Grudzień 1970. Krótki bunt Słupska

RED
Wypalony gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku.
Wypalony gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Archiwum
Przebieg wydarzeń grudnia 1970 roku w Słupsku wciąż pozostaje nieznany. Wiadomo jednak, że w zamieszkach uczestniczyło kilkaset osób.

Przybliżony obraz wydarzeń poznaliśmy dzięki uprzejmości Janusza Marszalca, naczelnika Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej gdańskiego IPN. Zreferował nam nieznany dotąd dokument - zbiorczą relację wywiadowców SB wydziału B (odpowiedzialny za obserwację), opisującą okres do 17 do 21 grudnia 1970 roku.

Bunt młodzieży

Według informacji bezpieki 17 grudnia około 16.45 na skrzyżowaniu ulic 9 Marca i Jedności Narodowej, przy kawiarni Piastowskiej, kinie Polonia, nieistniejącym już Domu Kolejarza i sklepie drogeryjnym zebrało się 30-50 osób.

Zgromadzenie rosło bardzo szybko: w ciągu dwudziestu minut w centrum Słupska było już 300 osób. W raporcie przy tej liczbie zanotowano godzinę 17.05. Chwilę później demonstracja liczyła już 400-500 osób.

Według esbecji trzon grupy stanowili ludzie młodzi, od 15 do 18 lat (80-90 procent). - Wywiadowcy piszą, że charakterystyczną cechą ich ubioru były kurtki ortalionowe, a wygląd osób wskazywał na pochodzenie robotnicze - mówi Marszalec. Demonstrantów określono jako mieszaninę młodzieży robotniczej, "urodzonych w niedzielę" i pospolitych chuliganów. Ci ostatni, według esbecji, mieli odegrać pierwszoplanową rolę w nadchodzących wypadkach. Ta ocena moralnych kwalifikacji i pochodzenia ludzi uczestniczących w demonstracji nie musi być prawdziwa. Pamiętajmy, że bezpieka, czy to w 1968, czy w 1970, 1976 i nawet następnych latach definiowała jako bandytów, warchołów czy chuliganów tych, którzy mieli odwagę czynnie z nią walczyć. Terminologia była sprawdzona w budowaniu propagandowego obrazu przeciwnika już od lat 40., gdy żołnierzy Polski Walczącej nazywało się reakcyjnymi bandytami.

Skąd się wzięli młodzi ludzie w centrum miasta o tej samej porze? Jest wielce prawdopodobne, że była to zorganizowana akcja. Esbecja zanotowała bowiem: "Już godzinę przed zajściami zauważono, jak na placu przed kinem Millenium, ustawiona w czwórki, z opaskami na przedramieniu, maszerowała grupa młodzieży w liczbie 40-50 osób. Podobne grupy zauważono w rejonie ulic W. Polskiego i Sienkiewicza".

"My chcemy chleba"

Około 17.05 tłum przywitał gwizdami milicyjną wołgę, a okrzykami "Przewróćmy go" -nyskę. Esbecy notowali: "Nie stwierdzono, by to zbiegowisko miało jakieś formy organizacyjne. Nie dostrzeżono też osobników, którzy byliby duchowymi przywódcami zbiegowiska".

W tym siły milicyjne przygotowywały pacyfikację tłumu. Około godziny 17.20 esbecy dostali rozkaz wycofania się z tłumu demonstrantów. 10 minut później do akcji od strony ulic Piekiełko i Filmowa ruszyły oddziały MO. Była to praktyka z powodzeniem stosowana również w Gdańsku 14 i 15 grudnia. Chodziło o skompromitowanie w mediach protestu o cechach wolnościowego zrywu jako chuligańskej awantury.

Reakcja zgromadzonych była natychmiastowa. Wybito szyby w budce MO stojącej obok PZU i kawiarni Piastowska. Zdaniem Marszalca zajścia sprowokowali funkcjonariusze SB, którzy jednak pozostali w tłumie. - Dzięki temu siły MO miały pretekst do użycia siły - mówi.

Ludzie zaczęli śpiewać: "Wyklęty powstań ludu ziemi". Chwilę potem rozległy się okrzyki "My chcemy chleba!".
W tym czasie milicja weszła w tłum. Część ludzi rozpierzchła się. Około 200 ruszyło w stronę Komitetu Powiatowego PZPR (obecnie budynek Sądu Okręgowego).

Krzyki, piski i wycie

Esbecy notowali: "Część ludzi łamała ustawione wzdłuż al. Sienkiewicza ławki i w ten sposób uzbrojona obrzucała nimi i kamieniami okna gmachu PZPR. Zauważono m.in., że ktoś rzucił coś płonącego, co spadło na przejeżdżający al. Sienkiewicza przy gmachu PZPR samochód. W czasie demolowania komitetu słychać było krzyki, piski i wycia."

Milicja wkroczyła ostro. Tłum został rozproszony. Według esbecji uciekający rzucali kamieniami w okna wystaw sklepowych przy ul. 9 Marca i na placu Armii Czerwonej (dziś Stary Rynek). Prawdopodobnie byli to właśnie wspomniani przez Marszalca funkcjonariusze bezpieki.

"Najbardziej destruktywnie na demonstrantów oddziaływały zwarte oddziały MO, używające pałek, używanie środków chemicznych (wybuch i widoczność dymu)." - zanotowali wywiadowcy.

Około 19 SB stwierdziło, że w mieście nie ma już większych grup. Zaczęło się wyłapywanie demonstrantów. Namierzali ich esbecy, którzy podawali ich miejsce pobytu patrolom milicji.

"Na al. Sienkiewicza funkcjonariusze ujęli trzech osobników. Ze względu na aroganckie zachowanie się zatrzymanych użyto pałki, część kobiet, które stały na przystanku MPK, wykrzykiwała na milicjantów bandyci, gestapowcy" - czytamy w raporcie.
Około godz. 20, według relacji esbeków, na ulicach miasta zapanował spokój.

Używano jeszcze pałek

W następnych dniach, jak odnotowano z widoczną satysfakcją, tłumiono protesty w zarodku, uniemożliwiając słupszczanom łączenie się w większe zgromadzenia.

Patrole Milicji Obywatelskiej zatrzymywały się przy każdej napotkanej grupce młodzieży, którą legitymowano, a następnie rozpędzano.

Grupki inwigilowali także wywiadowcy Służby Bezpieczeństwa. Jak podaje raport, "ich zadaniem było włączenie się do grup obywateli i poprzez rozmowę wysondowanie charakteru danej grupy oraz jej opinii na temat zajść. Wywiadowcy patrolujący ulicę ubrani byli w przyniszczoną garderobę, która nie rzucała się w oczy, a jednocześnie umożliwiała wejście w grupę oraz wszczęcie rozmowy, co pozwalało zorientować się w nastrojach grupy oraz jej opinii na temat ostatnich wydarzeń i planowanych zgrupowań celem wywołania dalszych ekscesów".

Wiadomo, że z każdej takiej rozmowy sporządzano notatkę i przekazywano wyżej. Esbecja zanotowała między innymi, że gdy grupa nie chciała się podporządkować, 18 grudnia "używano jeszcze pałek".

Akcję prowadzono przez trzy kolejne dni. 19 grudnia milicja obserwowała dworzec PKS i PKP. To dlatego, że w zamieszkach brała udział młodzież, a tego właśnie dnia rozpoczynały się ferie zimowe.

Esbecja obserwowała też kazania w kościołach. Zanotowano dwa przypadki, gdy księża mówili o "wydarzeniach słupskich". Informacje o nastrojach społecznych zbierano także w restauracjach, barach i innych miejscach publicznych. Słupsk już jednak nie protestował.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia