Nauka i praca. ZDZ obchodzi 70-lecie

1953 rok. Kurs nadzorców dróg i mostów. Takie szkolenia też się odbywały
1953 rok. Kurs nadzorców dróg i mostów. Takie szkolenia też się odbywały archiwum
Organizacja o podobnym profilu jak ZDZ była tylko w Szwecji. Szwedzi przyjeżdżali do Polski, by dowiedzieć się czegoś nowego, byli też z wizytą w białostockim ZDZ-ie

Jubileusz jest okazją do podsumowania działalności, ale i do wspomnień. Powstające w latach międzywojennych różne firmy potrzebowały wykwalifikowanych pracowników. Stąd zrodziła się potrzeba kształcenia fachowców. Zajęły się tym Instytuty Rzemieślniczo-Przemysłowe. Wiele z nich kontynuowało w podziemiu swoją działalność później w okresie okupacji. Po wojnie wznowiły działalność. Utworzono ich zrzeszenie - Centralę Naukowych Instytutów Rzemieślniczych.

Od tego momentu zaczyna się historia ZDZ-ów. W Białymstoku Zakład Doskonalenia Zawodowego, jeszcze pod starą nazwą, ruszył już 4 lipca 1945r. jako stowarzyszenie o charakterze edukacyjnym i w tej formie prawnej funkcjonuje do dziś. Placówka przez ten czas przeszła szereg zmian, przekształcając się z firmy szkoleniowej w liczącą się obecnie na rynku instytucję w branży usług edukacyjnych oraz szkoleń zawodowych na terenie Polski północno-wschodniej. Wykształciła tysiące fachowców w różnych specjalnościach.
- Początki były trudne - opowiada Ryszard Wróbel, długoletni wiceprezes. - W budynku przy Sienkiewicza 77, gdzie umieszczono ZDZ, w czasie wojny znajdowało się gestapo, stacjonowała kompania żołnierzy Wehrmachtu: Litwinów, Ukraińców i Łotyszy, którzy pilnowali getta. Kiedy Niemcy wycofywali się z miasta, budynek podpalili. W 1949 r. przeszedł on gruntowny remont, pomieszczenia przystosowano do potrzeb szkoleniowych. - Ja do ZDZ-u przyszedłem w 1960 r., kiedy szefem był Dominik Rzędzian - wspomina Ryszard Wróbel.

- Dostałem zadanie zorganizowania warsztatów i szkoły, bo już w niektórych ZDZ-ach, w Poznaniu czy w Katowicach powstały szkoły. Udało nam się to zrobić w szybkim czasie, chociaż nie byliśmy dotowani z budżetu państwa. I rozpoczęliśmy szkolenie na potrzeby wszystkich przedsiębiorstw. Niebawem mieliśmy już cztery szkoły w województwie. Poza Białymstokiem, w Łomży, Kolnie, Węgorzewie i w Czeremsze. Kształciliśmy robotników w takich fachach jak: budowlaniec, elektromechanik, mechanik samochodowy, elektryk, a gdy powstały Zakłady Telewizyjne Telza, to i elektronik automatyki przemysłowej. Dziewczęta uczyły się krawiectwa, zawodów fryzjera i kucharza.

Uczniowie w ZDZ łączyli naukę z praktyką, trzy dni w tygodniu mieli lekcje, a trzy pozostałe uczyli się zawodu, zajęcia wówczas były też w sobotę. Dostawali za to wynagrodzenie: 200 zł w klasach pierwszych, a potem 300 zł. Dla mniej zamożnych było to solidne wsparcie i motywacja do nauki. Szkoły były oblegane. Do klas kształcących mechanika samochodowego zgłaszało się po 5, 6 kandydatów na jedno miejsce. Rocznie w ZDZ uczyło się od 400 do 500 osób. Po skończeniu nauki wszyscy absolwenci od razu mieli pracę. - Kadrowcy sami przychodzili, żeby dostać dobrych fachowców - mówi z dumą Ryszard Wróbel.

Ważną dziedziną w działalności ZDZ była produkcja. Zakład musiał na siebie zarobić, no i zorganizować dobre miejsce do nauki zawodu. Wytwarzano najróżniejsze rzeczy, w sumie było to około 600 pozycji produkcyjnych. Czego tu nie robiono? Dla Przedsiębiorstwa Leśnictwa w Hajnówce szafy do suszarni (szafy te szły też na eksport), dla przemysłu okrętowego sterowniki uciągu do wind na statkach, dla ZNTK w Łapach układy hamulcowe do wagonów. W stolarni w Węgorzewie wytwarzano meble kuchenne z drewna. A poza tym sanki, spawarki, wiertarki stołowe - w Białymstoku zakład produkcyjny mieścił się przy ul. Nowy Świat, jeszcze ten budynek stoi i prowadzi działalność. W 1964 r. w ZDZ-ie zaczęły się kursy na prawo jazdy. Początkowo na syrenach i warszawach, potem doszły polonozy. Citroena Białystok dostał ministerstwa.

- Zadzwonił kolega z centrali ZDZ w Warszawie. Rysiu, mamy citroena, przyjeżdżaj. Pojechałem zadowolony - uśmiecha się Ryszard Wróbel. - Samochód był, tyle że bez opon. Tak to było za PRL-u, wszystko trzeba było załatwiać, znaleźć dojście. Ale radziliśmy sobie. U nas zasady kapitalizmu wdrożone zostały dużo wcześniej niż nastąpiło to oficjalnie w całym kraju. Władze partyjne przez to nie patrzyły na nas przychylnym okiem. Banki nie dawały nam kredytów, na wszystko musieliśmy sami zarobić.

Alicja Zielińska
KURIER PORANNY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia