Pisarz dla wtajemniczonych. Kończy się Rok Józefa Mackiewicza

Sebastian Reńca
Kończy się Rok Józefa Mackiewicza. Mam wrażenie, że oprócz oficjalnego uznania „antykomunistycznego światopoglądu tego wielkiego pisarza, poza jego pisarskim geniuszem, rzecz jasna!” (Sławomir Cenckiewicz), to nic nie dało. Mackiewicz wciąż jest pisarzem dla wtajemniczonych. Kto ceni sobie jego pióro, ten już będzie na zawsze admiratorem pisarza. Kto go nienawidzi, już nie zmieni swego zdania.

Wyobraźmy sobie, że Józef Mackiewicz został wpisany na listę lektur szkolnych dla licealistów. Już słyszę ten klangor „patriotów”, rozlegający się z różnych stron, od prawa do lewa. Z prawej strony usłyszelibyśmy, że Mackiewicz promował lesbijską miłość w powieści „Karierowicz”, obrażał kardynała Stefana Wyszyńskiego, Jana Pawła II („Papież wyraźnie stawia na pogodzenie świata z międzynarodowym komunizmem. Ja stawiam na walkę. Różnica dość zasadnicza”), Armię Krajową, Józefa Piłsudskiego, a i endecji dostawało się od pisarza. Lewa strona powtarzałaby idiotyzmy o tym, że Mackiewicz kolaborował z Niemcami w czasie okupacji i przez całe życie był „zoologicznym antykomunistą” (Adam Michnik).

Może dobrze się dzieje w pańskie polskim, gdy Mackiewicz jednak nie trafia pod strzechy? Skoro takiej noblistce Tokarczuk to nie w smak, to chyba jest coś na rzeczy. Swoją drogą Mackiewicz po stokroć bardziej zasługiwał na Nobla, choćby za swoją „Sprawę pułkownika Miasojedowa” czy „Drogę donikąd” niż autorka „Ksiąg Jakubowych”. Notabene Mackiewicz został zgłoszony do tej prestiżowej nagrody w 1975 r. przez Wydział Slawistyczny Uniwersytetu w Kansas w USA. Jednak gierki polityczne, literackie, towarzyskie, (wywiadowcze?), spowodowały, że Mackiewicz jej nie dostał i do końca swych dni żył w biedzie, ze swoją żoną Barbarą.

Przed wojną Józef Mackiewicz był przede wszystkim reportażystą. Pracował w wileńskim dzienniku „Słowo”, kierowanym przez jego starszego brata Stanisława Cata-Mackiewicza. Reportaże młodszego z Mackiewiczów są wyjątkowe. Przede wszystkim przybliżają czytelnikowi Kresy. Dzięki jego tekstom można przenieść się w czasie i podróżować po miastach i miasteczkach Wileńszczyzny. Poznawać tamtejszych mieszkańców, ich problemy, rozterki, bóle i radość.

„Mackiewicz nie jest radosnotwórczy. Mowy przy bankietach nie wprawiają go w baranią ekstazę, po kraju nie jeździ salonkami ani ministerialnymi autami. To chroni przed bezkrytycznością. Zawsze zagląda pod przykrywkę frazesów, szumnych deklaracyj i nie tai tego, co tam spostrzega. Pisze z odcieniem smutku, jak powiedzą zapewne urzędowe czynniki – z sardonicznym grymasem szkodnika”, pisał Karol Zbyszewski w 1938 r.

Mackiewicz peregrynując z reporterskim notesem po tamtej Polsce, odwiedził również… Górny Śląsk – „Kraj tak odmienny od naszej na przykład Wileńszczyzny, jak mogą być odmienne dwie części świata”. Był rok 1938, Katowice żyły sprawą Wiktora Radlicza, który śmiał cztery lata wcześniej przedstawić w swych dwóch memoriałach wojewodę Grażyńskiego „jako szkodnika państwowego” oraz opisał nadużycia finansowe jego przyjaciela Karola Grzesika, który sprawował m.in. funkcję marszałka Sejmu Śląskiego IV kadencji, 1935–1939.

W swym pierwszym piśmie Radlicz skrytykował błędną politykę wojewody, za co został skazany i odsiedział pół roku. Jednak nikt nie zajął się szybko drugim memoriałem, w którym pisał o przyjacielu Grażyńskiego. 9 lutego 1938 r. w końcu miała rozpocząć się rozprawa sądowa: Radlicz kontra Grzesik.
„Sala się tłoczy, bo pokój mały. – Gdzie jest stół dla prasy? Woźny odpowiada gestem lekceważącym. Jeden z korespondentów robi piekło” – relacjonował Mackiewicz. Wszyscy czekają na prokuratora. W końcu i ten pojawia się na sali mocno spóźniony, a woźny wnosi stół dla prasy, o który dopominali się dziennikarze. Grzesik ma w nosie rozprawę i się na niej nie zjawia, a jego adwokaci chcą… odroczenia sprawy. Sędzia zarządził dziesięciominutową przerwę. Ostatecznie rozprawa tego dnia się nie odbyła, gdyż prokurator… zaginął. Sędzia odroczył sprawę, nie wyznaczając terminu kolejnej.

Zostawmy panów Radlicza, Grażyńskiego, Grzesika… Nie o nich chciałem opowiedzieć, a o wrażeniach z pobytu na Śląsku, które Mackiewicz zapisał w swym reportażu. Poniżej trzy cytaty (na więcej nie ma miejsca):
„Śląsk na zewnątrz wygląda naprawdę imponująco. Że gościom na pokaz, to nie ma dwóch zdań”.
„Tramwaj biegnie z Katowic do Sosnowca. Po drodze zatrzymuje się w Szopienicach. Naprzeciw kościoła jest kino. Kościół, jak zwykle w porze wieczornej, tonie w mrokach, kino w neonach”.

„Wyszedłem około południa z Sądu. Naprzeciw jakiegoś banku stoi długi rząd samochodów prywatnych. Na prawo, na lewo, na wprost, wszędzie duży ruch. Pięknie wygląda Śląsk na zewnątrz. Asfalty, sklepy, restauracje. Zachodzę na chybił trafił pod szyld »Do wypoczynku«. Przy ul. Św. Jana. Dobrze trafiłem. Jest to również restauracja p. Grzesika, w której nb. smacznie dają jeść”.
Dwa lata później Grzesik został zamordowany przez NKWD. Mackiewicz przeżył sowiecką i niemiecką okupację, pracował wówczas jako drwal i woźnica.

Sebastian Reńca
Autor jest pisarzem, ostatnio wydał powieść „Świadek”

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia