Amerykanów, dla których pod koniec III Powstania Śląskiego udzielił wywiadu opublikowanego 29 czerwca 1921 roku na łamach "New York Timesa". Rozmowę o powstaniu, plebiscycie i ich skutkach , przeprowadzoną 27 czerwca, zwieńczyła emocjonalna odezwa Korfantego do Ameryki.
Główna siedziba polskich powstańców w Szopienicach, 27 czerwca 1921 roku. Do kwatery Korfantego w Szopienicach, z której kierował działaniami powstańczymi, wybrał się korespondent "The New York Timesa". Oto zapis rozmowy śląskiego polityka i amerykańskiego dziennikarza. Co ciekawe - rozmowy przeprowadzonej w języku francuskim.
Mówi, że Śląsk może być drugą Irlandią. Korfanty, polski przywódca, oznajmia, że zależy to od tego, co zrobi Rada Najwyższa: "Decyzja musi być sprawiedliwa".
Apeluje do Ameryki, aby zobaczyła, że prawowite żądania ludzi są respektowane. - Jeśli decyzja Rady Najwyższej okaże się niesłuszna, Górny Śląsk stanie się kolejną Irlandią - polski patriota i przywódca powstańców, w przededniu zawieszenia III Powstania Śląskiego, powiedział tego ranka korespondentowi "The New York Timesa".
Uderzył w katedrę nauczycielską, na widok pustych ławek w dotkniętej ubóstwem klasie szkolnej należącej do obskurnej, zbudowanej z czerwonej cegły katolickiej szkoły publicznej. Prawdziwie spartańskiej, położonej w slumsowych przedmieściach Katowic. Korfanty uśmiechnął się uśmiechem zadowolenia. Wydawał się odczuwać nieskończoną ulgę, jednak nadal w napięciu czuwał na straży.
Fragment "New York Timesa" z 29 czerwca 1921 r., w którym opublikowano rozmowę z Wojciechem Korfantym
(fot. archiwum )
Może pan mówić z zachowaniem całkowitej poufności - rozpoczął korespondent.
Zbyt niebezpieczne. Ja również byłem kiedyś dziennikarzem. Znam zasady - odpowiedział Korfanty odnosząc się do czasu, kiedy będąc członkiem Reichstagu, walczył w niemieckiej prasie o sprawę polską i wolność Górnego Śląska.
Istnieje subtelna różnica pomiędzy dziennikarstwem europejskim a prasą amerykańską.
Wszyscy dziennikarze są jednakowi, zaś ci amerykańscy są najbystrzejsi z nich wszystkich, zaśmiał się Korfanty. Następnie, z charakterystyczną dla siebie pewnością wyrzucił z siebie szczere odpowiedzi na wszystkie poniższe pytania.
Czy jest pan osobiście zadowolony z wyników plebiscytu, w którym za Niemcami opowiedziało się 60 procent głosujących?
Plebiscyt nie interesuje już ani mnie, ani kogokolwiek innego. To już dawna sprawa, zastąpiona późniejszymi wydarzeniami. Poza tym, plebiscyt nie oddał prawdziwego obrazu sytuacji, gdyż wiele głosów zostało kupionych przez Niemców.
Czy jest pan usatysfakcjonowany rezultatami akcji militarnej? Chodzi o polskie powstanie.
Tak, jestem usatysfakcjonowany. Powstanie osiągnęło cel.
Rozmawialiśmy po francusku i wierzę, że Korfanty miał na myśli, że celem akcji zbrojnej było przyspieszenie sprawiedliwej decyzji Rady Najwyższej. Korfanty kontynuował w kwestii podziału Górnego Śląska:
Nie byłem ani motorem akcji, ani jej katalizatorem. To wybuchło automatycznie, było spontanicznym ruchem ludowym. Stanąłem na jego czele później, aby zapobiec krzywdom. Moje zadanie tutaj jest prawie skończone. Kiedy tylko Rada Najwyższa ogłosi swoją decyzję, odejdę na dobre, zadowolony, że zostawiam pracę na Górnym Śląsku, jako że jestem już nią zmęczony. Z radością w sercu przyjąłem międzysojuszniczy plan pacyfikacji. Lojalnie sprostamy oczekiwaniom i wycofamy się zgodnie z planem. Mamy naszych ludzi pod kontrolą. Jestem szczególnie zadowolony, ponieważ obecna sytuacja nie mogła trwać przez dwa lub trzy tygodnie, nie powodując tym samym zniszczeń w obrębie całego kraju. Oczekuję decyzji Rady Najwyższej za dwa lub trzy tygodnie".
Nie ma pan żadnych przecieków, nikt nie zasugerował panu, jaka może być decyzja?
Nie, nikt mi nie dał znać, ale wiem tyle, że powinniśmy otrzymać więcej niż w przypadku, gdyby akcja wojskowa w ogóle nie miała miejsca.
Czy istnieją jakiekolwiek perspektywy dalszych problemów i kolejnych rozruchów?
Nie, chyba że Ślązacy zostaną sprowokowani.
Co jeśli decyzja nie spełni ich oczekiwań ani życzeń?
Jeśli decyzja nie będzie słuszna, Górny Śląsk nigdy nie spocznie. Stanie się drugą Irlandią - Korfanty cicho powtórzył, najwyraźniej przekonany o słuszności przyszłej decyzji Rady Najwyższej.
Odezwa do Ameryki
(Wywiad zwieńczony jest przesłaniem do Ameryki napisanym przez Korfantego specjalnie na potrzeby spotkania z dziennikarzem NYT. To znaczący gest, biorąc pod uwagę, że po I wojnie światowej USA coraz mniej interesowały się sytuacją w Europie. Korfanty mógł jednak liczyć, że jego determinację dostrzegą Brytyjczycy czy Francuzi, od których zależał dalszy los Śląska).
Korfanty jest zajęty ciągłymi konferencjami z francuskimi oficerami, ale mimo obowiązków przywódcy polskich powstańców, znalazł czas, aby napisać wiadomość dla Ameryki.
Napisał: "Ruchy zbrojne na Górnym Śląsku wstępują w fazę terminalną. Przez kilka tygodni byliśmy zdecydowani na ich likwidację, aby uzyskać jak najszybszą decyzję Rady Najwyższej. Jesteśmy przekonani, że ruchy militarne podjęte przez Polaków nie zawiodły w sensie osiągnięcia swojego celu, niemniej jednak wiedzieliśmy równie dobrze, że przełożenie decyzji dotyczącej Górnego Śląska na późniejszy, nieokreślony termin mogło mieć jedynie katastrofalne skutki dla tego kraju i jego mieszkańców. Winę za fakt, że nie udało się przywrócić porządku publicznego na Górnym Śląsku w ciągu ostatnich piętnastu dni ponoszą jedynie Niemcy.
Jeśli chodzi o mnie, lojalnie zwróciłem się do Komisji Międzysojuszniczej, chcąc z nią współpracować w zakresie przywrócenia porządku. W tej kwestii Komisja Międzysojusznicza przyznaje, że nie napotkała żadnych trudności ze strony polskiej, a narzekać może w tej kwestii jedynie na postawę Niemców.
Osobiście nie mógłbym zachować się w inny sposób po tym, jak kraj obiegły wieści, że jedynie powiaty rybnicki i pszczyński zostaną przyznane Polsce. Natychmiast rozpoczął się strajk generalny, a wkrótce po nim, z nieodpartą siłą, wybuchła zbrojna rewolta. Nadciągało niebezpieczeństwo, że Ślązacy, ciemiężeni i wykorzystywani przez Prusaków w ciągu stuleci, kiedy tylko posiądą moc, uduszą wszystkich Niemców na ich terytorium rujnując doszczętnie kraj. Tkwiąc w tym przekonaniu, stanąłem na czele ruchów, aby je opanować i w ten sposób zapobiec wielkiej katastrofie.
Nie otrzymałem absolutnie żadnej pomocy ze strony Republiki Polskiej. Musiałem się ograniczyć jedynie do zasobów własnych i tych należących do moich współpracowników. Niemniej jednak odnieśliśmy sukces, na ile to było możliwe na płaszczyźnie ludzkiej, w obronie Niemców, utrzymując porządek publiczny, w efekcie czego przez blisko dwa miesiące nie miały miejsca żadne poważne rozruchy.
Muszę ponownie podkreślić fakt, iż niemieccy szowiniści nie zawahali się ściśle współpracować z komunistami, aby wzniecać kłopoty i propagować anarchię. Stąd też starali się demonstrować światu, że Polacy są niezdolni do administrowania krajem. Piątego dnia po wybuchu powstania, ponownie ustanowiliśmy ład ekonomiczny w kraju, pomimo niemieckich prób sabotażu. Po likwidacji powstania, Górny Śląsk będzie przede wszystkim potrze- bował decyzji reprezentantów Wielkich Władz, którzy zadecydują o jego przyszłości. Jeśli ta decyzja zostałaby przełożona na później, kraj zostałby narażony na doprowadzenie go do ruiny. Jestem przekonany, że owa decyzja Wielkich Mocarstw będzie słuszna i zgodna z postanowieniami Traktatu Wersalskiego. Mieszkańcy Górnego Śląska proszą jedynie o to, aby nie stali się przedmiotem targów i aby zrozumiano ich pragnienia wyrażone w dniu plebiscytu.
Dowiedziałem się z gazet, że Stany Zjednoczone będą uczestniczyć w debatach i decyzjach Rady Najwyższej. Te informacje dodają mi odwagi i pozwalają mi mieć nadzieję, że Amerykanie, którzy tak wiele dali dowodów swojego poczucia sprawiedliwości, przede wszystkim podczas wojny światowej, teraz przyczynią się tego, że sprawiedliwe żądania Ślązaków zostaną uszanowane. Mam również nadzieję, że Stany Zjednoczone zechcą współpracować w zakresie wyzwolenia proletariatu Górnego Śląska z jarzma pruskiego kapitalizmu".
Po tym Korfanty, wyglądający bardziej na dobrze wykarmionego niemieckiego mieszczanina niż zapalczywego polskiego patriotę, podążył na obiad.
Marcin Zasada
DZIENNIK ZACHODNI