Edward Gierek, czyli śmierć Stanisława Pyjasa, ks. Kotlarza i innych

GRZEGORZ MAJCHRZAK
Archiwum IPN
Edward Gierek to nie tylko „otwarcie na Zachód”, ale też powrót do wiernopoddańczych hołdów wobec Związku Sowieckiego, zaostrzenie kursu do Kościoła katolickiego, czy represje, najpierw wobec osób zatrzymanych po protestach Czerwca ’76, a później również wobec działaczy opozycji.

Po Czerwcu ’76 Gierek (w tym czasie już kilkuletni I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) osobiście nakazywał gnębienie „wrogów ludowej ojczyzny”. Posypały się więc areszty i pokazowe procesy. Postawiono głównie – ze względów wizerunkowych, w końcu „kraj otwierał się na Zachód” i potrzebował kolejnych pożyczek z państw kapitalistycznych – na „niewinne” nękanie. Niewinne jedynie z pozoru, bo czasem (jak np. w przypadku Stanisława Pyjasa czy ks. Romana Kotlarza) te działania specjalne Służby Bezpieczeństwa kończyły się nawet śmiercią…

„Czy można prosić córeczkę?”

Działania nękające szczególnie chętnie i często stosowano wobec działaczy rodzącej się w drugiej połowie lat 70. opozycji demokratycznej. Oczywiście główny ciężar walki z nią spoczął na barkach funkcjonariuszy SB, którzy w jej ramach stosowali szeroki wachlarz metod operacyjnych. Należały do nich również tzw. działania specjalne – poczynając od telefonów czy listów, poprzez groźby, aż po pobicia czy porwania. Nie trzeba chyba dodawać, że były to działania pozaprawne, wręcz kryminalne. Zależały one od „finezji” danego esbeka, choć – co trzeba przypomnieć – w ich stosowaniu SB wspierało szereg innych instytucji (od dyrekcji zakładów pracy czy władz uczelni wyższych), poprzez usłużne media i dziennikarzy, po inne ministerstwa i instytucje państwowe. Figuranta (czyli w żargonie SB osobę rozpracowywaną) nękano za pomocą wspomnianych telefonów lub listów, najczęściej zawierających pogróżki pod adresem danej osoby lub jej rodziny. O skali tych działań świadczy fakt, że np. w styczniu 1977 r. funkcjonariusze łódzkiej SB wysłali 80 listów i przeprowadzili 72 rozmowy telefoniczne. Działaniami tymi objęto łódzkich i warszawskich działaczy Komitetu Obrony Robotników (Jerzego Andrzejewskiego, Jacka Kuronia Jana Józefa Lipskiego, Adama Michnika, Halinę Mikołajską, Władysława Siłę-Nowickiego). Listy mające utrudnić życie opozycjonistom kierowano nie tylko do nich samych i do członków ich rodzin (np. współmałżonków), ale również do redakcji gazet („Trybuny Ludu”, „Polityki” itd.) oraz instytucji państwowych (takich jak ministerstwo kultury i sztuki czy sejm), w tym zagranicznych (m.in. ambasada Republiki Federalnej Niemiec). Mniej wiadomo na temat akcji telefonicznego nękania działaczy opozycji. Były to różne telefony. Najczęściej po zdaniu, góra dwóch pod adresem działaczy opozycji padały ordynarne wyzwiska, czasem pogróżki w rodzaju „to bardzo łatwo zabić człowieka”, czy próby umówienia się w ważnej sprawie (oczywiście nie na telefon), zazwyczaj w odludnym miejscu. Co oczywiste, nie zachowały się w tym przypadku urzędowe (esbeckie) zapisy tego rodzaju rozmów. Jeśli je zatem znamy, to z przekazu samych zainteresowanych. I tak np. związany z opozycją pisarz Marian Brandys cytował w swoich dziennikach jeden z takich telefonów: „Dzwoni ten sam ubek, który dzwonił już parę razy: «Czy można prosić córeczkę? Bo… chciałbym popierdolić… »”.

Obrzucić błotem, zawsze coś przylgnie…

Inną metodą zwalczania opozycji było rozpuszczanie plotek, pogłosek i kłamstw na jej temat. I tak np. w 1976 r. zamierzano rozpowszechniać informację, że tymczasowo aresztowany student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Stanisław Kruszyński „jako człowiek chory psychicznie nie może być poważnie traktowany jako działacz polityczny”. W tym celu miano „drogami operacyjnymi doprowadzić do wydania przez powołanych ekspertów sądowych (psycholog i psychiatra) orzeczenia lekarskiego o niepełnej sprawności umysłowej oskarżonego”. W lutym 1977 r. rzeszowska SB planowała „na bazie krążących pogłosek” rozpuścić za pomocą swoich tajnych współpracowników informacje o rzekomym sprzeniewierzeniu (w czasie II wojny światowej) pieniędzy pochodzących ze zrzutów przez współzałożyciela KOR, a wcześniej żołnierza Armii Krajowej Józefa Rybickiego. Z kolei w listopadzie 1978 r. wrocławska SB miała „poprzez osobowe źródła informacji posiadające dotarcie do członków SKS-u pogłębiać podejrzenia” co do rzekomego faktu współpracy z Milicją Obywatelską działacza Studenckiego Komitetu Solidarności Krzysztofa Grzelczyka Esbecy szczególną „finezją” wykazali się w przypadku Antoniego Macierewicza – „nieznani sprawcy” powtykali w drzwi wszystkich jego sąsiadów ulotki z informacją, iż jest rzekomo zboczeńcem seksualnym i należy przed nim chronić córki.

Usunąć ze szkoły

Działaczom opozycji i ludziom z nią związanym starano się również uprzykrzyć życie poprzez zamieszczanie atrakcyjnych ogłoszeń w prasie. I tak np. w przypadku Haliny Mikołajskiej zamieszczono w „Życiu Warszawy” ogłoszenie o treści: „Z powodu wyjazdu za granicę na stałe odstąpię szybko mieszkanie”. Stosowano też inne metody: wstrzymywano wyjazdy zagraniczne, blokowano możliwość awansu, podwyżki, podjęcie dodatkowej pracy itd. Tak było m.in. w wypadku Wiktora Niedźwieckiego z Instytutu Filologii Uniwersytetu Łódzkiego, któremu uniemożliwiono długoterminowy staż naukowy… w Związku Sowieckim. Za sprawą Służby Bezpieczeństwa administracja zakładu pracy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie uznały zasadności zwolnienia lekarskiego Benedykta Czumy, w wyniku czego nie wypłacono mu zasiłku chorobowego za 9 dni. Bartoszowi Pietrzakowi nie tylko utrudniano przyjęcie do Związku Artystów Fotografików, ale też skłoniono spółdzielnię mieszkaniową do odebrania mu (ze względu na brak uprawnień) lokalu M- 4, a Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne do rewindykacji części nieodpracowanego przez niego stypendium. Tego rodzaju przykłady można mnożyć. W razie konieczności działaniami nękającymi obejmowano nawet dzieci działaczy opozycji – np. w wypadku Jacka Kuronia utrudniano przyjęcie jego syna do przedszkola. Z kolei córka założyciela Wolnych Związków Zawodowych na Górnym Śląsku Kazimierza Świtonia została wykluczona z kadry narodowej w pływaniu, a ponadto w jej przypadku „zasugerowano zwiększenie wymagań w zakresie nauki […], co w konsekwencji powinno doprowadzić do jej usunięcia ze szkoły”, a syn Świtonia nie został dopuszczony do egzaminów wstępnych na Uniwersytecie Śląskim i powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej, w trakcie której znalazł się z kolei „pod opieką” Wojskowej Służby Wewnętrznej…

Pobicia, porwania

Rzadziej, ale w razie potrzeby sięgano również po metody bardziej brutalne, takie jak porwania czy pobicia. W październiku 1976 r. uprowadzono warszawskiego studenta Andrzeja Zdziarskiego. Wywieziono go pod Radzymin. Funkcjonariusze, którzy okazali swoje metalowe znaczki, grozili mu fizyczną likwidacją. Dzień później ludzie, którzy przedstawili się jako funkcjonariusze kontrwywiadu, porwali spod domu Grażynę Kowalczyk i wywieźli do hotelu w Świdrach Małych, gdzie namawiali ją do współpracy. W listopadzie tego roku uprowadzono do Zalesia Górnego Piotra Naimskiego i próbowano go tam przesłuchać. „Nieznani sprawcy” pobili kolportujących publikacje Komitetu Obrony Robotników studentów Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu – Piotra Liszka i Lecha Krzywda- Pogorzelskiego, po czym obu zatrzymano i przesłuchiwano do godziny drugiej w nocy. Pobito również publicystę „Tygodnika Powszechnego” ks. Andrzeja Bardeckiego, któremu złamano nos i kilka żeber. I tak miał więcej szczęcia, niż Bolesław Cygan z Wodzisławia Śląskiego, który w kwietniu 1978 r. został pobity – przez czterech mężczyzn – przed swoim domem, a następnie wywieziony do lasu i tam ponownie pobity (milicyjnymi pałkami). I to tak mocno, że przytomność odzyskał dopiero w szpitalu, do którego przywiozło go pogotowie. Spędził w nim kilkanaście dni. Z kolei dziwne napady rabunkowe, w trakcie których napastnicy… niczego nie zabrali, przydarzyły się aktorkom Mai Komorowskiej i Danucie Rinn, dziwnym trafem utrzymującym bliższe kontakty z działaczami opozycji.

Niewyjaśnione śmierci i zabójstwa

Działaniom specjalnym ze strony krakowskiej SB poddany został również Stanisław Pyjas. W kwietniu 1977 r. w gronie krakowskich współpracowników KOR rozpowszechniono listy z informacją o jego rzekomej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, wzywano w nich jednocześnie do fizycznej rozprawy z domniemanym agentem bezpieki. Rano 7 maja na klatce schodowej domu przy ulicy Szewskiej gdzie mieszkał, odnaleziono jego zwłoki. Do dziś nie udało się ustalić, czy był to zaplanowany mord polityczny, czy też może „jedynie” pobicie, ani tym bardziej, kto wydał stosowne polecenia. Warto w tym miejscu przypomnieć los Stanisława Pietraszki (kolegi, który ostatni widział Pyjasa żywego i opisał osobnika, który był wraz z nim). Mógł więc zatem pomóc zidentyfikować tę osobę. I najprawdopodobniej z tego powodu zginął – jego zwłoki znaleziono 1 sierpnia 1977 r. w Zalewie Solińskim. Rzekomo utonął w czasie kąpieli, problem w tym, że według najbliższych nigdy nie pływał, a nawet nie wchodził do wody, bo bał się jej panicznie… Niewyjaśniona pozostaje również śmierć związanego z opozycją poety Witolda Dąbrowskiego, który zmarł 10 maja 1978 r. po pobiciu przez „nieznanych sprawców”. Podobnie jak zgon zaledwie 20- letniego Tadeusza Szczepańskiego, który zaginął 16 stycznia 1980 r. (ostatni raz był widziany na Dworcu Głównym PKP), a po dwóch miesiącach jego pokryte ranami zwłoki wyłowiono z Kanału Na Stępce w Gdańsku. Ten młody chłopak w 1979 r. zaangażował się w działalność Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Śledztwo w tej wydawałoby się błahej – z punktu widzenia aparatu represji - sprawie przebiegało pod nadzorem funkcjonariuszy SB. Podobnie jak wcześniej w sprawie Pyjasa. Więcej wiadomo na temat śmierci ks. Romana Kotlarza. Ten kapłan błogosławił osoby biorące udział w manifestacjach w dniu 25 czerwca 1976 r. w Radomiu, a później w kilku kazaniach upomniał się o osoby represjonowane. W efekcie sam stał się ofiarą bezprawnych działań peerelowskich władz. – Kilkukrotnie (co najmniej dwa razy) był nachodzony i brutalnie bity przez „nieznanych sprawców”, którymi byli - według ustaleń prokuratury z 1990 r. - funkcjonariusze Wydziału IV Komendy Wojewódzkiej MO w Radomiu. Zasłabł 15 sierpnia 1976 r. podczas odprawiania mszy świętej w kościele w Pelagowie, zmarł trzy dni później w szpitalu w Krychowicach.

Sprawcy bezkarni

Niestety, funkcjonariusze SB, którzy przyczynili się do zgonów działaczy opozycji i osób z nią związanych czy też „tylko” odpowiadali za ich nękanie, nigdy nie ponieśli odpowiedzialności za swoje czyny. A – co warto przypomnieć – działania specjalne wobec osób uznanych za wrogie PRL były codziennym obowiązkiem esbeków i to nie tylko tych „operacyjnych” – w razie potrzeby wspierały ich sekretarki czy kierowcy. Zresztą nie za darmo, władze resortu doceniały zaangażowanie podwładnych i ci byli za nie (szczególnie w przypadku sukcesów) dodatkowo wynagradzani. Nic zatem dziwnego, że po tego rodzaju szykany sięgali do końca Polski Ludowej, a – tak na marginesie – niektórzy również po rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa, już w wolnej Polsce (np. jako pracownicy firm windykacyjnych, przy ściganiu bardziej opornych dłużników). Oczywiście odpowiedzialności nie ponieśli również przełożeni esbeków (np. kolejni szefowie MSW), ani ci, którzy „tylko” ogólnie zlecali zwalczanie opozycji, nie wdając się w „szczegóły” w rodzaju, do kogo wysłano list, kogo pobito etc.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia