Irena, kobieta która zdobyła gen. Andersa

Generał Władysław Anders ze swoją żoną Ireną (z prawej) i córką Anną Marią
Generał Władysław Anders ze swoją żoną Ireną (z prawej) i córką Anną Marią NAC, 24-6
Generał był od niej starszy o 28 lat. Zaryzykował autorytet, rozwiódł się z żoną. Dlaczego stracił głowę?

Nad ruinami klasztoru na wzgórzu Monte Cassino powiewała polska flaga. Żołnierze jeszcze mieli w uszach hejnał mariacki, który odegrał na trąbce plutonowy Emil Czech, ogłaszając zwycięstwo Polaków nad Niemcami. A zaraz potem lotem błyskawicy rozeszło się wśród żołnierzy, że następnego dnia wieczorem na ruinach szykuje się przedstawienie.

"Czerwone maki na Monte Cassino zamiast rosy piły polską krew. Po tych kwiatach szedł żołnierz i ginął, lecz od śmierci ważniejszy był gniew" - z zaimprowizowanej naprędce sceny rozchodził się śpiew.

Feliks Konarski słowa napisał w nocy z 17 na 18 maja 1944 r., w czasie gdy żołnierze szykowali się do drugiego szturmu na wzgórze. Melodię Alfred Schütz też napisał prawie że od ręki. Równie mało czasu na nauczenie się piosenki mieli Gwidon Borucki i jego żona Irena , którzy 19 maja zaśpiewali ją tym, którzy z bitwy ocaleli.
"Śpiewając po raz pierwszy »Czerwone maki« u stóp klasztornej góry, płakaliśmy wszyscy. Żołnierze płakali z nami. Czerwone maki, które zakwitły tej nocy, stały się jeszcze jednym symbolem bohaterstwa i ofiary - i hołdem ludzi żywych dla tych, którzy przez miłość wolności polegli dla wolności ludzi..." - wspominał po latach Feliks Konarski.

Generał Władysław Anders patrzył tylko na Irenę, swoją majową jutrzenkę. Cały 2. Korpus od dawna huczał o namiętnym romansie, jaki połączył tych dwoje. I prawdę mówiąc, trudno się nawet generałowi dziwić, choć był od swojej wybranki starszy o całe 28 lat...

Na ostatnich zdjęciach Ireny Anders uderza jej uroda. Nawet ktoś mało wrażliwy na wdzięki kobiece przyzna, że w młodości jej uroda musiała oszałamiać. Szczupła, długowłosa blondynka oprócz urody miała jeszcze to coś, co sprawiało, że żaden mężczyzna nie przechodził obok niej obojętnie.

Po latach jedna z jej biografek napisała obrazowo, że Irena Anders niemalże "parowała seksem", co zresztą oburzyło część szacownej londyńskiej emigracji. Symbole narodowe i patriotyczne nie mogą być przecież kojarzone z erotyką, namiętnością i pożądaniem.

Jak majowa jutrzenka

Irena Anders na Monte Cassino, 12 maja 2007
Irena Anders na Monte Cassino, 12 maja 2007 Wikimedia Commons

Artystkę i generała połączyła miłość
(fot. archiwum prywatne)

Urodziła się jako Irina Jarosiewiczówna 12 maja 1920 r. w czeskim miasteczku Bruntal w rodzinie unickiego księdza. Jej przyszły mąż w tym czasie na czele 15. Pułku Ułanów Poznańskich walczył z bolszewikami pod Berezyną i zdążył na raucie w zdobytym Mińsku zauroczyć młodą mężatkę, Proszyńską, która jakiś czas później została generałową Andersową numer 1.

Irina to po prostu Irena. Imię pochodzące z greki oznacza pokój, któremu patronuje bogini Eirene, nazywana też matką bogactwa i czarów wiosny.

Takich, jakie dzieją się w maju, miesiącu, w którym przyszła druga żona Władysława Andersa się urodziła. Może dlatego oboje lubili śpiewać piosenkę "Witaj majowa jutrzenko"?

Matka Ireny, uzdolniona muzycznie, dbała o to, by córka kształciła się w tym kierunku. Ale choć pilna uczennica Polskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie miała na kim się wzorować - wśród absolwentów tego konserwatorium byli słynna Marcelina Sembrich-Kochańska, dzisiaj w Polsce znana tylko kronikarzom, ale swego czasu wielka - kto wie, czy nie największa - gwiazda nowojorskiej Metropolitan Opera, i sławny Adam Didur - przyszłej aktorce zdecydowanie bliżej było do kabaretu, wodewilu, słowem - do bardziej podkasanej muzy niż tej na operowych koturnach. I po latach przyznawała, że w Polakach za mało było poczucia humoru, więc może i stąd ta potrzeba wywoływania śmiechu?

Szampańska zabawa

Była nie tylko zdolna, ale też uparta i harda. W przedwojennym Lwowie Jarosiewiczowie mieszkali na Kulparkowie, a Irena najpierw uczęszczała do ukraińskiego gimnazjum.

I właśnie wtedy musiała dokonać jednego z ważniejszych życiowych wyborów. Jej starsza siostra Tania związała się z młodym ruchem nacjonalistycznym, któremu marzyła się wolna Ukraina. Brat Anatol, który wyjechał na studia do Pragi, zakochał się w Czeszce, ożenił i jako inżynier osiadł w kraju, w którym zatrzymał się po nauki. Irena, którą rozpierała energia i radość życia, po latach, już na emigracji, opowiadała, że wtedy we Lwowie ukraińskość kojarzyła jej się ze smutkiem, łzami i nieustannym zaciskaniem zębów, a polskość z szampańską zabawą. Może dlatego zrobiła coś absolutnie pod prąd i wbrew wszelkim zasadom?

Kiedy w gimnazjum ogłoszono żałobę w związku ze śmiercią kolejnych Ukraińców w zamieszkach, Irena poszła ostentacyjnie na zabawę do polskiego gimnazjum. Musiała mieć twardy charakter, bo ostracyzm, jaki ją po tej zabawie spotkał, musiał być trudny do wytrzymania. Nikt z nią nie rozmawiał, nikt do niej nie podchodził na przerwach, za to spojrzenia, jakie wciąż musiała wytrzymywać, mówiły jedno: "zdrajczyni".

Pierwszego września 1939 r. miała 19 lat. Do Lwowa wkroczyli Rosjanie. Irena rzuciła studia, ale nie rzuciła śpiewu i muzyki. Dołączyła do zespołu Henryka Warsa, który po ucieczce z zajętej przez Niemców Warszawy dotarł do Lwowa i założył jazzowy big-band. Irena, podobno by nie robić ojcu przykrości, przybrała pseudonim sceniczny Renata Bogdańska. A do przyłączenia do jazzmanów namówił ją spotkany na ulicy Gwidon Borucki, za którego wyszła za mąż kilka miesięcy później.

Rosjanie, którzy ze Lwowa mieli uciec dopiero za dwa lata, artystów traktowali dość pobłażliwie. Ludzie potrzebowali radości, a władza legitymizacji.
Sztuka pasowała do tego idealnie. Polskich śpiewaków i muzyków zaopatrzono więc w legitymacje, utworzono z nich kilka zespołów i wysłano je w głąb Związku Radzieckiego, co w czerwcu 1941 r. okazało się szczęśliwym kierunkiem.

Tieatralizowanyj Dżaz

Irena Anders około 1940 roku
(fot. Wikimedia Commons)

Irena, jako Renata Bogdańska, z zespołem Warsa, który nosił oficjalną nazwę Tieatralizowanyj Dżaz Zapadnij Ukrainy jeździła 11 miesięcy. Z koncertu na koncert, pociągami pełnymi pluskiew i wszy, ale wolna - w przeciwieństwie do tych, którzy trafili do łagrów z wyrokami lub na zsyłkę.

Tak jak wielką popularnością cieszył się zespół Henryka Warsa, tak samo publikę gromadził band Ref-Rena, czyli Feliksa Konarskiego, późniejszego autora słów "Czerwonych maków". Oba zespoły spotkały się w 1941 r. w Taszkiencie. Nikt z artystów nie wiedział jeszcze, że 30 lipca został podpisany układ Sikorski-Majski między Polską a Związkiem Radzieckim przywracający stosunki dyplomatyczne między państwami, które zerwała agresja ZSRR na Polskę 17 września 1939 r.

Nagle wynędzniali, walczący z trudem o każdy kawałek chleba dostawali szansę na przeżycie, walkę z Niemcami, na wyrwanie się z zapomnianych przez Boga i ludzi kołchozów na terenie całych Sowietów.

Irena musiałaby być prorokiem, by przewidzieć, że ten układ będzie miał też znaczenie dla jej prywatnego życia. I to ogromne.

Na razie jednak zdecydowała z mężem Gwidonem o przejściu do zespołu Konarskiego, o wdzięcznej nazwie Zielenodorożnyj Dżaz. Big-band, który podróżował własnym wagonem sypialnym, dotarł na stację Czkałow. I to na tej stacji pianista ukrywający do tej pory szlify oficerskie wystarał się u stacjonujących tam Polaków o rozkaz powołujący cały zespół do tworzącej się armii polskiej.

Przydzielono ich do dowództwa 6. Dywizji Piechoty w Tockoje, jakieś 40 kilometrów od Buzułuku, twierdzy w obwodzie orenburskim, gdzie od września 1941 do stycznia 1942 r. mieściła się siedziba dowództwa polskiej armii tworzonej przez generała Władysława Andersa.

Anders wyprowadził wkrótce swoich żołnierzy ze Związku Radzieckiego, by ratować ich przed śmiercią głodową. Nie wiedział wtedy, że decyzja, którą podjął, była słuszna - pakt Sikorski-Majski zostanie zerwany w 1943 r., po ujawnieniu przez Niemców odkrycia w Katyniu masowych grobów z ciałami polskich oficerów.

Czas namiętności

Irena swojego przyszłego męża poznała dopiero w sierpniu 1942 r., już po zakończeniu drugiej ewakuacji Polaków ze Związku Radzieckiego do Persji.
Zespół Konarskiego wyjechał na przełomie marca i kwietnia wraz z całą 10. Dywizją Piechoty w czasie pierwszej ewakuacji. Wtedy, 30 sierpnia, w obozie nr 4 dał występ. I to właśnie wtedy generał Anders po raz pierwszy usłyszał i zobaczył na scenie Irenę. Ale choć wrażliwy na urodę kobiet, z - jak głosiła fama - generalskim haremem, ograniczył się tylko do oklaskiwania pięknej blondynki.

Jak wspominał jeden ze świadków tamtych wydarzeń, dopiero po przedstawieniu w Quizil-Ribat Anders poprosił wielką gwiazdę Zofię Terne, również członkinię zespołu, by zaprosiła i przywiozła na kolację do Bagdadu młodą piosenkarkę.

"Przedstawienia te odbywały się na dość prymitywnej estradzie, oświetlonej reflektorami odpowiednio ustawionych ciężarówek. Zamiast spuszczania kurtyny gaszono naraz wszystkie światła pojazdów, dzięki czemu prawie nie było widać przygotowań do następnego występu". Ale mimo spartańskich warunków, i wykonawcy, i publiczność dawali z siebie wszystko w czasie tych występów przy ciężarówkach.

Czy wtedy właśnie zaczął się romans, który jednych gorszył, a innych przekonywał, że życie nie znosi próżni?

Generał się nie narzucał. Przesyłał kwiaty, liściki z czułymi słówkami. Na spotkania zapraszał z przyzwoitką w postaci koleżanki z zespołu. Był delikatny, uważny, troskliwy, a przy tym szalenie szarmancki. Ale prawdę mówiąc, chyba nie było kobiety, która ze stuprocentową pewnością przyznałaby wtedy, że nie straciłaby głowy dla dowódcy polskiej armii.

Po latach Irena Anders opowiadała, że choć wielokrotnie widywała swojego przyszłego męża, to był dla niej poza zasięgiem wyobraźni jako mężczyzna - piękny, interesujący i zbyt odległy. Ale on przyznał jej po wojnie, że uważnie śledził jej karierę i od tego pierwszego koncertu wpadła mu w oko.

Kryć się z romansem przestali we Włoszech. Jak sobie z tym radził mąż Ireny, Gwidon, który właściwie na oczach całego wojska nosił imponujące rogi, annały milczą...

Na ratunek małżeństwu

Faktem jednak jest, że oboje zakochani musieli się przede wszystkim zmierzyć z opinią żołnierzy generała, którzy wielkim szacunkiem darzyli jego pierwszą żonę.

By ratować małżeństwo swojego dowódcy, sprowadzili Irenę Anders nr 1 do Włoch, licząc na to, że generał spoważnieje i wróci do prawowitej połowicy. Część sztabowców 2. korpusu urabiała dla odmiany Bogdańską, próbując przekonać ją, by zrezygnowała, oddając pole Irenie Anders nr 1.
Źle trafili.

Młoda śpiewaczka miała temperament, była piekielnie zazdrosna i nie zamierzała rezygnować ze swojego szczęścia. Najpierw stawała na głowie, by nie doszło do spotkania Andersa z żoną. Potem, nieco histerycznie, wystąpiła z oficjalną prośbą o rozkaz przeniesienia do Londynu. Ten mały szantaż emocjonalny przyniósł jednak pożądany skutek. Generał wniosku nie przyjął. Pozostał z młodszą wybranką, czym z kolei naraził się swojej córce. Kto wie, czy ta prywatna potyczka nie była jedną z najtrudniejszych w jego życiu.

Oczywistym krokiem dla obojga było teraz uzyskanie rozwodów. Irenie zależało na sformalizowaniu związku, tym bardziej że planowała dziecko. Córka Anna Maria przyszła na świat w 1950 r., dwa lata po zawarciu przez generała drugiego małżeństwa, które stabilizowało pozycję jego żony. Przede wszystkim wśród rozplotkowanej i skonfliktowanej emigracji, która i tak przez lata strzępiła języki, snując opowieści o jej rozlicznych romansach. Ba, nawet Wojciech Dzieduszycki, który przyjechał do Londynu z kabaretem "Dymek z papierosa", w swoich raportach dla SB nie stronił od pikantnych opowieści o pięknej i dużo młodszej żonie generała.

Bo we mnie jest seks...

Irena Anders na Monte Cassino, 12 maja 2007
(fot. Wikimedia Commons)

Wśród fotosów z "Wielkiej drogi", filmu który w 1946 r. zrealizował we Włoszech Michał Waszyński, a który jest opowieścią o losach polskich żołnierzy, którzy wyszli ze Związku Radzieckiego i przeszli szlak bojowy pod Monte Cassino, jest jedno uderzające zdjęcie. Przy łóżku niewidomego żołnierza, który omyłkowo zakochuje się w pielęgniarce granej przez Jadwigę Andrzejewską, siedzą dwie kobiety.

Pielęgniarka to Jadwiga Andrzejewska, jedna z gwiazd przedwojennego kina polskiego, która podbiła publiczność rolą Franki w "Dziewczętach z Nowolipek" i Jadzi w wielkim przeboju kasowym "Zapomniana melodia". Prawdziwa narzeczona to Bogdańska, za niedługo Irena Anders nr 2. To tylko film, ale i tak widać, że w tym duecie to właśnie Bogdańska, choć mniej znana i praktycznie bez dorobku filmowego, jest tą wygraną. Ładniejszą, seksowną, bardziej pociągającą.

Po "Wielkiej drodze" przyszła generałowa zagrała w jeszcze jednym obrazie Waszyńskiego, razem z Anną Magnani i Vittorio de Sicą w filmie "Nieznajomy z San Marino". Ostatecznie jednak rzuciła kino. Wybrała małżeństwo, występy w kabaretach w Londynie, między innymi u samego Mariana Hemara, i budowanie legendy męża. A że przy okazji i swojej?

Irena Delmar-Czarnecka, prezes Związku Artystów Scen Polskich za Granicą, opowiadała kilka lat temu na łamach "Tygodnika Powszechnego" o aurze skandalu towarzyszącej drugiemu małżeństwu generała:

"Kiedy przyjechałam do Anglii, mówiło się o tym, ale było to prywatne życie prywatnych ludzi w wolnym państwie. Nie tyle chodziło o panią Irenę, ile o generała. Czy mieli mu w wojsku za złe, że zostawił żonę? Irenka mi mówiła: »Ty nie masz pojęcia, co ja przeżyłam. Ja ich rozumiem, tam przecież było dwoje dzieci«, i nie do pomyślenia było, żeby generał podczas wojny zawierał drugie małżeństwo. Pobrali się dopiero w parę lat po wojnie. Mój Boże, to była wielka miłość".
W jednym z tekstów jej poświęconych jest opis pewnego zdarzenia. Wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w polskiej ambasadzie w Londynie. Po spotkaniu starsza, elegancka kobieta wychodzi przed budynek. Rozgląda się wokół i mówi w przestrzeń: - Ja doprawdy nie wiem, co robić, mam papierosa, ale nie mam ognia.

I nagle wokół niej wyrasta las zapalonych zapalniczek.

Irena Anders - bo to ona nie miała przy sobie zapalniczki - nie musiała robić zbyt wiele, by elektryzować mężczyzn. Po prostu elektryzowała. I już.
Zmarła 29 listopada 2010 r. w Londynie, co ciekawe, tego dnia przypada rocznica wybuchu powstania listopadowego. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski w 2007 r. Po jego tragicznej śmierci w kwietniu 2010 r. weszła przed przyśpieszonymi wyborami do komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego. Przyleciała do kraju na jego zaprzysiężenie w sierpniu. To była jej ostatnia wizyta w Polsce.

Oboje na Monte Cassino

Generał Władysław Anders odszedł dokładnie w 50. urodziny swojej drugiej żony, po przyjęciu w ogrodzie, nad ranem 12 maja 1970 r. Oboje są pochowani na cmentarzu pod Monte Cassino, wśród poległych żołnierzy generała.

Katarzyna Kaczorowska

Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia