Miał pan przy sobie aparat fotograficzny 15 grudnia 1970 r. Zapewne nie był to przypadek.
Byłem świadkiem wydarzeń Marca 68 w Gdańsku. W publikatorach, jak się wówczas mówiło na prasę i telewizję, władza twierdziła, że były to działania grup chuliganów zasługujące na powszechne potępienie. A ja w Marcu 68 nie widziałem żadnych zadymiarzy - to byli normalni ludzie - głównie studenci, ale też sporo robotników (tych zresztą było znacznie więcej wśród aresztowanych). Byłem niemal pewien, że manifestacje z grudnia 1970 r. zostaną przedstawione w ten sam sposób. Dlatego we wtorek 15 grudnia, idąc na uczelnię, zabrałem ze sobą aparat fotograficzny, a po drodze kupiłem film. Chodziło o udokumentowanie prawdy.
Na pańskich zdjęciach sprzed 50 lat widać płonące pojazdy wojskowe pod dworcem PKP, gęsty tłum w różnych częściach centrum Gdańska...
Mieszkałem na ulicy Lastadia wówczas, i idąc na Politechnikę, a potem wracając do domu, siłą rzeczy przechodziłem przez samo centrum wydarzeń. Był tłum, walki, dymy pożarów, z helikopterów zrzucano gaz łzawiący. Widziałem też, niestety, to co, później zostało uznane za prowokację SB - czyli grabież sklepów. Bardzo wyraźnie, w pewnym momencie, słychać było wystrzały karabinowe.
Edmund Chabowski, który również fotografował 15 grudnia 1970 r. w Gdańsku wspominał, że wyciąganie aparatu tego dnia mogło być niebezpieczne. "Cywilny" fotograf był narażony w tłumie na wściekłość zarówno milicji jak i protestujących.
Kręciło się wówczas wielu "ubeków". Można było ich poznać np po znacznie lepszych, droższych od mojego, aparatach. Oczywiście ich zadaniem było fotografowanie uczestników protestów, co miałoby później stanowić dowód przed sądem. Starałem się w całej tej sytuacji zachować ostrożność - po pierwsze nie robiłem twarzy protestujących. Nie pchałem się w tłum.
Wyjątek zrobiłem raz - sfotografowałem czoło pochodu stoczniowców, pod Żakiem, idących w stronę ówczesnej Komendy Miejskiej MO. Oni szli odbić swoich, zatrzymanych przez milicję delegatów. Chcieli mi wówczas zabrać aparat. Musiałem tłumaczyć, że trzeba te chwile zachować na zdjęciach dla ich wnuków, żeby można było pokazać, że nie są żadnymi chuliganami, jak zapewne zostaną przedstawieni przez władze. Całe przemówienie wtedy wygłosiłem. Zostawili mi aparat. Przyrzeczenia złożonego stoczniowcom dotrzymałem. Dopiero 10 lat temu moje zdjęcia z tamtego dnia przekazałem do ECS -u. Poza tym film z tamtego dnia ukryłem tak dobrze, że... nie potrafiłem go sam znaleźć. Miałem tylko odbitki.
Możemy obejrzeć w sumie 8 pańskich fotografii z tamtego dnia.
To był pochmurny dzień. Smienę miałem na krótki pasku, schowaną pod kurtką. Rozpinałem guzik, szybko wyciągałem aparat. To było tylko przyłożenie do oka i pstryknięcie, by nikt nie zauważył. Film nie był zbyt dobrej jakości, aparat jak na tamte warunki też nie był odpowiedni. Wiedziałem, że będzie ciężko z jakością zdjęć. Smienę wyciągnąłem spod kurtki w sumie 16 razy. Film wywołałem sam, wiadomo było bowiem, że większość fotografów współpracowała z SB. Nie wyszło mi najlepiej - trochę go prześwietliłem. M.in. z tego powodu nie ujawniałem tych zdjęć przez 40 lat - w międzyczasie oglądałem wiele innych z tego dnia, znacznie ładniejszych od moich. Gdy jednak w końcu przekazałem zdjęcia, to w ECS stwierdzili, że jako jedyny sfotografowałem czoło pochodu robotników.
Ta fotografia pokazuje emocje, jakie towarzyszyły protestującym dokładnie 50 lat temu - wściekłość, niepewność... To główne zdjęcie tej mojej serii z Grudnia 70 w Gdańsku. Wie pan, ja te zdjęcia zrobiłem poniekąd dla siebie. Miło by było, gdyby jeszcze jakaś korzyść, może do badań historycznych, by z nich była.