Żydzi w Malborku. Jeszcze do 2 września można oglądać wystawę „Widzialni, trochę zapomniani” w miejskim muzeum

Anna Szade
Radosław Konczyński
W Malborku nie ma żadnych śladów po Żydach. Z byłych mieszkańców pochodzenia żydowskiego nie ma ich kto wspominać, bo większość tej wspólnoty zginęła w obozach koncentracyjnych podczas drugiej wojny światowej. Jeszcze do 2 września br. w Muzeum Miasta Malborka można obejrzeć wystawę „Widzialni, trochę zapomniani”, stworzoną razem z Archiwum Państwowym w Malborku.

Żydzi w Malborku. Nie ma śladu po kirkucie

Trudno nie zachwycać się zdjęciami przedwojennego Marienburga: imponujące kamienice, nowoczesne sklepy, szerokie ulice. To miasto nieistniejące. Mimo to od dawnych szyldów aż kręci się w głowie. To na nich, nie na nagrobkach, żydowskie nazwiska dawnych mieszkańców dotrwały do naszych czasów.

Żydzi byli chowani w Malborku na własnym cmentarzu. Rozrastał się przez wiele lat ich bytności.
- Kirkut znajdował się koło obecnego cmentarza żołnierzy radzieckich, jego część znajduje w obrębie cmentarza żołnierzy brytyjskich – mówi Tomasz Agejczyk, dyrektor Muzeum Miasta Malborka.

Dziś nie wiadomo nawet, ile było nagrobków, nie zachowały się też żadne fotografie tego miejsca.

Niemcy zniszczyli kirkut, wyrzucili wszystkie macewy, i drewniane, i betonowe. W jego miejsce w czasie drugiej wojny światowej utworzyli cmentarz jeniecki – słyszymy od Agejczyka.

Ale zastrzega, że Żydzi, którzy umierali w Malborku, byli również chowani w Dzierzgoniu. Tamtejszy kirkut przetrwał, kamienne macewy stoją. W miejskim muzeum można obejrzeć prawdopodobnie jedyną malborską płytę nagrobną, która przetrwała wojenną zawieruchę.
- To skromny nagrobek, zachował się fragment imienia i nazwiska, prawdopodobnie kobiety. Z jednej strony po hebrajsku, bo wszyscy Żydzi czytali w tym języku, z drugiej napis jest po niemiecku – tłumaczy Tomasz Agejczyk.

Mógł dokładnie przyjrzeć się macewie, bo sam wiele lat temu odnalazł ją na podmalborskich bezdrożach. Wtedy jeszcze nawet nie śniło mu się, że będzie szefem malborskiej instytucji. Teraz odkrycie ówczesnego pasjonata to jeden z ważniejszych muzealnych eksponatów.

Malborska synagoga spłonęła w „noc kryształową”

Historię malborskiej gminy żydowskiej próbowało zrekonstruować tutejsze Archiwum Państwowe w oparciu o zgromadzone w zasobach archiwalia. Ale to głównie szczątkowe dokumenty dotyczące działalności urzędowej. Do Malborka Żydzi przybywali w XIV i XV wieku, ale wówczas obowiązywała zasada „de non tolerandis Iudaeis”. Autorem tego zakazu osiedlania się Żydów w miastach był wielki mistrz Zygfryd von Feuchtwangen.

Nieformalnie funkcjonował praktycznie do XIX wieku, choć państwo krzyżackie nie istniało – tłumaczy Tomasz Kukowski z Archiwum Państwowego w Malborku.

We wcześniejszych czasach można więc było ich spotkać raczej jako wędrownych handlarzy na jarmarkach.
- Dopiero w roku 1813 sześć żydowskich rodzin osiedliło się tu na stałe. W następnym roku utworzyły one gminę religijną – pisze prof. Krzysztof Lewalski w artykule „Z dziejów gminy żydowskiej w Malborku (1813—1938)”.

W 1826 r. jeden z członków gminy założył synagogę. Funkcjonowała w starym spichrzu adaptowanym na dom modlitewny aż do momentu, gdy spłonął razem ze sporą liczbą innych budynków w wielkim pożarze tej części miasta.

- Pomieszczenia służące do modlitwy znajdowały się poniżej poziomu ulicy. Przy tym pozbawione były ogrzewania, a pomieszczenia dla mężczyzn i kobiet były osobne. W ten sposób przestrzegano zasady separacji płci (mechica), albowiem widok kobiet, jak utrzymywali ortodoksyjni rabini, „prowadzi do płochości i innych grzechów” – prof. Lewalski cytuje tekst z „Marienburger Zeitung”.

CZYTAJ TEŻ: Noc Muzeów w Malborku. Miejska placówka zaprosiła do zwiedzania trzech wystaw. Był także Kopernik

Nowa synagoga została wzniesiona w latach 1897-1898 przy ul. Schulstrasse (ul. Szkolna), obecnie 17 Marca, niedaleko ul. Poczty Gdańskiej. Obecnie to fragment al. Rodła, ruchliwej drogi krajowej nr 22. Otwarcie bożnicy nastąpiło 30 sierpnia 1898 r. i było znaczącym wydarzeniem w mieście.

To była bardzo nowoczesna synagoga jak na ówczesne czasy. Wzniesiona została w stylu mauretańskim. Posiadała nawet system przeciwpożarowy – mówi Tomasz Kukowski.

- W zewnętrznym wyglądzie budowli szczególną uwagę zwracały trzy charakterystyczne kopuły. Dwie mniejsze nakrywały narożne wieże, większa natomiast stanowiła pokrycie głównego pomieszczenia synagogi. Do wnętrza prowadziły trzy portale. Przez środkowy przechodziło się do przedsionka, a stąd do szatni i do sali modlitw. Z kolei z bocznych portali prowadziły schody do górnych pomieszczeń. Cała budowla została wzniesiona przy wykorzystaniu produkcji miejscowych cegielni – informował „Marienburger Zeitung”.

Ale system przeciwpożarowy nie uchronił obiektu. Synagoga dotrwała do nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., kiedy to z inicjatywy Reinharda Heydricha, szefa służby bezpieczeństwa III Rzeszy, naziści urządzili pogrom Żydów w całych Niemczech. Podczas „nocy kryształowej”, jak nazwano tamte wydarzenia, spalono 195 synagog.

Synagoga była przepiękna. Na początku spłonęła, dopiero potem została zburzona. Co ciekawe, była ubezpieczona dwa dni wcześniej na duże pieniądze. Wysokie odszkodowanie zostało wypłacone partii nazistowskiej – wspomina Tomasz Agejczyk.

Przedsiębiorcy żydowskiego pochodzenia z Marienburga

W dawnym Malborku najbardziej widoczna była żyłka do handlu i przedsiębiorczości, z jaką kojarzeni są Żydzi. To nie była liczna społeczność, ale jej przedstawiciele byli znani jako właściciele największych firm, byli też radnymi miejskimi.

- Przede wszystkim zajmowali się oni działalnością handlową. Prowadzili hurtownie, przedsiębiorstwa komisowe, gospody, zajazdy, sklepy z artykułami spożywczymi, tekstylnymi, galanterią, bielizną, wyrobami hafciarskimi i ze skóry, zabawkami, wyrobami ze szkła, fajansu i porcelany. Handlowali drzewem, zbożem, końmi i starzyzną. Część trudniła się rzemiosłem i transportem, prowadziła piekarnie, a także browar i farbiarnię. Byli też tacy, którzy utrzymywali się z pracy najemnej, ze służby, jałmużny, a nawet żebraniny – opisuje prof. Lewalski.

Muzeum Miasta znajduje się w willi Arnolda Flatauera.

To najbardziej znany z żydowskich mieszkańców Malborka, kupiec, który posiadał największy dom towarowy – mówi Tomasz Kukowski.

Mowa o Domu Towarowym M. Conitzer & Söhne. Został otwarty w 1900 r. przez – jakbyśmy to dzisiaj nazwali – sieć specjalizującą się w handlu odzieżą w całych Prusach. Ale nie była to zwykła „sieciówka”. Skoro tak wielką wagę właściciele przywiązywali do architektury budynków, w których prowadzili działalność, można przypuszczać, że i towar był pierwsza klasa.
- To był najbogatszy Żyd w Malborku, nie postawiłby byle jakiego budynku, ale z najwyższej półki – dodaje Tomasz Agejczyk. - Należał do niego również obiekt, który przetrwał do dzisiejszych czasów. Stoi na rogu ul. Piłsudskiego i 17 Marca.

Znani byli też David Bernstein, prowadzący skład żelaza, Ernst Jaruslawsky - fabrykę mydła, Meier Salinger - sklep obuwniczy. Jego sklep się nie zachował, znajdował się w jednej z kamienic nieopodal zamku. Jak cały ten kwartał, została zrównana z ziemią w 1945 roku.

Ale zachwycać może inne zachowane miejsce. To obecny sklep na parterze kamienicy na rogu ul. Jagiellońskiej i Grunwaldzkiej.

Edmund Blumenthal był doskonale w Malborku znany do lat 30. ubiegłego wieku. W pięknym budynku z kopułami miał na dole restaurację i rozlewnię wód mineralnych. Jego woda nazywała się „Marienburger Perle”, czyli „Malborska Perła”. On sam nie dożył swojego sukcesu. W 1914 r. zginął na froncie – słyszymy od Tomasza Agejczyka.

Przedsiębiorstwem zarządzała żona Florentyna. Przed wybuchem II wojny światowej udało jej się wyjechać do Afryki Południowej. Ale jej córka Meta i wnuczka Ruth oraz mąż Mety, Willy Bernhard, zginęli w Auschwitz.

Piekło i niepamięć. Wypędzeni i mordowani w obozach koncentracyjnych

Malborscy Żydzi przeżyli piekło, a pamięć o nich ulotniła się jak ziołowa nalewka z apteki „Zum goldenem Adler”, czyli „Pod złotym orłem”. W Niedere Lauben (Niskich Podcieniach) prowadził ją Heinrich Mehrlaender. Esperantyści wiele lat później upamiętnili to miejsce głazem na Starym Mieście. W prywatnej kolekcji zachowała się buteleczka z „Zum goldenem Adler”.

W środku nadal są oryginalne zioła. Był też spirytus, ale zaraz po otwarciu wyparował – przyznaje dyrektor Muzeum Miasta.

Gmina żydowska istniała w przedwojennym Malborku do 1938 r.

- Przezorniejsi jej przedstawiciele wyjechali wcześniej m.in. do Brazylii. Tak było w przypadku Mehrlaenderów. Tyle że ich córka nie zdążyła na statek. Oni popłynęli, córka została. Dostała się na pokład innej jednostki. I tak, bez dokumentów i majątku, znalazła się aż w Londynie. Tam przeżyła całą drugą wojnę światową. Ojciec, Heinrich, dowiedział się o tym dopiero w 1953 r. Popłynął do córki. Po wojnie prowadziła dwa sklepy obuwnicze w Londynie – opowiada Tomasz Agejczyk.

Ale trudno odtworzyć powojenne losy wszystkich, bo niewiele jest dokumentów na ten temat. Natomiast niemieckie gazety, choć wcześniej rozpisywały się o całej malborskiej społeczności, unikały tematu Żydów.
- Można powiedzieć, że tylko śmietanka żydowska zdążyła uciec – przyznaje szef miejskiego muzeum. - Ale i tak „Marienburger Zeitung” napisał o Arnoldzie Flatauerze dopiero po jego śmierci, a był to 1964 r.

Jedynym Żydem, który non stop gościł na łamach „Marienburger Zeitung", choć dotarł z Malborka najdalej, bo aż do RPA, był Ken Espen. Cały świat poznał go jako uzdolnionego muzyka.

Był kompozytorem, jako pierwszy w Afryce grał na organach Hammonda. Wydał 70 płyt długogrających, więc to tak znana postać w RPA, jak u nas Czesław Niemen – słyszymy od Tomasza Agejczyka.

Espen zmarł w 1998 r., ale jego muzyka wciąż żyje. Można jej posłuchać w internecie, a na portalach aukcyjnych krążą jego płyty. Skoczne melodie dawnego marienburczyka nijak się jednak mają do ostatnich akordów historii Żydów malborskiej wspólnoty. Choć przez lata żyli obok niemieckich sąsiadów, byli członkami miejskich władz, na co dzień podawali im pieczywo czy modne pantofle w sklepie, wystarczyła iskra, by ta sielanka skończyła się na zawsze.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Muzeum Miasta Malborka wzbogaciło się o niezwykłą wannę. Trzeba było się kołysać, żeby się w niej wykąpać

Garstka, która przetrwała w Malborku do roku 1938, została stąd wygnana, wysiedlona do Berlina. Ale to nie był kres ich podróży.

Mamy dokumenty, oryginalne listy transportowe wywiezionych do obozów koncentracyjnych – mówi Tomasz Agejczyk. - Nikt nie przeżył. Tylko Heinz Galiński przetrwał trzy obozy koncentracyjne: w Oświęcimiu, Buchenwaldzie i Bergen-Belsen.

W Oświęcimiu zginęli jego rodzice i żona. Po wojnie Galiński uchodził za najsłynniejszego malborskiego Żyda.
- Sam podawał, że urodził się w Malborku. W księgach metrykalnych nie ma jednak jego nazwiska, bo urodził się w 1912 r. w malutkiej wiosce naprzeciwko Piekła w dzisiejszym powiecie sztumskim – prostuje życiorys Heinza Galińskiego dyrektor Agejczyk.

Ojciec Heinza Galińskiego prowadził w Malborku sklep tekstylny.
- Po zakończeniu II wojny światowej Heinz Galiński pozostał w Niemczech, gdzie od roku 1949 pełnił obowiązki przewodniczącego gminy żydowskiej w Berlinie, później został przewodniczącym Centralnej Rady Żydów w Niemczech. Nazywany był sumieniem Niemiec. Pomimo tragicznych przeżyć, niestrudzenie pracował na rzecz pojednania Niemców i Żydów. Zmarł 19 lipca 1992 r. w berlińskiej klinice kardiologicznej – wspomina w swoim artykule prof. Lewalski.

Jeszcze do 2 września br. w Muzeum Miasta Malborka można obejrzeć wystawę „Widzialni, trochę zapomniani”, stworzoną razem z Archiwum Państwowym w Malborku. Opowiada o gminie żydowskiej i jej członkach w przedwojennym mieście.

Ja hi

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia