Termin „kingmaker” ukuto z myślą o osobach, które wprawdzie same władzy nie przejmują, ale mają zdolność do kreowania przywódców. Za protoplastę uważa się Richarda Neville’a, hrabiego Warwick, który w XV w. stał się jedną z najbardziej wpływowych (a przy okazji najbogatszych) osób w Anglii, doprowadzając do wyboru na tron w Londynie najpierw Edwarda IV w 1461 r., a później Henryka VI w 1470 r. (i tracącego życie w roku 1471, gdy Edward IV odzyskał koronę).
Po nim w podobny sposób określano sporo osób. W Polsce tak mówi się o Jarosławie Kaczyńskim, bo doprowadził do wygranych w wyborach prezydenckich swego brata Lecha oraz Andrzeja Dudę. W USA taka łatka przylgnęła m.in. do Dicka Morrisa, który pomógł Billowi Clintonowi wygrać wybory na prezydenta. W Wielkiej Brytanii często tak się mówi o Robercie Murdochu, właścicielu dużego imperium medialnego - bo należące do niego gazety mają wielki wpływ na to, kto zostaje premierem Zjednoczonego Królestwa od 1979 r.
Związek Radziecki też miał w swych dziejach osobę, którą można określić mianem „kingmakera”. W klasycznym tego słowa znaczeniu. To nie był polityk w stylu Józefa Stalina, który stworzył sam siebie - w tym sensie, że sam sobie utorował drogę do władzy. Nie był to także członek wszechwładnych służb, które na przywódcę wykreowały Jurija Andropowa, Michaiła Gorbaczowa czy - to już nie w ZSRR, tylko w Federacji Rosyjskiej - Władimira Putina. Mowa o typowym polityku. Za słabym, by samemu objąć fotel przywódcy, ale na tyle silnym, sprawnym i elastycznym, by doprowadzić do wyboru na najważniejsze stanowisko w kraju aż dwie osoby: Nikitę Chruszczowa i Leonida Breżniewa. O kim mowa? O Michaile Susłowie - jedynym członku radzieckiego politbiura, który był w wąskim kręgu władzy trzech I sekretarzy: Stalina, Chruszczowa i Breżniewa.
Michaiła Susłowa właściwie dziś już nikt nie pamięta. Jego nazwisko powraca tylko czasami w kontekście posła PiS Marka Suskiego, który ma przezwisko „Susłow” - ale mało kto wie, skąd właściwie to określenie się wzięło, pewnie uważając je za formę przekręcenia jego nazwiska. Tymczasem zestawienie ich dwóch ma raczej związek z rolą, jaką obaj odgrywali (i odgrywają) w strukturach swoich partii. Takie osoby jak Suski i Susłow najczęściej stanowią rdzeń ugrupowania. Są jej DNA. Suski to PiS, a PiS to Suski. Podobnie (do pewnego stopnia, bo jednak pełnił on dużo ważniejsze funkcje w państwie niż Suski) jest z Susłowem. Zasiadał on w politbiurze przez trzy dekady - i w tym czasie decydował o tym, co można nazwać jako sowieckie, a co nie. I był pod tym względem szalenie zasadniczy. Gdy za jego czasów mówiono o kimś „partyjny beton”, zwykle chodziło właśnie o niego.
Susłow był dzieckiem rewolucji październikowej i politycznym wychowankiem Stalina. Urodził się w biednej wsi Szachowskoje w pobliżu Saratowa (południowa część europejskiej części ZSRR). Można powiedzieć, że Lenin - rozpoczynając w 1917 r. rewolucję - liczył na poparcie właśnie takich jak on: młodych, ambitnych, którzy będą chcieli w życiu czegoś więcej, a przewrót będzie dla nich szansą. Susłow do rewolucyjnego pociągu wskoczył niemal natychmiast. Do partii zapisał się w 1921 r., miał wtedy 19 lat. Dzięki temu mógł pójść na studia, a po ich zakończeniu znaleźć pracę. To wystarczyło. Susłow pozostał wierny partii i komunistycznej ideologii do końca swych dni.
Od samego początku był gorliwym wyznawcą leninizmu-stalinizmu, nie tolerował najmniejszych nawet odstępstw od linii programowej partii. I nie bał się pobrudzić sobie rąk. Trampoliną dla niego okazały się stalinowskie czystki. Zaangażował się w nie w pełni, nadzorując je na Ukrainie, a potem na Kaukazie. Dostrzegł swoją szansę w nagonce antyżydowskiej, którą rozpętano w ZSRR w 1939 r. Gorliwie wysiedlał Żydów z Kaukazu, a później z republik bałtyckich, do których został skierowany. Wszędzie tak samo: sprawnie, z pełnym oddaniem, wiernie patrząc w polecenia płynące z politbiura w Moskwie.
Współpracował na zmianę z Andriejem Żdanowem i Gieorgijem Malenkowem, bliskimi współpracownikami Stalina - jednak oni wiedzieli, że jest protegowanym I sekretarza. Źródła nie wskazują, kiedy generalissimus wypatrzył młodego Susłowa - faktem jest, że pilnował jego kariery, dbał o kolejne awanse. Znany radziecki historyk prof. Roj Miedwiediew postawił nawet tezę, że Stalin widział w nim swojego bezpośredniego następcę, ale nie ma dowodów na jej poparcie.
Czym bardzo wysoki i przeraźliwie szczupły Susłow ujął Stalina? Sprawnością, inteligencją i oddaniem. Bez wahania spełniał wszystkie jego rozkazy. Nawet najbardziej brutalne, jak czystki na Kaukazie czy w Pribałtice. Wiódł przy tym ascetyczny, skromny styl życia. Dokładnie taki, jakiego oczekiwał od swych współpracowników Stalin. Jego gorliwość i poparcie protektora oczywiście budziły zazdrość na Kremlu. Ławrientij Beria, szef bezpieki od 1939 r., mówił o Susłowie „partyjny szczur” i „tasiemiec z piskliwym głosem kastrata”. Jednak i on musiał się później z nimi liczyć.
Kim był Susłow w otoczeniu Stalina? Warto odwołać się do stworzonej przez prof. Miedwiediewa systematyki osób z jego otoczenia. „
Jedni zdolni byli wykonać każdy, najokrutniejszy nawet i najbardziej niesłuszny rozkaz, uświadamiając sobie jego okrucieństwo i nie odczuwając satysfakcji. Drudzy wciągali się stopniowo do zbrodni i stawali się sadystami. Trzeci wykonywali swą pracę z obojętnością robota lub zawodowego oprawcy, nie przeżywając emocji, ale nie wykazując też inicjatywy. Inni przeistaczali się w fanatyków i dogmatyków, zmuszając się do szczerej wiary w to, że wszystko, co robią, jest potrzebne partii, rewolucji, a nawet "świetlanej przyszłości". Niektórzy byli po prostu ludźmi słabymi, a ponadto ograniczonymi i głupimi
- pisał historyk w książce „Ludzie Stalina”. Susłow był mieszanką typu trzeciego i czwartego - i właśnie to sprawiło, że zrobił tak efektowną karierę w radzieckich strukturach władzy.
Susłow na awans do Moskwy zapracował sobie na Litwie. Został do niej skierowany w 1944 r. z zadaniem utworzenia tam Biura ds. Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Zadanie nie było proste, gdyż ukryta w lesie partyzantka (Bracia Leśni) robiła wszystko, by nie dopuścić Sowietów do zwasalizowania kraju. Mimo to NKWD ich przełamało, a Susłow przejął polityczną kontrolę nad litewską republiką. Nagroda mogła być tylko jedna. W 1947 r. zaczął pracę na Kremlu. Został na nim do śmierci w 1982 r. - będąc tam przez zdecydowaną większość czasu najważniejszym, choć zakulisowym, rozgrywającym.
Stanowiska w strukturach sowieckiej władzy Susłow zajmował różne, ale nie one były najważniejsze. Liczyła się jego pozycja w nieoficjalnej hierarchii na Kremlu, a ta utrzymywała się niezmiennie wysoko. Tak było, gdy rządził tam Stalin, który w 1952 r. uczynił go członkiem politbiura. Ale nie uległo to zmianie także, gdy władzę przejął Nikita Chruszczow, choć ten miał poglądy radykalnie odmienne niż jego poprzednik. W tym miejscu najwyraźniej widać było, jakie znaczenie mają nieformalne wpływy na Kremlu. Naturalnym następcą Stalina był Beria. Jednak Susłow w walce o władzę wsparł Chruszczowa, gdyż z szefem bezpieki szczerze się nie znosił. Skutecznie, bo właśnie Chruszczow zdołał wygrać rywalizację i przejąć władzę. Pozycja Susłowa w politbiurze się umocniła.
Prawdę mówiąc, Chruszczow i Susłow od samego początku byli na kursie kolizyjnym - a jednak zgodnie współpracowali przez ponad 10 lat. Różnice między nimi były zasadnicze. Chruszczow od początku przyjął kurs na poststalinowską odwilż. Poluzował rygor wprowadzony przez poprzednika, krytykował go publicznie (choćby podczas XX Zjazdu KPZR w 1956 r.). Z kolei Susłow żadnych odstępstw od stalinowskiej doktryny nie tolerował. Nie przypadkiem mówiono o nim „partyjny beton”.
Mimo to działali razem. Nawet gdy w Polsce i na Węgrzech w 1956 r. wybuchły rozruchy przeciwko komunistycznej władzy. Susłow opowiedział się za wysłaniem radzieckich czołgów do Budapesztu, by rewoltę zdławić. Rok później w politbiurze doszło do przesilenia. Grupa dawnych najbliższych współpracowników Stalina i przyjaciół Susłowa (Malenkow, Kaganowicz, Mołotow) została wsparta przez młodego, ambitnego protegowanego Chruszczowa Nikołaja Bułganina. Wydawało się, że Chruszczow nie ma szans utrzymać się u władzy. Wprawdzie po jego stronie stanął legendarny zdobywca Berlina marszałek Gieorgij Żukow, ale on od dawna był na bocznym torze. Mimo to Susłow nie opuścił I sekretarza. Wsparł go w starciu z dawnymi kolegami - i nieoczekiwanie to starcie wygrali. Chruszczow zachował władzę i błyskawicznie pozbył się rywali, których wysłał poza Moskwę, mianując ich dyrektorami dużych przedsiębiorstw poza stolicą. Najmocniej oberwał Mołotow - został ambasadorem w Ułan Bator.
Jednak sojusz Chruszczowa z Susłowem nie był wieczny. W latach 60. wśród dawnych towarzyszy Stalina zaczęła narastać coraz większa irytacja odwilżą, której Chruszczow długo nie zamierzał zatrzymać. W 1964 r. w trójkącie Leonid Breżniew - Aleksiej Kosygin - Susłow narodził się plan odsunięcia Chruszczowa od władzy. Ten swoisty spisek ułatwiło to, że Chruszczowa nie było w Moskwie. W październiku tego roku otrzymał telefon (był wtedy w swojej daczy na Krymie), by przyjechał przedyskutować kwestię reformy rolnej. Gdy pojawił się na Kremlu, podczas posiedzenia politbiura doszło do głosowania nad jego odsunięciem od władzy i Chruszczow głosowanie przegrał. Nowym I sekretarzem został Breżniew.
Wtedy też Susłow był najbliżej przejęcia władzy w kraju. W triumwiracie z Breżniewem i Kosyginem to on miał najsilniejszą pozycję, to jego uważano za lidera opozycji. Dlaczego więc nie zastąpił Chruszczowa? W kluczowym momencie zachorował. Gdy rozgrywka wchodziła w decydującą fazę, on leżał w łóżku, a rozmowy prowadzili jego dwaj koledzy. I ostatecznie to oni podzielili się władzą - Breżniew przejął stery w partii, Kosygin został premierem.
62-letni Susłow swój największy polityczny gambit rozegrał wzorowo, ale mimo to głównej nagrody nie zdobył. Ale jego pozycja w politbiurze była niepodważalna. Robił to, na czym najlepiej się znał - odpowiadał za pion ideologiczny. Z Breżniewem i Kosyginem mógł znów szlifować dawne marksistowsko-leninowskie doktryny. Dziś historycy ten okres w dziejach ZSRR nazywają „neostalinizmem” - stało się tak głównie dzięki Susłowowi. Ten jak zwykle nie znosił żadnych odstępstw od doktryny. Niemiecki publicysta Christian Schmidt--Häuer nazwał go „papieżem ortodoksyjnego komunizmu”. Trafnie.
Gdy w 1968 r. zaczęły się antykomunistyczne protesty w Czechosłowacji, to Susłow był pierwszym, który wzywał do udzielenia Pradze „bratniej socjalistycznej pomocy” (czytaj: wysłania tam czołgów). Był zwolennikiem rozprawy z Solidarnością w Polsce, choć w tym przypadku wykazał się większą elastycznością - uważał, że zamiast wysyłać tam radzieckie wojska, sprawę powinien wziąć na siebie Wojciech Jaruzelski. Zmarł w styczniu 1982 r. Pochowano go z wielką pompą na cmentarzu pod murem Kremla.