Zacznijmy od początku. W 1892 roku władze Lwowa rozpisały konkurs na realizacje pomnika upamiętniającego polskiego komediopisarza. Do rywalizacji przystąpiło wielu wybitnych rzeźbiarzy, spośród których jury zdecydowało się powierzyć to zadanie Leonardowi Marconiemu. Wybór wydawał się słuszny, bowiem Marconi, z pochodzenia pół Włoch, kształcony w Warszawie i Rzymie, w sposób pewny i harmonijny łączył polską i włoską szkołę rzeźby. A do tego właśnie przeniósł się do Lwowa, gdzie objął posadę wykładowcy w Akademii Technicznej.
Monument nie był jego jedyną lwowską realizacją, ale pierwszym pomnikiem. Odsłonięty został z honorami w 1897 roku i od tamtej pory przez prawie 50 lat zdobił Plac Akademicki we Lwowie. Po wojnie wielu lwowiaków wspominało pomnik, który przez ten czas zdążył na trwałe wrosnąć we lwowski krajobraz. Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy ponownie zobaczyli go we Wrocławiu.
W 1945 roku rzeźbę wraz z postumentem wywieziono do Warszawy, gdzie zapomniana spędziła kilka lat w ogrodzie wilanowskiego pałacu. W końcu zdecydowano – Fredro jedzie do Wrocławia. W mieście rozgorzała dyskusja gdzie ów cenny monument postawić, mało brakowało a przez ten brak zdecydowania pomnik trafiłby do Poznania. Wreszcie wybrano Rynek, wcześniej w tym samym miejscu stał pomnik króla Fryderyka Wilhelma III. Inne proponowane place i skwery nie miały jeszcze uporządkowanej zabudowy i obawiano się, że postać hrabiego zginie wśród budowlanego chaosu. Uroczystość odsłonięcia pomnika Fredry odbyła się 15 lipca 1956 roku o godzinie 10.00. Były kwiaty, flagi, liczne przemówienia i . . . ulewa, która tego dnia szalała nad miastem.
Mimo deszczu atmosfera była podniosła - właśnie ustawiono pierwszy pomnik w powojennym Wrocławiu. Sam Fredro z takiego obrotu spraw zapewne byłby zadowolony, bowiem sam bywał we Wrocławiu, nawet myślał się tu osiedlić. Pierwszy raz odwiedził miasto jako dwudziestoletni kapitan sztabu wojsk Księstwa Warszawskiego w sierpniu 1813 roku, walczący u boku Napoleona. Kilkadziesiąt lat później ponownie przyjechał do stolicy Dolnego Śląska z zamiarem zakupienia majątku w którym mógłby się osiedlić. Spotkał się nawet z tutejszym pośrednikiem nieruchomości i wybrał do Teatru Miejskiego, gdzie obejrzał sztukę Karla von Holteia „Ona pisze do siebie”. Pobyt w teatrze zrobił na nim duże wrażenie, gdyż odkrył wówczas, że sztuka niemieckiego dramaturga przypomina mu jego „Śluby panieńskie”. Jako pamiątkę tego wydarzenia zabrał Fredro ze sobą afisz wrocławskiego przedstawienia.
Efektem tej wizyty była także napisana prze hrabiego farsa o wrocławskich kupcach. Pomnik, wspomnienia i prześmiewcza farsa to nie jedyne pamiątki po komediopisarzu jakie znajdują się we Wrocławiu. Spadkobiercą jego bogatej spuścizny literackiej jest Ossolineum, w którym przechowywane są liczne rękopisy sztuk scenicznych Aleksandra Fredry, listy i rozprawy.
Co prawda hrabia Fredro został pochowany koło Lwowa, ale jeden z jego palców dłoni znajduje się w kościele św. Maurycego przy ulicy Traugutta. Taką specyficzną relikwię przywiózł z kresów prof. Bogdan Zakrzewski i w 1989 roku wspólnie z proboszczem kościoła wmurował w jedną ze ścian świątyni. Z uwagi na te liczne ślady po wielkim pisarzu Bogdan Zdrojewski powiedział kiedyś „Duch Fredry zamieszkuje wśród wrocławian, jest żywym pryncypialnym komponentem kultury naszego miasta, w jej różnych przejawach wielkich i małych”.