Rzeszów. Festiwal polonijny pod lupą SB [ZDJĘCIA]

Szymon Jakubowski
Tradycyjny korowód zespołów polonijnych ulicami_Rzeszowa.
Tradycyjny korowód zespołów polonijnych ulicami_Rzeszowa. Archiwum
Esbek raportował na temat festiwalowych gości: „Oprócz tego, że piją alkohol w dużych ilościach do późnych godzin nocnych, nie zanotowano jakichś negatywnych zjawisk”.

W lipcu 1969 roku do Rzeszowa zawitały setki uczestników I Światowego Festiwalu Polonijnych Zespołów Artystycznych. Dla mieszkańców regionu było to ogromne wydarzenie, zwłaszcza że po raz pierwszy w takiej liczbie przyjechali rodacy mieszkający na co dzień za „żelazną kurtyną”. Ten pierwszy festiwal, organizowany przez oficjalne towarzystwo „Polonia”, władza postanowiła wykorzystać i połączyć z obchodami 25-lecia PRL, by zaprezentować światu jak najlepsze swoje oblicze. Nie przypadkiem imprezę zorganizowano w okolicach 22 lipca, najważniejszego wówczas święta państwowego.

Pod czujnym okiem SB

Impreza, która przyciągała m.in. setki Polaków mieszkających w krajach kapitalistycznych, była każdorazowo kontrolowana przez SB. Służby starały się zapobiegać zarówno ewentualnym „wrogim socjalizmowi wystąpieniom”, jak i zwykłym aktom przestępczym. W czasie przygotowań do festiwalu za pośrednictwem polskich ambasad i konsulatów zbierano szczegółowe informacje o poszczególnych zespołach i czołowych działaczach polonijnych. Ich poglądach politycznych i stosunku do PRL, kontaktach rodzinnych i towarzyskich z ojczyzną. W akcje zaangażowane były m.in. departamenty I (wywiad) i II (kontrwywiad) Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Sprawdzano ewentualne powiązania niektórych działaczy z zachodnimi służbami specjalnymi, rozpoznawano osoby, które można byłoby wykorzystać w pracy szpiegowskiej. Niewykluczone, że werbunek mógł być udany, skoro skala zainteresowania SB była duża. W czasie tylko jednego z festiwalu wytypowano i sprawdzano 40 osób, które wzbudziły zainteresowanie wywiadu PRL.

Inwigilacją objęto także mieszkańców Rzeszowa i innych miejscowości, gdzie mieli przebywać Polonusi. Na celowniku milicji i służb byli pokątni handlarze walutą, miejscowa chuliganeria, jak również osoby, który - w opinii władz - mogły w niecnych celach nawiązywać kontakty z Polonusami. Wskazywano na nieporozumienia wśród organizatorów. W jednym z raportów SB z 1969 roku znajdujemy taki zapis:

„Jest (…) za dużo osób do rządzenia, a za mało do roboty. Brak jest np. portierów i stróżów nocnych. Z tych przyczyn w dn. 5 bm w czasie uroczystego otwarcia Festiwalu złodziej okradł pokój francuskiego uczestnika festiwalu. Osoby z miasta, głównie młodzież nawiązuje kontakt z uczestnikami Festiwalu. Kontakt ten odbywa się <
>

>. Były wypadki wchodzenia do pokoi prze okno i picia wódki. Zachodzi podejrzenie, że rzeszowscy waluciarze nawiązali kontakt z uczestnikami Festiwalu, bowiem nikt nie zgłosił do wymiany dewiz, a posiadają już sporo polskich pieniędzy”.

Pierwszy festiwal okazał się nad wyraz udany. Frekwencja dopisała, goście wyjeżdżali zadowoleni, władza propagandowo zaprezentowała się z dobrej strony. Nie zanotowano poważniejszych incydentów, zdecydowano więc o kontynuowaniu imprezy.

Spór o święcenie szkoły

Trzy lata później, w lipcu 1972 roku, zorganizowany został II Światowy Festiwal Polonijnych Zespołów Artystycznych. Zgłosiły się 24 zespoły, łącznie ponad 800 osób. Szczególną uwagę SB przykuła wówczas sprawa mająca tylko pośredni związek z imprezą.
Otóż 16 lipca 1972 roku w podrzeszowskim Hyżnem zaplanowano otwarcie szkoły podstawowej, której nadano imię gen. Władysława Sikorskiego. Budynek szkoły powstał przy wsparciu finansowym hyżneńskich Polonusów ze Stanów Zjednoczonych, którzy przy okazji festiwalu chcieli też wziąć udział w otwarciu placówki. Problemem dla władz stał się fakt, że zarówno emigranci, jak również mieszkańcy chcieli, by budynek został poświęcony, co w ówczesnych realiach było nie do pomyślenia. Funkcjonariusze robili wszystko, by nie dopuścić do połączenia otwarcia szkoły z ceremoniałem kościelnym, umniejszając przy tym wkład emigrantów w powstanie szkoły. Już kilka miesięcy przed uroczystością SB przeprowadziła rozmowę z proboszczem, radząc mu nieangażowanie się w sprawę.

Ostatecznie stanęło na tym, że rano w Hyżnem odbyła się msza św. w intencji gen. Sikorskiego, po której dopiero nastąpiło uroczyste, świeckie otwarcie szkoły. Obecni na miejscu esbecy odnotowali w raporcie słowa przemyskiego biskupa pomocniczego Tadeusza Błaszkiewicza, który w czasie kazania dał wyraz niezadowoleniu z postawy władz mówiąc:

- Niestety, nie możemy dzisiaj szkoły poświęcić jak pragnęli i chcieli przedstawiciele Polonii. Ale skoro nie możemy murów uświęcić, ani ławek, ani okien, ani miejsca - chcemy ażeby uświęcić dusze nasze, ojców i matek. Biada temu, który narusza tę wolność człowieka przez przymus, przez szykanowanie, przez tajne rozporządzenia…

Naprzeciw „wrogim elementom”

SB bacznie przyglądała się nie tylko przyjezdnym, ale i miejscowym. Pod lupą znalazły się osoby organizujące festiwal. W jednym z raportów SB czytamy: „W okresie poprzedzającym Festiwal dokonano rozeznania osób wchodzących w skład komitetu organizacyjnego i obsługi Festiwalu. W wyniku rozeznania stwierdza się, że żadna z tych osób nie pozostaje aktualnie w zainteresowaniu operacyjnym. Osoby te cieszą się nienaganną opinią”.

Poprzez sieć agenturalną (w której nie brakowało osób bezpośrednio związanych z organizacją festiwalu) przyglądano się uczestnikom imprezy, szczególnie tym pochodzącym z krajów kapitalistycznych. Sprawdzano ich wcześniejsze kontakty z krajem. W 1972 roku Służba Bezpieczeństwa spodziewała się, że na festiwal przyjedzie ponad 50 aktywnych działaczy polonijnych, a wraz z nimi setka osób towarzyszących. Ponieważ większą część emigracji cechowały nastroje antykomunistyczne, tu dopatrywano się możliwych problemów. Na rzeszowskiej imprezie mieli pojawić się również przedstawiciele ambasad państw kapitalistycznych i grupa zachodnich dziennikarzy, co jeszcze bardziej wzmagało czujność SB, która raportowała:

„Wśród uczestników mogą być osoby, które w okresie pobytu w Rzeszowie mogą nawiązywać podejrzane kontakty, czynić próby zdobywania informacji interesujących obce wywiady, kolportażu wrogiej literatury itp.”

Szczegółowo przyglądano się zwłaszcza osobom, które przyjeżdżały kolejny raz na festiwal, zaś podczas poprzedniej imprezy nawiązały tu kontakty i chciały je podtrzymywać. Ostatecznie żadnej „wrogiej” działalności nie stwierdzono. Jednym z nielicznych incydentów było zatrzymanie dwóch uczestników, obywateli USA, fotografujących jednostkę wojskową na ulicy Lwowskiej, a w zasadzie… gimnastykujących się żołnierzy. Skończyło się na ostrzeżeniu i zarekwirowaniu filmu.

Festiwal w przeddzień festiwalu „Solidarności”

Z innymi problemami SB musiało się borykać w czasie piątej edycji festiwalu w 1980 roku. Kraj pogrążony był w kryzysie, rozpoczynały się strajki, które ostatecznie doprowadziły do powstania „Solidarności”, aktywizowała się opozycja. Tu już służby miały pełne ręce roboty.

W raporcie SB z tego okresu czytamy: „Sytuacja operacyjna od ostatniego festiwalu uległa zasadniczej zmianie. W związku z rozwijającą się na terenie kraju działalnością antysocjalistyczną również na naszym terenie uaktywniły się osoby, które prowadzą działalność szkodliwą politycznie. (…) Oprócz tego na terenie miasta od kilku miesięcy notuje się wrogą działalność nieustalonych dotychczas osób wyrażającą się kolportażem wrogich pism i ulotek i sporządzaniem napisów”.

Wśród osób stanowiących potencjalne zagrożenie wymieniano ówczesnych lokalnych działaczy opozycji demokratycznej: Janusza Szkutnika, Elżbietę i Tadeusza Kensy, Janusza Luberę z Rzeszowa i Jana Drausa z Kolbuszowej. SB za cel swych działań stawiała: „uniemożliwienie elementom antysocjalistycznym dotarcia do uczestników, rozpoznawanie zachowania uczestników, ochrona kontrwywiadowcza, ujawnianie przestępstw dewizowych czy kryminalnych”.

Podejrzewano, że wśród biorących udział w festiwalu „mogą być osoby w stosunku do których istnieje uzasadnione podejrzenie o utrzymywanie kontaktu ze służbami specjalnymi krajów kapitalistycznych”. Ostatecznie okazało się, że żadne „wrogie elementy” tym razem nie miały zamiaru przeszkadzać w spokojnym przebiegu festiwalu, ale niektóre fragmenty raportów i spostrzeżenia esbeków i milicjantów są nader ciekawe.

Uwadze służb nie mogły ujść głosy niezadowolenia płynące zarówno od uczestników, jak i pracowników obsługi. W notatce służbowej z 18 lipca 1980 roku czytamy: „Kierowcy obsługujący festiwal (przeważnie z Orbisu) zaprotestowali przeciwko warunkom jakie im stworzono w Domu Spółdzielczym Promień i przenieśli się do hotelu Rzeszów. Z wymienionymi organizatorzy mają dużo problemów od początku festiwalu”.

Problemy ze… stróżami porządku

Kłopoty potrafili sprawić nawet… ludzie z aparatu bezpieczeństwa. W jednej z notatek znajduje się informacja o przesiadywaniu będącego na służbie funkcjonariusza MO na portierni Domu Studenckim „Ikar”, gdzie w dodatku pił on alkohol z portierem.
Jak się okazuje z lektury esbeckich dokumentów, w czasie festiwalu „stróże porządku” nieraz sprawiali więcej problemów niż uczestnicy. Oto w nocy z 19 na 20 lipca 1980 roku o 2.30 do DS „Akapit” weszło trzech mężczyzn: jeden mundurowy i dwóch cywilów. Tłumaczyli, że są służbowo i chcą przeprowadzić kontrolę. Akurat na dole siedzieli uczestnicy festiwalu, głośno śpiewając. Jeden z cywili (jak się okazało, dzielnicowy), znajdujący się w dodatku pod wpływem alkoholu, usiłował legitymować bawiących się. Doszło do scysji z portierką, której pijany funkcjonariusz za zwrócenie uwagi kazał dmuchać w „balonik”. tłumacząc to chęcią przeprowadzenia kontroli.

Innego dnia do studenckiego klubu „Plus” w czasie dancingu przyszło dwóch milicjantów w towarzystwie cywila. Polecono kierownikowi, by ów cywil zawsze był wpuszczany do środka bez legitymowania. Do ostrej scysji między nim a umundurowanym milicjantem doszło, gdy tajniak zaczął przeszukiwać pozostawioną w lokalu kurtkę. Okazało się, że obydwaj byli po alkoholu. Wszystkie tego typu sprawy kierowane były do zwierzchników. Czy i jakimi konsekwencjami się zakończyły, nie wiemy.

„Zdobywanie Bastylii”

W festiwalowych raportach można poczytać dużo o imprezach zakrapianych alkoholem. Nic dziwnego, uczestnicy traktowali festiwal jako formę zabawy, a i ceny trunków w Polsce były wówczas dla przybyszy z krajów zachodnich bardzo przystępne. Autor szeregu notatek służbowych, niejaki insp. K. Baradziej, raportował na temat festiwalowiczów:

„Oprócz tego, że piją alkohol w dużych ilościach do późnych godzin nocnych, nie zanotowano jakichś negatywnych zjawisk”.

Szczególnie francuscy goście mieli sobie bardzo chwalić polską wódkę i nie mogli zrozumieć, dlaczego w Polsce wszystkie artykuły monopolowe są takie tanie. Tajniacy obecni w pobliżu uczestników festiwalu, także w domach studenckich, gdzie ci byli zakwaterowani, skrzętnie notowali ich opinie. I tak np. francuscy uczestnicy festiwalu zwracali uwagę na „duże kolejki w sklepach mięsnych z wędliną, z czym oni we Francji się nie spotkali”. Polonusi - jak wynika z raportów - mówili „o propagandzie w prasie i telewizji, sugerując, że spowodowane jest to dużym wpływem na polską politykę Związku Radzieckiego, że Polacy boją się rozmawiać o polityce państw socjalistycznych, dlatego że nie występuje tu wolność słowa”.

W opinii esbeków nieco problemów sprawiali pracownicy obsługi. W Domu Studenckim „Akapit” jedna z pań sprzątających miała żądać od obcokrajowców opłat za sprzątanie, tłumacząc to ciężką sytuacją materialną. Autor notatki donosił:

„W trakcie sprzątania pokojów ubiera się w najgorszą odzież i zdejmuje buty. Niektórzy członkowie zespołów faktycznie płacą jej za sprzątanie”.

Inny z informatorów SB miał zastrzeżenia do opiekunki grupy francuskiej, kierowniczki klubu z osiedla Pułaskiego: „Prawie codziennie wozi grupę do tego klubu na dyskotekę, skąd zawsze wraca pijana. Bardzo dużo piją również chłopcy z tej grupy. Przedwczoraj zrobili wielką awanturę. Nazywali to zdobywaniem Bastylii”.

„Kraj, gdzie nie ma papieru toaletowego”

W jednym z domów studenckich wybuchła z kolei awantura, gdy kierowniczka nie zgodziła się, by u członków zespołu z USA przenocowała rodzina z Krosna. Opiekunka zespołu miała wykrzyczeć do niej: „cóż to za zwyczaje, przecież tu nie ma reżimu rosyjskiego!”. Inni goście ze Stanów Zjednoczonych skarżyli się, że po osiedlu akademickim chodził fotograf pobierający za dwa ujęcia zdjęciowe opłatę 10 USD.

Do esbeckich akt trafiła również pilotka autokaru wiozącego festiwalowych gości z Warszawy do Rzeszowa. Przed wejściem do pojazdu miała zwrócić się do pasażerów słowami: „witam serdecznie w kraju, gdzie nie ma papieru toaletowego”.
Problemy sprawiali też nieraz miejscowi usiłujący „integrować się” z Polonusami. Festiwalowi goście narzekali, że na bal powitalny przyszło dużo osób z marginesu społecznego, którzy zakłócali spokój; że brak było służby porządkowej i odpowiednich posiłków. Wielu z nich wcześniej opuściło imprezę.

Bywały i inne problemy, których ślad znajdujemy w esbeckiej dokumentacji. W „Arkusie” zakwaterowano zespół „Krakowiak” z Belgii. Na miejscu okazało się, że w zespole występuje ostry konflikt starszych z młodszymi. Spory dotyczyły tego, kto z kim ma zamieszkać. Kilka osób w proteście odmówiło pójścia na tradycyjny korowód otwierający festiwal.

Festiwal z 1980 roku zbiegł się z zaczynającymi się 19 lipca igrzyskami olimpijskimi w Moskwie. Esbecy skrzętnie notowali, że wśród amerykańskich gości kursowała anegdotka, iż olimpijska maskotka - miś „Miszka” - ma bardzo zatroskaną minę z powodu braku drużyny USA (kraje zachodnie w większości zbojkotowały igrzyska w proteście przeciw radzieckiej interwencji w Afganistanie).

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rzeszów. Festiwal polonijny pod lupą SB [ZDJĘCIA] - Nowiny

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia