Gdy dziś mija Pan cmentarne kwatery żołnierzy radzieckich, myśli Pan "wyzwoliciele"?
Myślę o nich z żalem. W wojnie prowadzonej przez Stalina życie ludzkie nie grało żadnej roli. W chwili, gdy Stalin rzuca na front kolejne dywizje, miał już na koncie miliony ludzi zamordowanych w latach 30. Leżą w tych grobach żołnierze, którzy trafili na front bez zaopatrzenia, bez służb sanitarnych, zapijający strach i wycieńczenie przy każdej możliwej okazji. Warto stawiać pytanie, ilu tych ludzi zginęło na darmo, również w Polsce? Rosja często zasłania się tymi milionami, ale te miliony ginęły w dużej mierze z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na pośpiech Stalina, żeby zagarnąć jak największy obszar. Po drugie, ze względu na absolutny brak szacunku Stalina dla życia ludzkiego.
Jest zima 1945 r. Przez Polskę przetacza się machina radzieckich wojsk. Rząd polski na uchodźstwie miał pomysł, jak rozegrać to wyzwolenie?
Zarówno rząd polski w Londynie, jak i ludzie kierujący państwem podziemnym nie orientowali się w wyrazisty sposób w naszej sytuacji. Dowództwo amerykańskie, które miało również silny wpływ na Wielką Brytanię, operowało pojęciem "wkraczania na tereny". Problem w tym, że ten termin był dla nich całkowicie oderwany od spraw politycznych.
Amerykanie nie zrozumieli intencji Stalina?
Rozgrywali dziwną grę. I to nie tylko w stosunku do Polski. Zjawiskiem, które trudno pojąć, jest niechęć władz amerykańskich, a w szczególności prezydenta Roosevelta, do wolnych Francuzów. Generał de Gaulle nie został poinformowany nawet o lądowaniu wojsk sprzymierzonych w Algierze, Tunisie oraz w Maroku. Amerykanie nie uznali za stosowne uprzedzić go nawet o dacie inwazji na Francję! Co więcej, jankesi, żeby ułatwić sobie okupację, podporządkowali sobie część dostojników kolaboracyjnego Vichy. Jednocześnie nie chcieli uznać rządu tymczasowego de Gaulle'a, któremu nie zamierzali przekazywać żadnej władzy. Roosevelt mętnie tłumaczył to troską, aby naród francuski mógł sobie sam wybrać władzę po wyzwoleniu.
Ale de Gaulle do tego nie dopuścił - dywizja francuska ruszyła na Paryż. Dzięki temu de Gaulle mógł w ratuszu ogłosić powrót francuskiego rządu. Ponieważ przywitały go wiwatujące tłumy, Amerykanie musieli uznać swoją koncepcję za przegraną. Z podobną determinacją de Gaulle walczył o kolonie francuskie. Z tego powodu jeszcze w 1942 r. w Syrii o mało nie doszło do walk zbrojnych pomiędzy Brytyjczykami a Francuzami. Również ze Stalinem de Gaulle potrafił załatwić wiele swoich spraw, podczas gdy Amerykanie i Brytyjczycy (którzy mieli w ręku znacznie więcej argumentów) pokornie się wycofywali. Taka sama postawa wobec Polaków stała u podstaw naszej dyplomatycznej klęski.
Kto w USA przekreślił szanse Polski?
W dużej mierze wpływ na to mieli generałowie. Eisenhower i Marshall bez trudu dogadywali się z Rosjanami w sprawie podziału obszaru walk na dwie strefy działania. Zwłaszcza Eisenhower był naiwniakiem myślącym wyłącznie kategoriami mapy sztabowej. Jedyną dalekowzroczną postacią był McArthur, którego zresztą wyeliminowano, gdy usiłował przeciwdziałać opanowaniu Chin przez komunistów. W rozumieniu wojskowym zwycięska armia decyduje o zdobytym przez siebie terenie. Jeśli takie rozumowanie da się zaakceptować w stosunku do terenów kolaborujących z III Rzeszą, to jednak nie sposób go pojąć w przypadku krajów, które takiej kolaboracji nie podjęły. Na przykład Polski.
Byli jeszcze Churchill i polscy żołnierze w brytyjskich mundurach, którzy mieli być atutem.
Od 1942 r. rola Churchilla w koalicji antyhitlerowskiej była już drugorzędna. Jednak tam, gdzie w grę wchodziły interesy brytyjskie, walczył zawzięcie. Na ustępstwa wobec Amerykanów mógł sobie pozwolić w innych sprawach, na przykład Polski. Jeśli chodzi o kontynent, Brytyjczycy mieli jak zwykle w historii dwa priorytety - Grecję i Portugalię. Te dwa kraje pozwalały Brytyjczykom zabezpieczać wschodnie i zachodnie interesy europejskie. To właśnie za sprawą tych interesów Grecja, w której istniał przecież potężny ruch komunistyczny, nie weszła w orbitę Sowietów.
Amerykanie uznali jednak, że skoro Polska znalazła się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej, sprawa jest przesądzona - Sowieci będą władzą okupacyjną na tych terenach. Polskie władze chyba tego nie zrozumiały, a koalicjanci nigdy nam tego wprost nie powiedzieli. Ku naszej zgubie wiedza geopolityczna Amerykanów o sprawach europejskich była żałosna. Amerykanie kierowali się w tej wojnie niemal wyłącznie militarnym pragmatyzmem. Chcieli ją wygrać jak najniższym kosztem dla USA. Niestety, w ten sposób przegrali pokój zarówno po pierwszej, jak i po drugiej wojnie.
Rząd na uchodźstwie mógł ugrać więcej?
De Gaulle potrafił ostro stawiać sprawy, a kiedy trzeba było - stosować różne polityczne sztuczki. Nie można tego powiedzieć ani o Sikorskim, a tym bardziej o premierze Mikołajczyku. A przecież de Gaulle, przynajmniej w pierwszej fazie wojny, miał pozycję słabszą niż Polacy!
Jak wejście Armii Czerwonej odbierano w podziemiu?
Zdefiniowała je klęska akcji "Burza" na terytoriach za Bugiem i porażka powstania warszawskiego.
W styczniu 1945 r., w trakcie ofensywy radzieckiej, która wyzwoliła resztę Polski, odczucia Polaków były mieszanką sprzecznych emocji. Radość, ulga, sporo złudzeń mieszało się z poczuciem strachu i klęski. Trudno to oczywiście uchwycić, bo mieliśmy do czynienia z emocjonalną huśtawką.
Ale to wyzwolenie wyglądało różnie w różnych częściach kraju.
Najbardziej sceptyczni byli ci, którzy mieli już wcześniej doświadczenia z Rosjanami, głównie ludzie zza Buga. Jednak ta grupa marzyła głównie o tym, żeby odetchnąć po zawierusze wojennej. Musimy pamiętać również, że dla mieszkańców wsi z Nowogródczyzny, Wileńszczyzny, a zwłaszcza Polesia, którzy zostali ulokowani na ziemiach odzyskanych, repatriacja oznaczała znaczną poprawę warunków. Na Pomorzu czy w Wielkopolsce wyglądało to jeszcze inaczej. Przed wojną te tereny były w dużej mierze żywiołem Narodowej Demokracji, której kurs wobec Rosji był zawsze łagodniejszy.
Nie można zapominać, że pierwsze dwa lata po wyzwoleniu były czasem dość zwodniczym. Wkroczyli do Polski żołnierze z orzełkiem na czapkach, a władza ludowa dała pełną swobodę Kościołowi. Sam Bierut chodzi w procesji. Pozostały zręby zdrowej gospodarki, która zaczęła się dość szybko rozwijać, a w szkołach, na lekcjach prowadzonych przez przedwojennych nauczycieli, obowiązywały przedwojenne podręczniki. Mówiło się, owszem, o reformie rolnej, ale nie o kołchozach. Na terenach, na których było dużo małorolnych chłopów i robotników folwarcznych, zwłaszcza na Lubelszczyźnie, Rzeszowszczyźnie czy w części Galicji, zapowiedzi te przyjmowane były z zadowoleniem. Wielu nie miało żadnego powodu, żeby żałować II Rzeczypospolitej.
Ludzie zaufali władzom z komunistycznego nadania?
Nie powinniśmy spoglądać na tamte wydarzenia z naszej perspektywy. Przeciętny robotnik nie mógł przewidzieć, że nowy projekt państwa będzie gospodarczą porażką. Poza tym PPS już przed wojną wypowiadała się za nacjonalizacją wielkiego przemysłu. Mój wuj, podpułkownik Ludwik Muzyczka, zajmował się w Armii Krajowej między innymi projektem nacjonalizacji. Reformy społeczne były wówczas dość powszechnie akceptowane. Weźmy pod uwagę, że prawie w każdej większej partii politycznej działającej w podziemiu znaleźli się ludzie, którzy poszli na współpracę z władzą ludową. Polska po wyzwoleniu była krajem dużych kontrastów. Bywały regiony, w których pojawiał się głód, ale gdzie indziej ludzie żyli całkiem nieźle. Aż do 1950 r., gdy znowu pojawiły się kartki na żywność.
Wraz z Armią Czerwoną przetoczyła się przez Polskę fala gwałtów i grabieży.
Odwykliśmy już od wojen, ale Polacy w 1945 r. mieli w zbiorowej pamięci wiele krwawych wydarzeń. Trzeba pamiętać, że w każdej wojnie dochodzi do zbrodni wojennych, a nie wszędzie istniało oficjalne przyzwolenie dowództwa radzieckiego na akty barbarzyństwa. Wolną rękę żołnierze mieli na terenach niemieckich, ale dla Rosjan rozróżnienie ziem niemieckich i polskich było dość niejasne, bo przecież część terytorium Polski została przez Niemców włączona w obszar III Rzeszy.
Znacznie gorsze było to, co nadeszło po jednostkach frontowych. Z samego Torunia w pierwszych dniach po wyzwoleniu wywieziono kilkaset osób. Górników ze Śląska wywożono do Donbasu, żeby tam wznawiać wydobycie. Władza radziecka badała, kto podpisał volkslistę, choć w żadnej mierze nie leżało to w jej kompetencjach. O wywózkach w znacznej mierze decydował przypadek. Do takiej Polski wrócił naiwny Mikołajczyk, nie mając żadnych gwarancji uczciwych wyborów. Sam, jako harcerz w Krakowie, brałem udział w demonstracji poparcia dla Mikołajczyka przy Hotelu Francuskim. Wielu z nas wierzyło, że nie zginiemy, bo mamy Amerykę po swojej stronie. Żałosna była ta polska wiara w Amerykę.
Pan jako dziecko trafił z rodziną na Ziemie Odzyskane. Ale była tam armia radziecka.
Rzeczywiście, zestawienie górnolotnych tekstów o naszych wyzwolicielach z codzienną rzeczywistością wprowadzało pewien dysonans. Na szczęście w Zielonej Górze żołnierze radzieccy zadowalali się zegarkami i rowerami, poważnych rabunków nie było.
Ludzie o swojej działalności okupacyjnej raczej nie rozmawiali.
Mój nauczyciel historii omawiał zagadnienia tak jak przed wojną (aresztowano go dopiero po moim wyjeździe z Zielonej Góry). W drużynie harcerskiej, do której należałem, śpiewaliśmy AK-owskie piosenki, w wolnych chwilach wyrywając się poza miasto, gdzie było pusto, ale bezpiecznie. Na jedną z takich wycieczek wybraliśmy się do niemieckiego zamku. Działo się to już rok po wojnie. Zamek stał pusty, meble były doszczętnie porozbijane przez stacjonujące tam wcześniej wojska radzieckie. Wszędzie walały się niemieckie książki, które używane były przez sołdatów do podpałki i jako papier toaletowy. Pamiętam, że wziąłem sobie stamtąd jakiś tom Goethego.
Rozmawiał Adam Willma