Liczba ofiar mordów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu w latach 1943–1945 szacowana jest na około 50–60 tys. osób. Jeśli dodać do tej wartości pomordowanych z ówczesnych województw: lwowskiego, stanisławowskiego, tarnopolskiego, części poleskiego, lubelskiego oraz krakowskiego, otrzymujemy sumę około 120–130 tys. ofiar zbrodni wołyńskiej.
Czy istnieje szansa na sporządzenie kompletnej listy ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów? Historycy nie mają złudzeń. Taka lista nie powstanie. Po pierwsze, brakuje dokumentów. W czasie rzezi wołyńskiej prawie nikt nie sporządzał na bieżąco wykazów pomordowanych. Wyjątkiem były nieliczne placówki Rady Głównej Opiekuńczej – polskiej organizacji pomocowej, działającej w czasie wojny za zgodą władz niemieckich. Takie listy sporządzali też niektórzy proboszczowie parafii rzymskokatolickich. Po drugie, w wielu miejscowościach nikt nie ocalał. Nie było więc nikogo, kto mógłby opisać zbrodnię oraz sporządzić imienny wykaz ofiar. Z kolei ci, którzy mogliby to zrobić, dziś już w większości nie żyją bądź nie są w stanie dać świadectwa ze względu na wiek lub choroby. Czy więc ofiary zbrodni wołyńskiej, w większości spoczywające do dziś w dołach śmierci, skazane są na bezimienne trwanie w „dołach niepamięci”?
Czasami zdarzają się sytuacje, których nie sposób przewidzieć. Można nazwać je łutem szczęścia, zrządzeniem Opatrzności Bożej… Tak było w połowie 2021 r. W Tarnobrzegu przy ul. Jasińskiego trwała rozbiórka starego domu. W czasie prac nowy właściciel nieruchomości znalazł na strychu pakunek owinięty w gazety z początku lat pięćdziesiątych XX w. W środku znajdowały się trzy grube zeszyty, a ponadto plik pojedynczych kart spisanych na maszynie i ręcznie. O odkryciu został powiadomiony dyrektor Muzeum – Zamku Tarnowskich w Tarnobrzegu Tadeusz Zych. Przeprowadzone przez niego szczegółowe oględziny pozwoliły na stwierdzenie, iż dokonano odkrycia o ogromnej wadze historycznej, a największą wartość prezentują wspomniane trzy zeszyty. Każdy z nich zawiera 200 ponumerowanych stron, zapisanych obustronnie niebieskim, czarnym bądź zielonym atramentem. Zapiski okazały się relacjami świadków rzezi wołyńskiej, którzy uciekli z Wołynia i przybyli do Lwowa. Każda relacja otrzymała osobny numer oraz została zaopatrzona we własnoręczny podpis świadka bądź – w przypadku osoby niepiśmiennej – jego znak, czyli krzyżyk (niekiedy jeden, czasami trzy). „[Relacje] są wstrząsające, ocaleni opisują sposób, w jaki mordowano Polaków. Opisy są drastyczne” – takimi słowami dyrektor Zych komentował na gorąco treść odnalezionych zeszytów.
W jaki sposób te dokumenty znalazły się w Tarnobrzegu? Wszystko wskazuje na to, że stoi za tym osoba Urszuli Szumskiej. W jednym z zeszytów widnieje jej podpis. Co jednak łączyło ją z Tarnobrzegiem? I kim w ogóle była? Szumska urodziła się w 1907 r. Była nauczycielką historii i języka polskiego w szkołach w Łańcucie, Nisku i w Tarnobrzegu. Z tym ostatnim miastem związała się od 1933 r. Na krótko przed wybuchem wojny otrzymała posadę w gimnazjum we Lwowie oraz pracę adiunkta na Uniwersytecie Jana Kazimierza. W lipcu 1943 r. zaangażowała się w gromadzenie materiałów na temat ludobójstwa na ludności polskiej dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich: spisywała relacje i wspomnienia ocalonych z rzezi wołyńskiej oraz sporządzała listy ofiar. W tym czasie – od lipca 1943 do kwietnia 1944 r. – przez Lwów przewinęło się około 50 tys. uchodźców z Wołynia, uciekających przed mordami UPA. Po wojnie Szumska zamieszkała w Bytomiu. Zmarła w 1994 r. Zgromadzoną przez siebie dokumentację przekazała do zbiorów Biblioteki Ossolineum we Wrocławiu. Jednak poza nią nikt nie wiedział, iż jest to tylko część wołyńskiego archiwum – i to nie najważniejsza. Według relacji, którą w sierpniu 2022 r. złożyła Małgorzata Kaganiec, siostrzenica Urszuli Szumskiej, większość wołyńskiego archiwum wywiózł do Tarnobrzega Bolesław Zybura, przedwojenny uczeń Szumskiej. Tu ukrył je na strychu rodzinnego domu. Chodziło bowiem o ocalenie pozostałych materiałów przed „bezpieką”, która w czasie rewizji mieszkania Szumskiej w 1947 r. znalazła i zabrała jeden z zeszytów.
Tarnowskie Muzeum zwróciło się do Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie z prośbą o pomoc w opracowaniu i wydaniu w formie książki odnalezionych zeszytów.
Prace nad wydaniem pierwszego zeszytu (nazwanego Księgą A) trwały niemal rok. Zaangażowanych w nie było łącznie 11 osób. Najpierw odczytano i dokładnie przepisano oryginał, który w większości ma formę tabel, a jedynie pod koniec przybiera postać narracyjną. Zastosowano metody właściwe dla wydawania źródeł historycznych, np. w przypisach tekstowych odnotowano wszystkie skreślenia, pogrubienia, a także wyrazy dopisane innym kolorem atramentu oraz inną ręką. Następny etap prac polegał na weryfikacji nazw geograficznych. Zidentyfikowano 451 spośród 474 miejscowości występujących w tekście źródłowym, podając ich szczegółową lokalizację obejmującą gminę, powiat i województwo. Dalszy etap prac był najbardziej żmudny i czasochłonny. Polegał na zweryfikowaniu każdego nazwiska występującego w źródle z internetową Bazą Ofiar Zbrodni Wołyńskiej (BOZW), prowadzoną przez Instytut Pamięci Narodowej. W przypisach odnotowano informację o każdej osobie występującej w BOZW. Należy też dodać, że w Księdze A do pewnego momentu prowadzono sumowania ofiar zbrodni wołyńskiej. Edytorzy postanowili ten proces kontynuować w obrębie całego zeszytu. Skutkiem tego uzyskano sumę 12 837 – w znacznej części imiennych – ofiar rzezi wołyńskiej!
Na czym polega znaczenie tomu I Dokumentów zbrodni wołyńskiej? Z pewnością na tym, że Księga A ma formę zeznań – jest źródłem urzędowym. Ponadto zeznania w większości zostały uwiarygodnione własnoręcznym podpisem naocznego świadka. Dokumenty te można więc zaliczyć do najważniejszych ze wszystkich znanych dotąd pisemnych dowodów zbrodni wołyńskiej. Ponadto pozwalają one ustalić dokładniejszą liczbę ofiar tej zbrodni. Trwają już prace nad tomem II Dokumentów zbrodni wołyńskiej.