Trudno sobie wyobrazić aktora grającego we współczesnym serialu, którego żegnano by z takimi honorami jak Stanisława Mikulskiego, odtwórcę roli Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie". Chociaż mijają lata, a seriale przeżywają renesans, wciąż chętnie wracamy do przygód załogi Rudego, harnasia Janosika czy porucznika Borewicza.
Co ich łączy i na czym polega ich fenomen?
Janek-bohater młodzieży
- To byli w końcu nasi chłopcy! Jednego dnia upadali, drugiego się podnosili. Chętnie pili gorzałkę i wspólnie śpiewali. Dzięki temu właśnie widz mógł się z nimi identyfikować. W końcu dzięki nim widzowie mogli się poczuć choć na chwilę zwycięzcami - tłumaczy sukces "pancernych" Zbigniew Nęcki, prof. psychologii społecznej UJ.
"Czterech pancernych i psa" nakręcono na podstawie książki Janusza Przymanowskiego. Janek, Gustlik, Grigorij i Olgierd oraz oczywiście owczarek niemiecki Szarik walczyli z Niemcami w czołgu, nazwanym na cześć rudowłosej Marusi Ogoniok, rosyjskiej sanitariuszki, granej przez piękną Połę Raksę.
Historia załogi bila rekordy popularności - na podwórkach dzieci bawiły się w "pancernych", a imieniem Szarik nazywano nawet jamniki. Tylko w kinach odcinki serialu obejrzało 7 milionów widzów. Telewizja w niedzielne poranki pokazywała "Klub pancernych". W szkołach organizowano akademie poświęcone serialowi.
- Fanów ten serial miał wielu. Na czym to wszystko polegało, szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy, bo pracując nad filmem, nie umiejscawialiśmy siebie w jakimś panteonie gwiazd. Może stało się tak, że publiczność kupiła to ze względu na prostotę i poczucie humoru bohaterów - opowiadał po latach Włodzimierz Press, od-twórca roli Gruzina Grigorija.
To od roli Janka Kosa, blondynka-cherubinka w mundurze ludowego wojska, rozpoczęła się wielka popularność Janusza Gajosa. Janek chce walczyć, ale też odnaleźć ojca, który walczył na Westerplatte i którego stracił w wojennej zawierusze.
Choć serial wielokrotnie krytykowano za przekłamania historyczne, nawet dzisiaj kolejne pokolenia zachwycają się beztroską wojenną przygodą czołgistów, nie zdając sobie często sprawy, że rzeczywistość wojenna wyglądała jednak nieco inaczej.
- W1967 roku za udział w tej "komunistycznej agitce" część środowiska aktorskiego przestała utrzymywać kontakty z Gajosem. Zwłaszcza od czasu, kiedy serial w 1967 roku otrzymał Nagrodę I stopnia Ministra Obrony Narodowej. I tak Gajos kilkanaście następnych lat przesiedział ze swą nadmiernie znaną twarzą w teatralnych bufetach, czekając na rolę, która uwolni go od piętna Janka Kosa - mówi krytyk filmowy i publicysta Wiesław Kot.
Ta przyszła dopiero po 13 latach. Filip Bajon zaproponował Gajosowi występ w "Wahadełku" (1981). To był szok - wymuskany Janek zagrał usmarkanego epileptyka w brudnym podkoszulku.
Kloss - największy szpieg polskiego kina
W 2012 roku Hans Kloss ponownie trafił na ekrany kin, ale Tomaszowi Kotowi na pewno nie udało się "odebrać" Klossa Stanisławowi Mikulskiemu, którego z honorami żegnano 5 grudnia na Powązkach.
Akcja "Stawki większej niż życie" rozpoczyna się w 1941 roku, kiedy Stanisław Kolicki dostaje pracę w radzieckim wywiadzie. Jest uderzająco podobny do ujętego przez Rosjan niemieckiego porucznika Hansa Klossa, otrzymuje więc zadanie podszywania się pod niego.
Postać Hansa Klossa stałą się ikoną popkultury - był bohaterem komiksu, książek, pioseneki dowcipów. Co spowodowało, że stał się fenomenem? - Powodzenie "Stawki większej niż życie" zasadzało się na tym, że Kloss był człowiekiem sukcesu. To był ogromny kontrast wobec bohaterów Polskiej Szkoły Filmowej, w której filmach Polacy głównie bohaterko ginęli, nie osiągnąwszy niczego - uważa Wiesław Kot.
- Kloss wygrywał i to nie na barykadzie, lecz w trakcie rozgrywki gabinetowej, w której liczyła się umiejętność przewidzenia kilku ruchów przeciwnika. Był przystojny, ubrany w najlepiej skrojony mundur tamtych czasów (niestety niemiecki), podobał się licznym paniom - z obu stron frontu.
Na dodatek "Stawka" zmontowana była perfekcyjnie - serial pokazywał tylko to, co niezbędne do napędzania akcji, bez żadnego hamletyzowania, którego pełne było ówczesne polskie kino.
Borewicz - fajny milicjant
- "Panie - pytano - wygląda pan na w miarę sensownego, a nawet sympatycznego człowieka - to po jaką cholerę pan grał milicjanta?". Któregoś razu już się wkurzyłem i odparłem: "Proszę pana, ja nie grałem milicjanta". Na sali cisza. "Ja grałem tego milicjanta" - dodałem. Gra się konkretnego człowieka, a nie jakąś abstrakcję - opowiadał Bronisław Cieślak, serialowy porucznik Borewicz, w wywiadzie dla "Dziennika".
Serial "07 zgłoś się" miał opinię reklamówki milicji. Krzysztof Szmagier, reżyser serii, podkreślał, że chciał zrobić serial wbrew stereotypowemu wizerunkowi milicjanta w filmie i literaturze tamtego czasu. Borewicz, krnąbrny inteligent, niebędący członkiem partii i nielubiący regulaminów znakomicie się do tego nadawał.
Był jak powiew Zachodu - nie miał gadżetów takich jak agent 007, ale nosił wranglery, pachniał old spicem, miał elektroniczny zegarek i palił zagraniczne papierosy.
- Miał oswajać tę znienawidzoną służbę zwłaszcza w dobie stanu wojennego. Dlatego porucznik Borewicz jest milicjantem z pionu kryminalnego, a nie politycznego. Kilka razy podkreśla, że nie zajmuje się polityką. Do partii nie należy, ale do przełożonego zwraca się "towarzyszu majorze" - mówi Wiesław Kot.
- Walczył ze specyficznym przeciwnikiem: cinkciarzami, badylarzami, prze-mytnikami, handlarzami dzieł sztuki. To byli wrogowie typowani przez władzę jako przeciwnicy możliwi do ujawnienia.
Co stało się z Borewiczem po 1989 roku? Krzysztof Szmagier parokrotnie rozmawiał z Cieślakiem nad kontynuacją serialu. Aktor był jednak na nie, bo widzom trzeba byłoby wytłumaczyć, dlaczego w 1997 roku Borewicz po prostu pojawiłby się jako komisarz policji, a to złamałoby naczelną zasadę serialu - że dzieje się tu i teraz.
Stirlitz- ideat radzieckiej propagandy
Maxa Otto von Stirlitza wymyślił w latach 60. radziecki pisarz Julian Siemionów. - Potrzebna mi była postać stanowiąca przeciwstawienie Jamesa Bonda - tłumaczył w wywiadach. - Nie tylko super sprawny, ale też ideowo zaangażowany i myślący... Stirlitz, bohater radzieckiego serialu "Siedemnaście mgnień wiosny", to ideał. Posługuje się wieloma językami, konwersuje o filozofii, historii i naukach ścisłych.
Wiaczesław Tichonow, odtwórca głównej roli, miał podobno w życiu jedną nienawiść: aktora z demoludów, który zagrał agenta lepiej niż on - Stanisława Mikulskiego.
Akcja serialu dzieje się w ostatnich miesiącach wojny w Berlinie. Stirlitz miał dowiedzieć się, który z przywódców III Rzeszy próbuje nawiązać rokowania z aliantami zachodnimi w Szwajcarii i uzyskać dowody, że takie rozmowy się toczą, aby zapobiec zawarciu separatystycznego pokoju pomiędzy hitlerowcami a mocarstwami zachodnimi, przede wszystkim Amerykanami.
W kulturze zapisał się przede wszystkim niezliczoną ilością żartów, których był głównym bohaterem. Wszystko to dlatego, że z każdej opresji wychodził bez szwanku. Większość z nich opie¬ra się na zasadzie konfrontacji inteligentnego Stirlitza z niezbyt bystrym Müllerem z RSHA, na przykład:
Stirlitz na popijawie u Miillera mocno przeholował. Następnego dnia, żeby rozwiać wątpliwości, wchodzi do gabinetu Miillera i pyta: - Słuchajcie, czy domyśliliście się po wczorajszym, że jestem sowieckim agentem? - Nie - przyznał Müller. Stirlitz odetchnął z ulgą.
Janosik - słowacki harnaś z Polski
Jeszcze do niedawna na Podhalu panowało przekonanie, że dzielny rozbójnik był Polakiem i działał po polskiej stronie gór. Wersję tę upowszechnił Kazimierz Przerwa-Tetmajer w swojej epopei tatrzańskiej "Legenda Tatr".
Janosik był jednak Słowakiem i pochodził ze wsi Terchova, obok Żyliny. Bohater narodowy Słowacji napadał na kupców, plebanów, posłańców pocztowych i inne zamożniejsze osoby. Grabił z myślą o sobie i swoich ludziach, czasem obdarowując dziewczęta z okolicznych wsi różnymi drobiazgami. Czasem łupami dzielił się też z miejscowymi notablami.
Mit Janosika Polaka rozpowszechnił powstały wlatach70. serial, Janosik" oraz jego pełnometrażowa wersja. Główny bohater nie jest legendarnym Janosikiem - nosi tylko jego imię. Serial luźno nawiązuje do postaci karpackiego zbójnika.
Dzięki "Janosikowi" ogromną popularność zdobył Marek Perepeczko, odtwórca tytułowej roli. O swoim fenomenie wypowiadał się później niezwykle skromnie. - Janosik to dla mnie głęboka młodość. To przecież nie było nic wielkiego. Ot, taka bajka.
- Zbójnik był baśniowy do przesady: wychodził z jaskini i od razu znajdował się w Pieninach albo iw Pieskowej Skale. Nie mówiąc o zamku w Ogrodzieńcu. Superman mógłby pozazdrościć - mówi Wiesław Kot.
As-superbohater na opak
W pewnym momencie zrobiło się tak gęsto od superbohaterów, że ktoś musiał przekłuć ten balon patosu. Twórcy "Hydrozagadki", najbardziej pokręconej polskiej komedii, zdecydowali się spojrzeć na popkulturowych herosów z innej perspektywy.
- Czy to jest Batman? - zapytuje książę maharadża Kaburu swojego partnera w zbrodni. - Gorzej! Stosując nomenklaturę międzynarodową: Superman! - odpowiada mu doktor Plama.
Chociaż As nosił pelerynę, a na piersi literę "A" zamiast "S", nie zyskał mocy w wyniku naukowych eksperymentów lub pozaziemskiego pochodzenia. Jest raczej odbiciem Supermana w krzywym zwierciadle.
- "A" ledwo trzyma się na piersi, peleryna jest za krótka, a supermoce wcale nie oszałamiające. As to wzorowy socjalistyczny bohater, stojący na straży społecznego porządku. Wraz z profesorem Milczarkiem musi pokonać złego Maharadżę, odpowiedzialnego za to, że w Warszawie w upalne dni zaczyna brakować wody. W międzyczasie udziela widzom ważnych lekcji - o bezpieczeństwie i higienie pracy czy szkodliwości alkoholu. Prawdziwy superman z Warszawy.
Kamil Babacz