Rossija. Mocarstwo tracące na znaczeniu z własnego wyboru

Jacek Klein
Jacek Klein
fot. east news
Świat z niedowierzaniem, strachem i zdziwieniem obserwuje wydarzenia w Ukrainie. Dlaczego Rosja napadła na sąsiedni kraj, co motywuje Putina do podjęcia tak drastycznych działań, wywołania regularnej wojny kosztem życia tysięcy Ukraińców, ale i tysięcy swoich rodaków?

Odpowiedź jest złożona, choć głównie pada argument wizji, czy nawet obsesji Putina odbudowy supermocarstwowości ZSRR. Dla pełniejszego obrazu warto zastanowić się nad Rosją, Związkiem Radzieckim, rolą, jaką sobie obrała w dzisiejszym świecie. A rola ta, co nie wszyscy mieszkańcy tego największego kraju potrafią lub czego nie chcą dostrzec, marginalizuje się. I to na własne Rosji życzenie.

Świat przez dekady napędzany był wyścigiem zbrojeń i rywalizacją gospodarczą USA i ZSRR. Jakże inne podejście do tego wyścigu prezentowały jednak oba państwa, jakże inna jest ich obecna pozycja gospodarcza. Jeszcze w 1950 roku PKB Rosji wynosiło 1/3 PKB USA. To i tak znakomity wynik, biorąc pod uwagę, że pod koniec wojny ten udział był dwukrotnie mniejszy. Można się zastanawiać, jakie znaczenie w tym przyspieszeniu miał fakt posiadania szeregu państw satelickich w Europie Środkowej. W kolejnych powojennych dekadach, aż do lat 80. ZSRR potrafił dobić nawet do 40 proc. PKB USA. Potem jednak krzywe rozwoju obu krajów diametralnie się rozjechały. Od 1983 roku, kiedy PKB osiągnął blisko 1 bln dolarów, ZSRR do swojego końca znalazł się na równi pochyłej. W 1990 roku kraj produkował już dobra wartości tylko niecałych 780 mld dolarów. Dla porównania USA w 1983 roku to gospodarka wielkości 3,6 bln dolarów, a kolejną dekadę zaczęła z produkcją 5,9 bln dolarów w 1990 roku.

Rozstrzał w rozwoju gospodarczym był gigantyczny i tłumaczy nieuchronność upadku sowieckiego „imperium”.

Nieograniczony potencjał hamulcem rozwoju

ZSRR okazał się zatem dość słabym gospodarczo tworem, który tylko i wyłącznie z powodu potencjału militarnego mógł rościć sobie prawo do miana supermocarstwa. Gospodarczo już w 1990 roku mocno bowiem odstawał. O wiele większymi gospodarkami były wówczas Japonia, RFN, Wielka Brytania, Francja czy Włochy.

Najciekawsze dla nas oraz dla próby odpowiedzi, dlaczego dzisiaj mamy wojnę w Ukrainie, jest to, co działo się po 1990 i po 2000 roku. Rozpad ZSRR oczywiście zepchnął Rosję w jeszcze większy dołek gospodarczy. Rosja w ZSRR generowała ok. 60 proc. PKB. W dodatku dekady zacofania w przemyśle i błędnej polityki gospodarczej, degradacji rolnictwa spowodowały, że kraj zapłacił słono za dostosowanie się do wolnego rynku. Do 2000 roku PKB spadł około dwukrotnie. W tym czasie inne gospodarki zwiększały dystans.

Przełom tysiąclecia ma kluczowe znaczenie. Świat, przynajmniej jego najbardziej rozwinięta czołówka, był już gdzie indziej. Od lat 80. ub. stulecia USA żyły już raczej rywalizacją gospodarczą z Japonią, która wówczas przeżywała złoty okres. USA położyły nacisk na wydajność, nowe technologie, innowacje. Osiągnięcia w dziedzinie zbrojeń i technologii kosmicznej zaczęto zaprzęgać do cywilnej sfery życia. Podobnie zrobiły inne państwa, w Europie czy Azji. Miliardy dolarów przychodów i zysków pozwalały na wdrażanie gigantycznych programów badawczych, rozwojowych, napędzanych przez naukę prężnie współpracującą z wielkim biznesem. Rozwój napędzał rynek finansowy, który poszukiwał nowych instrumentów lokowania kapitału (choć jak wiemy, nie zawsze kończyło się to dobrze). Rosja startowała do tego wyścigu z dalekiej pozycji, ale miała niezaprzeczalne atuty, można powiedzieć - nieograniczone możliwości, których nie mieli inni. Wbrew pozorom jej myśl techniczna i naukowa była na dość wysokim poziomie. Kraj, największy na świecie, miał także i wciąż ma największe zasoby surowcowe, od ropy i gazu, po węgiel czy metale szlachetne i te najrzadsze, bez których nie obejdzie się współczesny świat. W Rosji nie zauważono jednak lub świadomie nie dostrzegano rewolucji, jaka się wówczas dokonywała. Nowoczesna, innowacyjna gospodarka stała się drogą do mocarstwowości. Kiedy inne kraje budowały swoje większe lub mniejsze Doliny Krzemowe, Rosja zakopała się w ekstensywnym rozwoju polegającym na czerpaniu z zasobów Ziemi. Prosta droga, niewymagająca wielkich reform, a przynosząca miliardowe dochody, pozwoliła wrócić krajowi do gospodarczej elity, przynajmniej pod względem PKB, który w 2013 roku sięgnął prawie 2,5 bln dolarów. Moskwa mogła pomyśleć, że znów się liczy.

Światowa stacja paliwowa

Niestety przeliczyła się, a bogactwo zasobów naturalnych jest w dużym stopniu ułomnością tego kraju. Polityka budowania światowej sieci dystrybucji surowców naturalnych pozwoliła na osiąganie dochodów, które niestety nie stały się dźwignią rozwoju. Ustawianie się w roli supermocarstwa oznaczało trudny do udźwignięcia ciężar utrzymywania ogromnych sił zbrojnych i nuklearnego arsenału, odstraszającego bardziej lub mniej wyimaginowanego wroga. Kraj mimo pozornego bogactwa jest dość biedny pod względem poziomu życia. Zyski pochodzące z handlu surowcami nie były inwestowane w technologie (oprócz tych militarnych), a właściwie przejadane lub wykorzystywane przez wąską część społeczeństwa do pomnażania swoich fortun wydawanych na dobra luksusowe. Kraj rozwijał się w sposób ekstensywny.

Widać to doskonale, jeśli porównamy ścieżkę Rosji, Korei Południowej, Tajwanu i oczywiście Chin. Wszystkie te kraje były gospodarczymi pariasami dotkniętymi wojennymi zniszczeniami. Tajwan, dzięki umiejętnej polityce nakierowanej na uniezależnienie się do Chin, stał się potentatem w technologiach informatycznych. Korea Południowa pod koniec lat 90., dzięki programowi inwestycyjnemu realizowanemu przez narodowe konglomeraty przemysłowe, wspartemu systemem edukacji uważanym za jeden z najlepszych, stała się azjatyckim tygrysem. Dzisiaj to 10. gospodarka na świecie, najbardziej zinformatyzowany kraj, który pod tym względem przeskoczył nawet Japonię. Korea jest jednym z ośrodków wyznaczających ścieżkę rozwoju gospodarczego i społecznego.

„Supermocarstwowość” Rosji można zdefiniować jednak poprzez Chiny. Ten kraj w ciągu 40 lat pod względem gospodarczym przeskoczył swojego dawnego „nauczyciela” kilkudziesięciokrotnie. Można mieć zastrzeżenia, czy w sposób do końca etyczny w relacjach z Zachodem, a może to Zachód przymykał oko i umożliwiał Chinom poznawanie osiągnięć technologicznych w zamian za produkcję „po kosztach” na globalną skalę? Istotne w tym są priorytety, jakie Chiny sobie postawiły. Otóż od początku ich celem było stanie się supermocarstwem numer 1 i od kilku dekad prą do osiągnięcia tego statusu. Za kilka dekad to osiągną. Państwo Środka z „fabryki świata” stało się jednym z największych ośrodków technologicznych. Polityka gospodarcza nastawiona na budowanie potencjału intelektualnego i technologicznego, inwestycje w badania, rozwój przemysłu 4.0 stworzyła z Chin mocarstwo z PKB na poziomie ponad 15 bln dolarów. A w 1960 roku było to 60 mld! W porównaniu z Chinami, Rosja jest gospodarczym pariasem, który mógłby zostać „zjedzony” na dzień dobry. Oba państwa starają się, tak to przynajmniej wygląda z zewnątrz, zbudować blok będący przeciwwagą dla Zachodu. Ich rola jednak się zdecydowanie różni. Gospodarzem są tu Chiny, których potencjał jest nieporównywalnie większy. Rosja na własne życzenie ustawiła się w roli „stacji paliwowej”, nie tylko dla Chin, które de facto ją tak traktują, z pozycji coraz większej siły dyktując warunki ekonomiczne dostaw surowców, ale i dla reszty świata. Czyli w najniższym ogniwie łańcucha rozwoju gospodarczego.

W poszukiwaniu wartości dodanej

Słabość rosyjskiej gospodarki, ustawionej jako dostawca surowców, odstającej technologicznie, ze słabo rozwiniętym rynkiem kapitałowym (stanowi tylko 0,4 proc. światowej kapitalizacji giełd) pokazują światowe kryzysy. Gospodarka tego kraju jest przez nie o wiele mocniej uderzana niż w krajach, w których te kryzysy się rodzą. W 2009 roku USA w wyniku kryzysu finansowego straciły 2,5 proc. PKB, Rosja prawie 8 proc., Chiny nieprzerwanie parły do przodu. Dzisiaj Rosja produkuje zaledwie nieco ponad 6 proc. tego co USA (PKB 22 bln dolarów) i około 10 proc. tego co Chiny (PKB 15 bln dolarów). Cały PKB Rosji jest zaledwie dwa razy większy niż budżet Pentagonu. Od 2013 roku gospodarka rosyjska się kurczy i obecnie jej PKB to minimalnie ok. 1,4 bln dolarów według danych Banku Światowego. Udział Rosji w światowej produkcji to zaledwie niecałe 2 proc., a według Międzynarodowego Funduszu Walutowego w ciągu kilku najbliższych lat jeszcze spadnie.

Większymi gospodarkami są nie tylko wspomniane wcześniej kraje europejskie, ale także Indie, które według prognoz w dalszej przyszłości przejmą pałeczkę lidera. Rosja gospodarczo zmarginalizowała się na własne życzenie.

Oprogramowanie, linie produkcyjne, roboty, komputery, laptopy, smartfony, samochody, samoloty, w ogóle technologie produkowane są przez firmy zachodnie, japońskie, chińskie, koreańskie czy hinduskie. Najbardziej znane i jedyne kojarzone na świecie rosyjskie marki to koncerny naftowe czy gazowe. Wyjątkami są może Kasperski i Luxoft w dziedzinie software’u i oczywiście Kałasznikow, MIG czy Suchoj w zbrojeniówce. Gospodarka. Można do tego dodać komponenty tytanowe czy lasery przemysłowe dostarczane zachodnim koncernom. Jak na największy kraj z nieograniczonymi zasobami to praktycznie nic. Rosja na świecie kojarzona jest raczej z nazwiskami oligarchów i ich majątkami. Tworzy znikomą wartość dodaną. Ma zwyczajnie niewiele do zaoferowania oprócz surowców i broni. Świat tymczasem oddala się coraz bardziej. Rozwój technologiczny postępuje w wykładniczym tempie i kraje będące w jego głównym nurcie są coraz bardziej poza zasięgiem dawnego supermocarstwa. Tradycyjne surowce energetyczne będą z czasem tracić na znaczeniu w miksie na rzecz energetyki zrównoważonej i zapewne jądrowej. A nawet jeśli nie, to konkurencja na polu tradycyjnych paliw jest coraz mocniejsza. Kolejne kraje inwestują w technologie pozwalające sięgnąć głębiej, po nowe zasoby, aby uniezależnić się od dostawców.

Rosja, jak wspomnieliśmy, postawiła na ekstensywną ścieżkę rozwoju. Z własnego wyboru. Tak zresztą rozwijała się za czasów carskich, będąc jednym z ostatnich państw feudalnych. Podobnie było za czasów ZSRR, który czerpał z wianuszka krajów satelickich, podobnie jest teraz. Ekstensywny model rozwoju zamiast wzrostu wydajności potrzebuje nowych zasobów. A te kraj może pozyskać poprzez podbój innych. To jest powód wojny w Ukrainie. Nie chęć odbudowy się w roli supermocarstwa, bo nawet w Moskwie zdają sobie sprawę, że to już stracona pozycja (poza arsenałem jądrowym). Rosja w obecnym modelu gospodarczym, w którym z własnej woli utkwiła, nie ma wiele do zaoferowania światu, ale też swoim obywatelom, którzy niestety mamieni propagandą, żyją w przekonaniu wielkości swojego kraju i misji, jaką ma rzekomo do spełnienia. Dlatego dopóki Rosja ma jeszcze siły, musi zafundować im spektakl w postaci jakiegoś podboju. Koszty niestety są porażające.

Gospodarczy dystans dzielący Rosję od USA, Chin, UE, w przyszłości Indii będzie się powiększał. Można powiedzieć, wprost proporcjonalnie do długości stołów, przy których prezydent Rosji przyjmuje swoich notabli i delegacje zagraniczne. Im dłuższy stół, tym mniejsze supermocarstwo.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rossija. Mocarstwo tracące na znaczeniu z własnego wyboru - Dziennik Bałtycki

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia