„Wicie, rozumicie…” ten przaśny zwrot często padał z ust tzw. „ojca narodu” kiedy chciał podkreślić wagę swoich światłych myśli. „Wicie, rozumicie…” Ci którzy urodzili się i dorastali w latach 70. XX wieku doskanale wiedzą kto był autorem tych słów… Edward Gierek, rzekomo, „ojciec narodu”, „bohater wojenny”, przywódca, mąż stanu, budowniczy drugiej Polski, która „...rosła w siłę, a ludzie żyli dostatnio!”. Rzekomo, a jak było naprawdę?
Pierwsze kroki…
Edward Gierek urodził się 6 stycznia 1913 roku w wsi Porąbka w pobliżu Sosnowca. Ojciec Edwarda był górnikiem. Gdy Edward miał 4 lata ojciec zginął w wypadku podczas pracy w kopalni „Kazimierz”. Matka przyszłego pierwszego sekretarza wyszła ponownie za mąż jeszcze dwukrotnie.
Jako 10 latek, Edward Gierek wraz z rodziną wyjeżdża do Francji. Tam, już w 1926 roku, zaczął pracować w kopalni Arenberg. Gdy skończył 17 lat, związał się z ruchem komunistycznym. I w 1931 roku wstąpił do polskiej sekcji Francuskiej Partii Komunistycznej. Za działalność komunistyczną został wydalony z Francji i musiał wrócić do Polski. W tym samym roku zostaje powołany do wojska i odbywa dwuletnią zasadniczą służbę wojskową. W kwietniu 1937 roku w kościele w Zagórzu bierze ślub ze Stanisławą Jędrusik. Kilka mięsięcy później Gierkowie wyjeżdżają z kraju. Tym razem do Belgii, Tam Edward Gierek podejmuje pracę w kopalni węgla kamiennego. Dzięki temu byt rodziny Gierków znacznie się poprawił. Wówczas na świat przychodzą synowie, Adam, Zygmunt i Jerzy. Już w 1939 roku Gierek wstępuje do Komunistycznej Partii Belgii. W czasie wojny był członkiem komunistycznego ruchu oporu.
Powrót i kariera…
Do Polski wraca w 1948 roku na wezwanie władz zwierzchnich PPR. Mając wówczas 35 lat rozpoczyna pracę na rzecz komunistycznej władzy w Polsce. Niewiele wiemy na temat wykształcenia Edwarda Gierka. Na pewno miał ukończone trzy klasy szkoły powszechnej, ale już w 1948 roku podejmuje dwuletnie „studia” na dwuletnim kursie partyjnym w Warszawie. Jego wykłądowcy oceniają go jako „studenta miernego, wyrobionego politycznie, z podejściem klasowym do zagadnień”. Dzięki temu błyskawicznie robi karierę w aparacie partyjnym, zostając członkiem KC PZPR oraz kierownikiem Wydziału Przemysłu Ciężkiego KC PZPR, stając się tym samym bezpośrednim współpracownikiem Bieruta. Jako sekretarz KC PZPR zostaje oddelegowany z ramienia aparatu partyjnego, do „tłumienia” buntu robotników w czerwcu 1956 roku, w Poznaniu. Od tego momentu staje się jednym z niewielu polskich komunistów, obdarzonych pałnym zaufaniem sowieckich towarzyszy na Kremlu. Nie jest do końca jasne skąd wzięło się to pełne zaufanie Sowietów do Gierka.
Historycy upatrują jego początku w latach działalności Gierka w ruchach komunistycznych w e Francji lub Belgii. To właśnie tam mógł zetknąć się z emisariuszami sowieckiej agentury. Na przełomie lat 50 i 60 pozycja Edwarda Gierka coraz bardziej się umacniała. Stojąc niemal na czele partii, u boku Władysława Gomułki, występował wobec sowieckich towarzyszy w roli skrupulatnego informatora, chętnego do udzielania im wszystkich ważnych dla nich informacji. Nie tylko na temat wdarzeń społecznych, politycznych czy gospodarczych. Gierek również dla towarzyszy z Moskwy przygotowywał oceny swoich współtowarzyszy z PZPR. Wskazywał zarówno tych, którzy byli bardziej, a którzy mniej lojalni wobec Moskwy w przełomowych chwilach i wydarzeniach. Jego postawa bezkompromisowego komunisty na usługach Moskwy stawała się coraz bardziej wyrazista. Dał temu wyraz chociażby podczas słynnego premówienia w Katowicach w 1968 roku, skierowanego przeciwko rewizjonistom i syjonistom, którym obiecywał, że „śląska woda pogruchocze im kości”. Już w roku 1968 Edward Gierek przygotowywał się do przejęcia schedy partyjno-państwowej po Gomułce. Musiał jednak jeszcze poczekać na to dwa lata. Do grudnia 1970 roku. Krwawe i tragiczne wydarzenia z grudnia 1970 roku, według ocen historyków, były bardzo dobrze zorganizowanym przewrotem pałacowym na najwyższych szczeblach władzy partyjnej.
Walka na ulicach Trójmiasta i w Szczecinie, dokonana masakra na robotnikach miast wybrzeża była pretekstem do błyskawicznego przejęcia władzy przez towarzysza Gierka wraz z jego polecznikami, przy pełnej aprobacie nadzorujących wszystko władz sowieckiego Kremla. Pośrednikiem w rozmowach pomiędzy towarzyszami sowieckimi, a grupą Gierka był, sprawujący wówczas fikcyjną funkcję premiera PRL, Piotr Jaroszewicz. Edward Gierek zostaje wówczas I sekretzarzem KC PZPR, obejmując pełnię władzy dyktatora komunistycznego w Polsce. Dyktatora mieniącego się w oczach zmanipulowanego społeczeństwa liberalnym przywódcą niosącym pokój i dobrobyt.
Nie przeocz
Kłamstwo założycielskie
Jednak po grudniu 1970 roku nastroje społeczne wcale nie by ły spacyfikowane. Wciąż wybuchały strajki. W styczniu 1971 roku w Zarządzie Portu Gdynia, Gdyńskiej Stoczni Remontowej i Stoczni im. Komuny Paryskiej doszło do szeregu krótkotrwałych strajków. Protestowały też inne zakłady. W Stoczni Gdańskiej im. Lenina odnotowano aż pięć strajków, w których łącznie uczestniczyło 13 tys. robotników. W końcu stycznia stanęły największe zakłady Szczecina. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji Edward Gierek 24 stycznia 1971 roku poleciał do Szczecina, aby osobiście porozmawiać ze strajkującą załogą Stoczni im. Warskiego. Negocjacje były burzliwe, lecz nowy szef PZPR dopiął swego i szczecinianie wrócili do pracy. Po sukceszie szczecińskim Gierek uparł się, że spotkanie musi odbyć się również w Gdańsku. Gdańska wizyta miała jednak zupełnie inny charakter niż wyjazd do Szczecina. Została drobiazgowo wyreżyserowana. Służba Bezpieczeństwa nadała jej kryptonim „Przyjazd 25”. W materiałach SB czytamy:
„W dniu 25 stycznia 1971 r. spodziewane jest spotkanie delegacji większych zakładów pracy Gdańska i Gdyni z przedstawicielami Sekretariatu KC PZPR. Spotkanie odbędzie się o godzinie 11.00 w okrągłej Sali Prezydium WRN [Wojewódzkiej Rady Narodowej – P.B.]. Zakłada się, że około godziny 10.00 na salę zostanie wprowadzona grupa aktywu partyjnego w liczbie około 100 osób. Grupę wprowadzi jeden z sekretarzy KW PZPR w Gdańsku. Grupa ta zobowiązana jest do zajęcia pierwszych rzędów krzeseł przy scenie. Pozostali delegaci zostaną podwiezieni pięcioma autokarami po godzinie 10.00, najpóźniej do 10.30”.
Tym samym najlepsze miejsca zajęli partyjni aktywiści. Także reprezentanci robotników zostali odpowiednio dobrani. Bezpieka otrzymała bowiem polecenie „wytypowania odpowiednich kandydatów” na delegatów. Ich zadaniem było manipulowanie reakcjami pozostałych delegatów. Polecono im np. „wysuwanie realnych, korzystnych politycznie i ekonomicznie postulatów” i „spontaniczne reagowanie na odpowiednie elementy ze spotkania z kierownictwem, które mogą mieć wpływ na rozładowanie atmosfery, spokojną pracę i podejmowanie zobowiązań produkcyjnych”. Krótko mówiąc: mieli odegrać rolę klakierów. Na 181 robotniczych delegatów co szósty okazał się współpracownikiem SB! Wśród delegatów było też 45 członków PZPR. Oczywiście na sali znaleźli się też autentyczni delegaci. W tym sześciu aktualnie inwigilowanych przez bezpiekę i trzynastu zidentyfikowanych przez nią jako aktywni uczestnicy grudniowej rewolty. Na wszelki wypadek w każdym wiozącym robotników autokarze ulokowano – udającego pilota – funkcjonariusza SB, który zamiast pilotować przejazd śledził zachowanie pasażerów. W szatni PWRN w tłum delegatów wmieszało się kolejnych 25 funkcjonariuszy SB, którzy wraz z robotnikami udali się na salę obrad. Spotkanie rozpoczęło się o godz. 11.00 i trwało osiem godzin.
Oprócz Gierka przyjechali: Edward Babiuch, Piotr Jaroszewicz i Franciszek Szlachcic. Lokalne władze reprezentowali: Alojzy Karkoszka i Tadeusz Bejm. Mimo tych drobiazgowych to atmosfera daleka była od spokoju.Robotnicy zarzucili I sekretarza gradem pytań i postulatów, wśród których znalazły się żądania: ukarania winnych grudniowej masakry, uniezależnienia związków zawodowych od PZPR, złagodzenia cenzury i zaprzestania praktyki przysyłania do lokalnych władz „ludzi z Warszawy”. Pytany o cel swojej niedawnej podróży do ZSRS Gierek tłumaczył, że poleciał do Moskwy, „by ich prosić o dostawę cementu”. Kończąc spotkanie, Gierek powiedział:
„Chciałbym zakończyć apelem o zaufanie, wiarę i pomoc, o coraz lepszą pracę. Możecie być przekonani, że wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i nie mamy innego celu jak ten, który tu deklarowaliśmy. Jeśli nam pomożecie, to sądzę, że ten cel uda nam się wspólnie osiągnąć. No więc jak – pomożecie?”. W relacjonującym to spotkanie „Głosie Wybrzeża” z 27 stycznia 1971 roku napisano krótko: „Odpowiedzią na te słowa były burzliwe oklaski zebranych”. Tymczasem, jak opisuje to Jerzy Eisler w swoich badaniach naukowych: „Powszechnie uważa się, że odpowiedziało mu chóralne: «Pomożemy!» wypowiedziane przez stoczniowców. O tym, że nic takiego się wówczas nie wydarzyło, można się przekonać, oglądając archiwalny film z tego spotkania lub słuchając nagrania magnetofonowego. Rozległy się tylko umiarkowane oklaski, ale środki masowego przekazu niemal od razu postanowiły zdyskontować propagandowo podróż nowego I sekretarza KC na Wybrzeże”. Z czasem hasło „Pomożemy” stało się czołowym sloganem peerelowskiej propagandy lat siedemdziesiątych. Nic dziwnego, że zapadło ludziom w pamięć, deformując przy tym rzeczywisty przebieg wydarzeń.
Bohaterskie włókniarki...
Ekipa Gierka potępiła użycie siły podczas tłumienia strajków i zapowiedziała zmianę polityki gospodarczej, ale jednocześnie nie odwołała podwyżek. Władze poczuły się pewnie i właśnie w takiej sytuacji do akcji wkroczyły łódzkie włókniarki. Bunt wybuchł tym razem w mieście, w którym panowała najwyższa w kraju śmiertelność noworodków, a kobiety pracowały na trzy zmiany w systemie akordowym w warunkach rodem z filmowej Ziemi obiecanej. Przełomowe wydarzenia dla łódzkich strajków miały miejsce 12 i 13 lutego. Do protestu przyłączyły się inne wydziały ZPB im. Marchlewskiego i sześć kolejnych zakładów bawełnianych. Już 12 lutego w Łodzi strajkowało ponad 12 tys. osób, z czego 80 proc. stanowiły kobiety, i tak znaczącego buntu nie można było spacyfikować ani obietnicami, ani drobnymi ustępstwami dyrekcji zakładów. Strajkujący nie ulegli ani presji, ani politycznej propagandzie i nie uwierzyli w składane im obietnice. 15 lutego przystąpiły do strajku trzy ostatnie zakłady przemysłu bawełnianego – im. Feliksa Dzierżyńskiego, im. Szymona Harnama, im. Stanisława Dubois – oraz siedemnaście zakładów z innych branż. Protest objął już 32 zakłady, w tym wszystkie z branży bawełnianej i wełnianej, a do pracy nie przystąpiło łącznie 55 tys. robotników. Zaniepokojone eskalacją niezadowolenia władze komunistyczne zdecydowały się na ustępstwa i postanowiono szybko wycofać się z podwyżek cen z grudnia 1970 r. Jeszcze 15 lutego wieczorem został nadany komunikat, że Rada Ministrów postanowiła obniżyć od 1 marca ceny artykułów żywnościowych do poziomu sprzed grudnia 1970 r. Strajkujący robotnicy otrzymali też gwarancję bezpieczeństwa. Władze PRL zdecydowały się odwołać podwyżki cen żywności, co miało zapobiec trzeciej fali strajków.
Handel ludźmi
Lata siedemdziesiąte prezentuje się czasem jako okres względnej prosperity w szarzyźnie PRL. Tym bardziej zaskakuje, że właśnie w dekadzie rządów Edwarda Gierka kraj zdecydowało się opuścić ponad 200 tys. osób. Gdy, na początku lat 70. ub. Wieku wieść o tym, że PRL poluzuje „żelazną kurtynę”, rozeszła się po Polsce, ruszyła ogromna fala podań o zgodę na wyjazd stały do RFN. Dla władz komunistycznych był to wstrząs, nie spodziewały się bowiem, że aż tak liczna grupa „autochtonów” będzie chciała opuścić kraj. Tym bardziej, że w grudniu 1970 r. miały miejsce dwa znamienne akty: podpisanie układu PRL-RFN oraz zmiana na szczytach władzy w Polsce. To pierwsze wydarzenie rodziło oczekiwanie, że kontakty z rodzinami w Niemczech Zachodnich będą łatwiejsze. To drugie budziło nadzieję, że w kraju „małej stabilizacji” Władysława Gomułki może faktycznie dojdzie do wieszczonego przez Edwarda Gierka „dynamicznego rozwoju”, a PRL stanie się „ósmą potęgą gospodarczą świata”, jak chciała tego propaganda sukcesu. Mniej więcej od lata 1973 r. władze PRL postanowiły powiązać kwestię zgody na wyjazdy z żądaniami kredytowymi. Oczekiwały, że za „wypuszczenie” ponad 100 tys. osób Polska mogłaby uzyskać nawet 3 miliardy niskooprocentowanego kredytu do RFN, dodatkowo półtora miliarda regulacji rentowych.
Do porozumienia doszło latem 1975 r. podczas Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, obradującej w stolicy Finlandii – Helsinkach. Z jednej strony w akcie końcowym z 2 sierpnia 1975 r. zapisano kwestie swobodnej migracji jako element praw człowieka. Z drugiej strony kanclerz federalny Helmut Schmidt i I sekretarz KC PZPR Edward Gierek zawarli umowę: kredyt „Jumbo” na 1 mld marek oprocentowanych na 2,5 proc., ryczałt rentowy na 1,3 mld marek oraz zgoda PRL na wyjazd 120–125 tys. osób w formule łączenia rodzin. Zawarto to w specjalnym dokumencie zwanym „zapisem protokolarnym”. Nie sposób było nie odnieść wrażenia, że sprzedano owych ludzi za kredyt i tak też, przynajmniej na Zachodzie sprawę tę komentowano. W latach 1976–1979 z województwa katowickiego emigrowano zwłaszcza z trzech miast, które przed 1939 r. znajdowały się w Rzeszy Niemieckiej – Bytomia, Gliwic i Zabrza. W województwie opolskim emigracja „połknęła” 80 proc. przyrostu naturalnego „autochtonów”: liczebność wyjazdów była trzykrotnie wyższa niż ów przyrost. Migracje lat siedemdziesiątych były efektem zmian w globalnej polityce – przejścia od twardych reguł zimnowojennej gry do polityki odprężenia między zwaśnionymi blokami. Stanowiły wielki wyłom w „żelaznej kurtynie”, który wszakże dopiero zapowiadał to, co miało nadejść: masowy exodus lat osiemdziesiątych, kiedy to z PRL wyjechało do Niemiec Zachodnich ponad 630 tys. osób. Te wyjazdy miały już jednak odmienny kontekst polityczny.
Sowieckie modelowanie Polski
Ekipa Edwarda Gierka zawsze obawiała się utraty zaufania Kremla. Poddańcze zapisy konstytucyjne o „nierozerwalnej” więzi ze Związkiem Sowieckim miały uspokoić Moskwę. Otworzenie Polski na Zachód, a także wyjazdy Edwarda Gierka wraz z małżonką i świtą partyjnych dygnitarzy i goszczenie przez niego w Polsce zachodnich przywódców nie wpłynęły na jego politykę wobec ZSRS. Nawet w sposób dalece bardziej podległy niż Gomułka postępował wobec Związku Sowieckiego i jego przywódcy, Leonida Breżniewa. Gierek miał wobec Moskwy dług wdzięczności, gdyż bez poparcia Kremla nie zostałby I sekretarzem. Toteż w 1974 r. nadał Breżniewowi najwyższe polskie odznaczenie wojskowe, order Virtuti Militari. W 1976 r. doprowadził do umieszczenia w polskiej konstytucji zapisu o wiecznej przyjaźni między PRL a ZSRR:
„Art. 6. Polska Rzeczpospolita Ludowa w swej polityce:
1) kieruje się interesami Narodu Polskiego, jego suwerenności, niepodległości i bezpieczeństwa, wolą pokoju i współpracy między narodami,
2) nawiązuje do szczytnych tradycji solidarności z siłami wolności i postępu, umacnia przyjaźń i współpracę ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich i innymi państwami socjalistycznymi,
3) opiera stosunki z państwami o odmiennych ustrojach społecznych na zasadach pokojowego współistnienia i współpracy.”
Serwilizm Gierka względem Breżniewa był tak daleki, że wizerunki przywódcy ZSRR powróciły na publiczne spotkania, szkolne akademie i były często prezentowane w radio i telewizji. Lojalność wobec towarzyszy radzieckich objawiała się także w cenzurze, która nie dopuszczała książek, które mogłyby zostać uznane za antyradzieckie (np. prace historyczne opisujące zbrodnię katyńską lub atak ZSRS na Polskę). Wśród wielu wzorców przeniesionych do powojennej Polski ze Związku Sowieckiego był też tzw. czyn społeczny (lub, w zależności od oficjalnego organizatora, np. czyn partyjny pod egidą organizacji PZPR albo związków zawodowych – wtedy była to „sztafeta czynów produkcyjnych”). Były to wierne kopie tzw. subotnika czyli propagandowej akcji wykonywania różnych prac na rzecz społeczeństwa.
Przez kolejne lata PRL czyny społeczne nabierały coraz większego rozmachu, osiągnąwszy swoje (przynajmniej deklarowane w liczbach) apogeum w latach siedemdziesiątych. We wszystkich większych miastach Polski, na wezwanie Edwarda Gierka, swój czas wolny „spontanicznie” poświęcało już nie dziesiątki, a setki tysięcy Polaków, w skali kraju były to miliony. W sierpniu 1979 r. Dzień Czynu Partyjnego Egzekutywa Komitetu Warszawskiego zaplanowała nie tylko jako „efekt pracy członków partii bezpośrednio dla Warszawy, ale i jako pokaz siły partii, której masowo towarzyszą bezpartyjni w czynie”. W praktyce działania te, pozornie precyzyjnie zaplanowane i przeprowadzone, były w rzeczywistości pokazem marnotrawstwa sił i środków. Szereg nie skorelowanych ze sobą działań potęgował tylko bałagan w funkcjonowaniu przedsiębiorstw, a także, co nie mniej istotne, propagandowy humbug, jakim był ów „czyn”, zniechęcał biorących w nim udział obywateli do jakiejkolwiek aktywności społecznej.
Kredyty, pożyczki, długi pod zastaw…
Żaden z poprzedników Edwarda Gierka na stanowisku I sekretarza KC PZPR nie miał takiego zaplecza eksperckiego, na jakie od 1976 r. mógł liczyć ten właśnie przywódca PRL. Kilkunastoosobowy Zespół Doradców Naukowych, powołany formalnie w 1977 r., zasilany dorywczo opiniami kilkudziesięciu innych ekspertów, przygotował dla niego do sierpnia 1980 r. łącznie kilkadziesiąt raportów. Dokonywano w nich nie tylko ogólnej oceny sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej kraju oraz szczegółowej analizy poszczególnych dziedzin życia i gałęzi gospodarki. Zawarte były tam także gotowe zalecenia koniecznych działań. Trzeba, oczywiście, pamiętać, że cała rzecz dotyczyła gospodarki socjalistycznej, sterowanej centralnie, niemal całkowicie zmonopolizowanej przez państwo, z systemem sztucznych cen i niewymienialną walutą. Przestrzegano ekipę Gierka przed negatywnymi skutkami wzrastającej przewagi importu nad eksportem oraz silnego uzależnienia od importu modernizowanej gospodarki („importochłonność gospodarki”), opartej na zachodnich technologiach. Zwracano uwagę na bardzo niebezpieczne tendencje wzrastającego zadłużenia zagranicznego i przekroczenie już wówczas bezpiecznej granicy w tym zakresie. „Nie możemy już bardziej się zadłużać” – brzmiała ówczesna konkluzja ekonomistów.
Musisz to wiedzieć
Gdyby nie Ursus i Radom…
W pełnej krasie negatywne skutki polityki „drugiej Polski” ujawniły się w 1976 r. Wówczas zaczęły się problemy z dostępnością towarów, zwłaszcza spożywczych. Było to szokiem dla Polaków, którzy od lat utrzymywani byli w przeświadczeniu o doskonałej sytuacji ekonomicznej PRL. Jednakże zamrożeniu cen towarzyszył wzrost kosztów produkcji i wzrost wynagrodzeń. Toteż produkcja stawała się coraz mniej opłacalna. Powodowało to powstanie wielkiego nawisu inflacyjnego i zachwianie równowagą rynkową. Sposobem na uzdrowienie sytuacji było przywrócenie tej równowagi poprzez podwyżkę cen. Jednakże skoro władza cen nie podnosiła od lat, to ich urealnienie było szczególnie dotkliwe. Jaroszewicz uznał, że brak podwyżek spowoduje, że zabraknie środków na dokończenie rozpoczętych już inwestycji. W efekcie w czerwcu 1976 r. Sejm uchwalił gigantyczne podwyżki cen. Mięso drożało o 69%, cukier o 90%, a masło i nabiał o 50%. Jedną z cech dysfunkcyjnych systemu socjalistycznej gospodarki było decydowanie o cenach nie przez sytuację rynkową, ale poprzez decyzje polityczne, które jako dalece spóźnione wywoływały bunt społeczny.
Odpowiedzią społeczną na tak drastyczne podwyżki były podobnie jak w 1956 r. i 1970 r. strajki. Pracę przerwały załogi 54 zakładów z województw: warszawskiego, szczecińskiego, gdańskiego, elbląskiego, łódzkiego i płockiego. Największe strajki zorganizowano w Radomiu , Ursusie i Płocku. W Radomiu nawet ok. 20 tys. pracowników i mieszkańców wyszła na ulice, by zaprotestować polityce PZPR. Gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR został podpalony. Na strajkujących władza wysłała oddziały ZOMO i funkcjonariuszy SB. Jednak inaczej niż na Wybrzeżu w 1970 r. nie zdecydowano się na strzelanie do robotników. Do podobnych starć doszło w Ursusie. Robotnicy z Zakładów Mechanicznych zablokowali tory paraliżując transport kolejowy w całym kraju. Kilkutysięczny tłum protestował w Płocku. Strajki objęły zakłady z połowy województw. Opór społeczny był tak duży, że Jaroszewicz postanowił podać się do dymisji, która nie została przyjęta. Natomiast Gierek zdecydował się wycofać z podwyżek. To uspokoiło sytuację społeczną, ale miało bardzo negatywne skutki gospodarcze. Jeszcze w 1976 r. zostały wprowadzone kartki na cukier, chcąc w ten sposób hamować konsumpcję, która przy zachwianiu cen nie mogła być zaspokojona przez produkcję. Tym samym każdy po starej cenie mógł kupić 2 kg cukru miesięcznie. Więcej można było zakupić tylko po wyższej cenie. Społeczne wystąpienia z czerwca 1976 roku wywołały brutalną akcję władz. Sam Edward Gierek mówił do wojewódzkich sekretarzy PZPR:
[...] trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem, a nawet jeśli zażądacie wyrzucenia z zakładów pracy elementów nieodpowiedzialnych – tym lepiej dla sprawy[…]
Po tych słowach władze wzięły odwet na protestujących, zwłaszcza w Radomiu i Ursusie. Zatrzymanych przewożono do komend MO i aresztów, gdzie przechodzili przez tzw. ścieżki zdrowia (szpaler milicjantów bijących pałkami). Bito także przypadkowe osoby: jedną z nich był Jan Brożyna, śmiertelnie pobity przez patrol MO, o którego zabójstwo oskarżono świadków tego wydarzenia. Drugą śmiertelną ofiarą represji był ks. Roman Kotlarz, który 25 czerwca i w kolejnych dniach wspierał robotników. Kilkukrotnie był nachodzony i bity przez funkcjonariuszy milicji oraz SB. Zmarł 18 sierpnia w stanie głębokiego wyniszczenia fizycznego i psychicznego. Do Kolegiów ds. Wykroczeń skierowano 353 wnioski, w tym 214 w Radomiu, 131 w Warszawie i 8 w Płocku. Orzeczono 314 kar aresztu, w tym 250 na trzy i 50 na dwa miesiące. W Radomiu w trybie przyspieszonym postawiono przed sądem 51 osób. Na kary więzienia skazano 42 osoby, w tym 28 – na pięć miesięcy do roku, 14 zaś – na 2 do 3 miesięcy. W zwykłym trybie w Radomiu osądzono 188 osób. W lipcu i sierpniu 1976 r. odbyły się cztery procesy pokazowe, w których wobec oskarżonych zastosowano zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Osiem osób skazano na kary od 8 do 10 lat więzienia, jedenaście – na kary po 5–6 lat, a pozostałych na kary od 2 do 4 lat. W procesie ursuskim siedem osób skazano na kary od 3 do 5 lat więzienia. W Płocku sądzono 34 osoby, spośród których 18 skazano na kary od 2 do 5 lat, 15 – na kary w zawieszeniu, a 1 osobę uniewinniono. Łącznie za udział w proteście osądzono 272 osoby.
Niepowodzenie podwyżki cen zachwiało autorytetem ekipy Edwarda Gierka. 26 czerwca 1976 r., w czasie telekonferencji z I sekretarzami wojewódzkimi partii, wydał on dyspozycję zwołania wielotysięcznych wieców i uruchomienia kampanii propagandowej. Miała ona służyć zademonstrowaniu jedności i siły partii, poparcia dla jej przywódców, potępieniu demonstrantów z Radomia i Ursusa napiętnowanych mianem „warchołów” oraz spacyfikowaniu społecznego niezadowolenia.
Rezygnacja z podwyżki przesądziła o narastaniu trwałej nierównowagi rynkowej, co było jednym z pierwszych przejawów kryzysu, w jakim pogrążała się gospodarka PRL w drugiej połowie rządów Gierka. Surowe represje wymierzone w uczestników czerwcowych protestów kontrastowały z dotychczasowym, względnie liberalnym, wizerunkiem ekipy. Część bacznych obserwatorów wydarzeń doceniła znaczenie wydarzeń z czerwca 1976 r. „Myślę, że w gruncie rzeczy pierwszy żałobny dzwon dla ekipy Gierka już zadzwonił, wprawili go w ruch robotnicy z Ursusa, Radomia, Płocka i innych miast, kolejarze z całej Polski, słowem tłumy, które się wreszcie wściekły” – zapisał w swoim dzienniku Stefan Kisielewski. We wrześniu doszło do utworzenia Komitetu Obrony Robotników – pierwszej działającej jawnie w kraju komunistycznym organizacji opozycyjnej, która przez kilka miesięcy walczyła o wypuszczenie na wolność wszystkich osób skazanych za udział w protestach w Radomiu i Ursusie, co nastąpiło ostatecznie w lipcu 1977 r. Jednocześnie narasta terror MO i SB. W Krakowie ginie z rąk „nieznaych sprawców” student UJ Stanisław Pyjas. Polska gospodarka tonie w permamentnym kryzysie, a nastroje społecznie się radykalizują. W 1978 roku powstają na Śląsku i na Wybrzeżu Wolne Związki Zawodowe. Jesienią tegoż roku Polak zostaje Papieżem. Dużymi krokami zbliżają się przełomowe dni lata 1980 roku. Atmosfera buntu dojrzewała przede wszystkim w ludzkich umysłach.
Urlop i… koniec
W przeddzień wydarzeń sierpniowych Edward Gierek wyjechał na urlop na Krym. W 1981 r. jego syn bronił ojca w czasie katowickiego plenum: „wyjazd [na Krym] doszedł do skutku z tego jedynie względu, że ówcześni członkowie Biura Politycznego i Sekretariatu usilnie namawiali towarzysza Edward Gierka do udania się na wypoczynek, przedstawiając rodzące się niepokoje w zupełnie innym świetle”. W czasie wypoczynku na Krymie sekretarz spotkał się z Leonidem Breżniewem. Ten dokładnie zapamiętał ich rozmowę oraz zapewnienia, że opozycja demokratyczna w Polsce jest spacyfikowana i pod całkowitą kontrolą. Gierek rzeczywiście mógł przekonywać Breżniewa o całkowitej kontroli nad opozycją, ponieważ tak relacjonowali mu sytuację ludzie odpowiedzialni na służby specjalne. Wziął za dobrą monetę między innymi zapewnienia Stanisława Kowalczyka o tym, że Lech Wałęsa „jest jego człowiekiem”, czyli tajnym współpracownikiem SB.
Polityczny upadek Gierka był błyskawiczny. Po strajkach lipcowo-sierpniowych i podpisaniu czterech porozumień Edwarda Gierka niemal zmiotło ze sceny politycznej. We wrześniu 1980 r. stracił stanowisko I Sekretarza, rok później nie był już nawet członkiem PZPR. Po strajkach z sierpnia 1980 r. PZPR była w rozsypce. W obliczu ogólnopolskich protestów, problemów ekonomicznych i pogłębiającego się kryzysu zaufania, konieczna stała się zmiana na stanowisku I Sekretarza. Gierek przypłacił jednak napięcie tamtych gorących tygodni zawałem. Jego hospitalizacja przyśpieszyła personalne roszady, nowym I Sekretarzem KC PZPR został Stanisław Kania.
Paranoje Gierka
W rzeczywistości Gierek nigdy nie pogodził się z utratą władzy, a za swój upadek winił partyjnych towarzyszy. Już po 1989 r. on oraz jego współpracownicy, których polityczne rozgrywki wypchnęły na margines, głośno mówili o swoich podejrzeniach. Ich zdaniem sierpniowe strajki były częścią planu przeprowadzenia zmiany na stanowisku I sekretarza. Piotr Jaroszewicz, w latach siedemdziesiątych członek Biura Politycznego i premier, jako architektów spisku wskazywał Stanisława Kanię, stojącego na czele MON Wojciecha Jaruzelskiego oraz kierującego MSW Stanisława Kowalczyka. W jego ocenie właśnie ta trójka, kontrolująca milicję, wojsko i służby specjalne, do ostatniej chwili ukrywała prawdę i zwodziła Gierka, że sytuacja jest pod kontrolą.
Opracowano na podstawie:
Jerzy Eisler; Siedmiu wspaniałych, 2014
Jerzy Eisler „Czterdzieści pięć lat, które wstrząsnęły Polską. Historia polityczna PRL, 2018
Iwona Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”, 2021
Robert Spałek, Kominuści przeciwko komunistom, 2014
Robert Spałek, Na licencji Moskwy, 2020