 miesięcy bezwzględnego więzienia. W aresztowaniu Sojdy brał udział jego dalszy krewny Jan Roj, aktywista PPR oraz członek ORMO. Niektóre źródła podają, że konflikt miał powstać z powodu nadużycia zależności służbowych wobec rodziny Sojdów. Według doniesień mieli być między innymi zmuszani do głosowania „3 razy tak” w referendum w 1946 r. i zapędzani na pochody pierwszomajowe. Sojda miał mieć o te wydarzenia wieloletni żal do Roja.

Nieco później na terenie gospodarstwa Jana Sojdy zastrzelony został syn Jana Roja – 10-letni Marian. Okoliczności zdarzenia były niejasne. Znajomy Jana Sojdy tłumaczył, że strzelał do psa, a chłopca trafił przypadkowo. Chłopiec został zastrzelony w obecności Jana Sojdy, aprawca otrzymał wyrok w zawieszeniu, w krótko później zginął w wypadku samochodowym.

Kim jest Jan Roj? Dziadkiem zamordowanych Krystyny Łukaszek i Mieczysława Kality.

Jan Sojda – król Zrębina idzie na wesele

Jan Sojda urodził sie w 1928 r. w Zrębinie, we wsi miał duże gospodarstwo rolne, które przynosiło mu znaczne korzyści finansowe. Sojda jako jedyny mieszkanie Zrębina miał ciągnik i telefon – posiadany majątek i koneksje, którymi chętnie się chwalił, zapewniły mu wysoką pozycje w lokalnej społeczności. Gdy skazanie za gwałt się zatarło, Sojda pracował jako ławnik sądowy. Przebojowy i silny mężczyzna był postrzegany, jako zdecydowany w dążeniu do objęcia nieformalnej władzy we wsi. Z tego powodu zyskał przezwisko „król Zrębina”.

Bezpośredniego początku sprawy połanieckiej należy szukać na zabawie. W sierpniu 1976 r. odbyło się wesele przyszłych ofiar zbrodni – Krystyny Kality i Stanisława Łukaszka. Jan Sojda, wraz z rodziną, został zaproszony na przyjęcie. Jego siostra będąca żoną Józefa Adasia, jednego ze współsprawców, pomagała w kuchni podczas wesela. W trakcie przyjęcia inny pomocnik kuchenny zauważył, że siostra Sojdy wynosi z kuchni wędliny w ilości większej, niż ustalono z gospodarzami. Gdy Zdzisława Kalitowa zwróciła jej uwagę, ta miała się obrazić i opuścić wesele.

Zarzuty kradzieży bardzo uraziły Jana Sojdę, który zaczął grozić rodzinie Kalitów. „Wyplenię Kalitowe plemię” – miał krzyczeć obrażony. Jak się wkrótce okazało, nie były to puste pogróżki.

Morderstwo na drodze – kto wyjdzie, tego spotka ten sam los

Jan Sojda czekał z wprowadzeniem w życie swojej zemsty kilka miesięcy. Okazja nadeszła w Boże Narodzenie. Wierni ze Zrębina przejechali dwoma autobusami do kościoła w Połańcu. Jeden z nich, niebieski San, został zaparkowany przed świątynią wieczorem 24 grudnia. Przyszli mordercy oraz kilkudziesięciu mieszkańców Zrębina pili w autobusie alkohol.

- Krycha, twój ojciec rozrabia w domu po pijaku, wracajcie szybko do chałupy – tymi słowami ofiary zaplanowanej zbrodni zostały wywabione z pasterki.

Ciężarna Krystyna Łukaszek, jej mąż Stanisław oraz 12-letni brat Krystyny – Mieczysław, byli przekonani, że do Zrębina wrócą autobusem. Jan Sojda miał inne plany i nie wpuścił ich do pojazdu. Z braku innych możliwości przyszłe ofiary udały się pieszo w liczącą 4 km drogę do domu.

W ślad za nimi ruszył Jan Sojda wspólnie ze szwagrem, 34-letnim Józefem Adasiem i zięciem, 28-letnim Stanisławem Kulpińskim. W dwóch autobusach znajdowali się również nietrzeźwi mieszkańcy Zrębina. Jako pierwsza jechała osobowa taksówka, za kierownicą samochodu siedział drugi zięć Jana Sojdy – 27-letni Jerzy Socha. To on potrącił idącego szosą Mieczysława Kalitę. Gdy Krystyna i Stanisław podbiegli do rannego, zostali zaatakowani przez Józefa Adasia oraz Jana Sojdę. Zginęli od ciosów kluczem do kół autobusowych. 12-letniego brata Krystyny dobito przejeżdżając go samochodem. Taksówką nadal kierował Jerzy Socha, oprócz niego w aucie jechały żony Sochy i Kulpińskiego.

Morderstw dokonano w obecności około 30 nietrzeźwych świadków – pasażerów autobusu kierowanego przez Józefa Adasia. Według dostępnych relacji żadna z osób, które widziały zbrodnię nie próbowała jej się przeciwstawiać.

- Kto wyjdzie, tego spotka ten sam los – zagroził pasażerom Stanisław Kulpiński.

Następnie sprawcy nakazali przejść wszystkim do drugiego autobusu. Niebieski San posłużył zabójcom do przewiezienia zwłok półtora kilometra od miejsca zbrodni. By ukryć prawdziwą naturę zdarzenia, w pobliżu Zrębina przejechali autobusem ciała mężczyzny oraz dziecka i ułożyli je w przydrożnym rowie. Próbowali w ten sposób upozorować wypadek drogowy. Zwłoki Krystyny położyli obnażone za autobusem pozorując napaść na tle seksualnym. Na miejscu pozostawili również niebieskiego Sana.

Dziwaczny rytuał i przysięga milczenia

Jan Sojda nakłonił świadków zbrodni do złożenia przysięgi milczenia. W drugim autobusie, z różańcem w ręce, przyjął przysięgę od każdej z osób. Świadkowie pocałowali krzyż, każdemu z nich przekłuto palec agrafką, a ślad krwi odbito na kartce. Dziwaczny rytuał miał sprawić, że przysięga nabierze mocy. Sojda odwołał się nie tylko do emocji świadków, ale ich portfeli. Każdy otrzymał pieniądze będące zapłatą za milczenie. W tym momencie pozostało już tylko wrócić na pasterkę, by zapewnić sobie alibi. Kierowca Sana, po zakończeniu mszy, wszczął alarm, że jego autobus skradziono. Uczestnicy mszy wsiedli do drugiego pojazdu i ruszyli do domów. Jak łatwo się domyślić – po drodze natrafili na „skradzionego” Sana i ofiary „wypadku”. Kierowca zgłosił kradzież i potrącenie pieszych na milicji.

Krystyna i Stanisław Łukaszek oraz Mieczysław Kalita zostali pochowani przed Nowym Rokiem.

Sprawa połaniecka – śledztwo i wyrok

Śledztwo w sprawie „wypadku drogowego” nie było łatwe. W jego trakcie popełniono wiele błędów. Sekcję zwłok przeprowadził lekarz bez uprawnień, sprawny autobus został oddany do kasacji zaledwie dwa tygodnie po zdarzeniu bez wcześniejszego zabezpieczenia śladów. Samo miejsce „wypadku” również zostawiono niezabezpieczone. Te uchybienia z trudem prostowano w trakcie postępowania w prokuraturze i przed sądem. Pierwszym zarzutem, który usłyszał Józef Adaś, było spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

Pakt milczenia zawarty po zbrodni okazał się skuteczny. Świadkowie odmawiali składania zeznań. Leszek Brzdękiewicz, jako jedyny zeznał, że na drodze między Połańcem a Zrębinem doszło do morderstwa. Podał również nazwiska sprawców. Nie upłynęło wiele czasu, a ciało Brzdękiewicza znaleziono w rzece Czarnej. Oficjalna wersja mówi, że utopił się przypadkowo.

W maju 1977 r. odbyły się ekshumacje zwłok ofiar. Ponowne badania wykazały, że obrażenia nie powstały w wyniku potrącenia. Uszkodzenia głów Krystyny i Stanisława wyglądały na pochodzące od uderzeń podłużnym, twardym, tępym i ciężkim przedmiotem.

Prokuratorzy prowadzący sprawę zażądali dla Sojdy, Sochy, Adasia i Kulpińskiego kary śmierci. Po trwającym przeszło rok procesie sprawcy zostali skazani na śmierć, jednak Rada Państwa skorzystała z prawa łaski – karę śmierci orzeczoną wobec Jerzego Sochy i Stanisława Kulpińskiego zamieniono na kary (odpowiednio) 25 i 15 lat więzienia. Jerzy Socha został warunkowo zwolniony z zakładu karnego po 14,5 latach, a Stanisław Kulpiński spędził w więzieniu 3 lata mniej. Aż 18 osób będących świadkami morderstwa spędziło w więzieniach po kilka lat za zatajenie zbrodni i fałszowanie zeznań.

Wyroki Jana Sojdy i Józefa Adasia wykonano 23 listopada 1982 r. Zostali powieszeni w Areszcie Śledczym przy ulicy Montelupich w Krakowie.

Sprawa połaniecka w kulturze

Zbrodnia połaniecka była kanwą kilku publikacji. Wiesław Łuka, reportażysta tygodnika „Prawo i Życie”, napisał książkę „Nie oświadczam się”. W trakcie procesu sądowego publikował na łamach czasopisma reportaże z sali sądowej. Później napisał scenariusz do filmu. Obraz „Zmowa” wyreżyserował Janusz Petelski. Fani Romana Bratnego znają z pewnością powieść zatytułowaną „Wśród nocnej ciszy”, a miłośnicy literatury kryminalnej – wzmianki o przestępstwie w książkach Zygmunta Miłoszewskiego („Ziarno prawdy”) oraz Mariusza Czubaja („R.I.P.”). Ponadto polski zespół metalowy Voidhanger umieścił na albumie „The Antagonist” z 2012 roku utwór zatytułowany „Silent Night, Deadly Night (25.12.1976)” traktujący o wstrząsających wydarzeniach sprzed lat.

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Raport z kadry przed meczem z Portugalią

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia