Bitwa o Dom Katolicki. Biała karta w historii Ziem Odzyskanych

Wiktor Porembski
Oddziały milicyjne w Zielonej Górze w czasie Wydarzeń Zielonogórskich
Oddziały milicyjne w Zielonej Górze w czasie Wydarzeń Zielonogórskich Instytu Pamięci Narodowej
30 maja 1960 r. pięć tysięcy zielonogórzan walczyło z ZOMO na ulicach swojego miasta. Władze PRL niemal całkowicie wymazały pamięć o tych wydarzeniach

Ksiądz Kazimierz Michalski wielokrotnie naraził się komunistom. Do Zielonej Góry ten odważny kapłan, były więzień obozu koncentracyjnego w Dachau, przybył w 1945 r. wraz z pierwszą falą polskich osadników i przesiedleńców. Szybko stał się jedną z najważniejszych postaci Kościoła w regionie. Prezentował jednoznacznie antykomunistyczną postawę. W kazaniach mówił m.in. o „sowieckich ateistach”, nie szczędził krytyki władzom.

W 1950 r. został aresztowany i przewieziony do więzienia w Poznaniu - spędził tam ponad dwa miesiące. W 1953 r. odmówił ślubowania na wierność PRL, do którego zmuszano księży w całym kraju. W efekcie został zmuszony do opuszczenia parafii. Powrócił do Zielonej Góry gorąco witany przez parafian po odwilży 1956 r. Nie oznaczało to jednak końca kłopotów z miejscową esbecją i partyjnymi.

W 1960 r. władze postanowiły zadać niepokornemu księdzu i zielonogórskim katolikom bolesny cios. Na celowniku PZPR znajdował się Dom Katolicki - atrakcyjny budynek z salą widowiskową na 200 osób. Już w 1959 r. podjęto próby egzekwowania od parafii czynszu za jego użytkowanie. Później jednak władze - powołując się na „braki lokalowe” - postanowiły po prostu odebrać budynek parafii.

Rankiem 30 maja 1960 r. władzom mogło się wydawać, że eksmisja Domu Katolickiego przebiegnie gładko. Do Domu Katolickiego zgodnie z planem wkroczył urzędnik wydziału lokalowego z nakazem. Towarzyszyło mu kilku pracowników fizycznych, którzy mieli wynieść część mebli i wyposażenia. Ale cała ta ekipa trafiła na lekcję religii. Urzędnik postanowił zaczekać, tymczasem w Domu Katolickim zaczęło się pojawiać coraz więcej parafian, przede wszystkim kobiet. Do przeprowadzenia eksmisji po prostu nie dopuszczono. Przestraszony urzędnik wezwał na pomoc milicję. Doszło do szarpaniny. Hasło „milicja bije kobiety” podziałało. Przed Domem Katolickim zaczęli szybko gromadzić się ludzie. Na ulicę wyszły dziesiątki, setki, a następnie tysiące ludzi. Dołączyli do nich mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy właśnie wysiedli z autobusów na ruchliwym wówczas zielonogórskim dworcu PKS. Wszyscy szli przed Dom Katolicki. Około 11 było już mniej więcej 2 tys. protestujących. Cały czas dołączali kolejni. ZOMO-wcy już nie próbowali szturmu - było ich na to zbyt niewielu. Demonstranci zostali obrzuceni granatami gazowymi. Sytuacja wyglądała na patową. Nie potrwało to jednak długo. Po godzinie stania naprzeciw szpaleru milicji, około południa, demonstranci zdecydowali się przepędzić ZOMO-wców sprzed Domu Katolickiego. Protestujących zielonogórzan było już około 2,5 tys., milicjantów - dwudziestokrotnie mniej. ZOMO-wcy i milicjanci zostali zmuszeni do ucieczki. Większość nich schroniła się w pobliskim budynku komendy MO.

Około 13.30 na demonstrantów uderzyli świeżo przybyli ZOMO-wcy z Gorzowa Wielkopolskiego wspierani przez strażaków. Udało im się częściowo odblokować komendę milicji. Ale ZOMO i milicja wciąż pozostawały w defensywie. Przewaga liczebna demonstrantów była gigantyczna. Około 15 liczba demonstrantów zgromadzonych na placu i przed komendą milicji sięgnęła 5 tys. Wtedy demonstrantom naprawdę mogło się wydawać, że już nic ich nie powstrzyma, że właśnie wywalczyli swój kawałek wolności. Nie wiedzieli jednak, że milicja i partia nie powiedziały ostatniego słowa. Generalny szturm ZOMO przeprowadzony około 16 z kilku kierunków złamał opór protestujących. ZOMO-wcy bili każdego, kto wpadł im w ręce - trudno ustalić łączną liczbę poszkodowanych, bo część z nich ze strachu przed represjami nie zgłosiła się do lekarzy ani szpitali. Podczas pacyfikacji zatrzymano około 200 osób, łączna liczba zatrzymanych przez milicję miała się okazać jednak znacznie wyższa - było ich 333.

Po zajściach władze przeprowadziły surową akcję represji. Sędziowie na partyjnych odprawach usłyszeli, że mają wymierzać najwyższe możliwe wyroki. Skazano 244 osoby, niektóre nawet na pięć lat więzienia. Część uczestników zdarzeń została zmuszona do opuszczenia miasta. Władze próbowały też wymazać wydarzenia zielonogórskie z historii. Nie można było o nich głośno mówić aż do 1989 r.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia