Uroczystą atmosferę świąt zapewniała natura
Spotkanie z gdańskim historykiem odbyło się przed świętami Bożego Narodzenia. Jarosław Twardziak wyjaśnił, że dawne, te sprzed 100 czy 200 lat malborskie obyczaje świąteczne odzwierciedlały w znacznym stopniu historię społeczną i skład etniczny mieszkańców Marienburga.
- Pod wieloma względami malborska Wigilia była taka sama jak w dużych miastach w Niemczech, a malborski robotnik, urzędnik czy kupiec świętował podobnie, jak odpowiednik w Lubece, Berlinie czy Królewcu. Różnice, podobnie jak dzieje się to teraz, wynikały z czynników takich jak wyznanie, korzenie etniczne i zamożność. Uroczystą atmosferę w mieście zapewniała przede wszystkim natura. Nie zdarzały się wtedy święta bez śniegu. Dachy zamku, domów, wieże kościelne, ulice... wszystko było zwykle pokryte grubą warstwą śnieżnego puchu i to już najczęściej od połowy grudnia. Kiedy padał śnieg, mimo najkrótszych dni w roku, nagle robiło się jaśniej, czyściej i bardziej uroczyście – opowiadał Jarosław Twardziak.
Przygotowania świąteczne rozpoczynały się na dobre w ostatni tydzień adwentu.
Oprócz sprzątania, które właściwie powinno już być wtedy zakończone, zaczynało się pieczenie i gotowanie. Charakterystyczne zapachy jabłek pieczonych w duchówkach, pierników, siekanych orzechów i fig rozchodziły się z kuchni po mieszkaniach. W wielu malborskich rodzinach w ten właśnie jedyny raz w roku produkowano samodzielnie marcepan, z którego formowano charakterystyczne, obtoczone kakaowym proszkiem kulki zwane kartofelkami – opowiada Jarosław Twardziak.
CZYTAJ TEŻ: Gmina żydowska w Malborku na wystawie "Widzialni, trochę zapomniani
Przykłady świątecznego menu w dawnym Malborku
Uczestnicy spotkania mogli poznać przepisy (dostosowane do czasów współczesnych) na marcepan malborski i kilka innych potraw, spożywanych w Marienburgu.
Marcepan malborski
Składniki: 50 dag sparzonych migdałów, 50 dag cukru pudru, oko. 5 łyżek wody różanej. Przygotowanie: migdały zmielić i ucierać z cukrem pudrem, dodając po kropli wody różanej. Masę wyrabiać ręcznie około 30 minut, po czym odstawić ją na kilka godzin. Następnie formować wybrane kształty(mniejsze ciasteczka lub torciki), po czym zapiec w rozgrzanym piekarniku (grzanie od góry) na 200 stopni Celsjusza.
Ryba w piwie
Składniki: 1,5 kg ryb (najlepiej karp, lin, leszcz), 1,5 l wody, 1,5 l ciemnego piwa, 1 korzeń pietruszki, 1 seler, 1 cebula, 1 liść laurowy, 4-5 ziaren ziela angielskiego, 4 goździki, 1 łyżeczka masła, 50 g piernika, mąka ziemniaczana, 1 cytryna, natka pietruszki, liście sałaty.
Przygotowanie. Oczyszczone ryby pokroić na kawałki i posolić. Zagotować wodę z piwem i solą, z pokrojonymi w kostkę korzeniami pietruszki i selera oraz cebulą, liściem laurowym, zielem angielskim i masłem. Dodać ryby, które powinny być całkowicie zanurzone w wywarze, gotować 10-15 minut, potem wyjąć ryby, odstawić w ciepłe miejsce. Wywar przecedzić i dodać do niego namoczony w gorącej wodzie piernik; gdy się zagotuje, zagęścić mąką ziemniaczaną i doprawić cukrem i cytryną. Kawałki ryb ułożyć na liściach sałaty i przystroić zieloną pietruszką i plastrami cytryny. Można podawać z gotowanymi ziemniakami u sosem piernikowym.
Świąteczna gęś
Składniki: 1 duża gęś, 50 dag suszonych śliwek, 50-70 dag jabłek, majeranek, 2 ząbki czosnku, sól.
Przygotowanie. Gęś przede wszystkim należy bardzo dobrze oczyścić ze stosin (pozostałości po piórach). Następnie myjemy ją dokładnie i solidnie nacieramy solą wewnątrz i na zewnątrz. Rozdrabniamy 2 ząbki czosnku i nacieramy nimi gąskę. Wkładamy do naczynia, w którym będzie pieczona, i posypujemy słuszną porcją majeranku. Odstawiamy na kilka godzin.
Przed wstawieniem do pieca wypełniamy suszonymi śliwkami i jabłkami pokrojonymi na ósemki - i zaszywamy. Na dno naczynia, w którym pieczemy, dajemy trochę wody i wkładamy przygotowaną gęś. Potrawę nakrywamy folią aluminiową. Pieczemy do miękkości ok. 2-3 godzin w piekarniku rozgrzanym na ok. 180 stopni. W trakcie pieczenia polewamy gęś wydzielonym sosem, Na 30 minut przed końcem pieczenie zdejmujemy folię. Przez te pół godziny pięknie się przyrumieni na złoty kolor, a skóra stanie się chrupka.
Piwo jałowcowe
Na około 20 litrów zimnej wody bierze się 5 kg jagód jałowcowych, potłuczonych albo zmielonych np. w maszynce do mięsa. Cała ta mieszanina musi się odstać przez 24 godziny. Dawniej zalecano, aby robić to w drewnianej dzieży. Potem odcedza się płyn przez lnianą szmatkę, przegotowuje i odszumowuje. Do letniego płynu dodaje się drożdży, a także szyszki chmielowe, cukier, cynamon i goździki. Tak przygotowane piwo musi fermentować przez kilka dni w niezakorkowanych butelkach, najlepiej na kamiennej podłodze.
Ojciec szedł po choinkę i przepadał w knajpce...
Około wieku temu coraz trudniej było wyobrazić sobie święta bez choinki. Jak przypomniał Jarosław Twadziak, pierwsze informacje na jej temat pojawiały się w 1603 roku w stolicy Alzacji, Strasburgu. Sto lat później zwyczaj trafił do Niemiec, a po kolejnych stu latach na tereny Polski.
Gdańsk, który jako miasto portowe był „oknem na świat”, stanowił wyjątek. Tutaj choinka pojawiła się wcześniej, w 1698 roku, co opisane jest w relacji Achacego Filliborna, pierwszego śpiewaka kapeli rady w Gdańsku, nauczyciela biednych uczniów w Szkole Mariackiej – opowiadał Jarosław Twardziak.
Historyk przypomniał fragment z „Gazety Gdańskiej” z 1929 roku, w której napisano: „Chcę wam to powiedzieć, jest bardzo świątecznie. Na Długim Targu, przed Dworem Artusa, stanęła Straż Świąteczna. Jak co roku, stoją tam od wczoraj dwie potężne choinki w blasku świec, ale na Boże Narodzenie botanika przestaje obowiązywać, każde drzewko iglaste jest choinką”.
- W tamtych czasach za dostarczenie drzewka do domu odpowiadali ojcowie. Nie inaczej było w Marienburgu.
Sprzedaż odbywała się na placu przed kościołem św. Jana Chrzciciela. Są takie informacje, że nieraz ojciec zaszedł sobie gdzieś do knajpki na kieliszek machandla, bardzo mocnego alkoholu. A potem wracał troszeczkę pijany, czasem nawet bez choinki – opowiada Jarosław Twardziak. - Za ozdobienie drzewka odpowiadały dzieci. Przygotowywały papierowe, bibułkowe ozdoby, zawieszały orzechy. Natomiast ciekawy jest temat bombek. W Malborku było tak, że tylko tych najbogatszych było stać, żeby sobie zawiesić na choince szklaną bombkę. W okresie międzywojennym bombka nie była tak rozpowszechniona jak dzisiaj. Nielicznych obywateli było stać na taką ozdobę.
Nie ma świąt bez prezentów. Tak jest dzisiaj, ale kiedyś nie było inaczej. Tylko że około stu lat temu podarki nie zawsze leżały pod choinką.
Jeżeli było stać na choinkę, to mamy prezenty pod choinką; jak nie stać, to mamy w koszyczkach albo na talerzach – mówi Jarosław Twardziak.
Historyk w tym kontekście przytoczył relację z Żuław, z której wynikało.
- W Wigilię posyłano dzieci do łóżek wcześniej niż zwykle. Kiedy spały, rodzice przygotowywali stół świąteczny, przy czym dla każdego, dużego i małego, szykowano talerz z prezentami. Talerz był tym miejscem, gdzie czekały prezenty. Znajdowały się tu jabłka, orzechy, łakocie wszelkiego rodzaju, pończochy i inne wełniane rzeczy, zabawki. Następnego dnia dzieci naturalnie nie udawało się zatrzymać długo w łóżkach. Maluchy recytowały wierszyki i następowało ogólne rozdawanie prezentów – opowiadał Jarosław Twardziak.
Kolędnicy z szopką po pudełku z cygar
W Gdańsku okres świąteczny zaczynał się od muzyki dzwonów wieży ratusza i kościoła św. Katarzyny, od soboty poprzedzającej pierwszą niedzielę adwentu. Wydzwaniały chorały, wieczorem dołączały trąbki i puzony. W niedzielę przystrajano jedliną obrazy i lustra, po południu rodziny śpiewały stare pieśni. Chrupano pierniki, częstowano pieczonymi jabłkami, zajadano się orzechami. Od drugiej, miedzianej niedzieli adwentu zaczynali chodzić kolędnicy z szopką.
- W Malborku wykonywano je z okładek zużytych zeszytów szkolnych. Dzieci wycinały najczęściej Świętą Rodzinę. To było bardzo kolorowe, bardzo uroczyste. Z szopką chodziły od domu do domu, oczekując prezentu. Najczęściej otrzymywały słodycze, jabłka. W Gdańsku szopki były wykonane często w zwykłym pudełku od cygar, które zawieszało się na szyi – opowiadał Jarosław Twardziak.
Gdański historyk na potrzeby swojego wykładu w Muzeum Miasta Malborka wykorzystał m.in. opracowania Georga Hermanowskiego i prof. Andrzeja Januszajtisa.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!