Naiwny list córki Eilerta Diekena do muzeum w Markowej oraz uczciwe chyba zdumienie burmistrza Esens, rodzinnego miasta mordercy Ulmów, na wiadomość o jego zbrodni, wskazują na otchłań niewiedzy przeciętnych Niemców o dokonaniach ich przodków w Polsce. Polska jest bądź co bądź największym sąsiadem Niemiec na wschodzie, Niemcy mają tu liczne interesy, a okazuje się, że przeciętny Niemiec nie ma pojęcia o przeszłości naszych relacji. Ogrom tej niewiedzy musi wywoływać szok wśród Polaków, biorących do niedawna za dobrą monetę pojednanie z Krzyżowej.
Niemcy? Przymusowo w Hitlerjugend, bombardowani przez aliantów
Nie waham się stwierdzić, że jest to skandal wołający o pomstę do nieba. Jak to się stało, że społeczeństwo i władze państwa, pragnącego odgrywać kluczową role w polityce europejskiej, swoje aspiracje opiera na tego rodzaju amnezji? Można wskazać wiele okoliczności wyjaśniających ten skandal.
Po wojnie zachodnie strefy okupacyjne Niemiec stały się jako Republika Federalna Niemiec wschodnią flanką NATO, Niemcy wschodnie uległy sowietyzacji, a Polska Rzeczpospolita Ludowa, wasalne państewko, pokonane w obozie alianckim, stała się pod rządami komunistycznymi wrogiem państw zachodnich. Wszystko to sprzyjało szybkiemu zakończeniu denazyfikacji. Przez następne kilkadziesiąt lat społeczeństwo zachodnioniemieckie budowało swój dobrobyt i potęgę na zapominaniu o zbrodniach III Rzeszy.
Z pewnością nieprzyjemnie żyć ze świadomością, że ojciec brał udział w pacyfikacjach na wschodzie, że z zimną krwią mordował kobiety i dzieci, a sąsiad pilnował, by nikt się o tym nie dowiedział. Dobra przywiezione z Polski wpisały się na dobre w inwentarz domowy. Jakichś nazistów ukarano, ale przecież reszta społeczeństwa to przyzwoici ludzie, do Hitlerjugend zapisywali się pod przymusem, a potem cierpieli alianckie bombardowania i wysiedlenia ze wschodu.
Amnezja Niemców: Naziści mówili po niemiecku?
Stopniowo uwagę społeczeństwa zachodnioniemieckiego zajmowały bardziej sprawy Rote Armee Fraktion, moda topless i wolna miłość. Rozliczenia za Holocaust z Izraelem dokonano sprawnie, płacąc ogromne sumy, między innymi z pieniędzy zrabowanych Żydom w czasie wojny, Sowietów ugłaskano porozumieniami z 1970 roku, a Polakami nikt się nie musiał przejmować.
Stąd w rocznicowym zeszycie „Spiegla” z 2005 roku pod tytułem „Hitlers Krieg” o niemieckiej okupacji Polski nie ma prawie ani słowa, a Powstanie Warszawskie załatwione jest zdjęciem chłopczyka z karabinem, jakby powstańcy wykorzystywali dzieci do walki jak rozbójnicze bandy w Afryce.
Wizytujący Muzeum Powstania Warszawskiego Niemcy kiwają głową, zgorszeni wyczynami „nazistów” i są zniesmaczeni, gdy się im przypomina, że w Warszawie „naziści” mówili po niemiecku, a język nazistowski nie istnieje. Niepamięć uznano w Niemczech powszechnie za „załatwienie” rozliczenia z Polską. Jest to wygodne zarówno dla społeczeństwa niemieckiego, jak i dla niemieckich władz.
Niemcy muszą się cofnąć o kilkadziesiąt lat
A jednak to niemiecki atak na Polskę we wrześniu 1939 roku zapoczątkował lawinę straszliwych konsekwencji, które spowodowały śmierć milionów obywateli polskich, potworne zniszczenia materialne, powojenną sowietyzację i cofnięcie Polski w rozwoju o dziesięciolecia. Nie ma co kiwać głową z politowaniem nad niższym w Polsce niż w Niemczech poziomem dochodów. Jest to w głównej mierze efekt pierwszej, a głównie drugiej wojny światowej.
W obydwu przypadkach Niemcy odegrały rolę zaczepną i poniosły porażki. Dziś próbują używać siły ekonomicznej i politycznej, by osiągnąć swe cele mocarstwowe. Jednak skuteczna polityka mocarstwowa musi opierać się na fundamencie jakiejś racji. Jeśli w miejsce owej racji oferuje się amnezję, to rezultatem będą kolejne porażki, jak fiasko zbliżenia z Rosją czy też obronne reakcje Polski. Żeby Niemcy odgrywały pozytywną rolę mocarstwową w Europie, muszą cofnąć się o kilkadziesiąt lat i na serio przemyśleć swój stosunek do Polski i Europy Środkowej.