Szlamin Filip - jeniec wojenny; Zajączkowski Roman - inżynier budowy dróg i mostów; Kozliński Stefan - kapitan; Wagner Mieczysław Stanisław - podporucznik; Kraczkiewicz Kazimierz - major... To zaledwie kilka nazwisk z 30 pozycji znajdujących się na pierwszej stronie "Wykazu zamordowanych żołnierzy polskich na Koziej Górze pod Smoleńskiem". Siedemnaście osób spośród ujętych tylko na tej pierwszej stronie figuruje pod hasłem "Nierozpoznany". Stron raportu przygotowano kilkadziesiąt, a każda z nich ujawniała kolejne nazwiska zamordowanych w Katyniu oficerów. Cały raport stanowił potężny dowód obciążający Rosjan.
Sprawą ekshumacji oraz identyfikacji ofiar zajął się Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Na miejsce prac została zaproszona również delegacja polskiego oddziału tej organizacji. Jakim cudem dokumenty te, stanowiące istną polityczną bombę, ocalały z wojennej pożogi i przetrwały PRL?
Niemcy winią Sowietów, Sowieci obwiniają Niemców
Pierwsze niemieckie informacje dotyczące odkrycia w okolicach Katynia "dołów śmierci" pojawiły się już 11 kwietnia 1943 roku. Zaledwie trzy dni później, na rozkaz najwyższych przedstawicieli nazistowskich władz, niemieckie media rozpoczęły kampanię propagandową wymierzoną w Sowietów. Ostatecznie jednak ugodziła ona w Polaków. Kiedy w połowie kwietnia polski rząd zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o zbadanie zbrodni, nie zdawał sobie sprawy z tego, że z identyczną prośbą w bardzo krótkim czasie po Polakach wystąpi rząd nazistowskich Niemiec.
Zaraz po tym ruszyła sowiecka machina propagandowa: Polacy zostali oskarżeni przez Stalina o kolaborację z nazistami, Wkrótce ZSRR zerwało z Polską stosunki dyplomatyczne. Komisja międzynarodowa, która przybyła do Katynia pod koniec kwietnia 1943 roku, stwierdziła jednak ponad wszelką wątpliwość, że ofiary spoczywające w masowych mogiłach ponad wszelką wątpliwość zginęły z rąk Sowietów. Narracja Józefa Stalina zaczęła się sypać.
- Nie da się ukryć, że ocalone archiwalia, które możemy tu oglądać, burzą całą narrację, którą Sowieci starali się zbudować, starając się przerzucić odpowiedzialność za te zbrodnie na Niemców. Oryginały i odpisy tej dokumentacji, która powstała w roku 1943 to są jedne z najważniejszych dokumentów, jeśli chodzi o ustalenia dotyczące prawdy na temat Zbrodni Katyńskiej. To dlatego tak usilnie poszukiwały ich służby sowieckiego okupanta po roku 1944 i 1945 - wtedy już Urząd Bezpieczeństwa
- wyjaśnia Rafał Kierzkowski z Archiwum Akt Nowych, które z okazji zbliżającego się Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej udostępniło do wglądu posiadaną kolekcję dokumentów dotyczących zbrodni w Katyniu.
Polski Czerwony Krzyż? A może Polskie Państwo Podziemne?
W składzie międzynarodowej komisji, zajmującej się badaniem sowieckiej zbrodni, znalazła się również delegacja z Polskiego Czerwonego Krzyża. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę z tego, że polscy delegaci na miejscu mieli powierzone daleko bardziej odpowiedzialne zadanie niż tylko danie świadectwa ekshumacjom, które miały miejsce:
- Trzeba pamiętać, że te prace ekshumacyjne były prowadzone przez Niemców. Przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża dopuszczono tam tylko i wyłącznie po to, by wykorzystać ten fakt do uprawiania propagandy. Przedstawiciele Polskiego Czerwonego Krzyża, którzy jechali tam jako delegacja na zaproszenie strony niemieckiej, jednocześnie w sposób zakonspirowany reprezentowali Polskie Państwo Podziemne. Wszystkie te raporty, które PCK stworzył i pozyskał, natychmiast były przekazywane do struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Tak więc ci delegaci według oficjalnej wersji to był Polski Czerwony Krzyż, działający pod niemieckim nadzorem, natomiast w konspiracji reprezentowali strukturę niepodległościową
- tłumaczy Rafał Kierzkowski.
Dzielna pracownica PCK wywiodła okupantów w pole
Takim to sposobem dokumenty oraz raporty z Katynia trafiły do zasobów archiwalnych PCK. Gdyby nie pracownica tej instytucji, a równocześnie działaczka Armii Krajowej, Jadwiga Majchrzycka, dokumenty zostałyby przejęte przez bezpiekę i już nigdy nie ujrzałyby światła dziennego.
- Pani Jadwiga Majchrzycka widząc, co się dzieje - a nadal pracowała w Polskim Czerwonym Krzyżu - była świadkiem tego, jak agenci starali się dotrzeć do tych materiałów. Dlatego zdecydowała się na ten dramatyczny, ale i mądry krok: po prostu te materiały zabrała i ukryła. Przechowywała je przez kilka dekad. W chwilę przed śmiercią pani Majchrzycka przekazała posiadane archiwalia zaufanej osobie, którą był ksiądz Wysocki. Ksiądz Wysocki szczęśliwie doczekał końca komunizmu w Polsce i dzięki temu już ponad dekadę temu te materiały trafiły do zasobu Archiwum Akt Nowych, gdzie mogą z nich korzystać badacze
- wyjaśnia Rafał Kierzkowski z AAN.
Czym są zbiory ocalone przez Jadwigę Majchrzycką?
- Są to materiały archiwalne, dotyczące prac ekshumacyjnych, które były prowadzone w Katyniu w roku 1943. Są to listy ekshumowanych wraz z nazwiskami tych, których udało się zidentyfikować. Są tu też wypisy dotyczące poszczególnych ciał i przedmiotów, które zostały przy nich znalezione
- tłumaczy pracownik AAN.
Zapraszamy do naszej galerii, w której dzięki uprzejmości Archiwum Akt Nowych można z bliska przyjrzeć się, jak wyglądały dokumenty opracowane w Katyniu przez PCK.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!