Obecna wojna z Ukrainą, to w dużej mierze kalka tamtej - z Finlandią. I tam zaczęło się od prowokacji zorganizowanej przez Rosję (ostrzał nadgranicznej wioski w sowieckiej Karelii przez nieistniejącą po fińskiej stronie artylerię). I tam, choć nie na taką skalę, gdyż ówczesna wojna miała głównie charakter pozycyjny, dochodziło - ze strony rosyjskiej - do aktów ludobójczych. W tamtej wojnie także wreszcie dążono do obalenia władz niepodległego państwa i zastąpienia ich przez ruskich mianowańców.
W Finlandii Stalinowi się to nie udało. Czy uda się Putinowi w Ukrainie? Jak przypomina Romulad Szeremietiew, specjalista z zakresu wojskowości, dysproporcja sił między Finami i Rosjanami była dużo gorsza dla Finów niż obecna przewaga Rosji nad Ukrainą.
Były wiceminister obrony narodowej napisał kilka dni temu: „Sowieci użyli przeciwko Finom ponad miliona sołdatów, Finlandia miała armię liczącą 332 tys. żołnierzy. Dramatycznie wyglądała przewaga sowiecka w sprzęcie - 6,5 tys. czołgów i 3,6 tys. samolotów, gdy Finowie mieli 80 czołgów i 160 samolotów. A wynik starcia? Co prawda Finlandia musiała oddać część swego terytorium Stalinowi, z którego wcześniej ewakuowała całą ludność, ale obroniła swoją niepodległość, nie stała się kolejną republiką sowiecką. Stało się tak, ponieważ Finowie stawili zaciekły opór: fińscy obrońcy stracili w walkach 35 samolotów, ale strącili 934 samoloty sowieckie i zniszczyli około 2300 czołgów i pojazdów opancerzonych, nie tracąc żadnego własnego czołgu, a do tego włączając do swoich wojsk pancernych zdobyczne czołgi sowieckie, mieli ich nawet więcej niż przed wybuchem wojny. Ten sukces osiągnęła armia cechująca się patriotyzmem i wysokim morale, odwagą, umiejętnie wykorzystując obronnie własne terytorium (fortyfikacje Linii Mannerheima), zdolna do działań w trudnych warunkach zimowych. Do legendy przeszły wyczyny fińskich narciarzy snajperów - grozę w sowieckich szeregach wzbudzał sierżant Simo Häyhä”.
Rosjanie nazywali go „Biała Śmierć”. Wiedzieli, co mówią. Zaledwie w ciągu stu dni ten fiński snajper zastrzelił ponad 700 żołnierzy Armii Czerwonej, która z rozkazu Stalina napadła 30 listopada 1939 roku na Finlandię. Simo Häyhä jest do dzisiaj najskuteczniejszym snajperem w dziejach świata. Fiński bohater urodził się 17 grudnia 1905 roku.
Ta wojna miała być dla ZSRR bułką z masłem. Dysproporcja sił pozwalała sądzić agresorom, że zaatakowana późną jesienią 1939 roku Finlandia podzieli los Polski i państw bałtyckich, które uległy sowieckiej przemocy. To, że się tak nie stało, Finowie zawdzięczają w dużej mierze bohaterskim snajperom, z których najsłynniejszym był właśnie Simo Häyhä.
Snajperzy w białych ubiorach ochronnych bardzo szybko stali się postrachem sowieckich agresorów. Byli wspaniale wyszkoleni, dobrze wyposażeni i... syci, w przeciwieństwie do wygłodniałych czerwonoarmistów, którzy w łapciach szli na Helsinki. Finowie atakowali wrogów znienacka, zazwyczaj nocą lub nad ranem. Niestraszna im była zima, która na przełomie 1939-1940 roku była bardzo mroźna - temperatury spadały nawet do -40 stopni Celsjusza. Tak ciężkim warunkom nie byli w stanie sprostać żołnierze Armii Czerwonej. Tych, których nie zabiła kula snajpera, zabił „generał mróz”. Straty, jakie Sowieci ponieśli w Finlandii, były ogromne: 230 tysięcy zabitych i zaginionych żołnierzy, 264 908 rannych, 5600 w niewoli. Finowie zniszczyli też 2268 czołgów i pojazdów opancerzonych oraz zestrzelili 934 samoloty. To dane oficjalne - autoryzowane przez ZSRR. Według informacji nieoficjalnych straty Armii Czerwonej w wojnie zimowej miały być znacznie wyższe. Simo Häyhä miał w tym rezultacie swój duży udział. Snajper likwidował wrogów przy pomocy fińskiego wariantu słynnego karabinu wyborowego Mosin M28. Używał także często karabinu M28/30 „Pstrykorva”. Żadna z tych broni nie miała celownika optycznego. Häyhä mierzył do wrogów często z kilkuset metrów, posługując się jedynie muszką i szczerbinką. Miał sokole oko - tą metodą zlikwidował 505 żołnierzy Armii Czerwonej. Pozostałych 200 zastrzelił, posługując się pistoletem maszynowym Suomi i pistoletem Lahti L-35.
Sowieci bali się Häyhy i za wszelką cenę usiłowali pozbawić go życia. Przeprowadzali nawet naloty bombowe i używali ciężkiej artylerii, by unieszkodliwić swego wroga. Wszystko bezskutecznie. Jedyne, co osiągnęli to... zniszczenie płaszcza Häyhy, w który zaplątał się odłamek szrapnela. Simo Häyhä był mądrym żołnierzem. Do każdej z akcji przygotowywał się bardzo starannie, dbając o bezpieczeństwo. Zawsze ubierał się całkowicie na biało, a śnieg w pobliżu stanowiska polewał wodą tak, by podmuch wystrzału nie uniósł śnieżnego pyłu, ujawniając kryjówkę. Brał też śnieg do ust, by nie zdradziła go wydobywająca się z nich para wodna.
Ostatniego żołnierza sowieckiego król fińskich snajperów zabił 6 marca 1940 roku. Wcześniej napastnik zdołał jednak strzelić mu w twarz. Kula trafiła w szczękę. Transportujący żołnierza do punktu opatrunkowego kolega opowiadał, że „brakowało mu połowy głowy”. Ciężko ranny Häyhä trafił do szpitala. Wkrótce potem, 13 marca, zakończyła się wojna z sowietami. Finlandia straciła dużą część swojego terytorium, ale zachowała niepodległość.
Simo Häyhä kurował się z ran wojennych przez dobrych kilka lat. Nie był już jednak, jak na początku wojny, prostym kapralem. Decyzją prezydenta Finlandii marszałka Carla Gustafa Mannerheima, Häyhä został awansowany na pierwszy stopień oficerski - został podporucznikiem. Żaden inny żołnierz w historii Finlandii nie awansował tak wysoko w tak krótkim czasie.
Po wojnie Häyhä zamieszkał w Roukolahti, małej wiosce w południowo-wschodniej Finlandii. Zajął się polowaniem i hodowlą psów myśliwskich. Do granicy z ZSRR miał zaledwie 15 kilometrów.
Simo Häyhä doczekał się rozpadu wrogiego mocarstwa. Zmarł w 11 lat po upadku ZSRR, w roku 2002. Miał blisko 97 lat. Kiedy krótko przed śmiercią pytano go o sekret jego snajperskiej celności, odpowiedział: „praktyka”. Na pytanie, jak udało mu się zabić 705 żołnierzy sowieckich, stwierdził krótko: „Robiłem to, co mi kazano - najlepiej, jak mogłem”.
Häyhä już w 1939 roku był bohaterem narodowym całej Finlandii. Po wojnie stał się żywą legendą. Jego popularność przekroczyła wkrótce granice tego nordyckiego państwa. W ostatnich latach Häyhä trafił nawet do popkultury. W wydanym w roku 2010 albumie „Coat of Arms” zespół Sabaton zamieścił utwór „White Death” poświęcony fińskiemu snajperowi. Simo Häyhä stał się także bohaterem utworu „Biała Śmierć” w wydanym w 2013 roku albumie „Bo tu jest Polska” zespołu Obłęd. „Jeden strzał - jeden trup. Biała Śmierć naciska spust” - śpiewają w refrenie polscy muzycy.
Najlepszy snajper nadal żyje w pamięci Finów. Gdy ostatnio Rosjanie zagrozili Finlandii ostrymi retorsjami, gdyby państwo to wstąpiło do Paktu Północnoatlantyckiego (NATO), dowcipni mieszkańcy tego kraju wysłali do nich mema z zimowym krajobrazem z „prośbą”, by określili, na których fotach uwieczniono saperów. Okazało się, że choć na każdym z dwunastu zdjęć widać było tylko pokryty śniegiem las, snajperzy byli na wszystkich.
Czy sołdaci Putina będą chcieli przekonać się o tym empirycznie?