Przyszły marszałek rozpoczynał karierę wojskową w Legionach Polskich, zajmując w ich szeregach Kielce. Był dowódcą 1 Pułku Piechoty Legionów. Po uwięzieniu Piłsudskiego w Magdeburgu objął kierownictwo Polskiej Organizacji Wojskowej. W rządzie Ignacego Daszyńskiego dostał tekę ministra wojny. Na zdjęciu, ok. 1917 roku
(fot. Wikimedia Commons)
Wzniósł się na szczyty popularności i wpływów politycznych, by u schyłku życia runąć w przepaść tragedii całego narodu, pogrążyć się w nienawiści swoich dawnych wyznawców i współziomków, którzy mu bezgranicznie zaufali.
Gdy w czasie moich letnich wędrówek po Kresach dotarłem do Brzeżan, doznałem wielkiego zdziwienia. Spacerując po tym dziś 20-tysięcznym miasteczku i rozmawiając z Ukraińcami, ciągle słyszałem powtarzające się informacje: Czy pan wie, że w tym domu urodził się Edward Rydz? A w tym gimnazjum otrzymywał maturę? Czy pan wie, że w tym kościele namalował fresk? Na tym placu przyjmował defiladę? Na starym cmentarzu jest zadbany grób jego matki. A jak pan pójdzie do muzeum, to zobaczy pan gablotę z pamiątkami po nim!
Zdziwiło mnie, bo jest to swoisty paradoks, że Rydz-Śmigły, który w naszej historii jest postacią co najmniej kontrowersyjną i nie zapisał się ze względu na wrzesień 1939 r. zbyt chwalebnie w dziejach Polski, tu, obecnie w ukraińskich Brzeżanach, cieszy się popularnością.
Brzeżański rozdział biografii Edwarda Rydza-Śmigłego spowity jest nadal mgłą tajemnicy. Na temat pochodzenia marszałka i jego rodziny krążą różne domysły i spekulacje. Jedni twierdzą, że był nieślubnym dzieckiem, inni - że wywodził się ze zubożałej szlachty, jeszcze inni - że miał rodowód chłopski. On sam nigdy na ten temat nie zabrał głosu. Nie prostował krążących plotek i domysłów, jakby go to nie dotyczyło.
Tajemnica Rydza
Podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku Rydz-Śmigły zdobył m. in. Kijów. Był kluczowym dowódcą Frontu Południowo-Wschodniego
(fot. Wikimedia Commons)
Zagadka pochodzenia Rydza-Śmigłego skusiła mnie, aby spenetrować archiwa, przejrzeć pamiętniki oraz wspomnienia kolegów i przyjaciół jego młodości. Z dokumentów wynika, że urodził się 11 marca 1886 r. w Brzeżanach przy ulicy nazwanej od imienia Izabeli Potockiej Izabelówką, choć niektórzy twierdzą, że przy Rohatyńskiej 126. Jego ojcem był Tomasz Rydz, pochodzący spod Wieliczki syn kowala, który odbywał w Brzeżanach służbę wojskową.
W 1884 r. oddział Tomasza Rydza stacjonował w zamienionym na koszary imponującym brzeżańskim zamku Sieniawskich, zwanym "podolskim Wawelem". Tu prawdopodobnie podczas przepustki poznał w parku zamkowym Marię Babiak, córkę listonosza. Krótki, przypadkowy romans z przygodnie spotkaną dziewczyną zaowocował urodzeniem się dziecka, któremu dano na imię Edward. Musiało upłynąć jeszcze dwa lata, nim Tomasz Rydz zdecydował się na małżeństwo.
Ślub odbył się w cerkwi, bo Maria Babiak była grekokatoliczką. Z niewiadomych powodów późniejszy marszałek zdawał się to ukrywać, gdyż metryki ślubu i akt zgonu matki, gdy został pierwszą osobą w państwie, polecił utajnić.
Tomaszowi Rydzowi nie był dany długi żywot. Zachorował niespodziewanie na galopujące suchoty. Miał częste krwotoki. Kilka miesięcy po ślubie wywieziono go do szpitala wojskowego we Lwowie, bo miejscowi brzeżańscy lekarze okazali się bezradni. Jeszcze nie była znana penicylina. Konał z daleka od żony Marii i dwuletniego syna, w zbiorowej sali pełnej chorych. Żony nie było stać nawet na to, by go odwiedzić we Lwowie, tym bardziej że syn był również lichego zdrowia.
Nie było ich nawet na pogrzebie Tomasza Rydza. Spoczął najprawdopodobniej na cmentarzu Janowskim we Lwowie, ale jego mogiłę po kilkunastu latach przekopano, bo rodziny nie było stać na opłacenie kwatery. Po grobie ojca marszałka Rydza Śmigłego nie ma dziś ani śladu. Szukałem go podczas wielu pobytów we Lwowie.
Matka Rydza żyła w wielkiej biedzie. Sprzątała w domach brzeżańskiej inteligencji - szorowała podłogi, myła okna, prała bieliznę, tracąc szybko zdrowie. Gdy Edward miał dziesięć lat, zmarła, również na gruźlicę. Pochowano ją na cmentarzu w Brzeżanach. Jest zadziwiającą tajemnicą, dlaczego Edward Rydz-Śmigły, mając potężną władzę, liczne grono otaczających go wielbicieli i pieniądze, nigdy nie zadbał, aby odszukać grób ojca we Lwowie, ekshumować jego prochy i przewieźć do Brzeżan, aby pochować je u boku matki. Nigdy o ojcu nie mówił. Czy tę tajemnicę ktoś kiedyś wyjaśni?
Szczęście sieroty
Marszałek był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego. To jemu przed śmiercią Piłsudski przekazał wizję rozbudowy polskiego wojska.
(fot. Wikimedia Commons)
Po śmierci matki Edward trafił pod opiekę swego dziadka Jana Babiaka, który wkrótce też zmarł. Przyszło mu więc mieszkać z babką na końcu Izabelówki w walącej się chacie, która była tak zniszczona, że w nocy przez sufit - jak mówił - "gwiazdy widywał".
I chyba podzieliłby los tysięcy synów biednych rodzin, gdyby nie dr Tadeusz Uranowicz (1846-1913) - znany, wybitny brzeżański lekarz. On to postanowił zaopiekować się zdolnym chłopcem, całkowitym sierotą, i przyjąć go pod swój dach. Jest wiele domysłów, jaki był powód tego wspaniałego gestu Tadeusza Uranowicza. Jeden z nich głosi, iż Uranowicz, mając syna jedynaka, któremu niespecjalnie wiodło się w gimnazjum, poradził się dyrektora szkoły, co do wyboru jednego z uczniów, który pomagałby jego synowi w odrabianiu lekcji.
Dyrektor wskazał na Edwarda Rydza. I tak zaczęła się wielka przyjaźń między Edmundem Uranowiczem (późniejszym wiceprezesem Sądu Okręgowego w Brzeżanach) a przyszłym marszałkiem Polski. Po kilku miesiącach wspólnej nauki dom doktorostwa Uranowiczów w pobliżu kościoła farnego stał się domem rodzinnym Rydza. Biedny chłopiec stał się członkiem bogatej brzeżańskiej rodziny. Łaskawy los dał mu szczęście.
Rydz był uczynnym, pogodnym młodzieńcem. W krótkim czasie stał się w Brzeżanach pupilem nie tylko Uranowicza, ale też kilku pierwszorzędnych rodzin w tym mieście, m.in. Widmanów (Michalina Widmanowa była znaną brzeżańską chiromantką, która miała przepowiedzieć Edwardowi wielką karierę) oraz Jana i Wiktorii Hozerów - wspaniałych społeczników, artystów i intelektualistów brzeżańskich.
Początek kariery
10 listopada 1936 roku prezydent Ignacy Mościcki mianował Rydza-Śmigłego generałem broni i Marszałkiem Polski
(fot. Wikimedia Commons)
Bogaci mieszczanie brzeżańscy, dostrzegłszy talent w gimnazjaliście Rydzu, załatwili mu stypendium, które otworzyło przyszłemu marszałkowi drogę do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie trafił pod opiekę wybitnych polskich malarzy - Leona Wyczółkowskiego, Teodora Axentowicza i Józefa Pankiewicza. Rydz pamiętał o tej pomocy. W 1937 roku jako marszałek Polski ustanowił trzy stypendia dla uczniów gimnazjum i liceum w Brzeżanach. W czasie studiów często przebywał w Brzeżanach i był w tym mieście jednym ze współzałożycieli Związku Walki Czynnej.
Według relacji kolegów, Edward Rydz często malował pejzaże z natury. Jego najbardziej kontrowersyjną pracą z okresu brzeżańskiego okazał się fresk w miejscowym kościele przedstawiający Matkę Boską. Jak głosi jedna z niesprawdzonych opowieści, Rydz malował obraz na wysokim rusztowaniu zasłonięty specjalną kotarą. Gdy w końcu odsłonięto dzieło, widzom ukazało się malowidło, które było zaprzeczeniem tradycyjnej wizji postaci Matki Boskiej, jaką wierni w Brzeżanach znali z popularnych obrazków rozdawanych na odpustach.
Obraz przedstawiał śliczną dziewczynę o kasztanowych włosach z Dzieciątkiem Jezus na rękach. Podobno miał to być wręcz portret Wandy Weichmanówny, w której Rydz się podkochiwał. Plotka szybko obiegła całe miasteczko. Pod jej wpływem proboszcz, nie wnikając w szczegóły, polecił zamalować obraz wapnem w obawie przed zgorszeniem.
Rydz kochał swe miasteczko i gdy zrobił karierę wojskową, już w stopniu generała, pięciokrotnie wizytował swoje miasto i swoją szkołę. W 1921 roku przyjechał tu ze świeżo poślubioną żoną Martą. Był też na uroczystościach 400-lecia Brzeżan i równocześnie 125-lecia gimnazjum w maju 1930 roku. Po raz ostatni przyjechał do Brzeżan 29 lutego 1932 roku na pogrzeb Michaliny Widmanowej, która w latach gimnazjalnych wywróżyła mu wielką karierę wojskową.
Później Rydz-Śmigły często zapraszał gimnazjalistów do swojej warszawskiej rezydencji. Warto pamiętać, iż szkołę tę ukończyło wyjątkowo dużo wyższych rangą polskich oficerów, w tym ośmiu późniejszych generałów, kilkudziesięciu pułkowników i majorów. Sądzę, iż był to wpływ niezwykłej kariery marszałka Edwarda Rydza. Jego koledzy gimnazjalni, którzy razem z nim w Brzeżanach tworzyli organizacje strzeleckie, sokole i szli z nim do legionów Piłsudskiego, razem z nim później awansowali. Było to wyjątkowo patriotyczne pokolenie. Rydz Śmigły otaczał się swymi kolegami gimnazjalnymi, bo miał do nich zaufanie, sentyment i bardzo ich cenił.
Dramat upadku
Marszałek opuścił kraj 18 września 1939 roku. Ta decyzja zrujnowała jego popularność i przez wielu została uznana za zdradę. 7 listopada prezydent Władysław Raczkiewicz zwolnił go z obowiązków Naczelnego Wodza.
(fot. Wikimedia Commons)
Edward Rydz Śmigły to postać w historii Polski tragiczna. Po śmierci Piłsudskiego miał w Polsce popularność wyjątkową. Był postacią pierwszoplanową, przesłaniającą nawet prezydenta Mościckiego. Śpiewano o nim pieśni, pisano wiersze, nazywano jego imieniem szkoły, ulice, kluby sportowe. Wydawano na jego cześć jednodniówki, jego podobiznami zdobiono gmachy publiczne, na słupach informacyjnych wisiały plakaty z jego fotografiami, wydawano znaczki i karty pocztowe z jego portretami.
Był ulubieńcem mas. Był mężem jednej z najpiękniejszych Polek. Miał zaledwie pięćdziesiąt lat, gdy w 1936 r. został marszałkiem Polski i jej przywódcą. Wzbudzał podziw. Zgrabna, wysportowana sylwetka, lekko nieśmiały uśmiech na twarzy, bystre, wyrozumiałe oczy - to wszystko budziło zaufanie w ludziach.
Plakat z jego fotografią w czapce marszałkowskiej i z napisem "Jesteśmy silni, zwarci i gotowi" albo jego powiedzenie, że w wypadku napaści na Polskę przez Niemcy hitlerowskie "nie oddamy nawet guzika" - uspokajały i dawały poczucie bezpieczeństwa. Na capstrzykach i wiecach śpiewano: "Nam nie grozi nic, bo z nami jest marszałek Śmigły-Rydz".
We wrześniu 1939 roku ta piękna kariera polityczna w ciągu kilku dni prysła jak bańka mydlana. I jak trafnie zauważył Ryszard Mirowicz, "prominent stał się bankrutem". Wrześniowa przegrana, rozbiór państwa polskiego przez Niemców i Rosjan oraz ucieczka Rydza do Rumunii były szokiem dla społeczeństwa.
Mijały dziesięciolecia, a nie powstawała żadna monografia naukowa, która mogłaby wyjaśnić fenomen legendy i upadku Rydza. Jakże to częste w Polsce, że naród wynosił swych przedstawicieli wręcz na piedestał, a później wpadali oni w niemierzalną przepaść niechęci, nienawiści, a w końcu zapomnienia.
Dopiero po czterdziestu latach od upadku Rydza-Śmigłego pojawiły się ważne, pogłębione opracowania biograficzne o jego karierze.
Los przyjaciela
Edward Rydz-Śmigły przedarł się do Polski jesienią 1941 roku. Zmarł w nocy z 1 na 2 grudnia w jednym z konspiracyjnych mieszkań w Warszawie. Okoliczności jego śmierci do dzisiaj budzą sporo wątpliwości. Według niektórych wersji, został otruty przez przeciwników politycznych.
(fot. Wikimedia Commons)
Obok Edmunda Uranowicza najbliższym kolegą gimnazjalnym Rydza był Alfred Biłyk, z wykształcenia prawnik i wzięty łódzki adwokat, który pod wpływem swego przyjaciela wszedł w świat polityki. Dzięki Rydzowi został najpierw wojewodą tarnopolskim, a później lwowskim. Gdy we wrześniu 1939 roku Lwów doświadczał ciężkich bombardowań niemieckich, a na przedmieściach pojawiły się wozy pancerne Wehrmachtu, wojewoda Biłyk, podobnie jak w Warszawie prezydent Stefan Starzyński, wygłosił do mieszkańców słynne przemówienie, w którym powiedział, iż będzie bronił miasta do upadłego, a jego mieszkańców nie opuści i wytrwa z nimi do końca.
Nazajutrz po tym przemówieniu otrzymał polecenie, aby ewakuować się na Węgry do Munkacza. Rozkaz ten wykonał. Stanął wówczas na rozdrożu między obowiązkiem wysokiego rangą urzędnika państwowego a honorem. W tragiczną noc 19 września 1939 roku podjął ostateczną decyzję. Napisał list: "Nie mogłem walczyć we Lwowie, gdyż zgodnie z wytycznymi Szefa Rządu opuściłem go w warunkach, które mogą słowa moje postawić w pozornej sprzeczności z tym czynem.
Dalsze moje życie zdaje się nie przedstawiać wartości dla Polski. Być internowanym do końca wojny nie chcę. Chcę ocalić honor". Kilka minut po napisaniu tych słów wojewoda Alfred Biłyk strzelił sobie w skroń.
Rydz nie zdecydował się na samobójstwo, choć o nim myślał. W 1941 roku zdegradował się do stopnia kaprala i wrócił do Polski, aby walczyć z okupantem. Wkrótce zmarł - nie wiadomo czy na zapalenie płuc, czy też otruty przez swych przeciwników politycznych.
STANISŁAW S. NICIEJA, Gazeta Współczesna
[1]
Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC