Byłem w wielu miejscach na świecie, zwiedziłem wiele krajów, ale nigdzie nie spotkałem tak pięknych kwiatów i tak zielonych łąk jak w czasach mojego dzieciństwa w Wielopolu" - wspominał Tadeusz Kantor. Jeden z najważniejszych polskich artystów XX wieku, awangardowy twórca teatralny i nie tylko, urodził się w Wielopolu Skrzyńskim (pow. ropczycko-sędziszowski) 6 kwietnia 1915 roku. "W chwili moich urodzin słońce było w zenicie, słońce jest moich ojcem " - mówił potem.
Ojcem biologicznym był, urodzony pod Mielcem, Marian Kantor, nauczyciel. Po tym, jak wybuchła I wojna, wyruszył na front, a jego żona, Helena, znalazła schronienie u swojej owdowiałej matki, Katarzyny Berger. Ta była przyrodnią siostrą ks. Józefa Radoniewicza, proboszcza parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Wielopolu, i mieszkała na plebanii. I tutaj przyszedł na świat Tadeusz Kantor. Dziś w tych murach mieści się Ośrodek Dokumentacji i Historii Regionu - Muzeum Tadeusza Kantora.
Dziewięć lat w Wielopolu
Kim był?
Reżyser teatralny, scenograf, aktor, twórca happeningów, malarz, grafik. Podczas okupacji niemieckiej założył teatr podziemny. W 1955 roku grupa osób pod jego kierunkiem powołała do życia Teatr Cricot 2, który zyskał międzynarodową renomę. "Umarła klasa" została przez "Newsweek" obwołana najlepszym teatralnym spektaklem świata. Kantor otrzymał m.in. francuską Legię Honorową oraz Wielki Krzyż Zasługi RFN. Był dwukrotnie żonaty: z Ewą Jurkiewicz i Marią Stangret. Zmarł 8 grudnia 1990 roku w Krakowie, niedługo przed premierą przedstawienia "Dziś są moje urodziny"
Na początku XX wieku Wielopole było małym miastem (prawa miejskie straciło w 1933 roku). Znaczącą część mieszkańców stanowiła społeczność żydowska. "(…) typowe miasteczko na wschodzie, z dużym rynkiem, kilkoma nędznymi uliczkami. Na rynku stała kapliczka z jakimś świętym dla wiernych katolików i studnia, przy której, przeważnie przy pełni księżyca, odbywały się wesela żydowskie" - wspominał Kantor w rozmowie z Wiesławem Borowskim.
Dwadzieścia dni po narodzinach mały Tadzio został ochrzczony w kościele. Księdza Radoniewicza, który go chrzcił, nazywał potem wujem lub dziadkiem. W kościele podziwiał oprawę świąt: straż grobową w okresie Wielkanocy i bożonarodzeniowe szopki.
W 1921 roku, prawdopodobnie w rejonie Ropczyc, pierwszy raz zobaczył stację kolejową i pociąg. Później, z pudełek, sam składał lokomotywę, wagony. Po latach pamiętał też wojsko austriackie, które kilka dni kwaterowało na plebanii, i polskich żołnierzy maszerujących przez miasteczko.
Ponoć już wtedy podejmował pierwsze próby malarskie. Rówieśnicy zapamiętali go jako chłopca trochę zdziwaczałego. Godzinami patrzył w okno plebanii, czekając na powrót matki. - Był z nią mocno związany - podkreśla Maria Wójcik, która przez 6 lat była opiekunem muzeum Tadeusza Kantora. - Ojciec Tadeusza po wojnie postanowił nie wracać do rodziny. Małżeństwo Heleny i Mariana rozpadło się.
Z budynku probostwa Kantorowie wyprowadzili się w 1921 roku, po śmierci ks. Radoniewicza. - Najpierw mieszkali w Rynku, po czym przenieśli się do Józefy Milanowej - siostry Heleny Kantor - opowiada Maria Wójcik. W sumie Tadeusz Kantor spędził w Wielopolu 9 lat. W tym czasie zaczął swoją edukację, zaliczył trzy klasy. Potem uczył się w Tarnowie, bo tam zamieszkała z dziećmi Helena Kantor po wyprowadzce z Wielopola Skrzyńskiego.
"Pokój mojego dzieciństwa"
Tadeusz Kantor w 1968 roku
(fot. Wikimedia Commons / Andrzej Kobos )
Tam, gdzie Kantor się urodził, w latach 90. powstała Izba Pamięci. Stan budynku pozostawiał wiele do życzenia, ale lokalnej społeczności udało się zdobyć pieniądze na remont. W 2006 roku otwarto tu rzeczony Ośrodek Dokumentacji i Historii Regionu - Muzeum Tadeusza Kantora. Teoretycznie jest ono czynne tylko wiosną i latem. Można je jednak zwiedzać przez okrągły rok, w towarzystwie pracownika gminnego ośrodka kultury i wypoczynku.
Gdy o możliwość zobaczenia domu poprosił reporter Nowin, w budynku trwały przygotowania do obchodów 100. rocznicy urodzin Mistrza, jak nazywali Kantora współpracownicy. Ich częścią będzie wystawa eksponatów, które "grały" w spektaklach Tadeusza Kantora, a pochodzą z krakowskiej Cricoteki - Ośrodka Dokumentacji Sztuki Kantora.
- Oficjalne otwarcie wystawy nastąpi 11 kwietnia. Wtedy to odbędą się w Wielopolu Skrzyńskim główne uroczystości rocznicowe - wyjaśnia Małgorzata Paryś, oprowadzająca nas po "Kantorówce".
W pomieszczeniu, w którym artysta mieszkał przez pierwsze sześć lat życia, wisi na ścianie drzewo genealogiczne jego rodziny. Nad drzwiami wejściowymi napis: "Drodzy nieobecni Tadeusza Kantora". Mowa tu o zmarłych krewnych, których postacie Kantor przywoła w spektaklu "Wielopole, Wielopole" i którzy znajdą się w mitycznym "pokoju dzieciństwa".
W pokoiku zajmowanym kiedyś przez Helenę Kantor i jej dzieci można obejrzeć też fotografię młodego Tadeusza z siostrą Zosią.
- W oparciu o to zdjęcie wykonano pomnik, który również zostanie odsłonięty w najbliższą sobotę. Przygotowano zresztą całą ścieżkę edukacyjną poświęconą Kantorowi - informuje Małgorzata Paryś.
W sali na piętrze "egzystuje" ławka ze szkoły w Pstrągówce koło Wiśniowej, której kierownikiem był ojciec Tadeusza.
- Przywieźliśmy tę ławkę z panem Józefem Chrobakiem - pracownikiem Cricoteki. Ławka wpisuje się i w życiorys Tadeusza Kantora, i w jego twórczość, bo tego rodzaju rekwizyt często był przez niego używany - zaznacza Maria Wójcik.
- Trzeba przyznać, że u nas pamiątek po Kantorze zostało niewiele. Dość często jednak organizujemy wystawy ze zbiorów Cricoteki - dodaje pani Maria. Ponadto w miejscowym gimnazjum są listy, jakie Kantor pisał do długoletniego proboszcza wielopolskiej parafii Juliana Śmietany. Zachował się także, namalowany przez Kantora i podarowany księdzu Śmietanie, obraz św. Juliana. "On umiał malować, tylko wciąż nachodziły go dziwaczne i futurystyczne wizje" - oceniał proboszcz.
Gimnazjum sąsiaduje z podstawówką, która nosi imię Tadeusza Kantora. Inną formą upamiętnienia reformatora XX-wiecznego teatru są organizowane w Wielopolu Ogólnopolskie Prezentacje Teatrów Poszukujących. W szranki stają teatry amatorskie, a nagrodą w konkursie jest krzesło - też jeden z ważnych rekwizytów w twórczości Mistrza.
Powracał do Wielopola
Ławka ze szkoły w Pstrągówce, gdzie pracował ojciec Tadeusza Kantora
(fot. zbiory Cricoteki)
Na murze dawnej plebanii powieszono tablicę z wyrytymi słowami: "Nigdy tu już nie powrócę". To tytuł jednego ze sztandarowych dzieł Kantora, należących do tzw. Teatru Śmierci. Cytat jednak nie odnosi się do Wielopola Skrzyńskiego, jeśli już, to raczej do Krakowa, gdzie założyciel Teatru Cricot 2 spędził długie, długie lata.
Do Wielopola zdarzało mu się wracać, choć zawsze tylko "na chwilę". Kiedy przed wojną studiował malarstwo w krakowskiej ASP, na wakacjach odwiedzał ciotkę Józefę Milanową (ciotka, tak, jak babka Katarzyna i ks. Radoniewicz, spoczywa dziś na wielopolskim cmentarzu). Podczas wojny - możliwe, że dzięki protekcji przyjaciela, ks. Śmietany - wykonywał prace malarskie w okolicznych kościołach, chociażby w Nockowej.
Spektakularna wizyta sławnego już wtedy twórcy teatralnego w rodzinnej wsi miała miejsce w grudniu 1983 roku. Przyjechał, aby pokazać krajanom swój głośny, osadzony w realiach Wielopola Skrzyńskiego spektakl "Wielopole, Wielopole". "Kantor połączył w tym przedstawieniu polski mikrokosmos z męką Chrystusa, a Wielopole stało się własnością całego świata" - napisał włoski krytyk teatralny Franco Quadri. Zanim Kantor rozsławił Wielopole, wioska była znana głównie z tragicznego pożaru kina, w którym spłonęło 58 osób (współcześnie bywa również kojarzona jako miejsce urodzin satyryka Marcina Dańca).
15 grudnia "Wielopole, Wielopole" wystawiono w kościele pw. Wniebowzięcia NMP. - Z tego co wiem, proboszcz, którym wciąż był ksiądz Śmietana, musiał dostać pozwolenie biskupa na pokazanie przedstawienia - mówi Maria Wójcik.
- Brałem udział w montażu oświetlenia i miałem okazję rozmawiać z Kantorem - relacjonuje Stanisław Wlezień, mieszkaniec wsi. - Często powtarzał słówko "psiakość", a jego nieodłącznym atrybutem był czarny szal. Bardzo interesował się tematem bitwy między wojskami austriackimi a rosyjskimi, jaka rozegrała się w maju 1915 roku w Wielopolu. Zginęło tam ok. 400 ludzi.
Wielopolski spektakl zaprezentowano też w Filharmonii Rzeszowskiej. - Dla Kantora priorytetem był pokaz w Wielopolu, w Rzeszowie wystąpił niejako przy okazji - podkreśla ówczesny dyrektor Estrady Rzeszowskiej Dariusz Dubiel.
Wśród swoich bliskich, których Kantor wspominał w "Wielopolu", byli m.in. matka, ojciec, babka Katarzyna, ks. Radoniewicz, ciotki i wujkowie. Wątki dotyczące rodziny oraz Wielopola odnajdujemy i w innych spektaklach Kantora. Na przykład w rewii "Niech sczezną artyści" Kantor pojawia się jako 6-letni chłopiec. Z kolei w "Dziś są moje urodziny" wykorzystano autentyczne nagrania głosu ks. Śmietany.
Zrozumieć Kantora
Fragment stałej ekspozycji do spektaklu "Umarła klasa" na wystawie w Muzeum Literatury w Warszawie
(fot. Wikimedia Commons [1])
"Dla sztuki polskiej jest on [Kantor] tym, kim dla (…) amerykańskiej Andy Warhol" - uznał historyk sztuki Jarosław Suchan. Sztukę Kantora niełatwo rozgryźć. "Moi parafianie nie zrozumieli przedstawienia (chodzi o "Wielopole, Wielopole" - red.) i za złe mieli Mistrzowi, że tak ośmieszył swoją rodzinę" - stwierdził ks. Śmietana.
Maria Wójcik: - Nie można się ludziom dziwić, że nie zrozumieli. Raz, że Kantor jest trudny w odbiorze, a dwa - ten spektakl faktycznie przypomina parodię minionych czasów. W Teatrze Śmierci Kantor chciał pokazać prawdę o niemożności powrotu do umarłej przeszłości.
Dlatego postacie sceniczne poruszają się jak manekiny i często wyglądają tak, jakby je wyciągnięto z grobu. U Kantora nie ma narracyjnych spektakli, są spektakle zbudowane z tzw. klisz pamięci i pulsujących wspomnień: zatartych, zdeformowanych przez upływ czasu i naszą zawodną pamięć.
Osobliwe było i to, że Kantor jako reżyser w trakcie spektaklu często był obecny na scenie. - Przez całe życie dążył do tego, żeby teatr był czymś rzeczywistym, żeby zatrzeć różnice między realnością życia a fikcją sztuki. Założył sobie, że jeżeli będzie chodził po scenie, widzowie będą mieli poczucie, że to, co się tam dzieje, dzieje się naprawdę - tłumaczy pani Maria.
Za jego artystyczne credo można uznać to, o czym mówił w 1988 roku, a więc dwa lata przed śmiercią: "Wszystko, co tworzyłem dotychczas miało zawsze cechę wyznania. (…) Wyznania nostalgii, tęsknoty za powrotem do lat dzieciństwa, aby ocalić ten szczęśliwy czas klasy szkolnej. Później, aby ocalić swój pokój dzieciństwa, utrwalić, wplątać w wielką i duchową historię naszej kultury. A potem to ciągłe pragnienie (…) i wola, by twórczość była wolna, podległa tylko mnie, moim słabościom, szaleństwom, chorobom, moim klęskom, mojej samotności…".
Cezary Kassak
NOWINY
Korzystałem z książki Krzysztofa Pleśniarowicza "Kantor. Artysta końca wieku", Wrocław 1997.
[1] Creative Commons
Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach. 3.0. Polska