Ofiar na Wujku mogłoby być więcej
W szpitalu na Ligocie (Uniwersyteckie Centrum Kliniczne) złożono kwiaty pod tablicą upamiętniającą lekarzy i członków służby zdrowia, którzy z narażeniem siebie chronili i udzielali pomocy rannym górnikom. To historia jak z filmu, tylko że w tym przypadku prawdziwa. Rozmawialiśmy m.in. z członkiem Solidarności, profesorem Grzegorzem Opalą, o tym, jak lekarze i personel medyczny ratowali górników po masakrze w kopalni Wujek.
W 1981 roku protestowano przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Władza zareagowała ostro. Na Wujku padły strzały, wykorzystano także czołgi w celu pacyfikacji górników. Gdyby nie lekarze, ofiar mogłoby być o wiele więcej.
Strach, bicie i strzały
Zapytaliśmy profesora o to, jak wyglądały obrażenia zadane górnikom. Pierwszy element, który wymienia prof. Opala, to użycie gazów łzawiących. Powodowało to podniesienie adrenaliny, wzbudzało strach. To jednak nic przy innych obrażeniach. Jak dodaje – rany górników wskazywały, że ZOMO biło, gdzie popadło.
- Jeden z górników był w grubej kufajce. Zdenerwowany, nieskarżący się na na żaden ból - bardziej na na oczy i lęk, który temu wszystkiemu towarzyszył. Górnik musiał oczywiście zdjąć kufajkę, rozebrać się. Okazało się, że jest nasączona krwią, bo miał ranę postrzałową. Dostał w plecy. Na szczęście na tyle płytko, że nie było uszkodzone płuco, ale wystarczające do znacznego krwawienia – opowiada profesor Grzegorz Opala.
Jak wspomina lekarz, strzelano, „żeby zabić”. Udowodniono to m.in. w procesie Romana S., jednego z członków plutonu specjalnego, który ukrywał się w Chorwacji. Celowano nawet do górników, którzy chcieli pomóc innym. Co ciekawe, dzień wcześniej w Jastrzębiu strzelano inaczej, dlatego nie było tam ofiar śmiertelnych.
Łaźnia Łańcuszkowa KWK Wujek - świadek dramatycznych wydarzeń. ZDJĘCIA i historia
Łaźnia Łańcuszkowa do niemy świadek historii i strajków w KWK Wujek w 1981 roku. „Tutaj grupowali się górnicy podczas strajku grudniowego” – mówi historyk Sebastian Reńca. Weszliśmy do jej wnętrza z a...
Celowali w „łeb i na komorę”
- Z dokumentów sporządzonych przez medyków sądowych, dotyczących ciał zastrzelonych górników z kopalni Wujek, wynika, że strzelano, aby zabić. To nie były postrzały w nogi, ramiona. To były, jak członkowie korpusu specjalnego ZOMO sami kiedyś się wyrazili, strzały w „łeb i na komorę”, czyli w głowę i korpus – mówi Andrzej Sznajder, dyrektor katowickiego oddziału IPN.
Dyrektor dodaje, że choć członkowie ZOMO zostali skazani i odbyli karę więzienia (jeden z nich dalej się ukrywa za granicą). Do teraz nie wiadomo, kto podjął decyzję, aby strzelać. W pierwotnych planach i dokumentach nie było o mowy użyciu specjalnego plutonu ZOMO w Katowicach. Według Andrzeja Sznajdera, komuniści 16 grudnia wiedzieli już, że plan wprowadzenia stanu wojennego się powiódł. Mimo to, spacyfikowano kopalnię w centrum wielkiego miasta.
Ewakuacja przez drogę do transportu zwłok
Profesor Opala wspomina także o tym, że ówczesna władza z premedytacją tak pokierowała szpitalami, aby ofiar było jak najwięcej. Ranni mieli być wywożeni do zmilitaryzowanego szpitala górniczego oraz do szpitala MSWiA. Co istotne – nie było tam chirurgii klatki piersiowej, która była na Ligocie – szpitalu najbliższym kopalni.
Personel szpitala wiedział o tym, co się dzieje na Wujku m.in. dzięki temu, że wiele pielęgniarek i salowych miało mężów pracujących na kopalni oraz dzięki wiedzy przekazywanej kanałami medycznymi. Podjęto decyzję o tym, że nie można zostawić rannych na śmierć.
- Ustaliliśmy, że w takim razie musimy się dostać do radiostacji. Pomogła w tym oddziałowa izby przyjęć (bo tam była radiostacja), pani Zofia Kiera. Chodziło o to, żeby to nie była prośba, tylko rozkaz. Uznaliśmy, że najlepszy do tego będzie chirurg, bo chirurdzy w wielu wypadkach muszą tak postępować i nie pytać się uprzejmie, tylko działać natychmiast i wydawać polecenia. Zrobił to i ówczesny adiunkt chirurg Marek Rudnicki, dzisiaj już profesor – opowiada profesor Opala.
Oddział przygotował się bardzo dobrze na przyjęcie rannych. Pomyślano nawet o drodze ewentualnej ewakuacji, gdyby służby chciały „wyciągnąć” rannych ze szpitala. Wybrano drogę służącą do transportu zwłok do prosektorium. Na szczęście nie trzeba było z niej korzystać.
- W pierwszym momencie, można powiedzieć, że w izbie przyjęć było czarno od ludzi – opowiada profesor Grzegorz Opala.
W szpitalu nie było czasu na strach
Profesor pamięta, że nie towarzyszył mu strach, ponieważ, podobnie jak wielu innych lekarzy, ratowników i pielęgniarek, po prostu działał. Nie było czasu zastanawiać się nad zagrożeniem. Dopiero potem można było o tym myśleć. Personel medyczny opatrywał kogo mógł i wysyłał do domu bez wypisywania dokumentów. Tych, którzy wymagali pozostawienia w szpitalu, zabezpieczono, jak się dało, przed działaniami służb.
- Uznaliśmy, że w tej sytuacji trzeba zrobić podwójną dokumentację lekarską – w tym wersję dla służby zdrowia, gdyby chciała mieć w nią wgląd. Nastąpiła również alokacja poszczególnych rannych - na przykład na ginekologii – wspomina profesor.
Nawet funkcjonariusze bezpieki i innych służb (najczęściej byli to mężczyźni) nie mogli wejść na oddział z natury przeznaczony dla kobiet – w tym rodzących.
Szykany, represje i współpracownicy bezpieki wśród lekarzy
Profesor niezbyt chętnie wspomina o represjach. Lekarzom zatrzymano paszporty (brak możliwości rozwijania się na polu naukowym i szkolenia za granicą), odwoływano z funkcji. Jemu samemu blokowano habilitację. Odpowiedzialny był za to m.in. jego szef, który był kontaktem operacyjnym Służby Bezpieczeństwa.
- Co to za represje w stosunku do górników, którzy ryzykowali życie? Teraz, po latach, mogę powiedzieć: zrobiłem, co należało – dzieli się z nami Grzegorz Opala.
W relacjach z tamtych dni wynika także, że ZOMO biło nie tylko protestujących. Pałowano także służbę medyczną, rannych i lekarzy. Utrudniano wyjazd z terenu kopalni.
Bieg Dziewięciu Górników 2022 już za nami. Zobaczcie zdjęcia z tego wydarzenia
Bieg im. Dziewięciu Górników od lat towarzyszy obchodom rocznicy pacyfikacji kopalni Wujek w Katowicach. Jego celem jest upamiętnienie wydarzeń z 16 grudnia i oddanie hołdu zastrzelonym wówczas górnik...
Jak wspomina profesor Opala, na całe szczęście sporej część personelu, współpracującej z bezpieką, po południu nie było w pracy. Funkcjonariusze SB pojawili się w szpitalu na Ligocie dość późno. Prawdopodobnie byli zaskoczeni odwagą i szybkim działaniem lekarzy.
Pacyfikacja kopalni "Wujek". Katowice pamiętają. To już 41 lat od tragedii...
Zimowa aura niczym 41 lat temu… Górnicy pod kopalnią "Wujek" rozpoczynają protest. Tych, którzy wspierali strajkujących górników, rozpędzano armatkami wodnymi i gazem. Dziś, 16 grudnia, w tym samym mi...
Pacyfikacja kopalni Wujek w obiektywie Marka Janickiego
41 lat temu, 16 grudnia 1981 r., siły bezpieczeństwa zaczęły strzelać do górników kopalni „Wujek”. W samym centrum tych tragicznych wydarzeń był Marek Janicki, który uwiecznił je na swoich fotografiac...