Czarnobyl kilkadziesiąt lat później. Oto zdjęcia z okolic miejsca wybuchu elektrowni [zdjęcia]

Sandra Szymańska
Prypeć - miasto widmo. Widok z hotelu na plac centralny, głównie na Dom Kultury „Elektryk”. Nadal są w nim portrety Lenina.
Prypeć - miasto widmo. Widok z hotelu na plac centralny, głównie na Dom Kultury „Elektryk”. Nadal są w nim portrety Lenina. Jowita Niemczyk
W nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku doszło do wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu na Ukrainie. Po 30 latach od katastrofy była tam Jowita Niemczyk z Sępólna Krajeńskiego. Z podróży przywiozła niesamowite zdjęcia z miasta-widmo. Przy współpracy z rzeźbiarzem z Koronowa, Piotrem Aleksandrem Grodzkim, powstała wystawa "Nieobecność zastana". Przypominamy reportaż, który powstał w 2019 roku.

Fotografuje, by zatrzymać w kadrze to, co ulotne a jednocześnie ważne. Pasję fotografowania łączy z podróżowaniem. Ta podróż była inna niż poprzednie.

Od katastrofy w Czarnobylu mija 36 lat. Miasto-widmo było zarówno przerażającym, jak i fascynującym doświadczeniem dla sępólnianki, Jowity Niemczyk. Dla fotografa, jak sama przyznaje, to kopalnia kadrów. Ze zdjęć, które przywiozła z tego opuszczonego miejsca, powstała niezwykła wystawa.

Przed pierwszym wyjazdem nie wiedziała, co zastanie na miejscu. Po katastrofie z 26 kwietnia 1986 roku Czarnobyl jest strefą zamkniętą, to tzw. zona. Nie można wjechać tam na własną rękę - trzeba mieć pozwolenie. Pobyt w tym miejscu trzeba też uzasadnić. - Osobiście nie musiałam tego robić, ponieważ wyjazd organizowany był w ramach warsztatów fotograficznych. Zajął się tym Artur Rychlicki, organizator wyprawy. Wszystkie te „wycieczki” są organizowane pod nazwą wypraw naukowych. A turystyka to tam kwitnie - zaczyna swoje wspomnienia Jowita Niemczyk.

Oto zdjęcia z okolic miejsca wybuchu elektrowni w Czarnobylu - zobacz je w galerii.

Gdy dojechali pociągiem do Kijowa odebrała ich z dworca kobieta. Była jednym z wielu „trybików”, które zajmują się przekazywaniem grup. Dalej pojechali kolejnym busem. Na miejscu sprawdzano ich dokumenty, pozwolenia. Dostali również przewodnika, który miał ich oprowadzać po miejscach dla „turystów” i pilnować, by nikt nie odłączył się od grupy.

- Wtedy zaczęła się nasza podróż do strefy. Do miejsca, które owiane jest tajemnicą, wzbudza strach, przerażenie, a jednocześnie ogromną ciekawość - wspomina. - Przed wyjazdem przeczytałam książkę „Czarnobylska modlitwa. Kronika Przyszłości.” Swietłany Aleksijewicz. Obejrzałam też kilka filmów dokumentalnych o katastrofie. Bardzo chciałam tam pojechać, zobaczyć i uwiecznić to, co za chwilę zniknie.

Jowita Niemczyk spędziła tam trzy dni. W strefie zamkniętej można przebywać maksymalnie przez trzy miesiące. - Nasz przewodnik cały czas miał przy sobie dozymetr. Obecnie promieniowanie już nie jest wysokie, ale jakąś obawę miałam - przyznaje.

Hotel, w którym się zameldowała, nie opływał w luksusy; raczej były to dosyć spartańskie warunki. - W Czarnobylu są dwa hotele. My spaliśmy w jednogwiazdkowym. Tutaj czas się zatrzymał. Ciepła woda była tylko w jednej łazience na piętrze. Za to jeść dawali smacznie - opowiada.

Przyznaje, że przed każdą podróżą stara się na nic się nastawiać. - Nie chcę się rozczarować. Każdą wyprawą jestem zafascynowana, zwłaszcza ludźmi, których spotykam - mówi. W Czarnobylu i okolicznych miejscowościach ludzi prawie nie ma. W strefie mieszka jedynie 85 osób. Administracja pilnuje, by nikt nie przebywał w tym miejscu nielegalnie.

W szpitalu Marek, nasz przewodnik, przyłożył do jakiejś zapomnianej czapki miernik - prawie skończyła się skala!

Zabierz ze sobą wszystko, czego potrzebujesz

Ciarki przechodzą po plecach

- Pojechaliśmy pod pomnik Anioła Śmierci. Wzdłuż biegnie aleja z tabliczkami i nazwami wysiedlonych miejscowości. Nieopodal osiedle domków jednorodzinnych. Opuszczone i pochłaniane przez naturę - wygląda jak z horroru. Ciarki przechodziły mi po plecach. W jednym z tych domów - to było dla mnie zaskoczenie - mieszkali ludzie - mówi fotografka.

Ci, którzy powrócili do swoich domostw, nie byli w stanie zaaklimatyzować się w nowym miejscu, tam dokąd zostali wysiedleni. Wszyscy, którzy wrócili i mieszkają w zonie, muszą być zgłoszeni; żyją tutaj na własną odpowiedzialność.

- Oni przeżyli podobny dramat jak w czasach wojny. Nawet gorszy, bo wroga nie widzieli i nie widzą teraz - stwierdza. Zdarza się, że w wiosce mieszkają tylko dwie osoby. To starsi ludzie. I zazwyczaj mieszkają z dala od siebie . Jowita nie miała okazji rozmawiać z nimi. Właściwie udało się jej zamienić kilka słów jedynie z ekspedientką w sklepie (która liczyła na starym liczydle) i pracownikami hotelu.

W Paryszewie spotkała się ze starszym małżeństwem. Mężczyzna wspominał, jak brał udział w likwidacji skutków wybuchu w elektrowni atomowej. - Ten pan opowiada o tym każdej grupie. To jest jego „praca”. Ci ludzie wydają się bardzo otwarci. Dużo nie potrzebują. Byleby ktoś o nich czasem pamiętał - mówi Jowita. W 2017 r., gdy pojechała tam drugi raz, żony starszego mężczyzny już nie było. Zmarła.

Sępólnianka była też na osiedlu domków kolonijnych dla dzieci. Tam widok porozrzucanych zabawek i niszczejących domków przypominał miejsce akcji z horroru.

Tam dosłownie straszy. - Kiedyś musiało być w tym miejscu pięknie, kolorowo i bajkowo. Było widać jeszcze kolorową farbę wewnątrz i na zewnątrz budynków, przetrwały również motywy z bajek zdobiące elewacje domków. Miało się wrażenie, że gdzieś w oddali słychać głosy i śmiech dzieci przeradzające się w płacz. Przerażające uczucie - podkreśla Jowita Niemczyk.

Podobne wrażenie miała w dawnym przedszkolu i żłobku we wsi Kopaczi; miejscowość została skażona radioaktywnym opadem. Mieszkańców wysiedlono. Z wyburzonych i zasypanych budynków pozostał tylko ten jeden - przedszkola i pomnik Żołnierza Wyzwoliciela.

- Ogromne wrażenie robi też szpital, w którym leczono likwidatorów skutków promieniowania. Jest tam nawet zapomniana czapka jednego z nich. Marek, nasz przewodnik, przyłożył miernik, na którym prawie skończyła się skala! Do teraz w piwnicach szpitalnych leżą stosy odzieży strażaków, którzy gasili pożar na reaktorze - wspomina.

Uwagę Jowity zwróciła również szpitalna poczekalnia. - Przy ścianie stoją krzesełka, a przed nimi - nie wiadomo dlaczego akurat w tym miejscu - uschnięty kwiat w doniczce. Z sufitu odpada farba, która w połączeniu z wodą tworzy śliską radioaktywną papkę. -Kolejny obraz, który zapamiętałam to sala dla noworodków z zardzewiałymi łóżeczkami, sala operacyjna i porodowa. I te drzewa. W Prypeci rosną wszędzie - na ulicach, budynkach i w ich wnętrzach - podkreśla.

- Dziwne wrażenie robi cisza- jest przerażająca, szczególnie w nocy. Jest tam dużo psów, a nie słyszałam, by któryś z nich ujadał.

Jowita Niemczyk zarówno za pierwszym, jak i drugim razem, była w Czarnobylu na przełomie lutego i marca. Ta pora roku potęguje jeszcze bardziej przygnębiający widok wokół. - Dla mnie to miejsce to kopalnia kadrów. Te obdrapane ściany, odpadająca z nich farba i gazety. Struktury, faktury, ślady po żywych kolorach. Lubię takie klimaty - mówi zafascynowana.

Jednak oglądając wszystkie te zdjęcia można odnieść wrażenie, że ktoś w tym miejscu ingerował.

- Czy elementy na tych fotografiach nie są upozorowane? - pytam.
- Tą strefę odwiedza, wbrew pozorom, dużo osób. Możliwe, że ktoś zmienił położenie przedmiotów, coś dodał. Domyślam się też, że ludzie, którzy tam pracują też w to ingerują. Ja żadnych rzeczy nie ustawiałam, fotografowałam tak, jak je zastałam. Za drugim razem, gdy chciałam jakieś zdjęcie poprawić, to miejsce już tak samo nie wyglądało.

Z fotografii powstała niezwykła wystawa. Swoją cegiełkę dołożył do niej rzeźbiarz, Piotr Aleksander Grodzki z Koronowa. - Moje fotografie zainspirowały Piotra do tego, by połączyć obraz z rzeźbą. Zaproponował wystawę, której wydźwięk nawiązywałby do opuszczonego miejsca w Czarnobylu i tutaj, np. w opuszczonej stodole - mówi Jowita. To połączenie nazwali „Nieobecnością zastaną”.

- Dlaczego tak?
- Tą nieobecność ja poczułam w Czarnobylu, a Piotr odczuwa taką w stodole, w której tworzył. To takie porównanie do naszej egzystencji.

Jak Jowita Niemczyk podsumowałaby swoją podróż do Czarnobyla? - Wróciłam bogatsza nie tylko o moje fotografie. Zobaczyłam to miejsce i dotknęłam. Ciekawe, że miasto jest opuszczone, a ciągle się zmienia. Tak jak każde nasze doświadczenie nas zmienia. Myślę, że jeszcze tam pojadę.

Odpowiednie ubrania na wycieczkę!

Materiały promocyjne partnera
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Turystyka

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia