Olaf Popkiewicz, który kilka dni temu spotkał się z lokalną społecznością w Muzeum Miasta Malborka, to archeolog, biegły Instytutu Pamięci Narodowej i bronioznawca, ale przede wszystkim wielki miłośnik i znawca historii. Pochodzi z Ostaszewa w powiecie nowodworskim, obecnie mieszka w Toruniu. Podczas niedawnego spotkania w Muzeum Miasta Malborka opowiadał o działaniach wojennych prowadzonych od stycznia do marca 1945 r. w ówczesnym Marienburgu, osadzając je w szerszym kontekście. Swoją wiedzę oparł w dużej mierze na dokumentach pozyskanych w archiwach niemieckich i rosyjskich.
- Już od czerwca 1944 roku było wiadomo, że III Rzesza tę wojnę przegrała. Oczywiście, każdy powie o słynnym lądowaniu w Normandii - tak, wdarcie się do twierdzy Europa było bardzo ważne, natomiast mało kto pamięta, że na wschodzie wydarzyło się coś równie doniosłego: operacja „Bagration”, w której niemiecka Grupa Armii Środek tak naprawdę przestała istnieć. Straty Niemców można obliczyć co najmniej na 800 tysięcy żołnierzy wziętych do niewoli, rannych lub zabitych i olbrzymią ilość sprzętu, którą stracili - mówił Olaf Popkiewicz.
Jak wyjaśnia, obrona Prus Wschodnich z Malborkiem na czele, była symbolem tego bezsensu wojny, a „wszelki opór tylko przyczyniał się do jeszcze większych cierpień ludności cywilnej”. I takich zniszczeń, jak w malborskim zamku ogłoszonym twierdzą.
- Mówię o „nazistowskim samobójstwie”, bo perła gotyckiego budownictwa została położona na ołtarzu narodowego socjalizmu i gdyby nie niemiecka decyzja, dokładnie głównodowodzącego Grupy Armii Wisła, czyli Heinricha Himmlera, ten zamek by po prostu sobie stał, nic by się z nim nie stało - opowiadał Olaf Popkiewicz.
Ruiny zamku w Malborku po wojnie i niezwykłe wspomnienia
"Z lewej strony szczerzyły zęby zniszczone konstrukcje mostu kolejowego i mostu drogowego, na prawo od zamku wyciągały ramiona kikuty kominów i fragmenty ścian po zburzonych budynkach „starego miasta”...
12 stycznia 1945 r. początek ofensywy czerwonoarmistów
- W naszym „piekiełku” chodzi nam głównie o operację elbląską. Kiedy Armia Czerwona rusza gdzieś znad Narwi siłami swoich szczególnie 2 Armii Uderzeniowej i 5 Armii Pancernej, uderza w kierunku na Elbląg, Malbork, Grudziądz. Te oddziały przesuwają się bardzo szybko, tempo natarcia jest gigantyczne, Wehrmacht nie był w stanie stawić im oporu. Armia Czerwona dysponuje miażdżącą przewagą szczególnie sprzętu, już nawet nie ludzi. To trzeba było jakoś zrównoważyć i pojawił się pomysł gen. Heinza Guderiana: Armia Czerwona nie byłaby spowolniona przez ciągłą linię obrony, ponieważ Niemcy mieli za mało żołnierzy, ale można było stworzyć miasta-twierdze, jak Poznań, Wrocław. W przypadku Malborka tak do końca nie było. Malbork był fanaberią Himmlera i ta fanaberia została wprowadzona w życie dopiero 20 stycznia 1945 r. - mówi Olaf Popkiewicz.
Rosjanie dotarli do Malborka już 25 stycznia, przede wszystkim z zamiarem zdobycia mostów na Nogacie, by móc przeprawić się w kierunku Wisły, chociaż wątek przejęcia dawnej stolicy zakonu krzyżackiego też miał jakieś znaczenie. Z kolei dla Niemców - jak tłumaczy Olaf Popkiewicz - na pierwszym planie była propaganda.
- Himmler nie był wojskowym, on bardziej był ideologiem narodowo-socjalistycznym. Zamek miał być symbolem twardego oporu w Prusach Wschodnich, w tym mateczniku Niemiec jako spadkobierców zakonu krzyżackiego - mówi Olaf Popkiewicz.
Szarża shermanów. „Kto śmiały, ten cały”?
Najcięższe walki były prowadzone w pierwszych dniach natarcia.
- Piechota wchodzi do miasta i okazuje się, że tam czeka ich gorące powitanie ze strony Niemców. W tym samym czasie, 25 stycznia około godz. 10, z odsieczą radzieckiej piechocie przybywają ich czołgi Sherman M4A2 amerykańskiej produkcji i ciężkie czołgi przełamania IS-122. Czołg jest dobrą bronią, ale na dużych, otwartych przestrzeniach, natomiast w walkach miejskich to są puszki, w których palą się ludzie. W armii niemieckiej nasycenie bronią przeciwpancerną jest w tamtym momencie olbrzymie, a wyrzutnie bezodrzutowe pancerfaust to chyba najlepszy pomysł Niemców, bo ogólnie produkowali bardzo duże, ciężkie klamoty. Natomiast pancerfaust jest bardzo tanią i skuteczną bronią, natomiast jednorazową, podobnie jak jej użytkownik. Żeby w ogóle cokolwiek zrobić, trzeba zbliżyć się do pojazdu pancernego na 50-60 metrów, a mniejsze pancerfausty miały zasięg 30 m. To równa się ze śmiercią tego operatora. Może podejść, strzelić, ale z reguły czołg nie działa sam, ma desant, piechotę - opowiada Olaf Popkiewicz.
25 i 26 stycznia trwają walki o każdy dom
- 26 stycznia wieczorem, kiedy już okazało się, że całe Nowe Miasto zostało „oczyszczone” z Niemców, zostaje tylko Starówka i zamek. W tym momencie zdarza się dziwna sprawa. Jest takie rosyjskie powiedzenie: „Kto śmiały, ten cały”. Rosjanie bardzo często sobie z niego korzystali i tutaj chyba do czegoś takiego doszło. Kiedy podchodzą pod Starówkę, grupa ich sześciu shermanów wdziera się prosto w niemieckie pozycje na terenie zamku. Tam są trzy kompanie do obrony twierdzy. Około godz. 16 pierwsze pociski artyleryjskie dosięgają zamku, a ci za murem sobie siedzą i pewnie piją sobie wina, bo shermany sobie przejeżdżają przez bramę Zamku Niskiego i wdzierają się na teren zamkowy, jadą dalej wzdłuż szosy. Ich celem jest most na Nogacie. Chcieli zająć przyczółek po drugiej stronie rzeki. A gdyby mieli most, to cała obrona już by była nic niewarta, bo do zamku nie można by już dostarczać amunicji. W ciągu paru dni zostałby zdobyty, choćby nawet głodem wzięty - uważa Olaf Popkiewicz.
Muzeum Pancerne w Kłaninie i nowy eksponat pamiętający czasy II wojny światowej
Muzeum Pancerne w Kłaninie oficjalny debiut wśród polskich muzeów zaliczyło w lipcu 2022 r. Prywatne muzeum w Kłaninie, które zostało założone przez Mateusza Delinga, kolekcjonera i znawcę techniki mi...
Niemcy z zamku w ostatniej chwili rzucają się i niszczą pięć czołgów, w tym jeden już po drugiej stronie rzeki (dostał z armaty przeciwlotniczej strzelającej z Kałdowa). Załoga czołgu, który jechał za nim, uciekła, porzucając pojazd.
- Gdyby Rosjanie zajęli zamek bez walki, to podejrzewam, że skończyłoby się na wypiciu 75 tysięcy butelek wina, które znajdowały się w piwnicach, i pójściu sobie dalej - mówił historyk. Tymczasem Niemcy byli podbudowani, bo okazało się, że powstrzymali radziecki szturm. W żadnym opisie niemieckim nie czytałem, żeby oni przy tych sześciu czołgach widzieli jakąś radziecką piechotę. Wyglądało to na inicjatywę jakiegoś dowódcy plutonu czołgów, który sobie wymyślił, że „zasłużymy się, każdy dostanie Gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego”. 27 stycznia Rosjanie już dokładnie wiedzą, że Niemcy umocnili się w zamku i go nie oddadzą. Piechota próbuje, ale to nie ma sensu. Przenoszą armaty pod sam zamek i ustawiają do prowadzenia ognia na wprost na zabójczym dystansie 100 m, podczas gdy to jest broń, która strzela na 300, 500, nawet 1500 m. Rozstawiają się artylerzyści i rusza natarcie. Rosjanie wykrywali się i już wiedzą, że to też nie ma sensu.
Zapewne celowali w figurę Matki Boskiej
Jak opowiada historyk, w nocy z 31 stycznia na 1 lutego pojawiają się sprowadzone haubice kaliber 203 mm na gąsienicach z 1931 r. Najcięższe działa polowe, jakie Rosjanie posiadają. To one wyrządziły największe szkody w budowli.
- Cztery baterie ustawione zostały 200 metrów od zamku. Każda z nich ma oddać po 50 strzałów. To są potężne pociski burzące, najcięższe, co Rosjanie mają w tamtym rejonie. Celem jest skruszenie murów, żeby oddziały szturmowe mogły dostać się do środka. Około godz. 10 ma być rozpoczęty ogień - wyjaśniał Olaf.
W raportach radzieckich, które przeanalizował, jest dokładnie przedstawiona cała procedura ostrzału.
- Cztery lufy walą mniej więcej w jeden punkt, żeby wybić otwory w bardzo grubych ceglanych murach. Robią cztery dziury w zewnętrznym murze Zamku Niskiego, dwie dziury w murze Zamku Średniego. Głównym punktem celowania według mnie była Najświętsza Panienka w kościele zamkowym, ona tak się fajnie świeciła (stojąca w niszy zewnętrznej około 8-metrowa figura pokryta mozaiką - red.). Kościół wyglądał na główny, centralny punkt zamku, więc tam skoncentrowali ogień. W ten sposób wybili sobie dziurę m.in. do fosy pomiędzy Zamkiem Wysokim a Średnim. Tylko że nie mieli planu zamku... Grupy szturmowe wbiegły do fosy, a Niemcy wyszli z piwnic gotyckich i Rosjanie wbiegli dosłownie w pułapkę. To jest jatka. Mogiły masowe Armii Czerwonej, które potem były ekshumowane, to są ofiary tego ataku. Musieli odskoczyć i Niemcy utwierdzili się, że wygrali. Szturm radziecki 1 lutego całkowicie się załamał.
W kolejnych tygodniach walki straciły na sile
- Każdemu się wydaje, że to jak na filmach wojennych - ten żołnierz broni się w twierdzy, ruszają codziennie natarcia, kontrnatarcia. Tutaj mieliśmy bardzo intensywny początek, który skończył się stagnacją z obydwu stron. Obie strony miały tego dosyć. Niemcy udowodnili coś, bo ich propaganda pokazała, że ten zamek się broni i też prawdopodobnie z przyczyn propagandowych nie chciano jego zdobycia przez Armię Czerwoną. Dlatego zanim czerwonoarmiści mieliby okazję wziąć do niewoli obrońców zamku, to oni uciekli - opowiadał historyk.
Zamarzający Bałtyk, oblodzone miasta. Kiedyś to były zimy! Zobacz archiwalne zdjęcia!
Zima stulecia na Pomorzu! Wiele lat temu zamarzający Bałtyk i rzeki stanowiły jednak często możliwość do ożywienia transportu. Wystarczały tylko koń i sanie, a te były znacznie szybsze i tańsze od sta...
Załoga niemiecka wycofała się z zamku najprawdopodobniej w nocy z 8 na 9 marca. Wtedy mosty na Nogacie straciły już swoje strategiczne znaczenie, bo Armia Czerwona nacierała już na Tczew, a po zdobyciu go miałaby otwartą drogę na Żuławy Wiślanie, tym samym odcinając Niemcom możliwość ucieczki. W Malborku była już taka stagnacja w działaniach wojennych, że Rosjanie dopiero dzień później zorientowali się, że Niemców nie ma w zamku.
- Przez ostatnie dni musieli siedzieć cichutko, zanim wycofali się i wysadzili mosty na Nogacie. Oficjalnie 12 marca Rosjanie wchodzą do zamku, ale właściwie to do niego nie wchodzą. Samuel Tatarkowski (dowódca natarcia - red.) jest saperem, więc sugeruje nałożyć miesięczną kwarantannę na zamek, bo liczba min, które Niemcy zostawiają na zamku, jest tak przerażająca. Mało kto o tym wie, że mina przeciwpiechotna ma żywotność w terenie mniej więcej 2-3 tygodnie, chodzi o zapalniki w tych minach. Dopiero po tym miesiącu kwarantanny jednostki saperów rozpoczynają rozminowywanie zamku. Czyli tak naprawdę, do kwietnia nikt przy zdrowych zmysłach nie ma zamiaru wchodzić do zamku - opowiadał Olaf Popkiewicz.
Do dzisiaj zagadką pozostaje, dlaczego przez dziesięciolecia 17 marca utarł się jako data zdobycia Malborka.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!