Wieczorem w baraku 104. zebrała się gromada jeńców Stalagu Luft III – wszyscy w cywilnych ubraniach, z walizkami i tobołkami. Jednak szczęście im nie sprzyjało. Przede wszystkim dłużej niż zakładano, usuwano ziemię i otwór wyjściowy odsłonięto dopiero o godz. 22.15. Jakby tego było mało, wylot znajdował się trzy metry przed ścianą lasu. Mimo to postanowili uciekać – w ciemność ruszyło 80 lotników – uciekinierów.
Na piechotę i pociągiem
Wszystkich uciekinierów podzielono na niewielkie grupy. Jako pierwsi wyszli z tunelu ci, którzy mieli podróżować pociągiem – mieli lepsze ubrania, dokumenty i pieniądze. Niestety, mieli poślizg już na starcie, gdyż z powodu nalotu pociągi miały dwie godziny spóźnienia. Wszyscy zmierzali dojechać do Wrocławia.
Jakby pecha było mało, Niemcy stosunkowo szybko wykryli ucieczkę i ogłosili wielką obławę na terenie całej Rzeszy. Najpierw w ich ręce trafili piesi. Uciekający piechotą udawali głównie przymusowych robotników i przedzierali się nocą. Tak podróżowała m.in. dwunastoosobowa grupa udająca urlopowanych pracowników tartaku. Przez Trzebów dotarli w okolice Jeleniej Góry, skąd piechotą próbowali dostać się do Czech. W ciągu następnej doby niemal wszyscy trafili za kratki. Ten sam los spotkał większość piechurów. 29 marca w więzieniu w Zgorzelcu było już 35 uciekinierów. Niewiele do szczęścia zabrakło Sydneyowi Dowse i Stanisławowi Królowi, którzy postanowili dotrzeć do przedwojennej granicy polskiej – po 12 dniach wędrówki zostali zatrzymani 3 km od celu. Roger Bushell z towarzyszem dotarli do Saarbrucken, inni na granicę duńską, do Czech lub do Szczecina.
Czytaj także: Tak powstawał tunel Harry
Szczęśliwa trójka
Happy endem zakończyła się ucieczka tylko dla trzech jeńców. Per Bergsland i Jens Muller dotarli do Szczecina. Pomogło im to, że mówili po niemiecku ze skandynawskim akcentem. Pomogli im dwaj inni Skandynawowie. Marynarze ukryli ich w komorze łańcuchowej, nie odkryła ich niemiecka rutynowa kontrola. 28 marca byli w Geteborgu, następnego dnia w Sztokholmie i w brytyjskim konsulacie.
Trzecim, któremu się udało, był Holender Bram van der Stock, który samotnie przez Wrocław i Drezno dotarł do Alkmaar w Holandii. Jemu także pomogła znajomość niemieckiego i to z silnym holenderskim akcentem. Na dodatek, gdy znalazł się w swoim okupowanym kraju, mógł poprosić o pomoc przyjaciół, a później krewnych w Belgii. Do Wielkiej Brytanii dotarł po podróży przez Francję i Hiszpanię. Wszyscy trzej fartowni uciekinierzy po dotarciu do Wielkiej Brytanii ponownie wsiedli do samolotów i brali udział w wojnie.
Hitler się wściekł
Wiadomość o masowej ucieczce z żagańskiego Stalagu wprawiła Hitlera we wściekłość. W krótkiej naradzie z Goeringiem, Himmlerem i Keitlem zażądał, aby wszystkich schwytanych zbiegów rozstrzelać. Zaoponował Goering, twierdząc, że w odwecie alianci mogą rozstrzelać niemieckich lotników znajdujących się w ich niewoli. Stanęło na 50 lotnikach, którzy mieli zostać straceni.
Wykonaniem tego zadania zajął się Ernst Kaltenbruner. W pięćdziesiątce znaleźli się lotnicy z państw walczących z Niemcami oraz Australijczycy, Kanadyjczycy, obywatele RPA i ci spośród Brytyjczyków, którzy mieli na swoim koncie najwięcej ucieczek. Pierwszą egzekucję wykonano już 29 marca, gdy stracono Jamesa Wernhama, Sotirisa Skaziklasa, Antoniego Kiewnarskiego i Kazimierza Pawluka.
Czytaj także: Teren stalagu przeszukali detektoryści
POLECAMY
WIDEO: Poznaj tajemnice zamku w Łagowie
🔔🔔🔔
Pobierz bezpłatną aplikację Gazety Lubuskiej i bądź na bieżąco!
Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy do niej zakładkę, w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią koronawirusa.
Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania.