„Czas ludzkiego życia jest punktem, dusza zawirowaniem, los nie do odczytania, a sława niepewna" - pisał w swoich „Rozmyślaniach” cesarz filozof Marek Aureliusz.
Rację przyznałaby mu na pewno Valeska von Bethusy-Huc, śląska pisarka, która w na przełomie XIX i XX wieku zyskała literacką sławę, a dzisiaj jest zupełnie zapomniana. Jeśli komuś coś mówi jej nazwisko, to tylko dzięki temu, że von Bethusy-Hucowie byli potężnym rodem właścicieli ziemskich. Podobnie jak von Reiswitzowie, bo tak brzmi rodowe nazwisko Valeski.
Urodziła się w 1849 roku w zamku w Kiełbasinie, posiadłości należącej do Reiswitzów, leżącej tuż obok drogi Olesno - Opole. Kiełbasin dzisiaj jest przysiółkiem Wędryni, ale nie ma tam już ani śladu po zamku.
Niewielki zameczek w Kiełbasinie sąsiadował z dobrami w Wędryni, gdzie mieściła się rezydencja rodu - okazały pałac otoczony rozległym parkiem, u którego krańców wybudowano kaplicę i założono cmentarz rodzinny.
Pałac w Wędryni, chociaż zniszczony, stoi do dzisiaj, natomiast po zamku w Kiełbasinie nie został kamień na kamieniu.
W Wędryni Valeska spędziła pierwsze 20 lat swojego życia. W 1869 roku wyszła za mąż za kuzyna, posła do Reichstagu hrabiego Eugena von Bethusy-Huca. Ślubu udzielił im w Oleśnie słynny pastor Leopold Polko, budowniczy Kościoła Fenigowego.
Po weselu Valeska przeprowadziła się za mężem do zamku w Zdzieszowicach. We wspomnieniach drukowanych na łamach „Oberschlesien” nie ukrywała jednak, że to okres spędzony w Wędryni był najszczęśliwszym w jej życiu. To tutaj niemiecka pisarka zakochała się w swojej małej ojczyźnie.
Chłopska grofka godo po śląsku
Jej największą zasługą było wprowadzenie Górnego Śląska do niemieckiej literatury. Współtworzyła tak zwaną Heimatliteratur (czyli literaturę małej ojczyzny). Dziadek Valeski Johann Gottlob von Reiswitz znał doskonale język polski, w tym języku zwracał się do służby. Lekcje języka polskiego pobierała także Valeska.
- Pani hrabino, nie mamy żadnych książek w wasserpolnisch - rozkładał ręce nauczyciel, kiedy hrabina chciała się uczyć śląskiej gwary. Pogardliwym określeniem „wasserpolnisch" Niemcy nazywali właśnie godkę śląską.
Ludzie na wsi nazywali Valeskę „chłopską grofką”, ponieważ z napotkanymi chłopami rozmawiała po polsku czy raczej po śląsku.
To były czasy, kiedy arystokracja zwracała się do Ślązaków co najwyżej przy wydawaniu poleceń i rozkazów. Valeska jednak zapominała o arystokratycznym „von" przed swoim nazwiskiem i chętnie wdawała się w pogawędki z wieśniakami.
Lina Morgenstern (1830-1909), działaczka i pisarka pochodząca z Wrocławia, pisała o Valesce:
- Choć należała do warstwy wytwornych arystokratów, obracała się we wszystkich kręgach społecznych. Miała przemiły sposób bycia, była prosta, naturalna, bardzo młodzieńcza.
Śląski publicysta Anton Hellmann opisywał jej wygląd: „Jej krępą postać opinał szarozielony kostium z lodenu. Twarz, z której tryskała fantazja i temperament, okalały jasne, krótko przycięte loki".
Krótko ścięte włosy na przełomie XIX i XX wieku świadczyły o nie lada ekstrawagancji hrabiny. Nie ma jednak co ukrywać, że „chłopska grofka” nie była pospolita, jak na artystkę przystało.
- Maszerowała krokiem męskim, na nogach miała obuwie o brązowych, szorstkich cholewkach; jej ruchy były pozbawione kobiecego wdzięku. Pod pachą trzymała teczkę z książkami. Mówiła do siebie - głosem ożywionym, głęboko zamyślona, nie zważając na otoczenie" - pisał Anton Hellmann.
Wydawca chciał ją ożenić ze swoją siostrą
Jako pisarka baronówna z Kiełbasina zadebiutowała w 1873 roku. Obawiając się, czy arystokratce przystoi pisać popularne powieści, aż do 1901 roku ukrywała się od męskim pseudonimem Moritz von Reichenbach. Opowiadania i powieści zaczęła podpisywać swoim nazwiskiem dopiero wówczas, kiedy zdobyła rozgłos i uznanie.
Rozterki Valeski wzięły się stąd, że zarówno rodzice, jak i mąż krytykowali jej ambicje literackie, uznając pisanie książek za zajęcie niegodne wyższej sfery. Dlatego pierwsze książki Valeska pisała pod męskim pseudonimem Moritz von Reichenbach.
Jej debiut literacki ukazał się jednak pod jej własnym nazwiskiem, chociaż... bez jej wiedzy. Przyjaciel Valeski baron Dyhern przesłał do drukarni bajkę pt. „Król motyli” (niem. „Der Schmetterlingskönig”), napisaną przez Valeskę w dzieciństwie. Autorka dowiedziała się o swoim debiucie, kiedy otrzymała z wydawnictwa autorski egzemplarz książki oraz 18 talarów honorarium.
Męski pseudonim Moritz von Reichenbach stał się przyczyną zabawnej omyłki. Redaktor naczelny czasopisma „Über Land und Meer” Stuttgartu, w którym hrabina publikowała artykuły i opowiadania, chciał ją zeswatać ze swoją siostrą!
Kiedy hrabina z Wędryni zdobyła rozgłos i uznanie, zaczęła podpisywać opowiadania i powieści swoim nazwiskiem. Pojechała też do Stuttgartu, do redakcji „Über Land und Meer”, aby osobiście wyjaśnić, dlaczego nie może się ożenić z kuzynką redaktora naczelnego.
Chłopsko grofka pisze o Śląsku
Jako twórczyni Heimatliteratur (czyli literatury małej ojczyzny) Valeska von Bethusy-Huc pisała głównie o Śląsku.
W książkach „Oberschlesische Dorfgeschichten” (Górnośląskie historie wiejskie) oraz „Mein Oberschlesien” (Mój Górny Śląsk) opowiadała o religijności i obrzędowości Ślązaków.
W zbiorze „Aus den Chroniken schlesischer Städte” (Z kroniki śląskich miast) opisała rozwój przemysłu na Górnym Śląsku. Zanotowała, że w 1910 roku śląskie zakłady przemysłowe zatrudniały 200 000 ludzi, a produkcja osiągnęła wartość ponad pół miliarda marek rocznie.
Jednocześnie pisarka krytykowała śląskich przemysłowców za koszmarne warunki, w jakich mieszkała większość robotników. Chwaliła natomiast słynne nowoczesne osiedle domków dla robotników w Giszowcu (obecnie na terenie Katowic).
Valeska dostrzegała też zanieczyszczenie środowiska przez brutalna industrializację na Czarnym Śląsku. Pisała: „Tam, gdzie siarczane dymy z hut cynku dosięgną iglastego lasu, chorują i umierają drzewa”. W kopalni zjechała nawet pod ziemię, żeby zobaczyć warunki, w jakich pracują górnicy.
Była naprawdę popularną pisarką. Jej najpopularniejsza powieść „Glückskinder" (1897) miała aż dziesięć wydań.
W Zdzieszowicach hrabina von Bethusy-Huc stworzyła salon kulturalny. Gościła osobistości z kręgów literackich i artystycznych z Niemiec, Francji, Anglii a nawet Ameryki.
Sukcesy literackie hrabiny Valeski nie szły jednak w parze z sukcesami gospodarczymi barona Eugena.
W 1906 r. majątek von Bethusy-Huców w Zdzieszowicach został sprzedany, ponieważ przestał przynosić zyski. Po regulacji biegu Odry obniżył się bowiem poziom wód gruntowych i plony z roku na rok były mniejsze. Nie oznacza to oczywiście, że baronowi zajrzała w oczy bieda. Oprócz majątku ziemskiego piastował bowiem wysokie urzędy. Pełnił funkcję generalnego reprezentanta Górnego Śląska w centralnych władzach prowincji.
Baronowie ze Zdzieszowic przenieśli się do Wrocławia, gdzie zamieszkali w willi przy Eichendorffstrasse, w obecnej dzielnicy Krzyki. Valeska nie czuła się jednak dobrze w dużym mieście. Brakowało jej przechadzek po lasach, polach, łąkach i pogawędek z przygodnie spotkanymi Ślązakami. W Wędryni oraz w Zdzieszowicach przy pałacu miała rozległy park, a we Wrocławiu tylko mały ogródek przydomowy.
Nadal jednak prowadziła aktywne życie towarzyskie. W swojej wrocławskiej willi również utworzyła salon literacki. Dużo podróżowała, zwiedzała Francję, Włochy, Polskę (będącą wówczas pod zaborami).
W swoich zapiskach zanotowała zabawną scenę ze swoją śląską pokojówką Anną. Razem z nią pojechała do Rzymu, zwiedzając Forum Romanum. Kiedy Anna zobaczyła antyczne ruiny, skomentowała z pogardą: „Co za niechluje mieszkają w tym Rzymie! Czemu jeszcze nie posprzątali tych gruzów?".
Wybuch I wojny światowej zastał von Bethusy-Huców w Szwajcarii. Nie wrócili już do Wrocławia. Oboje zmarli w 1926 roku: w styczniu Eugen, a Valeska von Bethusy-Huc w maju w mieście Lugano. Hrabinie urządzono skromny pogrzeb, jej grób nie zachował się do dzisiaj.
Co zostało po hrabinie Valesce
Grażyna Szewczyk, autorka książki pt. „Niepokorna hrabina”, informuje tylko zdawkowo, że Valeska von Bethusy-Huc urodziła się 15 czerwca 1849 roku w Kiełbasinie, posiadłości należącej do jej ojca barona Bertholda Alexandra von Reiswitza i matki Berthy von Reichenbach (urodzonej w Wierzbicy Górnej).
Majątek sąsiadował z dobrami w Wędryni, gdzie mieściła się rezydencja rodu - okazały pałac otoczony rozległym parkiem, u którego krańców wybudowano kaplicę i założono cmentarz rodzinny. Pałac w Wędryni, chociaż zniszczony, stoi do dzisiaj, natomiast po zamku w Kiełbasinie nie ma ani śladu.
- Zamek w Kiełbasinie został spalony w ostatnich dniach II wojny światowej - informuje Grażyna Szewczyk.
Nie zachowało się zdjęcie tego budynku, natomiast znamy jego wygląd z opisów. Sama Valeska von Bethusy-Huc opisywała dom swojego dzieciństwa w 1914 roku w czasopiśmie „Oberschlesien”: „Zamek był dwupiętrowym, pomalowanym na żółto budynkiem z wystającymi w białym kolorze ramami okiennymi, z wysokim, pokrytym gontami podwójnym dachem, z żółtym wykuszem posiadającym trzy okrągłe okna”.
Zamek w Kiełbasinie opisał również Emil Krzuk na łamach „Heimatkalender des Kreises Rosenberg O/S” w 1933 roku.
- Cienista droga prowadzi z szosy do zamku w Kiełbasinie. Ale budynek, który ukazuje się naszym oczom, raczej nie odpowiada wyobrażeniu, jakie mamy pod nazwą „zamek” . Jest to pozbawiony ozdób dwupiętrowy budynek, zamieszkały dzisiaj przez pracowników majątku ziemskiego - opisuje Emil Krzuk.
Zamkiem nazywano przed wojną po prostu dom mieszkalny właściciela lub zarządcy majątku ziemskiego.
Valeska von Bethusy-Huc mieszkała w dzieciństwie z rodzicami w Kiełbasinie, ponieważ w pałacu w Wędryni rezydował jej dziadek Johann Gottlob von Reiswitz. Berthold Alexander i Bertha pobrali się 1848 roku, urodzona rok później Valeska była ich najstarszym dzieckiem.
Po śmierci Johanna Gottloba von Reiswitza jego potomkowie przenieśli się do okazałego pałacu w Wędryni. Zabytkowa rezydencja z 1860 r. stoi do dzisiaj, chociaż z roku na rok obraca się w ruinę. W latach PRL-u były tutaj mieszkanka. W latach 90. pałac uległ pożarowi, ale jego zewnętrzna bryła jest cała. Pałac jest obecnie prywatną własnością, należy do właścicieli znanej sieci deweloperskiej i hotelowej De Silva z Olesna.
Powierzchnia użytkowa pałacu con Reiswitzów wynosi 1300 mkw., a kubatura 11 000 m sześciennych.
Po 1945 roku został znacjonalizowany, był częścią PGR-u, służył jako budynek mieszkalny. Obok pałacu zachowały się także dom rządcy oraz wozownia. Pałac otoczony jest dużym parkiem, w którym rosną m.in. stare ogromne dęby.
Na krańcu parku stała kaplica i mały cmentarz. Kaplica nie zachowała się, są natomiast nagrobki. Pomniki nagrobne są także na cmentarzu przy zabytkowym drewnianym kościele pw. Narodzenia Jana Chrzciciela w Wędryni z przełomu XVII i XVIII wieku.