Nikt nie żałował konającego Stalina

Michał Kołodyński
Przywódca ZSRR zmarł 5 marca 1953 r. o godzinie 21:50
Przywódca ZSRR zmarł 5 marca 1953 r. o godzinie 21:50
Plujący krwią dyktator nie wzruszył nawet najbliższych. Konał kilkanaście godzin, a jego śmierć zmieniła świat

Kochaliśmy go. Jak Ojca i Przyjaciela. Jego czyny należą do historii, której maleńką cząstką jest i nasze życie" - pisało "Życie Warszawy" tuż po ogłoszeniu informacji o śmierci Józefa Stalina.

Przywódca ZSRR zmarł 5 marca 1953 r. o godzinie 21:50 na swojej prywatnej, luksusowej daczy w Kuncewie. Komunistyczna propaganda mamiła społeczeństwa państw bloku wschodniego opowieściami o wielkości zmarłego wodza. Oficjalnie Stalin miał umrzeć z powodu wylewu krwi do mózgu. Przez 60 lat, jakie upłynęły od śmierci tyrana, coraz więcej historyków zastanawia się, czy nie został on zamordowany.

Wiele osób mogło życzyć śmierci bezwzględnemu dyktatorowi, który ogarnięty manią prześladowczą mordował nawet najbliższych współpracowników. W Związku Sowieckim, w czasach stalinizmu, biblijne stwierdzenie "nie znacie dnia ani godziny" nabrało upiornie dosłownego znaczenia.

O odchylenia kapitalistyczne czy po prostu zdradę mógł zostać oskarżony niemal każdy. Wódz wschodniego mocarstwa co kilka lat przeprowadzał czystki w szeregach armii oraz w gronie najwyższych, partyjnych oficjeli. Już pod koniec lat 40. ubiegłego wieku pojawiły się pierwsze przesłanki, że bezwzględny przywódca szykuje kolejną serię sfałszowanych procesów i mordów.

Potwierdzał to tzw. spisek lekarzy - jedna z największych prowokacji sowieckiego aparatu ścigania. W wyniku śledztwa i procesu, jakie rozegrały się na przełomie 1952 i 1953 r., skazano na wieloletnie więzienie grupę lekarzy, którzy zajmowali się działaczami partii komunistycznej. Medycy mieli stać za śmiercią wielu z nich. Pośród nich był również osobisty lekarz Stalina, który zajmował się opieką nad tyranem od przeszło 20 lat.

Lekarzy oskarżono o współpracę z organizacją żydowską, która miała rzekomo być finansowana przez amerykańską administrację. Był to początek antysemickiej kampanii w Związku Sowieckim. Sprawa wywołała również obawy wśród działaczy komunistycznych. Ujawnienie rzekomego spisku lekarzy zwiastowało kolejne czystki w partii.

Podejrzany Beria

Pierwszym do odstrzału był szef NKWD Ławrientij Beria, dotychczas jeden z najbardziej zaufanych współpracowników Stalina. To on stał za organizacją czystek w strukturach politycznych państwa oraz w armii w drugiej połowie lat 30.

Osobiście nadzorował przesiedlenia z polskich Kresów Wschodnich na początku wojny, które kosztowały życie wielu Polaków. Dla Berii proces lekarzy był zagrożeniem.

Jako szef służb sowieckich powinien był wiedzieć o śmiertelnym zagrożeniu, które czyha na najwyższych partyjnych działaczy, w tym na samego Stalina. Cała sprawa była kolejną mistyfikacją dyktatora. Berię zaczęto oskarżać publicznie o zaniechania. Dotychczas jeden z najbardziej zaufanych ludzi brutalnego wodza popadał w coraz większą niełaskę.

To, że za śmiercią Józefa Stalina stał właśnie Beria, zdają się potwierdzać również mgliste i wyrywkowe relacje z tego, co działo się na przełomie lutego i marca 1953 r. na daczy w Kuncewie. 28 lutego dyktator wyprawił tam kolację dla swoich najważniejszych współpracowników. Podobnie jak inne imprezy organizowane przez Stalina przerodziła się ona w libację.

Nikita Chruszczow jak zwykle tańczył pijany, ku wielkiemu rozbawieniu komunistycznych dygnitarzy. Pijaństwo skończyło się dopiero wczesnym ranem następnego dnia. Stalin został sam, w swoim pokoju. Wejście do niego blokowała ochrona, oznajmiając, że wódz odpoczywa i nie należy mu przeszkadzać.

Tymczasem przywódca Związku Sowieckiego leżał nieprzytomny w kałuży moczu. Znaleziono go dopiero wieczorem. Ochrona natychmiast zadzwoniła do Berii. Ten nie spieszył dyktatorowi z pomocą. Oznajmił natomiast, że powinno się dać przywódcy spokój i czas na odpoczynek. Stan dyktatora się nie poprawiał. Zaalarmowany po raz kolejny Beria dopiero kolejnego dnia, 2 marca, zdecydował się dopuścić do niego lekarzy.

Ci stwierdzili chorobę układu krążeniowego. Według świadków zdarzeń rozgrywających się na daczy Ławrientij Beria nie wyglądał na człowieka specjalnie przejętego agonią swojego przełożonego, któremu w dużej mierze zawdzięczał karierę w strukturach państwowych. Na jego twarzy przez te wszystkie dni często malował się uśmiech.

Szef sowieckich służb z dużym prawdopodobieństwem, w pogarszającym się zdrowiu Stalina, widział nie tylko szansę na przejęcie jeszcze większej władzy w ZSRR, ale również na ocalenie własnego życia. Po latach zaczęły pojawiać się nawet spekulacje, że Beria nie tylko nie dopuszczał lekarzy do Stalina, lecz również pomógł tyranowi w odejściu z tego świata. Miał uknuć spisek, w który zamieszani byli również Chruszczow, a także Gieorgij Malenkow. Ten ostatni także był osobą z najbliższego otoczenia dyktatora. Podobnie jak Beria, uczestniczył w realizacji czystek z lat 30.

Spisek towarzyszy?

Teorię o spisku i zamordowaniu Stalina potwierdzają zdarzenia, jakie miały miejsce w ostatnim dniu życia tyrana. Przywódca Związku Sowieckiego 5 marca, bladym świtem, zaczął wymiotować krwią.

Nie jest to bynajmniej objaw typowy dla wylewu. Owszem, możliwe, że był to skutek wypicia wcześniej dużej ilości alkoholu przez 75- letniego, schorowanego dyktatora. Z drugiej jednak strony krwawienie żołądka może świadczyć, że Stalinowi ktoś podał truciznę.

Teoria mówiąca, że to Beria stał za zabiciem tyrana, zdaje się najbardziej prawdopodobna. Jednak jego śmierci mogło chcieć znacznie więcej osób. We wspomnianej już nadchodzącej czystce w szeregach władzy Beria był głównym, lecz niejedynym zagrożonym.

Inną ważną osobą w partyjnych strukturach, która mogła pożegnać się z życiem, był Wiaczesław Mołotow. Szef dyplomacji sowieckiej popadał w coraz większą niełaskę u dyktatora. Apogeum tej sytuacji miało miejsce w 1952 r. Wtedy Stalin oskarżył swojego dawnego bliskiego współpracownika o liczne zaniechania, a nawet o zdradę. Mołotow dobrze wiedział, co takie słowa, wypowiedziane przez Stalina, znaczą.

Przerażonemu działaczowi grunt zaczął zapadać się pod nogami. W niebezpieczeństwie znalazł się nie tylko on, lecz również jego rodzina. Żona Mołotowa była z pochodzenia Żydówką. W okresie antysemickich czystek, zapoczątkowanych przez proces lekarzy, jej położenie stało się wprost tragiczne.

W spisku, który miał zakończyć się zabiciem Stalina, miał uczestniczyć również Chruszczow. Działacz był początkowo jedynie błaznem dyktatora. Na kolacje na luksusowej daczy był zapraszany jako obiekt drwin. Ta skrajnie uległa postawa zaowocowała jednak szybkim awansem. Wkrótce został pierwszym sekretarzem partii na Ukrainie. Przez wielu uważany za idiotę, okazał się z czasem sprawnym politykiem, który potrafił przetrwać nie tylko czasy stalinizmu, lecz również okres brutalnej walki o władzę po śmierci dyktatora, aby w końcu samodzielnie stanąć na czele państwa.

Być może w organizowanym przez Berię spisku dojrzał okazję na uczestnictwo w sprawowaniu najwyższej władzy w Związku Sowieckim. Na jego motywy mogły wpłynąć również liczne upokorzenia, jakich przez lata doznawał ze strony Stalina i innych działaczy. W głowie Chruszczowa mogła zrodzić się myśl, że oto nadeszła okazja, aby pokazać wszystkim, na co tak naprawdę go stać.

Dzieci nie płakały

Józefowi Stalinowi dobrze nie życzyli również jego najbliżsi. Jego syn Wasyl cierpiał z powodu braku uczuć ze strony ojca. W jego oczach widział jedynie pogardę. Bezwzględne wychowanie ukształtowało charakter syna. Mężczyzna popadł w alkoholizm. Wstąpił do lotnictwa wojskowego. Przez kilka lat jego kariera rozwijała się w zawrotnym tempie, na co wpływ miał z pewnością sam Józef Stalin. Ostatecznie awansował w kilka lat ze stopnia majora do generała. Potem został jednak odsunięty od dowodzenia z powodu alkoholizmu.

Pretensje do ojca miała jego córka Swietłana. Stalin był tyranem nie tylko w stosunku do obywateli, lecz i własnej rodziny. Starał się kontrolować jej życie. Nie akceptował jej wybranków. Nigdy nie spotkał się z jej mężem, który miał żydowskie korzenie. Oboje oskarżali ojca o spowodowanie samobójstwa ich matki Nadieżdy Alliłujewny. Podobno kobieta miała dość zbrodni popełnianych przez Stalina.

To właśnie Nadieżda dawała dzieciom poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Jej śmierć była dla nich ogromnym wstrząsem. Pozostaje jednak pytanie, czy którekolwiek z nich byłoby w stanie uczestniczyć w zamordowaniu własnego ojca. Śmierć Stalina, jednego z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości, nadal owiana jest tajemnicą i z pewnością jeszcze przez wiele lat będzie przedmiotem domysłów i plotek. Pewne jest natomiast, że wieść o jego zgonie wiele osób przyjęła z wielką ulgą.

Michał Kołodyński
DZIENNIK ZACHODNI

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia