„Zachor/Pamięć” na terenie KL Plaszow. Tak upamiętniono więźniów obozu

Ewa Wacławowicz
Anna Kaczmarz / Polska Press
W niedzielę 7 sierpnia, przy Szarym Domu (ul. Jerozolimska 3), na terenie dawnego nazistowskiego obozu w Płaszowie ponownie wybrzmiały fragmenty relacji ocalałych więźniów. Odczytywali je krakowianie oraz pracownicy Muzeum KL Plaszow. Spotkanie ma charakter cykliczny, organizowane jest w pierwszą niedzielę po 6 sierpnia.

Bank Światowy alarmuje: ryzyko głodu na świecie jest nadal wysokie

od 16 lat

Dlaczego właśnie ta data? Jak twierdzą pracownicy muzeum ma ona dwojakie znaczenie. Z jednej strony upamiętnia proces likwidacji obozu, który trwał długo a rozpoczął się latem 1944 roku. Był to, jak mówią zarówno początek końca wojny, jak i początek nowego życia dla więźniów, których deportowano w nieznane, najczęściej do innych obozów. Z drugiej strony data wydarzenia ma na celu upamiętnienie tzw. „czarnej niedzieli”. W wyniku łapanek ulicznych, które odbyły się na terenie Krakowa, 6 sierpnia 1944 roku, do KL Plaszow trafiło kilka tysięcy krakowian.

Dla spotkania wybrano nazwę "Zachor/Pamięć", ponieważ łączy ona w sobie opowieść o dwóch grupach więźniów, którymi byli Żydzi i Polacy ("zachor" po hebrajsku znaczy "pamięć").

Pamięć o tamtych wydarzeniach i ludziach została. I to właśnie ludzkie historie zza drutu kolczastego przytaczane są w trakcie spotkań. Historie, które choć są zdefragmentowane, poukładane są tak by tworzyły spójną całość – od momentu budowy obozu aż po jego likwidację. Wszystko oczami ocalałych więźniów obozu.

W niedzielny wieczór 7 sierpnia, kilkadziesiąt osób zgromadziło się przy Szarym Domu, by słowa te odczytać, co u niejednego uczestnika wywołało gęsią skórkę i łzy w oczach. Wśród nich znalazła się Pani Aneta Janowiak, która odczytała historię budowy obozu. Jak mówi zawsze interesowała się historią jednak na temat obozu KL Plaszow wie niewiele dlatego zdecydowała się przyjść na spotkanie.

- Aktywne uczestnictwo pozwala lepiej sobie tę historię ułożyć w głowie i zapamiętać – dodaje.

Wśród wielu odczytanych tego wieczora relacji, znalazła się m.in. ta autorstwa Ali Dychwald o deportacjach: „Zaczęły przyjeżdżać transporty pasiaków, Żydów z Lublina i Majdanka. W kwietniu 1944 roku przyszły transporty węgierskie z Oświęcimia, naprzód kobiety, potem także mężczyźni. Były to przeważnie młode dziewczęta, które w Oświęcimiu ogolono, ubrano w popielate suknie na gołe ciało, z wymalowanymi ogromnymi czerwonymi krzyżami. Były strasznie dzikie i przerażone, bały się nas, uciekały z apelów i dostawały na każdym kroku bicie. Przywoływano wtedy ludzi przyłapanych przy granicy węgierskiej i słowackiej, wszyscy oni szli na śmierć. W okresie między założeniem KL a moim wyjazdem do Oświęcimia w październiku, obóz żył pod znakiem ciągłych transportów i wysiedleń”.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia