Pożar na zamku w Malborku z 1959 r. wstrząsnął całym światem. 61 lat temu zakończył się proces osób oskarżonych o zaprószenie ognia

Anna Szade
Zamek w Malborku po zniszczeniach wojennych
Zamek w Malborku po zniszczeniach wojennych Dziennik Bałtycki
23 grudnia 1959 r. „Dziennik Bałtycki” poinformował o procesie dotyczącym pożaru, który wybuchł na zamku w Malborku w nocy z 8 na 9 września tego samego roku. Na ławie oskarżonych Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku zasiedli pracownicy firmy elektrotechnicznej oraz dozorca, którym zarzucano nieumyślne doprowadzenie do zaprószenia ognia. Jak do tego doszło?

Patrząc na dzisiejszy stan pokrzyżackiej warowni, trudno uwierzyć, że w 1945 r., po zakończeniu działań wojennych, poważnie zniszczona była połowa zamku. Na szczęście te straty to już historia utrwalona na fotografiach. Ale początki łatwe nie były. I nie od razu spełniały się marzenia osób zaangażowanych w odbudowę. Cofnijmy się na moment do tamtych powojennych lat.

Zamek w Malborku tuż po wojnie. Zajęli się nim pasjonaci

Opuszczony przez Niemców i zdobyty przez Rosjan Malbork powoli zapełniał się Polakami. Pierwsze transporty repatriantów dotarły do miasta na początku maja 1945 r.

Po przekazaniu 3 czerwca 1945 r. władzy przez komendanta radzieckiego podpułkownika Denisowa przedstawicielom władz polskich, zamek stał się w zasadzie obiektem bezpańskim. Nie można jednak pominąć ambitnych przedsięwzięć ówczesnych czynników państwowych, powiatowych i miejskich, które podejmowano dla zabezpieczenia i ratowania pamiątek historycznych, starych ksiąg, obrazów i mebli znajdujących się w zniszczonym zamku – pisał Heliodor Ofierzyński w „Zarysie działalności i pracy ćwierćwiecza Koła Przewodników oddziału PTTK w Malborku”, wydanym w 1979 r.

Jak podkreślał autor tego opracowania, nie można zapomnieć o garstce zapaleńców, która podjęła się ratowania zachowanych zbiorów muzealnych, jak pierwszy kustosz Alicja Godlewska, a później Zofia Hendzel oraz o takich mieszkańcach Malborka, jak Franciszek Czubek, Stefan Krajka i inni.

Na stronie internetowej Muzeum Zamkowego można przeczytać, że przez pierwszych pięć powojennych lat zrujnowana warownia pozostawała w gestii Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Planowano otwarcie w niej filii stołecznej placówki. W tym celu rozpoczęto pierwsze prace zabezpieczające i porządkowe, rozminowano teren zamku i naprawiono bramy. Bardzo ważnym przedsięwzięciem było wówczas naprawienie dużej części uszkodzonych dachów, co zabezpieczyło zabytek przed szkodliwymi działaniami atmosferycznymi do czasu planowanej odbudowy.

30 listopada 1950 r. zamek trafił pod skrzydła Ministerstwa Kultury i Sztuki, a jego administratorem stał się wojewódzki konserwator zabytków w Gdańsku. Przekazał on jednak opiekę nad zamkiem Polskiemu Towarzystwu Turystyczno-Krajoznawczemu Okręgu Gdańskiego, a ono z kolei 24 lutego 1957 r. - oddziałowi PTTK w Malborku.

Warto bowiem pamiętać, że mimo zniszczeń wojennych życie bardzo szybko wracało do normy. Już w 1946 r. do Malborka zaczęli przyjeżdżać turyści, zainteresowani przede wszystkim pokrzyżacką warownią.

W pierwszych latach po zakończeniu wojny odwiedziło zamek ok. 38 tys. osób, w latach następnych liczba zwiedzających zwiększała się systematycznie – informował Heliodor Ofierzyński.

Odbudowa zamku. O pożarze mówił cały świat

Jak wspominają współcześni muzealnicy na stronie internetowej Muzeum Zamkowego, to nieustanne zwiększanie się ruchu turystycznego spowodowało, że podjęto dalsze prace porządkowe i remontowe. Miały one jednak charakter doraźny i wykonywano je bez szczegółowej dokumentacji. Pod koniec lat pięćdziesiątych inicjatorem działań na rzecz ochrony i uporządkowania zabytku stał się Społeczny Komitet Odbudowy Zamku, utworzony przez miejscowych działaczy kulturalnych. Prace nabrały wyraźnego ożywienia, a komitet podjął ponadto starania o zorganizowanie w zamku instytucji muzealnej.

Muszę powiedzieć, że mimo całego systemu partyjno-rozdzielczego, jaki panował, była tutaj liczna grupa ludzi-indywidualistów: aptekarz, notariusz, nauczyciel, szef Powszechnej Spółdzielni Spożywców. Wszyscy byli zaangażowani – wspominał kilka lat temu śp. Arkadiusz Binnebesel, znany miłośnik kultury i historii, zasłużony dla miasta Malborka, który w tamtym czasie był zaangażowany w odbudowę warowni.

Wydawało się, że zamek jest uratowany. I wtedy pojawił się groźny ogień.
- W nocy z 7 na 8 września 1959 r. wybuchł pożar na zamku. Z okna swojego pokoju widziałem wielką łunę – opowiadał Arkadiusz Binnebesel.
W akcji, jak zapisano w „Kronice miasta Malborka”, brało udział 26 sekcji ogniowych i około 500 ludzi. Straty oszacowano na 4 mln zł.

Panorama Malborka zmieniła swój wygląd. Zza Nogatu, z daleka już widać okopcone kikuty wysokich kominów i samotną szczytnicę północnego skrzydła — płaską i pionową, jakby niezwiązaną z całością masywu średniego zamku. Gdy podjeżdżamy pod sam zamek, przechodzimy przez niezniszczony, choć drewniany i kryty drewnianym dachem most, gdy znajdujemy się wreszcie na obszernym, dolnym dziedzińcu zamkowym — widzimy, że nie jest tak strasznie, jak się początkowo wydawało. Spaliły się wiązania, podtrzymujące strome dachy kryte dachówkami nad północnym i częścią zachodniego, nadnogackiego skrzydła średniego zamku. Zawaliło się też kilka stropów, co spowodowało zniszczenie urządzeń i pomieszczeń użytkowanych przez PTTK – sal noclegowych i biur. Ale nawet sala rycerska, nad którą spłonął dach, jest cała, z całym sklepieniem, o dwóch tylko niewielkich otworach, przez które przeświecało słońce. Znajdująca się poza salą, bodaj najcenniejsza część średniego zamku, pałac wielkich mistrzów, jest nietknięty – pisał „Dziennik Bałtycki” 10 września 1959 r.

Dziennikarz, który był tuż po pożarze na miejscu, rozmawiał ze Stefanem Dubyną, jednym z założycieli malborskiego oddziału PTTK i jednym z inicjatorów odbudowy zamku.

- Zastałem go wywołującego zdjęcia spalonych części zamku. Ogromnie boleje nad tym, co się stało. Uważa pożar za tragedię, o tyle boleśniejszą dla malborszczan, że wraz z częściami zamku spłonęła bezinteresowna praca ludzi, którzy wiele trudu włożyli w dzieło odbudowy zamku malborskiego – pisał autor notatki z „Dziennika Bałtyckiego”.

Co ciekawe, o tym wydarzeniu mówiły także zachodnie rozgłośnie.

Trzy dni po pożarze Wolna Europa zaczęła o tym mówić. Bardzo często i mocno. Całą sprawą zainteresowało się UNESCO oraz ONZ. Gdy udaliśmy się do komitetu centralnego partii, żeby dostać fundusze na budowę, to padło nawet takie zdanie: „K… mać, musimy coś zrobić, bo cały świat mówi na ten temat!” - opowiadał Arkadiusz Binnebesel.

Na początek znów zamek ratowali zwyczajni ludzie.
- To była działalność wybitnie społeczna. Po pracy, popołudniami szliśmy odgruzowywać zamek. Co tydzień odbywały się narady i podczas jednej z nich padło takie zdanie: „W przyszłości będzie to Wawel Północy, będą tu przyjeżdżać tysiące turystów. Pamiętam, że pomyślałem wtedy: „Co ty gadasz, kto tu przyjedzie, kto to odbuduje…” - opowiadał Arkadiusz Binnebesel.

Ogień pojawił się przez wadliwą instalację. Więzienie dla sprawców

Tuż po pożarze pojawiły się spekulacje, że poprzedziły go tajemnicze wybuchy, o których donosił tuż po zdarzeniu „Ekspres wieczorny”. Eksplozje obudziły tamtej nocy mieszkańców. Stąd te przypuszczenia?

Jak wykazała ekspertyza mająca do dyspozycji odłamki, były to wybuchy pocisków do moździerzy niewielkiego kalibru pozostawione w zakamarkach poddachowych jeszcze w czasie wojny – czytamy w notatce z „Dziennika Bałtyckiego” zamieszczonej tuż po pożarze.

Przeprowadzone zostało wnikliwe śledztwo. Zakończyło się aktami oskarżenia dla pracowników i właściciela zakładu elektrycznego oraz dozorcy. Zarzucano im nieumyślne spowodowanie pożaru malborskiego zamku.

Sąd Wojewódzki w Gdańsku ogłosił wyrok w grudniu 1959 r. Na rok więzienia skazani zostali monterzy, którzy wadliwie założyli instalację na Zamku Średnim. Kolejny elektryk, „który dołączył 12 punktów świetlnych do maksymalnie wyzyskanego już obwodu zachodniej części zamku – co spowodowało zwarcia przewodów — został skazany na karę 3 tys. zł grzywny”, jak pisał o tej sprawie „Dziennik Bałtycki” z 23 grudnia 1959 r.

Właściciel warsztatu elektrotechnicznego, który delegował swoich pracowników do pracy na zamku, otrzymał karę 15 tys. zł grzywny. Natomiast dozorca zamku, który krytycznej nocy nie dopełnił obowiązku należytej kontroli pod względem bezpieczeństwa pożarowego i przed udaniem się na spoczynek nie sprawdził powierzonego jego opiece obiektu, został skazany na 10 miesięcy więzienia z zawieszeniem wykonania kary na okres dwóch lat. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny – czytamy w „DB” sprzed 61 lat.

Pożar przyspieszył powołanie muzeum. Na początku 1960 r. minister kultury powołał pełnomocnika, który zajął się przygotowaniami do otwarcia placówki w Malborku. Muzeum Zamkowe rozpoczęło swoją działalność 1 stycznia 1961 r.

ODKRYWAJ POMORZE Z "DZIENNIKIEM BAŁTYCKIM":

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia