- Państwo polskie nie ma obecnie kompleksowej koncepcji demontażu pomników i pamiątek z czasów sowieckich i komunistycznych - wyjaśnia inicjator przedsięwzięcia dr Andrzej Zawistowski, dyrektor Biura Edukacji Instytutu Pamięci Narodowej. - W wielu przypadkach są to obiekty niechciane, z którymi samorządy mają problem, bo nie wiedzą, co z nimi zrobić. Z drugiej strony, nie chciałbym, żeby uległy zniszczeniu. W końcu stanowią pamiątkę po historii, takiej, czy innej, ale powinny być materiałem źródłowym dla historyków.
W jego ocenie źle by się stało, gdyby zostały one wywiezione do Rosji. Tam mogłyby bowiem stać się narzędziem antypolskiej polityki. Idealnym rozwiązaniem byłoby więc utworzenie rodzaju skansenu, gdzie trafiałyby pomniki. Nie może to być jednak ani złomowisko, ani park rozrywki, jak np. w Druskiennikach na Litwie. Nasz pełniłby rolę edukacyjną. W ocenie IPN, dobrym do tego miejscem jest były poligon wojskowy w Czerwonym Borze, gm. Zambrów.
- Ważny jest kontekst historyczny tego miejsca - tłumaczy dr Zawistowski. - W 1939 roku, po wkroczeniu sowietów teren ten został włączony do ZSRR. Stąd w 1940 roku odjeżdżały pociągi z pomocą dla Polaków wywiezionych na Syberię. W tutejszych lasach ukrywali się żołnierze niezłomni i wreszcie w pobliskim zakładzie karnym w 1982 roku więziono opozycyjnych działaczy.
Istotne jest także to, że Czerwony Bór to dobra lokalizacja pod względem komunikacyjnym. Znajduje się pomiędzy Zambrowem a Łomżą, co stanowi niedużą odległość od Warszawy. IPN prowadzi w tej chwili rozmowy z przedstawicielami Lasów Państwowych, do których należy teren. Trwa także inwentaryzacja wspomnianych pomników. Na Podlasiu jest ich już niewiele. Tutaj bowiem proces usuwania komunistycznych symboli odbył się dość szybko.
To bardzo duże zadanie o zasięgu ogólnopolskim. Nie obędzie się bez wsparcia rządu i samorządów
- nie kryje Andrzej Zawistowski.
Władze gminy Zambrów są pomysłem zainteresowane.
- Uważamy, że jest on godny rozważenia - mówi Jarosław Kos, wójt gminy Zambrów. - Mogłaby to być dla nas jakaś forma promocji. Być może zwiększyłby się ruch turystyczny, bo ludzie byliby ciekawi.
Według specjalistów, to możliwe. Choć wszystko zależy od tego, jaką ludzką potrzebę skansen miałby zaspokoić.
- Pewnie więcej ludzi przyjechałoby, gdyby był to park rozrywki, a nie miejsce skłaniające do refleksji - mówi dr Marek Kruk, specjalista ds. promocji z Uniwersytetu w Białymstoku. - Z drugiej strony inicjatywa może wzbudzać kontrowersje. Są osoby, które wolałyby raczej zniszczyć pamiątki komunistyczne, niż je eksponować. Jednak im trudniejsze miejsce do zdefiniowania, tym większa jego atrakcyjność.
W jego ocenie istnieje jednak ryzyko, że skansen zamiast łączyć i skłaniać do refleksji będzie dzielił.
Julia Szypulska