Kamil Dworaczek, autor książki „W cieniu radioaktywnej chmury” użył przy tym bardzo wymownego porównania, wskazując, że ilość uwolnionego promieniowania była porównywalna do czterech bomb atomowych zrzuconych przez Amerykanów na Hiroszimę. Autor wykonał bardzo obszerną kwerendę w poszukiwaniu materiałów poświęconych skutkom katastrofy, do której doszło w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej w Prypeci w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 r. w trakcie testu bezpieczeństwa reaktora RBMK-1000 z moderatorem grafitowym. „W cieniu radioaktywnej chmury” przyciąga uwagę czytelników swoją nietypową szatą graficzną, z sugestywnym i złowrogim znakiem radioaktywności na okładce. Ta chyba jedna z najlepiej zaprojektowanych wizualnie publikacji Wydawnictwa IPN, wydanych w ciągu ostatnich kilku lat, idealnie wprowadza w klimat strachu PRL-owskiej rzeczywistości po czarnobylskiej katastrofie nuklearnej i związanym z tym skażeniem radioaktywnym. Ze skutkami tej katastrofy mierzyć się musieli komunistyczni decydenci z kręgów PZPR. Początkowe próby lekceważenia problemu ze strony kierownictwa elektrowni, tak powszechne w świadomości i działaniu sowieckiej administracji różnych szczebli, szybko ustąpiły bardziej zdecydowanym decyzjom kierownictwa partii komunistycznej i rządu ZSRS, choć nie zawsze trafnym i w dodatku nieuwzględniającym bezpieczeństwa i zdrowia mieszkańców kraju (w obliczu nadchodzącego święta 1 Maja), a szczególnie osób zaangażowanych w likwidację skutków katastrofy. Na tym tle Dworaczek stara się prześledzić działania podejmowane w komunistycznej Polsce, od momentu stwierdzenia skażenia, poprzez nieudolną i chaotyczną komunikację ze strony obsługi stacji monitorujących sytuację radiacyjną w terenie do przełożonych z Warszawy, a następnie prób poinformowania kierownictwa partyjnego i rządowego o skażeniu radioaktywnym. Autor omawia przy tym dzień po dniu działania władz, zwraca uwagę na podobieństwa i różnice w rozwiązaniu kryzysu w Polsce i Związku Sowieckim. Zauważa duży chaos organizacyjny oraz nieprzygotowanie do wykrycia skażenia i wsparcia ludności cywilnej ze strony ludowego Wojska Polskiego. Strach przed radioaktywną chmurą okazał się na tyle duży, że pod koniec kwietnia zdecydowano się podać dzieciom i młodzieży płyn Lugola, zapobiegający wchłanianiu radioaktywnych izotopów jodu (przede wszystkim J-131). Kamil Dworaczek wskazuje, że działanie to było na wyrost, ponieważ wielkość promieniowania okazała się mniejsza niż ją wówczas oceniano. Jednocześnie autor przypomniał o przejściowych problemach z dostępem do mleka i mleka w proszku, ze względu na przenikanie izotopów radioaktywnych do mleka krów karmionych świeżą trawą. Zwrócił też uwagę na obawy mieszkańców przed spożyciem warzyw, a w kolejnych miesiącach owoców runa leśnego, w tym szczególnie grzybów i jagód. Dworaczek sporo miejsca poświęcił kwestiom wpływu katastrofy czarnobylskiej na zdrowie Polaków, szczególnie młodzieży narażonej na uszkodzenia tarczycy. Uwadze autora nie umknęły także kwestie aborcji powszechnie dokonywanych w Europie z obawy o deformacje ciał i choroby nienarodzonych jeszcze dzieci oraz bardzo niskiej skali tego zjawiska w PRL. Odrębnym zagadnieniem poruszonym na łamach książki jest kwestia protestów społecznych i wpływu katastrofy czarnobylskiej na programy organizacji opozycyjnych, dla części których po kwietniu 1986 r. istotnym zagadnieniem stały się kwestie ekologii – jak w wypadku Ruchu Wolność i Pokój. Na tym tle lepiej można zrozumieć protesty związane z budową elektrowni atomowej w Żarnowcu, która miała wykorzystywać technologię stosowaną w energetyce jądrowej ZSRS. Stąd dziwić nie może tak duży odsetek Polaków, którzy przez lata bali się atomu i nie godzili się na budowę elektrowni z takim napędem, nawet w wolnej Polsce i przy zastosowaniu nowoczesnych, zachodnich rozwiązań. Książka Dworaczka pozwala nie tylko lepiej zrozumieć, co zdarzyło się 26 kwietnia 1986 r. w Prypeci i jakie przyniosło skutki mieszkańcom komunistycznej Polski, ale także oswoić strach dzisiaj, przed nieuchronną budową elektrowni atomowych w kraju.
Czarnobyl. Promieniowanie czterech bomb zrzuconych na Hiroshimę.
Paweł Skubisz
Błędy konstrukcyjne atomowej siłowni i eksperyment przeprowadzony w porze nocnej, podczas której pracowała mniej doświadczona zmiana techniczna, doprowadziły w efekcie do dwóch eksplozji reaktora. Mimo że nie był to wybuch jądrowy, do atmosfery przedostało się ponad 50 ton paliwa nuklearnego, które zanieczyściło najpierw powietrze, a następnie glebę i zbiorniki wodne.
Wideo
Materiały promocyjne partnera